Mit założycielski Puław?

Władimir Toporow miał twierdzić, że każde miasto ma swój mit założycielski. Jak to jest w przypadku moich Puław?

W Wikipedii zapisano:

Pierwsza osada w miejscu zajmowanym obecnie przez Puławy została założona na początku XVI w. i obsługiwała przeprawę przez Wisłę.

Od 2. połowy XVII w. Puławy znajdowały się w posiadaniu Lubomirskich. Marszałek wielki koronny Stanisław Herakliusz Lubomirski w latach 1676-1679 wybudował tutaj swoją letnią rezydencję. Jego córka Elżbieta w 1687 r. wniosła Puławy jako wiano do małżeństwa z Adamem Mikołajem Sieniawskim, późniejszym hetmanem wielkim koronnym. Jego sympatia dla Augusta II Mocnego sprowadziła na Puławy w 1706 r. zniszczenia podczas tzw. "drugiego potopu szwedzkiego".

W 1731 r. córka Sieniawskiego Maria Zofia wyszła za mąż za wojewodę ruskiego Aleksandra Augusta Czartoryskiego. Od tego momentu Puławy na 100 lat stały się własnością familii, jak określano wtedy rodzinę Czartoryskich. W tym czasie miejscowość przeżyła swój złoty wiek. W 1761 r. syn Augusta, Adam Kazimierz, poślubił Izabelę Flemming, jedyną dziedziczkę majątku po podskarbim wielkim litewskim Janie Jerzym Flemmingu. W 1784 r., po śmierci Augusta, Adam i Izabela przenieśli się do Puław. W ciągu następnych lat powstało tutaj konkurujące ze stolicą centrum życia kulturalnego i politycznego. Miejscowość zyskała przydomek Polskie Ateny. Na dworze puławskim przebywali niemal wszyscy znani przedstawiciele epoki: Grzegorz Piramowicz, Franciszek Dionizy Kniaźnin, Julian Ursyn Niemcewicz, Adam Naruszewicz, Jan Paweł Woronicz, Franciszek Karpiński, Franciszek Zabłocki, Jan Piotr Norblin, Marcello Bacciarelli, Kazimierz Wojnakowski. Okres rozbiorów przyniósł dla Puław kolejne zniszczenia. W odwecie za wsparcie udzielone Kościuszce przez Czartoryskich w 1794 r. wojska rosyjskie zniszczyły puławską rezydencję i splądrowały okoliczne wsie.

Odbudowę rozpoczęła w 1796 r. księżna Izabela. Wykorzystała przy tym talent architekta Piotra Aignera, przebudowując nie tylko rezydencję, ale też wznosząc szereg budowli ogrodowych w przylegającym do pałacu parku. W jednej z tych budowli, w Świątyni Sybilli, w 1801 r. księżna założyła pierwsze w Polsce muzeum, gromadzące pamiątki narodowe.

Koniec złotego wieku Puław przyniosło Powstanie listopadowe. Tu pułkownik Juliusz Małachowski dokonał brawurowego napadu na koszary rosyjskie, a także w dniu 2 marca 1831 roku rozegrała się zwycięska bitwa pod Puławami.

Po upadku powstania Czartoryscy zostali zmuszeni do emigracji, a majątek uległ konfiskacie. Puławy stały się spokojną, prowincjonalną miejscowością. W roku 1842 dla zatarcia śladów polskości, władze rosyjskie przemianowały Puławy na Nową Aleksandrię. Zapoczątkowany został rozwój placówek naukowo-oświatowych. Kolejno tworzono: w 1844 r. Instytut Wychowania Panien; w 1862 r. Instytut Politechniczny i Rolniczo-Leśny, zamknięty po upadku Powstania styczniowego; w 1869 r. Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa.

W 1906 r. Puławy otrzymały prawa miejskie. W następnym roku do miasta włączono pobliskie wsie: Mokradki oraz Puławską Wieś. W roku 1915 miasto opuściły wojska rosyjskie, potem austriackie. W czasie I wojny światowej Puławy doznały znacznych zniszczeń. W okresie międzywojennym zaczął rozwijać się przemysł, oprócz tego w miejsce dawnego Instytutu Rolniczego, utworzono Państwowy Instytut Naukowy Gospodarstwa Wiejskiego. Powierzchnię miasta powiększono w 1934, przyłączając do niego Włostowice, Rudę Las, Rudę Czachowską oraz Wólkę Profecką. Rozwój miasta przerwał wybuch II wojny światowej, w której zginęła trzecia część mieszkańców.

W 1944 roku Puławy zostały zdobyte przez Armię Czerwoną i przez współdziałających z nią żołnierzy Armii Krajowej.

24 kwietnia 1945 roku zgrupowanie organizacji Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość pod dowództwem Mariana Bernaciaka ps. Orlik rozbiło miejscowy Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.

Powojenną historię zdominowała decyzja o budowie Zakładów Azotowych, podjęta przez polskie władze w 1960 r. Po tej dacie nastąpił znaczny wzrost liczby ludności, zmienił się także charakter miejscowości. Z małego miasteczka Puławy stały się miastem przemysłowym.

Na stronie internetowej Urzędu Miasta w Puławach:

Puławy powstały na początku XVII wieku jako niewielka osada handlowo-rybacka położona u przeprawy przez Wisłę. W latach 1671-76 Stanisław Herakliusz Lubomirski, marszałek wielki koronny, zaczął wznosić na stromym skraju wiślanej skarpy obronny pałac, zaprojektowany przez znanego architekta Tylmana z Gameren. W 1702 roku Puławy stały się własnością rodziny Sieniawskich. W czasie wojny północnej w 1706 roku wojska szwedzkie dowodzone przez króla Karola XII przeprawiły się przez Wisłę i spaliły osadę.

