Koniec poddaństwa w Prusach (prawie)

Prusy jako pierwsze z rozbiorców Rzeczypospolitej zniosły poddaństwo chłopów. Być może to po ich doświadczeniach w następnych uwłaszczeniach zaznaczano za odszkodowaniem. W Prusach był to wpływ oświecenia. Choć Fryderyk Wielki nie myślał pewnie nawet o nadaniu wolności osobistej chłopom to też pewnie wpłynął na ich los. Nakazał przecież by sądy posiadały księgi kodeksowe i stosowały się do ich zapisów. Jednak wstąpienie na tron Fryderyka Wilhelma III już niosło wiele zmian. Król ten postrzegany był jako „mieszczanin na tronie”. Nie otaczał się bogatym dworem. Unikał konfliktów. Interesował się życiem swoich poddanych.

Z racji „niewiarygodnie wielkiej liczby skarg, jakie otrzymał od chłopów” Fryderyk Wilhelm III zamierzał zlikwidować pańszczyznę w domenach królewskich i wydał taki rozkaz w roku 1799, jednakże wysiłki króla napotkały na zdeterminowany opór Generalnego Dyrektorium, które argumentowało, że zmiany w statusie chłopów w domenach wzbudzą podobne aspiracje wśród chłopów na posiadłościach szlacheckich i wywołają „powstanie najliczniejszej klasy ludności”. Dopiero po roku 1803 Fryderyk Wilhelm przemógł te wątpliwości i polecił prowincjonalnym ministrom rozpoczęcie likwidacji wszystkich pozostałych zobowiązań pańszczyźnianych dla chłopów w domenach królewskich.

Cytat pochodzi z: Christopher Clark, Prusy. Powstanie i upadek, 1600-1947, Warszawa 2009, s. 292

W odróżnieniu od Rzeczypospolitej w Prusach to król był największym właścicielem ziemskim. Staraniem poprzedników Fryderyka Wilhelma III w Prusach nie było ogromnych latyfundiów. Podczas rozbiorów w granicach Prus znalazły się co prawda wielkie własności ziemskie ale Fryderyk Wielki jak mógł, tak im dokuczał. Nie dość, że sprzyjał sprzedaży ziemi przez szlachtę polską to jeszcze wspierał zakupy tej ziemi przez poddanych pruskich niezależnie od ich przynależności stanowej. Zażądał też by właściciele ziemi leżącej w granicach Prus także w tych granicach zamieszkiwali i nie posiadali ziemi poza ich granicami. Koniec. Kropka. Dość wywożenia zysków za granicę.

To co zrobił Fryderyk Wilhelm III w 1803 roku było tylko oczynszowaniem chłopów. Nikt nie dawał im królewskiej ziemi na własność. Jednak na ziemiach pruskich pańszczyzna traktowana była jako forma opłaty wnoszonej przez chłopów za prawo użytkowania części ziemi na cele własne. Nie doszło do zepchnięcia chłopstwa na pozycje niewolnicze.

Ogromną różnicą pomiędzy uwłaszczeniem austriackim i rosyjskim, a pruskim były okoliczności wprowadzenia tych zmian w stosunkach agrarnych. W Rosji i w Galicji zmiany stały się elementem walki z rewolucjonistami. Choć w przypadku Rosji inaczej to wyglądało na jej ziemiach rdzennych gdzie uwłaszczenie wprowadzono wcześniej i w innych warunkach niż w części zachodniej imperium. W królestwie pruskim reformy też pojawiły się w sytuacji kryzysowej. Jednak gaszono nią pożar, który tylko się tlił zanim nie rozdmuchał go Napoleon. Kłopoty gospodarcze bez wojen napoleońskich nie stanowiłyby tak wielkiego kłopotu dla państwa. Klęska i obciążenie ogromnymi kontrybucjami wymusiły reformy. Jedną z nich była zmiana stosunków na wsi.

