Wyobrażam sobie świat w którym o wszystkim decydują przywódcy religijni. W którym spożywa się tylko produkty ze stemplem określonej organizacji religijnej (odpowiednio droższe oczywiście). W którym w rodzinie jedna osoba spędza całe dnie poza domem, a druga osoba zobowiązana jest z racji płci do zapewnienia tej drugiej odpowiednich warunków i zajmowania się domem, dziećmi itd. Świat w którym nie naucza się o świecie, a jedynie o religii i obowiązkach z nią związanych. Świat w którym każdy inny jest… wrogiem? Taki świat istnieje. Kiedyś w Polsce był nawet traktowany przez przybyszów z zachodu jako regionalna atrakcja.
Chasydzi to „barwny” element w opowieściach o czasach przed holocaustem. Ludzie nie z tego świata. Głęboko religijni. Wydaje się czasami, że się do tego świata chasydów zbliżamy gdy przyjeżdżają do Polski na groby cadyków. Tylko się wydaje. Brak kobiet nie znaczy przecież, ze w tym świecie kobiet nie ma. Kobiety nie przyjeżdżają ponieważ takie wyprawy do Polski to pielgrzymki religijne, a kobieta ma inną rolę do spełnienia w życiu społeczności religijnej. Ma zajmować się domem i dziećmi. Święte księgi są dla nich za trudne, a teksty religijne nawet zakazują studiowania ksiąg przez kobiety.
Anka Grupińska w książce „Najtrudniej jest spotkać Lilit: Opowieści chasydek” przybliża czytelnikom świat religijnych ortodoksów. Chodziła po ulicach na których kobiety i mężczyźni starają się nawzajem unikać. Po ulicach na których mężczyźni i kobiety powinni mieć skromnie spuszczony wzrok. Na ulicach, po których często nie jeżdżą nawet autobusy bo to jest świat zamknięty, hermetyczny. Wiele opowieści kobiet szczęśliwych w swoim życiu rodzinnym. Odnieść można wrażenie, że są to ludzie szczęśliwi gdyby nie… gdyby nie podobieństwo do tego co można poczytać o sektach religijnych. Tak jakby światopoglądy chasydek rozmawiających z Anką Grupińską były często ukształtowane w procesie prania mózgu.
Dwukrotnie chyba w książce pojawia się stwierdzenie, że w zamachach giną Żydzi niereligijni, że religijnych to nie dotyczy, że to nie na religijne osiedla spadają rakiety. Jest w tym jakaś wiara w to, ze religijni fundamentaliści się porozumieją, że nie będzie miedzy nimi niezgody. Coś w tym jest. Podobnie przecież dogadują się nacjonaliści. Miałem raz tego próbkę gdy zamieściłem informację o jednej z syjonistycznych organizacji działających w Puławach. Jej nazwa była podobna do organizacji skrajnie prawicowej Żabotyńskiego odezwał się więc jakiś nacjonalista z rewelacją, że to nacjonaliści. Pechowo w tym wypadku byli to syjoniści o poglądach bliskich komunistom. Dla polskiego nacjonalisty najważniejszy było, że to nacjonaliści choć nacjonalizm ten określiłbym na poziomie zbliżonym do nacjonalizmu PPS-frakcja rewolucyjna. Czy to jest nacjonalizm? Jaka jest różnica między nacjonalizmem, a tym co określamy patriotyzmem? Na to pytanie nie odpowiem. Przynajmniej nie teraz. A jaki ma to związek z chasydami? Ogromny. Ortodoksi są przeciwnikami państwa żydowskiego stworzonego przez syjonistów. Chcą państwa religijnego i czekają na nadejście Mesjasza, który takie państwo stworzy.
Teoretycznie Izrael jest państwem świeckim. Ale tylko teoretycznie. Świeckie państwo potrzebowało wsparcia ze strony społeczności religijnej. Otrzymało ją od partii religijnej Agudas Izrael. Partia ta reprezentowała niesyjonistyczne środowisko religijnych Żydów. W okresie międzywojennym była jedną z najliczniejszych partii w RP i jednocześnie jedną z najmniej aktywnych. Syjonistom chodziło o głosy. Religijnym Żydom chodziło zaś o to, by państwo nie było aż tak świeckie. Jeśli fundamentaliści dogadają się z fundamentalistami, a nacjonaliści z nacjonalistami to już nie można się dogadać gdy nacjonalizm odwołuje się do religii, a religia do nacjonalizmu. Mieszanka polityki z wiarą jest nie tylko wybuchowa ale też nie daje podstaw do spokoju. Państwo wyznaniowe i państwo świeckie to nie tylko skrajne podejścia do kwestii państwa, to także dwa światy. W jednym z tych światów nie ma miejsca dla wolności myśli i dla niezależnego myślenia.
Gdy wziąłem pierwszy raz do rąk książkę Izraela Szahaka „Żydowskie dzieje i religia. Żydzi i goje – XXX wieków historii” zostałem od razu poinformowany, że książkę tą sprzedawał jakiś antysemita. Wcale mnie to nie dziwi. Bo chociaż autor jest Żydem to atakuje on gwałtownie ortodoksyjnych Żydów. Atakuje także samo państwo – za uleganie ortodoksji. Wiele twierdzeń zawartych w książce skłoniło mnie do poszukiwania informacji o jej autorze jak i jakichś reakcji na jej publikację. O autorze niemal się nie pisze. Trochę w Wikipedii. Na temat tej książki pisze się zaś niewiele. Zwraca się jednak uwagę, że wiele informacji autora jest nieprawdziwych. Mi też jest trudno uwierzyć, że religia nakazuje Żydom oddawać cześć szatanowi. Zawarta w książce myśl – że Żydzi ortodoksyjni i reszta społeczności żydowskiej znają dwie różne interpretacje tej samej religii – sama podsuwa myśl kolejną: że autor sam zinterpretował to czego nie zna. Nie skreślam jednak całkowicie tej publikacji – jest ważna także dlatego, że skłania do poszukiwań w celu sprawdzenia zawartych w niej treści. Opowieści o ortodoksach w osiedlach na Zachodnim Brzegu nie są przecież wyssane z palca. Religijni nacjonaliści to chyba grupa najagresywniejsza. Są niebezpieczni. To do nich odnosi się wiele uwag dotyczących interpretacji słów o terytorium państwa żydowskiego wg świętych ksiąg.
Mieszanie polityki z religią jest metodą na ciągły niepokój. Nie ma chyba całkiem świeckich państw ale gdy o narodowości człowieka decydują duchowni to już chyba przesada. Nie lubię fundamentalistów. Nie mam za co. Oferują mi świat sekciarski w którym realizuje się „boskie” plany i nie ma czasu na własne zainteresowania. Świat w którym czytanie o czymś innym niż bóg jest zakazane. Świat w którym jest się dożywotnio zwolnionym z myślenia.