Odbudowę i przebudowę osady pałacowej podjęła Elżbieta Sieniawska i jej córka Zofia, żona Augusta Czartoryskiego. W ten sposób Puławy przeszły w ręce rodu Czartoryskich. To za sprawą tego rodu Puławy stały się znanym ośrodkiem życia politycznego i kulturalnego kraju, zyskując miano „Polskich Aten”. Na dworze księcia Adama Czartoryskiego (syna Augusta) i jego żony Izabeli z Flemmingów przebywali wybitni twórcy i artyści tacy jak: Grzegorz Piramowicz, Franciszek Dionizy Kniaźnin, Julian Ursyn Niemcewicz, Jan Paweł Woronicz, Franciszek Zabłocki i wielu innych. Za sprzyjanie powstaniu Tadeusza Kościuszki caryca Katarzyna II ukarała Czartoryskich spustoszeniem Puław przez wojska carskie. Po powstaniu księżna Izabela podjęła decyzję o odbudowie i znacznej rozbudowie parku. Powstał wtedy Dom Gotycki, Świątynia Sybilli, Brama Rzymska oraz Kaplica wzorowana na rzymskim Panteonie. Pomysłodawcą wszystkich budowli powstałych w tamtym czasie na terenie osady był architekt Chrystian Piotr Aigner. Po upadku powstania listopadowego w 1831 roku dobra puławskie zostały skonfiskowane przez rząd carski, a w 1845 roku Puławy przemianowano na Nową Aleksandrię. W 1862 roku w Puławach powstał Instytut Politechniczny i Rolniczo-Leśny, przemianowany w 1869 roku na Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, który pod nazwą Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa istnieje do dziś. W ten sposób Puławy stały się ważnym ośrodkiem naukowym; tradycję tę wciąż kontynuują liczne instytucje naukowo-badawcze. W roku 1906 Nowa Aleksandria uzyskała prawa miejskie. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku nazwę miasta ponownie zmieniono z Nowej Aleksandrii na Puławy.

W czasie I wojny światowej wojska rosyjskie wybudowały w Puławach drewniany most na Wiśle, który został zniszczony w 1939 roku i odbudowany w pierwszych latach po wojnie. W czasie II wojny światowej w 60% zniszczona została zabudowa miasta. Wraz z decyzją o ulokowaniu w Puławach kombinatu chemii ciężkiej rozpoczął się okres intensywnego rozwoju gospodarczego miasta. Już w okresie międzywojennym Puławy stały się ważnym ośrodkiem naukowym (na bazie utworzonego przez władze carskie w 1869 roku Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego). Aktualnie miasto jest siedzibą wielu placówek naukowych o znaczeniu ogólnopolskim: Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa, filii Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa, Państwowego Instytutu Weterynaryjnego, Instytutu Nawozów Sztucznych, Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii. Gospodarczy charakter Puław wyznacza działalność Zakładów Azotowych „Puławy” SA – największego polskiego wytwórcy nawozów azotowych, melaminy i kaprolaktamu.

W Puławach toczy się także bogate życie kulturalne. Obok wielu imprez lokalnych i regionalnych znalazły tu swoje miejsce cyklicznie odbywające się imprezy o ugruntowanej renomie, znane w kraju i za granicą takie jak: Ogólnopolskie Puławskie Spotkania Lalkarzy, Międzynarodowe Warsztaty Jazzowe, Międzynarodowe Warsztaty Muzyki Kameralnej czy Ogólnopolski Konkurs Tańców Polskich „O Pierścień Księżnej Izabeli”.

Jak widać najwięcej miejsca poświęcono Czartoryskim i ich pałacowi. Życie kulturalne i polityczne toczyło się w pałacu, który był letnią rezydencją książąt Czartoryskich. Zimę spędzali w Warszawie. Jaki był ich sprawczy udział w powstaniu miasta? Czy podobny do również zmitologizowanego Muzeum Czartoryskich? Muzeum jak wiadomo było instytucją prywatną. Jego powstanie ma związek z ideami oświeceniowymi jednak niewielu kolekcjonerów decydowało się na tworzenie instytucji publicznych udostępniających ich zbiory szeroko pojętemu społeczeństwu. Pierwszy był Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Lwowie. Zbiory Czartoryskich udostępniono publicznie dopiero po 1876 r. Do tego czasu najpierw były przeznaczone dla elitarnej grupy dopuszczanej przez Czartoryskich do Muzeum w puławskim parku, a po powstaniu listopadowym zbiory uległy rozproszeniu. Dopiero wnuk kolekcjonerki odtworzył kolekcję i ją udostępnił w Krakowie. Ale miało być o Puławach…

Sama wieś Puławy istniała jeszcze na długo przed powstaniem pałacu. Zamieszkiwali ją ludzie związani w większości z Wisłą. W pobliżu znajdowała się przeprawa przez rzekę. Po drugiej stronie rzeki znajdował się Jaroszyn ze swoją starą parafią, która długo sięgała i na puławską stronę Wisły. Do czasu utworzenia parafii we Włostowicach. Same Włostowice jak zapisano w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich także rozwijały się przy przeprawie przez Wisłę. W tym samym Słowniku w haśle "Puławy" można odnaleźć ślad legendy o posiadanych niegdyś przez Włostowice prawach miejskich. Puławy stały się więc dla starszych Włostowic osadą konkurencyjną. Ostatecznie rozrastające się Puławy wchłonęły najpierw Mokradki oddzielające je od Włostowic, a ostatecznie też i same Włostowice. Działo się to już w wieku XX.

Oczywiste wydaje się, że przyczynić się do rozwoju miejscowości można wspierając jej rozwój. Np nadając jej przywilej odbywania jarmarków, brukowanie ulic, tworzenie instytucji publicznych. Tu Czartoryscy jakby stawiali opór. Wybrukowali co prawda drogę wspinającą się na skarpę wiślaną biegnącą w pobliżu ich kaplicy ale już na jarmarki się nie zgadzali. Prawo ich urządzania osada otrzymała w okresie Księstwa Warszawskiego od Fryderyka Augusta I. Mieli Czartoryscy udział w powstaniu w Puławach szpitala. To oni sfinansowali budowę lazaretu. Chorymi zajmował się nadworny lekarz Czartoryskich Karol Kitthel. Był to początek XIX wieku. Większość chorych na co dzień pełniła funkcje służebne związane z funkcjonowaniem dworu. Opieką otoczono także mieszkańców okolicznych dóbr należących do Czartoryskich. Trafiali tu także ranni żołnierze podczas kampanii 1809 roku i podczas powstania listopadowego.