Dwóch urzędników Fryderyka Wilhelma III, krótko po podpisaniu pokoju w Tylży usłyszało od swojego władcy następujące słowa:

Likwidacja poddaństwa była stale moim celem od początku mego panowania. Pragnąłem doprowadzić do niego stopniowo, jednak nieszczęsna kondycja naszego kraju usprawiedliwia teraz, a nawet domaga się szybkiego działania.

Zarys reformy przygotowali Theodor von Schön i Friedrich von Schoetter (współpracownicy Karla von und zum Stein). Wynik prac znalazł się w edykcie październikowym ogłoszonym 9 X 1807 roku. Dokument ten znosił wszelkie ograniczenia w nabywaniu ziemi szlacheckiej. Znosił ograniczenia w dostępie do zawodów. Znosił wszystkie dziedziczne zobowiązania pańszczyźniane. Edykt głosił:

od dnia Świętego Marcina 1810 roku będą jedynie wolni ludzie

Powstała tym samym niejasność. Zniesienie poddaństwa nie musiało oznaczać zniesienia pańszczyzny jeżeli była ona formą zapłaty (czynszu). Z tego powodu władze na Śląsku starały się ograniczyć znajomość treści dekretu. Mimo tych starań latem 1808 roku doszło na Śląsku do chłopskiego buntu. Buntownicy uznali, że zależność w jakiej się znajdują już jest nielegalna.

Brak zapisów dotyczących własności ziemi wielu właścicieli ziemskich potraktowała jako zielone światło do odebrania ziemi użytkowanej przez chłopów. Ordonansem z 14 lutego 1808 roku tą kwestię nieco uściślono: prawa własności zależą od wcześniejszych warunków użytkowania. Dalsze uściślenia, z kwestią odszkodowań dla ziemian przyniosły dopiero kolejne przepisy w 1816 roku. Chłopi mogli ziemię wykupić lub oddać część jako odszkodowanie dla dotychczasowego właściciela.

Nie ruszono za to sprawy sądów patrymonialnych. Ten ostatni bastion władzy szlachty nad chłopstwem utrzymał się do czasów Republiki Weimarskiej. Nie zrealizowano więc w pełni planów reformy, która miała nie tylko pobudzić gospodarkę państwa ale także zbudować społeczeństwo obywateli równych wobec prawa.

Potrzeba istnienia społeczeństwa obywatelskiego też była efektem wojen napoleońskich. Tu nawet w kręgach wojskowych dostrzeżono, że armia, która w ponad 60% składała się z obcokrajowców walczących jedynie dla żołdu jest dobra tylko na paradach. Dezercja w czasie wojny była jej chlebem powszednim. Okupacja francuska jak i nowe porządki graniczne zaprowadzone przez Napoleona rozpaliły ogień patriotyczny we wszystkich stanach nie tylko w Królestwie Prus. Powstanie chłopskie w Tyrolu przyłączonym przez Napoleona do Bawarii było dopiero przedsmakiem tego co miało się wydarzyć na tyłach sił francuskich i sprzymierzonych w momencie ich wyraźnej słabości. Powszechnie komentowano działania partyzantów na Pówyspie Apenińskim i w Hiszpanii. W Prusach zaś reformy szkolnictwa Wilhelma von Humboldta przygotowywały rzesze młodych patriotów pochodzących ze wszystkich stanów społecznych.

Poddaństwo chłopów – temat powraca

Nadal czytam Prusy. Powstanie i upadek 1600-1947 C. Clarka. Jego obraz wsi na wschód od Łaby pasuje do znanych już ze szkoły schematów. Opisując junkrów w XVi i XVII wieku Clark pisze na stronie 162:

Zdobyli na przykład prawo zakazania chłopom opuszczania swych gospodarstw bez pozwolenia czy też sprowadzenia z powrotem (jeśli to konieczne – siłą) chłopów, którzy uciekli i zamieszkali albo w mieście, albo w innym majątku. Domagali się także, i stopniowo zdobyli, prawa do narzucania obowiązków pracy na swoich chłopskich „poddanych”

Autor dostrzega przeciwieństwo tego procesu do zmian zachodzących na zachodzie Europy. Ja widzę podobieństwo do zmian zachodzących u wschodniego sąsiada Prus. Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy Clark przyjmuje, że chodzić tu może o dość świeże osadnictwo na tych terenach – po wojnach szwedzkich i pustoszących ziemię zarazach lat 1709-1710. Także dostrzega rolę miast, które wyludnione tak samo jak wsie sprzeciwiały się rosnącym ograniczeniom wolności chłopów i zachęcały zbiegłych do osiedlania. Ostatecznie jednak junkrzy stanowili prawo i posiedli pełnię władzy nad swoimi poddanymi – prawie.

Dlaczego prawie? Po pierwsze przeciwko władzy junkrów występował sam elektor. Początkowo nie posiadał wystarczająco silnej władzy by ograniczyć prawa ziemian. Jego możliwości wciąż jednak rosły. Po drugie chłopi stawiali czynny i bierny opór. Po trzecie zaś junkrzy nie posiadali aż takiej władzy by przeciwstawić się chłopskim protestom. Zmuszeni byli zatrudniać pracowników najemnych.

Bierny opór chłopski przejawiał się w sabotowaniu prac pańszczyźnianych. Liczba skarg na ich spóźnianie się do odrabiania pańszczyzny, przysyłanie dzieci zamiast stawianiu się osobiście, używanie za małych wozów czy przemęczonych i osłabionych zwierząt do prac dworskich wskazuje na powszechność tej formy oporu. Opór czynny to nie tylko groźby pod adresem nadzorców ale i składanie skarg do sądów na samowolę panów. Tu nie tylko chłopi potrafili występować solidarnie kilkoma wsiami i nie ulegali przemocy w postaci kar wymierzanych przywódcom buntów. Mieli także sprzymierzeńców którzy potrafili spisać ich skargi i wysłać dostarczyć je w odpowiednie ręce. Sprzymierzeńcami bywali i proboszczowie i nawet ekonomowie dworscy.

W Rzeczypospolitej na pomoc taką liczyć chłopi raczej nie mogli. To co różniło oba te państwa to klasa z jakiej pochodzili urzędnicy. W państwie pruskim proboszczami czy ekonomami w majątkach byli albo mieszczanie albo nawet wykształceni chłopi. Na wschodzie stanowiska te częściej obsadzali zubożali szlachcice. Tu mogła funkcjonować solidarność klasowa. No i proces ograniczania wolności chłopskiej w Rzeczypospolitej zaszedł dalej, a mieszczanie im się nie przeciwstawiali. W Prusach Wschodnich – jak podaje Clark – pod koniec XVIII wieku z 61000 gospodarstw wiejskich 13000 należało do potomków wolnych osiedleńców. W wielu majątkach zatrudniano wyspecjalizowanych pracowników. Poddaństwo nie było więc powszechne choć postrzegano je jako pożądane.

Gdy w roku 1752 jeden z von Arnimów odziedziczył część majątku w Böckenbergu w Uckermark, odkrył, że pola były zarośnięte cierniem i „zostały doprowadzone do najlichszego stanu pracą chłopów”. Von Arnim zdecydował zbudować za własne pieniądze domy i zasiedlić ziemię rodzinami płatnych robotników pracujących bezpośrednio dla niego.

Innym zagadnieniem poruszonym przez Clarka jest rola kobiet. I w rodzinach junkierskich i na wsi kobiety zostały wg niego zepchnięte na dalszy plan dopiero w XIX wieku. Wcześniej niejednokrotnie to one zarządzały majątkami, czy prowadziły „interesy”. Nie potrafię jednak zweryfikować tych twierdzeń. Za mało znam prac w których zwrócono uwagę na społeczną rolę kobiet i jej zmiany na przestrzeni wieków. Faktem pozostaje, że obraz matrony wyszywającej serwetki jest szeroko znany jak i na pewno fałszywy.