Rozwój miejscowości to także wspieranie handlu, rzemiosła i przemysłu. Tu jednak Czartoryscy ewidentnie prezentowali inny sposób myślenia. Interesował ich rozwój w skali szerszej niż osada przypałacowa z której wyrosło obecne miasto. Dlatego sprowadzeni z Saksonii rzemieślnicy osiedli w Końskowoli. Końskowola od wieków pełniła ważną funkcję centrum administracyjnego całego klucza końskowolskiego do którego należały także Puławy. Była największą i najludniejszą osadą w całym kluczu. W niej funkcjonowała też najstarsza w kluczu gmina wyznaniowa żydowska, której podporządkowana była gmina (kahał albo raczej przykahałek) we Włostowicach i w Puławach (istniały dwa jednocześnie? informacja o nich pochodzi z 1765 roku). Gdy Żydzi chcą się osiedlić w Puławach otrzymują na to zgodę i zostaje wyznaczony dla nich teren w pobliżu targowiska. A Saksończycy z Końskowoli odchodzą do Białegostoku. Na wniosek Rządu Królestwa Polskiego w sprawie nadania praw miejskich Adam Jerzy Czartoryski w 1824 roku odpowiedział negatywnie odkładając tą sprawę na 6 lat. Nawet uruchomienie przez Czartoryskich papierni w nabytym w XIX wieku Celejowie nie poprawia sytuacji. Produkcja nie przynosi spodziewanych dochodów. W 1830 r. miała w Puławach powstać pierwsza drukarnia. I zaraz wybucha powstanie listopadowe rozpoczynające w dziejach Puław okres stagnacji.

Przed 1888 rokiem o osadach powiatu nowo-aleksandryjskiego (puławskiego) napisano w Słowniku geograficznym:

…miast we właściwym znaczeniu słowa nie ma w powiecie. Kazimierz był miastem w przeszłości; Puławy, Końskowola, Kurów, Opole i inne miasteczka są to właściwie wsie z targami, centra wielkich dóbr, niemające ani w przeszłości ani obecnie cech miejskich.

Dalszy rozwój Puław związany był nadal z pałacem. Okres stagnacji to czas od konfiskaty dóbr należących wcześniej do Czartoryskich do czasu gdy z Marymontu do Puław przeniesiono Instytut Politechniczny i Rolniczo-Leśny. Powstanie tak dużej instytucji do której wciąż z całego Imperium napływali nowi wychowankowie dało impuls gospodarczy potrzebny rozwojowi osady i przekształceniu jej w miasto. Jest to czas po 1862 roku. Mit powstanie miasta odsuwa w czasie i posila się legendą o polskich Atenach, które były udziałem nielicznych i z reguły przebywających w Puławach przelotnie arystokratów (nie koniecznie herbowych). Tymczasem ośrodek miejski powstaje znacznie później i Czartoryscy nie mają wpływu na jego rozwój. Władze carskie nadały obecny kształt dawnemu centrum miasta przenosząc targowisko w miejsce obecnej hali targowej. Powstają cmentarze w Puławach przy ulicach Piaskowej i Dęblińskiej zastępując dawne położone we Włostowicach. W Puławach także umieszczono siedzibę władz powiatowych przyspieszając postępującą degradację roli Kazimierza Dolnego i Końskowoli. Można więc powiedzieć, że na rozwój miasta miały istotny wpływ decyzje Aleksandra Wielopolskiego i władz carskich. Po Czartoryskich pozostały tylko legenda ich dworu i sam budynek pałacu wraz z parkiem. Ale to Czartoryscy są mitycznymi założycielami miasta.

„Żyd” to nieprzyzwoite słowo

Fragment z opowiadania Jacka Dukaja "Przyjaciel prawdy. Dialog idei"

- Tak się w języku ułożyło. Wskażesz i powiesz: "To Żyd" – i nie jest to po prostu informacja o narodowości, jak gdybyś powiedział o Francuzie czy Włochu; to jest obelga. Niezależnie od tonu i kontekstu. Tak brzmi. Co poradzę? "Żyd" to nieprzyzwoite słowo. A gdy zaczynasz od liczby mnogiej…
- To co?
- Żydzi. No posłuchaj. Żydzi. Żydzi. Żydzi. Żydzi. Żydzi. W momencie gdy ich wyróżniasz z ludzkości, gdy tworzysz osobną kategorię – to jest pierwszy stopień antysemityzmu. Żydzi.

Czy antysemityzm jest ideą? Mam poważne wątpliwości. Nie chodzi mi o antyjudaizm obecny od wieków w chrześcijaństwie zachodnim. On zakładał, że "grzech" bycia Żydem znika podczas chrztu. Wyjątkiem były tylko masowe konwersje, które budziły zaniepokojenie kościelnych dostojników. Ale nie tylko ich. Ten niepokój mógł być wynikiem braku zrozumienia dla takich zachowań. Dlatego w Hiszpanii nadal podejrzliwie traktowano marranów, w Polsce zaś frankistów. Antyjudaizm nie był przeciwny istnieniu Żydów, ani ich obecności. Żydzi jako grupa upośledzona społecznie byli potrzebni. Ilustrowali ewangeliczne opowieści o odrzuceniu przez Żydów Mesjasza i o jego ukrzyżowaniu. Cierpieli za grzech który mogli zmyć z siebie podczas chrztu. Chrzest był drogą do emancypacji. To przedmiotowe traktowanie wyznawców judaizmu było wykorzystywane też jako dowód obecności ciała Chrystusa w eucharystii (legendy o krwi płynącej z nakłuwanego opłatka ale i o krwi wytaczanej przez Żydów z ciał dzieci chrześcijan).

Prawo do emancypacji miały jednostki. Grupy już wydawały się działać celowo. Ich cel był ukryty więc był podejrzany. Tu już rodziły się teorie spiskowe. Bo Żydów postrzegano często przez pryzmat jednostek najbardziej znanych. W wieku XVIII jeszcze na dworach byli "Żydzi dworscy" – bankierzy władców. Wierzyciele królów i książąt. To chyba logiczne, że to oni dzierżyli rzeczywistą władzę? Bo to pieniądz rządzi światem, a pierwsi bankierzy też byli wyznania mojżeszowego. To nic, że bogactwo było udziałem niewielkiej tylko części społeczności żydowskiej. Historia działa się przecież na dworach i w pałacach. Stereotyp już był ulepiony.