Szwedzka mogiła

Dużo tych szwedzkich mogił. Dopiero teraz czytając Prusy. Powstanie i upadek 1600 – 1947 Christophera Clarka zwróciłem uwagę na pewną ich wspólną cechę. One są szwedzkie bo dla ludzi, którzy je tak nazywają historia miejsca w którym mieszkają zaczęła się po szwedzkich najazdach. Tak jak ziemie Rzeszy Niemieckiej po wojnie trzydziestoletniej tak i ziemie Rzeczypospolitej po powstaniach kozackich i potopie szwedzkim zostały tak wyludnione, że zaczęto zasiedlać pustki. Ludność napływowa, osadnicy, nie znała przeszłości okolic w których zamieszkali. Wiedzieli jednak, że pustki powstały po szwedzkich wojnach.

W okolicy Puław ze Szwedami wiąże się cmentarz w Drzewcach. Wiele „szwedzkich kopców” ma znacznie starszy, nawet prehistoryczny rodowód. Ale jeżeli Szwedom przypisujemy tak znaczne zniszczenia to czy podobnie jak z mogiłami i „szańcami szwedzkimi” nie jest z wieloma dawnymi budowlami? Wkoło zamki poniszczyli Szwedzi. Ale czy na pewno oni? Może tylko tak krótka jest pamięć? Trwała ruina w Kazimierzu Dolnym, widocznie nietrwała ruina w Bochotnicy, częściowo zrekonstruowana ruina w Janowcu, zamek w Puławach, zamek w Końskowoli… Czy to wszystko zniszczyli szwedzcy najeźdźcy? Może już i oni zastali tu ruiny?

Nieoczekiwany koniec lata

Sobota – plany były wielkie i tylko z każdą chwilą malała nadzieja na realizację. Prognozy pogody niezmiennie wskazywały na deszcze, silny wiatr i chłód. Ostatecznie sobota była przesiedziana przy komputerze. A nie tak miało być. W niedzielę już nigdzie daleko się nie skoczy. Muszę brać pod uwagę poniedziałkowe poranne wstawanie. Więc zamiast Roztocza trzeba było wymyślić coś na szybko.

Niedziela- najpierw szybki wyskok za miasto w celu poznania warunków. O 9 rano jeszcze nie było za ciepło ale wyskakujące co jakiś czas słońce pokazało mi, że nie ma co jeszcze szaleć z ubraniami na chłodniejsze warunki. Po powrocie planowanie. Że też to wszystko musiało być w biegu. Dzień leciał a ja jeszcze nie wyjechałem. Stanęło na tym, że ruszyć miałem na poszukiwanie cmentarzy wojennych w stronę Bychawy. W samej gminie Strzyżewice miało być ich 5. Ale wcześniej też miałem kilka w okolicy. Wcale nie byłem pewien czy do Strzyżewic dojadę. Już dochodziła 11. Dochodziło też niebezpieczeństwo, że nie dam rady wrócić szybko gdy się zagalopuję – wiatr wiał na wschód, więc powrót wypadał mi pod wiatr.

Na pierwszy ogień poszły Wierzchowiska. Spiesząc się zapomniałem map ale trochę pamiętałem. Cmentarz udało mi się namierzyć wcześniej przy użyciu map Geoportalu. Inaczej bym nie trafił. Informacje były zbyt skąpe. Wsi o nazwie Wierzchowiska w sumie 3. Którą więc mieli na myśli autorzy spisu cmentarzy? Wyszło na to, że Wierzchowiska Stare. Cmentarz znajduje się w lesie. Choć na mogiłach nie ma krzyży sam cmentarz jest zadbany.

Obrazek

Było tak jakoś smutno mimo tego, że słońce świeciło ostro. Cmentarz otoczony wałem i rowem. Na rowie wzniesione ogrodzenie. Mogiły w równych szeregach. Wyraźnie widoczne. Jak na apelu.