Piętnowanie Żydów przez kościoły na pewno przysłużyło się tworzeniu podstaw pod antysemityzm będący dzieckiem rasizmu. Gdy w XIX wieku "wybuchły" narody religia zdawała się tracić znaczenie. Przynajmniej dla liberałów. Liberalizm teoretycznie dawał podstawy pod emancypację grup dotąd upośledzonych. Całych grup, a nie jednostek. Szukano też naukowych podstaw istniejących hierarchii społecznych. W ten sposób można było usprawiedliwić kolonializm, czy dyskryminowanie pewnych grup społecznych. I… popełniono błąd dzięki któremu teorie rasowe mogły na przełomie wieków XIX i XX przeżyć rozkwit. O ile na podstawie cech anatomicznych udało się określić trzy rasy ludzkie to dalsze podziały przeprowadzono wykorzystując osiągnięcia badaczy języka. Grupy językowe to nie to samo co rasy ale te teorie przyznające powołanej do istnienia rasie aryjskiej prymat nad pozostałymi rasami. Powstała też rasa semicka, której przypisano wiele cech negatywnych – w końcu teorie te tworzyli Aryjczycy. Rozpoczęły się okres intensywnych badań anatomicznych mających potwierdzić teorie badaczy ras. Brak potwierdzenia tłumaczono "zepsuciem rasy" przez inne rasy. Samo oparcie teorii na fałszywych założeniach jeszcze nie dyskredytuje teorii. Dyskredytuje ją na pewno odrzucenie wszelkiej krytyki.

Terry Pratchett w "Nauce świata dysku" napisał, że naukowiec nie może istnieć bez innych naukowców. Celem naukowca jest obalanie teorii tworzonych przez innych naukowców. Teorie rasowe zostały nie raz obalone i nie potrafią się obronić inaczej jak tylko przez przyjęcie "dowodów" w postaci dogmatów. W ten sposób nie podlegają one dyskusji i są prawdziwe bo… są prawdziwe. Wiadomo przecież, że cechy aryjskie zachowały się w genach. Zachowując reżim hodowlany można doprowadzić do oczyszczenia się z obcych naleciałości. Nawet kynolodzy nie są tego tak pewni jak właśnie rasiści. Hierarchię ras określono na podstawie cech przypisywanych całym grupom rasowym/narodowym. Przeprowadzenie takiego zabiegu jest możliwe jeśli uzna się grupę za jednolitą wewnętrznie. Stereotypy narodowe są dobrze znane. Ich ubocznym skutkiem jest pomijanie zjawisk nie pasujących do przyjętych obrazów. Kto pamięta o strzałokrzyżowcach i o tym co robili na Węgrzech? W Wikipedii po polsku jest krótka notka. Większość dokonań strzałokrzyżowców przypisuje się okupantom niemieckim – tak bardzo nie pasują do polskiego stereotypu Węgra. I jest to być może jedyny polski pozytywny stereotyp narodowy.

W Polsce antysemityzm rozpowszechniony został głównie przez Dmowskiego. Co ciekawe jego działalność polityczna w Wielkiej Brytanii jak i w USA była już tak przesiąknięta antysemityzmem, że wszystkie swoje porażki przypisywał Żydom. Czy potrzebny jest mocniejszy dowód na to, że Żydzi byli wrogami Polski skoro nie lubili polskiego antysemity?

W Polsce antysemityzm mieszał się z antyjudaizmem. Mity antyjudaistyczne funkcjonowały w folklorze ludowym. Propaganda antysemicka docierała głównie do mieszkańców miast. W latach trzydziestych XX w. już można było mówić nie tyle o napięciu co o wojnie polsko-żydowskiej. Te nastroje wykorzystali nowi okupanci. Choćby nakłaniając radykalnych polskich narodowców do wywołania pogromu w Warszawie, co miało ułatwić utworzenie getta w tym mieście – dla ochrony Żydów przed takimi wydarzeniami w przyszłości. Zmanipulowani narodowcy i tak popierali takie działania, których celem miała być izolacja i eksterminacja.

Przypadkiem zapamiętałem przeczytaną gdzieś kiedyś wzmiankę o Zofii Kossak-Szczuckiej "antysemitka pomagająca podczas wojny Żydom". To krzywdzące uproszczenie. To przecież antysemici wpisali działaczy Żegoty na listę osób przewidzianych do likwidacji. Tak samo antysemici mordowali podczas Powstania Warszawskiego ubranych w pasiaki uwolnionych Żydów (przywiezieni z Oświęcimia oczyszczali teren dawnego getta warszawskiego). Nie inaczej działo się zaraz po wojnie. "Żołnierze wyklęci" nie tylko byli przez nowe władze obciążani mordami na Żydach ale też rzeczywiście ich dokonywali. Wypadki w Rzeszowie i Kielcach pokazują, że mit o krwi wciąż żył mimo tylu lat propagandy nacjonalistycznej i rasowej. Wiadomo też, że po wojnie wielokrotnie dochodziło do zabójstw w obawie przed odebraniem przywłaszczonego wcześniej mienia żydowskiego.

O "nadreprezentacji Żydów" na pewno każdy już słyszał. Najpierw chodziło o nadreprezentację na uczelniach – wprowadzono więc numerus clausus. Powołując się na przypadki bicia studentów pochodzenia żydowskiego wprowadzono getta ławkowe. Ostatecznie numerus nullus. Powojenna nadreprezentacja dobrze wygląda w procentach. W liczbach rzeczywistych są to wartości proszące się same o choć jedno zero z tyłu. Jak zauważyła Alina Cała, sam Berman w rządzie wystarczył by mówiono o nadreprezentacji Żydów w rządzie. Bo nie chodziło o ilość, czy procenty tylko o samą obecność. W Polsce bez Żydów dochodzi do bicia, okaleczania i napaści słownych na osoby "wyglądające na Żyda". Żyd jest synonimem wroga. Wrogiem zastępczym. Często działającym z ukrycia i dlatego niewidocznym. Wyzwiska, malowanie na ścianach haseł antysemickich i symboli tworzy atmosferę zagrożenia. To nie są gesty bez znaczenia. Ich ignorowanie rozzuchwala rasistów. Chcą jeszcze więcej. Będą chcieli krwi. Nie potrzebują Żyda. Znajdą sobie kogoś kto dla nich Żydem będzie.