Wzdłuż boków cmentarza przebiegają drogi leśne. Przyjechałem od strony pól. Wyjechać chciałem najkrótszą drogą do asfaltu. Opony szosowe nie spisują się dobrze na piachu. Pierwsza wybrana droga wyprowadziła mnie na … pola. Wróciłem i szczęśliwie przy cmentarzu spotkałem kogoś na rowerze. Zaczepiony jegomość na szczęście znał teren i wskazał najkrótszą drogę. Pamiętałem że niemal do samego asfaltu miałem jechać przez las. To było powodem wcześniejszego zawrócenia po dojechaniu do pól. Jak mi wyjaśnił już i tam byłem kilkaset metrów od szosy tylko tam przebiega ona w obniżeniu terenu dlatego jej nie widziałem. W końcu jednak znalazłem się na czarnej szosie wyjeżdżając z lasu obok kościoła w Wierzchowiskach Starych. Teraz jak patrzę na mapę widzę wyraźnie, że za pierwszym razem zamiast do Wierzchowisk Starych jechałem do Wierzchowisk Dolnych. Grunt, że udało mi się powrócić na główną drogę w Wierzchowiskach Górnych.

Jadąc dalej miałem na celu dojechanie do Niedrzwicy Kościelnej. W spisie jest tam umieszczony cmentarz przy przystanku PKP. Ale najpierw musiałem dojechać. Nie chciałem jechać przez Niedrzwicę Dużą – tamtędy planowałem powrót. Dlatego nie zakręciłem za Łączkami w lewo przy cmentarzu z Wielkiej Wojny, znanym mi już od dawna. Pojechałem do Borzechowa. Tu zakręt w lewo w drogę, którą jeszcze nigdy wcześniej nie jechałem. Drogowskazy mówiły, że dojadę do Niedrzwicy Kościelnej. I tak było. Zaraz na jej początku ruszyłem w lewo między torami kolejowymi, a cmentarzem parafialnym. Nie miałem pojęcia gdzie znajduje się przystanek PKP. Zakładałem jednak, że będzie to w okolicy toru kolejowego :)
Jak się przekonałem po ok. kilometrze, wybrałem zły kierunek. Skończyły się zabudowania i zaczynał się las. Wykonałem więc zwrot i ruszyłem w stronę przeciwną. Po pewnym czasie dostrzegłem latarnie stojące przy torze. Tak więc przystanek znalazłem ale jak zobaczyłem na miejscu nie znalazłem cmentarza. Znów skorzystałem z pomocy spotkanych ludzi. Na przystanku czekała na pociąg kobieta i zapewniła mnie, że cmentarza tu nie ma. Powiedziała jednak też, że cmentarz znajduje się dwa przystanki dalej w Majdanie. Kierunek mi odpowiadał – w stronę Niedrzwicy Dużej. Szybko więc dojechałem do miejsca w którym poprzednio zawróciłem. Dopiero teraz zauważyłem, że biegnie tędy zielony szlak rowerowy. W lesie więc trzymałem się jego oznaczeń. Tak przejechałem przez las, a następnie w stronę torów kolejowych, które zdążyły się ode mnie oddalić. Wjechałem do Niedrzwicy Dużej i pewnie bym tędy tylko przeleciał gdyby nie wyraźny znak szlaku rowerowego w bok. Wskazywał na zamknięty budynek dworcowy. Przed nim jednak był otoczony metalowym niskim płotkiem teren z metalowymi krzyżami i tablica informacyjna. To właśnie był ten poszukiwany przeze mnie cmentarz. Nie w Niedrzwicy Kościelnej jak napisano w spisie, ani nie w Majdanie jak się dowiedziałem w Niedrzwicy Kościelnej.

Obrazek

Z informacji na tablicy wyczytałem, że chowano tu żołnierzy z transportów wiozących rannych na tyły frontu. W okresie międzywojennym przeniesiono tu zmarłych z innego jeszcze cmentarza wojennego. Na pewno cmentarz był większy. Przez lata zmalał. Ale nie zniknął.