A. Cała przypomniała, że cechy fizjonomiczne przypisywane Żydom obecne są w ikonografii od średniowiecza. Początkowo były cechami diabła. Dość późno bo w wieku XIX trafiły do wizerunków przedstawiających Żydów i czarownice. Po dziś dzień zakrzywiony nos i szponiaste dłonie są nieodzownymi elementami wizerunku Baby Jagi, Żyda i diabła. Jeśli coś nie wychodzi tak jak planowaliśmy są temu winne siły nieczyste. Diabeł ogonem nakrywa rzeczy których szukamy. Ktoś rzuca na nas urok lub nas przeklina albo wszystkiemu winni są Żydzi.

Antysemityzm jest religią bez świątyń. Wiarą w poprawę świata przez stosowanie przemocy. Podobieństwa z polowaniami na czarownice nie są tu przypadkowe. Bogata w tytuły literatura antysemicka stosuje wielokrotnie zapożyczenia z dzieł starszych, a przez ciągłe powtarzanie tych samych twierdzeń łatwo się utrwala w pamięci i wpływa na sposób myślenia czytelników. Daje im złudzenie intelektualnych podstaw dla zachowań przeczących humanistycznemu obrazowi społeczeństwa i ludzkości. Milczenie daje poczucie bezkarności i poparcia społecznego. Złudzenie bycia w większości.

A może to nie jest złudzenie?

Brunatna księga

Abstrakcje

Tomasz Venclova napisał:

Jeśli stoję przed wyborem: naród czy prawda, naród czy wolność, wybieram prawdę i wolność.

Henryk Sienkiewicz:

Biada narodom, które kochają więcej wolność niż ojczyznę!

Napis nad wejściem do Muzeum Narodowego w Afganistanie:

Naród istnieje, dopóki istnieje jego kultura.

Ale czym jest naród? Definicji jest wiele. Każdą z nich można uznać za słuszną i jedyną. Można też nimi żonglować i oskarżać kogoś o zdradę narodu. Naród nie jest bytem. Nie daje się o nim napisać tekstu w stylu:

Koń jaki jest, każdy widzi.

Próby definiowania podejmowane były od dawna. Romantycy pisali o wspólnocie ducha. Narodowcy mówią o wspólnocie etnicznej. Gdzieś między nimi mieści się pojęcie narodu kulturowego. Istnieje też pojęcia narodu państwowego. Tu sięgnę po cytat ze "Spowiedzi" Calka Perechodnika. Autor nie mogąc studiować na Uniwersytecie Warszawskim (z powodu swojego żydowskiego pochodzenia) wyjechał studiować do Tuluzy we Francji:

W 1935 roku trudno było mi wytłumaczyć przeciętnemu Francuzowi różnicę między vrai polonais a juif polonais i citoyen polonais. Uważali oni, że nie ma żadnej różnicy między tymi dwoma pierwszymi definicjami, które sprowadzają się do jednego mianownika: citoyen polonais.

  • vrai polonais – prawdziwy Polak
  • juif polonais – Żyd polski
  • citoyen polonais – obywatel polski

Perechodnik po uzyskaniu dyplomy inżyniera powrócił do Polski i stawił się przed komisją wojskową:

Dostałem kategorię "A", ale ponieważ Polska była na tyle silnym mocarstwem, miała taką potężną armię, tylu wykształconych i dyplomowanych inżynierów-oficerów, moja osoba okazała się zbyteczna.

Zresztą co tu owijać w bawełnę, dano mi "nadliczbówkę" – mnie, mojemu bratu, również inżynierowi, moim wszystkim kolegom Żydom z wykształceniem średnim oraz wyższym – a to dlatego, że nie chciano mieć oficerów Żydów w Armii Polskiej.

W Polsce nie funkcjonowało pojęcie narodu państwowego i nie trzeba było tłumaczyć różnic pomiędzy tymi pojęciami trudnymi do rozróżnienia we Francji. Czy więc kultura może łączyć Polaków w jeden naród? Johann Herder w XVIII w. napisał:

Nie ma nic bardziej nieokreślonego niż słowo kultura.

Ale próbowano zdefiniować kulturę (tak jak i "naród"). Edward Taylor utożsamiał ją z cywilizacją. Część definicji umieszczono w Wikipedii. Ogólnie jednak "kultura" to coś więcej niż "naród". Kultura może być wspólna dla kilku narodów. Np. kultura łacińska. Istnieją tu różnice językowe, a te mają źródło w różnicach etnicznych, plemiennych. Mówi się jednak o kulturze wysokiej. Wiązanie wyznania z narodem prowadzi na manowce. Religie bowiem nie mieszczą się w granicach politycznych i językowych. Wspólna dla katolików łacina nie jest powszechnie znana i używana. A nawet rozprzestrzenienie religii nie jest równoznaczne z jej powszechnością. Dopiero podczas kontrreformacji miało dojść do gruntownej chrystianizacji włościan zamieszkujących ziemie Rzeczypospolitej. To dość późno biorąc pod uwagę datę chrystianizacji Państwa Polskiego. I czy akurat włościanie byli nosicielami kultury? Także tej narodowej? To nawet nie była ludność wolna. Zanim pojawił się carski ukaz uwłaszczeniowy chłop inaczej rozumiał pojęcie wolności niż mieszczanin czy ziemianin. W 1807 roku poddaństwo zlikwidowano na Suwalszczyźnie i tam odrodziła się kultura narodowa oparta na kulturze zachowanej przez włościan. Była to kultura narodowa litewska. Litewskie warstwy wyższe uległy bowiem polonizacji. Podobnie było w Czechach. Tam warstwy wyższe ulegały germanizacji. Rodzące się ruchy narodowe rozpoczęły najpierw walkę o zachowanie języka. To samo dotyczyło polskich włościan w Kongresówce, którzy starli się z postępującą rusyfikacją. Czyżby więc język był podstawą na której buduje się pojęcie narodu etnicznego czy kulturowego?

Timothy Snyder w książce "Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999" opisał zabiegi jakie czyniono by zachować język ulegający wpływom zewnętrznym. Czesi wprowadzili reformę pisowni by odejść od wzorów niemieckich. Wzorując się na tej reformie wprowadzono zmiany w języku litewskim (by odejść od wzorów polskich). T. Snyder tak o tym napisał:

Litewskie zapożyczenia z języka czeskiego zakrawały na ironię, i to z czterech przyczyn. Po pierwsze: w średniowieczu, przed połączeniem Polski z Litwą, polski stał się językiem pisanym właśnie pod wpływem języka czeskiego. Polski, który przeniknął do W. Ks. Litewskiego w czasach nowożytnych zapisywano zatem na wzór języka staroczeskiego.. Kilkaset lat później znaki fonetyczne, kopiowane przez nowoczesnych działaczy litewskich, zostały wymyślone przez nowoczesnych Czechów, pragnących by ich język mniej przypominał niemiecki. Po tej reformie nowoczesny język czeski zaczął też mniej przypominać polski, ponieważ ten zachował elementy ortografii staroczeskiej. To właśnie ów niezamierzony uboczny skutek czeskiej reformy, nad którą część czeskich pansłowian ubolewała zresztą, tak bardzo zauroczył Litwinów, gdyż ich głównym przeciwnikiem była kultura polska.(…)

Po drugie: ponieważ Rosja zakazała używania alfabetu łacińskiego w drukach litewskich, Litwini nie mogli w Wilnie posługiwać się żadnym ze wspomnianych systemów ortograficznych. Korzystali zatem z czeskich liter, by pisać w (mniej lub bardziej zreformowanym) języku litewskim, poza granicą niemieckich Prus Wschodnich. Ortografia wymyślona po to, by ograniczyć wpływy niemieckiej kultury, zatoczyła zatem wielkie koło i trafiła na powrót do Niemiec. Jednak tu pojawił się jeszcze głębszy paradoks. Po trzecie bowiem: wśród wprowadzonych do litewskiego czeskich rozwiązań ortograficznych znalazło się zastąpienie "sz" i "cz" literami "š" i "č". Inną reformą, zaproponowaną przez niemieckiego językoznawcę Augusta Schleichera, było porzucenie polskiego "ł" i używanie "v" zamiast polskiego "w". I ostatecznie to Niemiec dostarczył części rozwiązań, które miały w imperium rosyjskim osłabić związek języka polskiego z litewskim. Po czwarte: oczywiście norma niemiecka, która przede wszystkim przeraziła czeskich nacjonalistów, powstała w reakcji na wpływy francuskie. Co więcej, filologiczne zainteresowanie kształtem języka litewskiego było samo w sobie częścią romantycznego zwrotu w nauce niemieckiej i stanowiło odpowiedź na rewolucję francuską.

Może języki nie ale ortografia najwyraźniej ma związek z kulturą. I to kulturą rozumianą szerzej niż tylko kultura narodowa. Łącznikiem wspólnoty narodowej jest tradycja. Co do tego nie ma wątpliwości. Jednak tradycja składająca się na historię państwa nie jest elementem tradycji wiejskiej. Nie bez powodu w arkuszach spisowych umieszczano kategorię "tutejszy" obok kategorii narodowościowych. Poczucie tożsamości narodowej wychodzi daleko poza małą wspólnotę wiejską. Sięga poza najbliższe osady i miasta. Analizując arkusze spisowe "tutejszym" też przypisywano narodowość. Kryterium pomocniczym w Rosji carskiej było wyznanie. Ale i Feliks Rapf opisując swoją ucieczkę z niewoli bolszewickiej (przedzierał się przez Puszczę Białowieską) rozróżniał ludność na podstawie wyznania. Katolicy to byli dla niego Polacy. Snyder twierdzi, że Łemków i Bojków w objęcia nacjonalistów ukraińskich pchnęli polscy nacjonaliści. I pewnie ma rację. Budzeniem świadomości narodowej trudniła się inteligencja. Język narodów ulegających długo wpływom kultury polskiej jak i rosyjskiej przyjęto od ludu, który nie uczestnicząc wcześniej w kulturze wysokiej zachował język nie skażony naleciałościami obcymi. "Lud" ten, długo izolowany od kultury "wysokiej" teraz od niej musiał przejąć tradycję narodową. Narzędziem mogła być – i była – edukacja. W ten sposób większość (włościanie to około 70% mieszkańców ziem dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów) została zasymilowana przez mniejszość. Głównie dzięki językowi, który większość przechowała. Asymilacja grup odmiennych językowo nie była zadaniem łatwym i z reguły – będąc przymusem – nie udawała się. Mniejszość, uczestnicząca w kulturze wysokiej, w momencie budzenia się świadomości narodowej musiała dokonywać wyborów. Tak było np. w rodzinie Szeptyckich. Podobnych wyborów dokonywali ziemianie w Litwie. Najbliżsi krewni stawali po dwóch stronach granicy, tak jakby przynależność narodowa była sprawą wolnego wyboru. Inaczej wyglądało to w przypadku polskiej tożsamości narodowej. Tutaj język kultury wysokiej musiał być upowszechniony wśród włościan razem z tradycją narodową. Czym jest więc "naród"? Nadal nie wiem. Ale zainteresowało mnie rozróżnienie "nacjonalizmu" i "szowinizmu" jakiego dokonała Alina Cała w książce Żyd – wróg odwieczny? Antysemityzm w Polsce i jego źródła. Nacjonalizm i szowinizm różni nie ideologia tylko pomysły na urządzenie państwa. Nacjonalizm daje przewagę jednej grupie etnicznej nad innymi. Jej oddaje władzę, a co za tym idzie – zapewnia jej wyższą pozycję społeczną. W stosunku do pozostałych grup w państwie nacjonalizm stosuje asymilację lub przyznaje im pewną autonomię. Szowinizm różni się od nacjonalizmu stosunkiem do tych innych grup. Dyskryminuje je i nie dopuszcza do asymilacji. Naród widzi jako wspólnotę biologiczną. Ten obraz nacjonalizmu pasuje mi do koncepcji "narodu szlacheckiego" w którym narodem uprzywilejowanym jest warstwa społeczna legitymująca się szlacheckimi herbami.

Jeszcze sobie tej abstrakcji narodowej i kulturowej nie poukładałem. Zapisałem by jeszcze kiedyś do tego tematu wrócić.