Dochodziła już 16. Uznałem, że czas rozpocząć powrót. Po przejechaniu przez Bełżyce jeszcze chciałem tylko odnaleźć mogiłę zbiorową na cmentarzu w Wojciechowie. Wydawało się proste. Tak jakbym nie pamiętał jak to w Żyrzynie i Janowcu kwatery wojenne poznikały. W Puławach też przecież nie jest o wiele lepiej. Z dużej kwatery pozostała jedna tablica. Jednak postanowiłem z marszu odnaleźć kwaterę w Wojciechowie. Opis miejsca tak jak go pamiętałem (notatek nie wziąłem) wydawał się jasny. Miało to być w środkowej części cmentarza ok. 8 m od alei głównej. Tylko strony nie pamiętałem. Na miejscu już tak prosto nie było. Żadna mogiła nie wyglądała na zbiorową. Zapytałem na miejscu pewną kobietę o to, czy wie coś o takiej mogile i czy cmentarz był powiększany. Mogiły nie znała, cmentarz powiększano w kierunku północnym. Uznałem więc, że szukać mam w części południowej. Teraz gdy widzę opis wiem, że szukałem z dobrej strony. Znalazłem wiele mogił bez nazwisk ale były to ubmurowane pojedyncze mogiły. Więc pewnie to nie to. Może jeszcze kiedyś spróbuję. Poszukiwania zainteresowały i moją informatorkę, też trochę szukała – bezskutecznie jak i ja.

Powrót nie należał do lekkich. Wiatr się wzmógł. Zaczął popadywać deszcz. Ochłodziło się wyraźnie. No i zaczynało się szybko ściemniać. Ale za Rąblowem jeszcze zdążyłem dojechać do krzyża, którego lokalizacja wydaje mi się bardzo malownicza tylko nie potrafię wykonać ujęcia, które oddałoby to moje wrażenie. Mimo tego wciąż próbuję.

Obrazek

Wybrałem przejazd przez Celejów i Pożóg. Droga z Bochotnicy do Puław wieczorem w niedzielę wydawała mi się zbyt niebezpieczna. Nie wiem czy dobrze wybrałem. Na wybranej drodze też był bardzo duży ruch. Podobno przez holenderskie miasteczko ludzie nie chcę jeździć. Dlatego wolą na około. Mimo tego szczęśliwie powróciłem by móc dziś – tj. we wtorek – zająć się zgrywaniem czarnego albumu Omegi. Szkoda, że nie śpiewają na tej dwupłytowej składance po węgiersku, mimo tego jest tak inaczej, bo może z lenistwa już drugi dzień słucham utworów Hindemitha (kwartetów i nie tylko). A zgrywając znalazłem czas by popisać. Blog wciąż aktywny :)