=-=-=-=-=
Powered by Blogilo

Handlarz wędrowny

Memoriał Komitetu Giełdowego z 1886 r. sporządzony na zlecenia władz carskich, rozdział II zatytułowany Jaki związek zachodzi między kwestią żydowską a stanem handlu i przemysłu? Fragment z: Sławomir Mańko, Polski ruch ludowy wobec Żydów (1895-1939), Warszawa 2010, s. 85-86. Autor powołuje się na dzieło w którym Memoriał opublikowano w formie obszerniejszej: A. Eisenbach, Z dziejów ludności żydowskiej w Polsce w XVIII i XIX wieku. Studia i szkice, Warszawa 1983

Żydzi po wsiach występują nie tylko jako sprzedawcy, lecz i jako kupujący, nadając wartość handlową takim produktom wiejskim, które bez pośrednictwa tego drobnego handlu nie znajdowałyby zbytu, zgoła nie przedstawiałyby wartości. Tak np. włościanin nie może dla sprzedania paru mendli jaj udawać się do miasta, lecz sprzedaje je na miejscu Żydowi, który skupuje po trochu znaczniejsze ilości i odstawia je do miasteczka, skąd handlarz hurtowy wywozi wywozi je na rynki miejscowe i zagraniczne.. Produkcyjność tego pośrednictwa Żydów-drobnych handlarzy jeszcze bardziej na jaw występuje w zakupie przedmiotów, które byłyby pozbawione wszelkiej wartości bez tego pośrednictwa pomiędzy gospodarstwem domowym ludu wiejskiego a przemysłem wytwórczym.. Szmaty, kości kuchenne, skóry ze zniszczonego obuwia, stare żelazo, szkło potłuczone itp. nie miałyby po wsiach naszych, jak nie mają w wielu okolicach Cesarstwa, najmniejszej wartości, gdyby nie Żyd-handlarz, który w pewnych odstępach czasu objeżdża wioski i skupuje wszystkie te przedmioty, płacąc za nie tu i ówdzie po parę groszy, a następnie zwozi je do miast i sprzedaje w większych partiach odpowiednim zakładom przemysłowym. Zbieraniem i zwożeniem przedmiotów o tak niskiej wartości może oczywiście zajmować się tylko taki pośrednik, który zadowala się mizernym bardzo zarobkiem, stanowiącym w rzeczywistości zapłatę za jego osobistą pracę. […] Zajęciem, któremu po wsiach naszych oddają się wyłącznie Żydzi, jest pacht gospodarstwa mlecznego w majątkach ziemskich. Prowadzenie handlu nabiałem na własną rękę przez właścicieli ziemskich stanowczo im się nie opłaca, żadna zaś inna warstwa ludności krajowej prócz Żydów nie wykazała zdolności do zajęcia się tą pośledniego znaczenia gałęzią gospodarstwa wiejskiego.[…] Żyd-pachciarz jest zarazem dostawcą różnych przedmiotów potrzebnych dla dworu i kupcem na wszelkie drobne produkty gospodarstwa wiejskiego, jak np. ptactwo domowe, jaja, itp. Stał się on niezbędnym w kraju naszym czynnikiem składowym życia wiejskiego, nie mającym odpowiedniego na swe miejsce zastępcy. Co się zaś tyczy stosunków jego z włościanami, to stosunki te, na wspólnym pożytku oparte, są zwykle jak najlepsze.[…] Innym typem Żyda, bardzo pospolicie po wsiach spotykanym, jest tak zwany sadownik, dzierżawca na czas lata sadów dworskich. Przepędza on lato w nędznym szałasie, w dzierżawionym ogrodzie, ograniczając swoje potrzeby do minimum, i pilnuje troskliwie owoców aż do czasu ich dojrzałości i zbioru, a znając dobrze drogi zbytu, jest w stanie zapewnić właścicielowi dochód znacznie większy, aniżeli ten, utrzymując ogrodnika i sprzedając sam owoce, osiągnąć może. Najlepszym tego dowodem, że wszystkie sady dworskie, niemal bez wyjątku, wydzierżawione są Żydom.

Ten drobny handlarz żydowski to postać, która najpierw znika w zaborze pruskim. Ma to związek z przemianami gospodarczymi. Powstają gospodarstwa wielkotowarowe. Na terenach dwóch pozostałych zaborów nieco później wypiera go rozwijająca się spółdzielczość. Prasa rolnicza i szkolnictwo rolnicze zastępują wiadomości o nowych technikach i maszynach rolniczych dotąd przekazywanych przez tych domokrążnych handlarzy żydowskich. Pozostała jeszcze kwestia odpadów. Ale to ma związek z potrzebami przemysłu bardziej niż z postacią drobnego handlarza.

To co dzisiaj nazywa się sprzedażą bezpośrednią nie ma wiele wspólnego z handlem prowadzonym przez kupców wędrownych. To co łączy te dwa zjawiska to docieranie bezpośrednio do klienta przez sprzedawcę. Tylko dziś jest to często kontakt tylko jednorazowy, a oferowany towar pochodzi od jednego dystrybutora i nie jest zróżnicowany. Nie ma też miejsca na handel wymienny. Techniki sprzedaży uzależniają rentowność od ilości klientów więc uzależniają sprzedawcę od czasu jaki może poświęcić jednej osobie… Czas, czas, czas. Nie. Dzisiejszy handlarz wędrowny nie ma wiele wspólnego ze swoim pierwowzorem. Klient też jest już inny. W niektórych wspomnieniach chłopskich można znaleźć i takie opowieści, że w dni targowe, gdy włościanie udawali się do miasteczka starali się omijać sklepy chrześcijan. A to z powodu drożyzny jak i traktowania takich klientów przez handlarza. Wchodząc do sklepu żydowskiego nie usłyszeli nigdy, że są "chamami". Kłaniano im się. W takim sklepie było też niemal wszystko czego potrzebowali. Warto jeszcze zacytować fragment artykułu z pisma Zagon z początku XX wieku. I ten fragment znajduje się w książce Sławomira Mańko i w pewien sposób przybliża obraz zmian społecznych po uwłaszczeniu chłopów w 1864 roku:

Dobrze pamiętam te czasy, kiedy to Żyd mówił nam: "głupi chłop", mieszczanin nazywał "chamem", a pan "bydlęciem". Teraz czasy zmieniły się na lepsze: Żyd mówi nam "gospodarzu", mieszczanin "przyjacielu", a pan… No, pan to różnie: czasem chamem nazwie, czasem bydlęciem, a czasem "człowiekiem" – jak wypadnie.

Memoriał opisuje stan nieobecny od lat. Jest jak stare zdjęcie. Ukazuje świat, którego już dawno nie ma.