Statut kaliski i nie tylko

Statut Kaliski

  1. Kiedy jest sprawa przeciwko żydowi, nie może przeciw niemu świadczyć chrześcijanin sam, lecz razem z innym żydem.
  2. Kiedy chrześcijanin pozywa na żyda o zastaw, żyd zaś utrzymuje, że żadnego nie wziął, wtedy żyd przysięgą się uwolni.
  3. Kiedy chrześcijanin utrzymuje, że na zastaw od żyda mniej pieniędzy otrzymał, aniżeli żyd teraz żąda, żyd przysięgą dowód złoży.
  4. Kiedy żyd, nie mając świadków, utrzymuje, że chrześcijanin zastaw wypożyczył chrześcijanin się odprzysięże.
  5. Prócz rzeczy kościelnych i krwią zabarwionych wolno żydom wszystko brać w zastaw.
  6. A gdyby zastaw jaki był kradziony, żyd się odprzysięże, że o kradzieży nie wiedział, a chrześcijanin winien mu kapitał na zastaw ten wypożyczony z procentem zapłacić.
  7. Kiedy zastaw chrześcijanina przez ogień lub kradzież u żyda zginie, żyd od nalegającego chrześcijanina przysięgą się uwolni.
  8. Żydzi w sporach swoich (tj. między sobą) wyłączeni są spod sądów miejskich; zostają pod opieką króla lub wojewody.
  9. Za zranienie żyda, słuszna kara i koszta kuracji.
  10. Za zabicie żyda słuszna kara i konfiskata majątku.
  11. Za uderzenie żyda kara zwyczajna w kraju.
  12. Żydzi ceł większych od mieszczan nie płacą.
  13. Od przewożonych zmarłych nic nie płacą.
  14. Chrześcijanin niszczący cmentarz oprócz kary zwyczajnej majątek traci.
  15. Rzucający kamieniem na szkołę żydowską odda wojewodzie dwa funty pieprzu.
  16. Gdy żyd u swojego sędziego ulegnie karze, która się „wandel” nazywa, zapłaci mu funt pieprzu. („Wandel” wina pieniężna).
  17. Gdy żyd raz i drugi od swego sędziego zapozwany, nie stawi się, zapłaci karę zwyczajną, gdy się trzeci raz nie stawi zapłaci karę stosunkowo wyższą.
  18. Za zranienie żyda, żyd płaci karę zwyczajną.
  19. Przysięga na dziesięć przykazań nie powinna być żydowi naznaczoną, tylko o wartość przechodzącą szacunek 50 grzywien srebra, a w mniejszych rzeczach przed szkołą przysięgać będzie.
  20. Gdyby dowodów nie było, kto zabił żyda my żydom damy przeciw podejrzanym prawną opiekę.
  21. Za gwałt na żydzie wyrządzony, chrześcijanin będzie karany podług prawa ziemskiego.
  22. Sędzia żydowski żadnej sprawy przed sąd nie wytoczy, jeżeli do tego przez skargę strony spowodowany nie będzie.
  23. Gdy chrześcijanin odbierze dany żydowi zastaw, a procentu nie zapłaci w ciągu miesiąca, przybywa procent od procentu.
  24. U żyda nikt na kwaterze być nie ma.
  25. Nie wolno jest żydom wypożyczać pieniądze na dobra nieruchome.
  26. Odwodzenie dziecka żydowskiego, jako kradzież uważane będzie.
  27. Zastaw gdy rok i dzień u żyda pozostaje, staje się jego własnością.
  28. W dnie świąt swoich, żydzi nie mogą być przymuszani do oddawania zastawu.
  29. Zastawy od nich gwałtem biorący ściągnie na siebie karę.
  30. Nie wolno żydów oskarżać o używanie krwi chrześcijańskiej.
  31. Występki żydów w ich szkołach sądzone być mają.
  32. W jakiej monecie żyd pożyczał, w takiej żądać może oddania długu z należnym procentem.
  33. Konie żydzi w zastaw tylko we dnie brać mogą.
  34. Mincarzom nie wolno chwytać żydów pod pretekstem, że fałszują pieniądze.
  35. W gwałcie nocnym sąsiedzi żydowi pomoc dać winni pod karą 30 szelągów.
  36. Wolno jest żydom wszystkie towary kupować, chleba i innych żywności dotykać się.

Obecność Żydów w Polsce nie zaczyna się od Statutu Kaliskiego. Ten dokument powstał na potrzeby funkcjonowania już zorganizowanej grupy Żydów w Księstwie Kaliskim. Z czasem podobne statuty pojawiły się w innych księstwach, a za czasów Kazimierza Wielkiego zapisy Statutu zaczęły obowiązywać na terenie jemu podległym. Statut nie przez wszystkich królów był potwierdzany, a Zygmunt Stary oddał jurysdykcję nad Żydami posiadaczom ziem na których Żydzi mieszkali.

Lektura poszczególnych punktów Statutu pokazuje, że Żydzi zostali w nim choć częściowo zrównani w prawach z chrześcijanami. Daje się im prawo do przysięgi przed sądem na równi z chrześcijanami. Wyłączeni spod prawa miejskiego są jednocześnie podlegli prawu księcia/króla lub jego przedstawiciela (wojewoda, starosta). Szczególny nacisk położono na działalność kapitałową z wyłączeniem wymiany walut. Zabezpiecza dostęp do żywności, której Żydzi nie produkowali. Chroni ich przed przemocą. Sądownictwu żydowskiemu pozostawia jedynie drobne wykroczenia.