Legenda wciąż żywa?

Legendy o krwi. Antropologia przesądu, Joanny Tokarskiej-Bakir to dzieło sprowokowane. Powstało w wyniku dyskusji nad obrazem Karola de Prevot znajdującym się w sandomierskiej katedrze. Obraz przedstawia Żydów spuszczających krew dziecku. To jeden z wielu obrazów. Fundatorem wszystkich był kanonik sandomierski, który nawet w swoim ekslibrysie nazywał sam siebie antysemitą. Za jego sprawą w Sandomierzu dwukrotnie oskarżano Żydów o dokonanie mordów rytualnych. Niewątpliwie była to manipulacja i wykorzystanie przesądów w celu wygnania wyznawców judaizmu z miasta. Temu też miał służyć obraz de Prevota. Przez dwa wieki był widoczny w katedrze i chociaż nie stwierdzono jego powszechnej znajomości w samym Sandomierzu jaki i w jego okolicach to sama legenda w trakcie pisania książki była powszechnie znana. Przytoczono relacje w których wspominano o tym przesądzie żywym jeszcze przed II wojną światową. Żydzi mieli bowiem porywać chrześcijańskie dzieci by z nich wytaczać krew potrzebną im do celów religijnych, do życia, do wypieku macy. Machnąłbym na to ręką – bzdura to przecież ale samemu zdarzyło mi się być z wycieczką w sandomierskiej katedrze i przewodnik podkreślając prawdziwość zdarzenia pokazał dzieciom ten obraz. Wypytywany przeze mnie stwierdził, że to musi być prawda ponieważ zachowały się akta procesowe. A także dodał, że jest studentem historii. Widocznie był nim od niedawna. Gdy w następnym tysiącleciu chciałem znów obraz zobaczyć już był zasłonięty. To w wyniku całej dyskusji nad jego przesłaniem. W Wikipedii znajduje się jego zdjęcie.

J. Tokarska-Bakir zebrała sto legend w których Żydzi bądź krew wytaczali z dzieci chrześcijańskich bądź też kalecząc eucharystię powodowali jej krwawienie. Zainteresowanych odsyłam do książki. Nie chcę jej tu bowiem streszczać. Zainteresował mnie pewien wątek związany z Kościołem Rzymskokatolickim. Z Watykanu wielokrotnie wysyłano sygnały, że mordy rytualne to bajki. O opłatkach milczano. Za to legenda o mordowaniu dzieci w wieku XIX przeniknęła i do kościoła wschodniego (św Gabriel Zabłudowski). Wydawało się, że na ziemiach polskich już o tym się zapomina. Tak się wydawało. Nawet pogromy miały mieć już tło ekonomiczne. Antysemityzm stał się niby nowocześniejszy, odsunął się od nauki Kościoła. Ale obraz nadal był publicznie dostępny. I nie tylko obraz. Sprawę nieco przybliżał kolejna lektura.

Wokół pogromu kieleckiego, pod red. Ł. Kamińskiego i J. Żaryna to zbiór dokumentów związanych z pogromem kieleckim wydany w 2006 roku przez IPN. Oprócz dokumentów w tomie I znajdują się 4 artykuły przybliżające tło zdarzeń kieleckich. Jak wiadomo do pogromu w którym zginęło ponad 40 osób zmasakrowanych przez tłum i drugie tyle z obrażeniami trafiło do szpitali. Wszystko zacząć się miało od pogłoski o porywaniu przez Żydów i mordowaniu dzieci chrześcijańskich. Było to w lipcu 1946 roku. XX wiek. Skąd nagle ten renesans legendy? Nie jest moim celem pisanie o pogromie. Zajmowano się nim wielokrotnie i powstało wiele teorii na jego temat. Interesuje mnie tu tylko legenda. Jan Żaryn w artykule Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947 pokazał, że ta legenda wciąż była żywa.

Jednym ze świętych Kościoła katolickiego był Szymon z Trydentu. Dziecko to miało być ofiarą mordu rytualnego dokonanego przez Żydów w 1475 r. Watykan po ponownym procesie świętego kultu tego zakazał. Zakazał go w roku 1965. W Innsbrucku dopiero w 1984 r. biskup zakazał (podobno nieskutecznie) pielgrzymek do przechowywanych w kościele szczątków zabitego w 1642 roku Andrzeja Oxnera. J. Żaryn przypomina też, że mit ten pojawiał się często we wzajemnych oskarżeniach pomiędzy kahałami. Napisał też, coś co mnie trochę rozbawiło. Wspomniał bowiem o oskarżeniach jakie frankiści rzucali pod adresem Żydów. Tutaj przyczyną rozbawienia jest wcześniejsza lektura wykładów Marii Janion w których poświęciła autorka nieco miejsca tej sekcie i stosunku do niej części społeczeństwa polskiego. Wyznawcy Franka przecież ostatecznie przyjęli chrzest i przez to stali się wiernymi Kościoła Rzymskokatolickiego, a przez antysemitów zawsze byli uważani za Żydów szczególnie niebezpiecznych – bo ukrytych. Jasne, że swoje oskarżenia pod adresem Żydów spisali jeszcze przed zmianą wyznania ale już po obrzuceniu klątwami przez rabinów wielu kahałów. Jednak oskarżając doskonale zdawali sobie sprawę, że nie ma dla nich powrotu do dawnej wspólnoty w wierze. Można jeszcze dodać zeznania Jana Serafinowicza o których już trochę wcześniej pisałem. Ale głównie chodzi nie o to co napisano (pisano wciąż niemal to samo) ale o podtrzymywanie wiary w te bajki przez sam Kościół. Autorytet Kościoła wciąż istnieje i kształtuje światopoglądy. Słowa biskupów (którzy przecież nie raz mówili, że są to bajki) nie mają takiej siły oddziaływania jak słowa skierowane wprost do parafian przez kapłana. A tu już bywa różnie ze stosunkiem do legend.

Nie będzie wniosków. Bo jakie wnioski mogą wypływać z bajek? Czerwony Kapturek miał być podobno bajką o zachowaniu czystości przez dziewczynki. Legendy o krwi miały chyba tylko podtrzymywać nienawiść do Narodu Księgi. I to się chyba udało.

=-=-=-=-=
Powered by Blogilo