Można potraktować też ten dokument jako zapis „uciążliwości” z jakimi Żydzi się najczęściej spotykali. Poczynając od niewiary w dawane przez nich słowo, oskarżenia o paserstwo, porywanie dzieci (najczęściej w celu ich ochrzczenia), niszczenie cmentarzy, ataki na domy modlitwy i chedery, odmowa sprzedawania środków spożywczych, pobicia, morderstwa, napady rabunkowe, odmowa zapłaty, nakładanie podwyższonych opłat, a w końcu oskarżenia o używanie krwi chrześcijan i to wszystko jak nie przy udziale sąsiadów to przy ich obojętnym milczeniu.

Jeszcze inny aspekt to stosunek władz miejskich do Żydów. Statut pozbawił miasta dochodów z działalności Żydów. Wyłączył ich też spod prawa miejskiego. Władze miejskie usiłowały więc czasami jak wynika ze Statutu opodatkować choć transport zwłok. Patrycjat mógł co prawda liczyć na dochody z wynajmowania Żydom domów lub ziemi pod domy ale licząc na wyparcie Żydów z handlu i usług najczęściej popierał starania o wprowadzenie przepisów zakazujących osiedlania się Żydów w mieście. Efekt był taki, że Żydzi pojawiali się na działkach lub w budynkach wyłączonych spod działania prawa miejskiego, czyli należących do szlachty lub duchowieństwa. Czasami powstawało w sąsiedztwie miasta osobne miasto żydowskie, z własnymi władzami i rynkiem (np. Przysucha, Parczew), częściej jednak była to dzielnica w istniejącym już mieście.

Zubożałe miasta po wojnach XVII wieku szczególnie były głodne dochodów. Żydzi im ich nie dawali. W oczach mieszczan byli więc pasożytami nie biorącymi udziału w rozwoju miasta i tylko na nim korzystających. Wielkość podatków płaconych przez Żydów nie miała znaczenia skoro wpływały do innej kasy. Wydawać się więc mogło, że wyeliminowanie Żydów zapewni zwiększony zbyt handlarzom i rzemieślnikom nie-żydom.

Zmiana władzy, prawa, państwowości – to wszystko nic w tym zakresie nie zmieniło. Z końcem Rzeczypospolitej odszedł w niebyt i Statut, w którym czasami chciano widzieć nadawanie Żydom przywilejów większych niż miała reszta społeczeństwa. Jednak idea wyparcia Żydów z rynku wciąż była żywa i nie była ideą którą można by nazwać polską. Żyła i jeszcze czasami żyje we wszystkich miejscach gdzie Żydzi są lub gdzie komuś wydaje się, że są.

W dokumentach niemieckich z 1940 roku też można znaleźć odniesienie do zastanych przez okupantów stosunków gospodarczych. W przemówieniu Hansa Franka z 12 września 1940 roku można przeczytać:

…Żydzi Generalnej Guberni nie są wyłącznie zlumpowanym elementem, lecz stanowią niezbędną – ze względu na swój rzemieślniczy charakter – część składową polskiego społeczeństwa. Dla nas było to czymś zupełnie nowym; dziś ten stan rzeczy już nas nie dziwi, lecz Rzesza nadal się w tym nie orientuje. Jest to bardzo ważki aspekt sprawy – wymowny dowód, do czego może dojść, gdy jakiś naród powierza obcoplemieńcom wykonywanie tak ważnych dla społeczeństwa usług. Z naszych założeń wychodząc, nie da się tego problemu rozwiązać na poczekaniu. Nie potrafimy tchnąć w Polaków dostatecznej energii ani zdolności, by mogli zastąpić Żydów. Dlatego też zmuszeni jesteśmy zezwolić rzemieślnikom żydowskim na dalszą pracę…

Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939 – 1945, t. 1: 1939 – 1942, red. Stanisław Płoski, Lucjan Dobroszycki, Józef Garas, Marek Gettem, Leon Herzog, Andrzej Jankowski, Marian Malinowski, Warszawa 1972, s. 249.