Reforma, alija i Puławy

Włodzimierz Zinkiewicz, którego wydany w 1939 roku przewodnik "Puławy i okolice" zawiera także dane związane ze statystyką gospodarczą podał liczbę zarejestrowanych w Puławach zakładów przemysłowych. Dane pochodzą z roku 1935. W ogólnej liczbie 239 zakładów znalazły się też zakłady usługowe. Inne dane z którymi te porównałem pochodzą z pierwszego spisu powszechnego przeprowadzonego w 1921 roku. Trudno je porównywać. W przypadku danych W. Zinkiewicza są to "zakłady". Spis powszechny spisał ludzi. Jednak po zliczeniu osób utrzymujących się z prowadzenia "zakładów" w tych samych kategoriach wyszło mi 317. Różnica jest duża. Wynosi prawie 25%. Tymczasem pomiędzy 1921 i 1935 rokiem nastąpił duży przyrost ludności. Związany był on głównie z powiększeniem terytorium miasta. O ile w 1921 roku liczba mieszkańców miasta wynosiła 7205 osób, w 1931 – 9093. Do tej ostatniej liczby w wyniku likwidacji gminy Puławy i przyłączenia jej części do miasta do ludności miasta doliczyć należy 3105 osób. Mamy więc 12198 mieszkańców miasta i malejącą liczbę zakładów. W handlu sytuacja wyglądała podobnie choć spadek liczby przedsiębiorstw handlowych nie był aż tak drastyczny. A jak wiadomo większość przedsiębiorstw znajdowała się w rękach społeczności żydowskiej. Dlatego sprawdziłem jak wyglądały w tym czasie wskaźniki demograficzne.

Powszechnie przyjmuje się za pewnik, że społeczność żydowska w Polsce charakteryzowała się dużym przyrostem naturalnym. Jest to twierdzenie bardziej oparte na wierze niż badaniach. Wskaźniki potwierdzają takie twierdzenie w przypadku porównywania danych z terenu miast. Ale wystarczy przeanalizować te same wskaźniki dla obszarów wiejskich tego samego okresu by zobaczyć niemal identyczne wyniki. Nie istnieją tu więc uwarunkowania religijne czy narodowe. Raczej dotyczą one wykształcenia i zamożności. Z wyliczeń wyszło mi, że przy wysokim wskaźniku urodzeń w Puławach i całym powiecie osób pochodzenia żydowskiego przyrost liczby członków społeczności żydowskiej w mieście był niższy niż ludności pozostałej. Ponieważ przyczyną nie jest wyższa śmiertelność pozostaje tylko jedno wyjaśnienie – migracja. Ta zresztą dotyczyła też ludności wiejskiej, z której szczególnie dorosła młodzież szukała pracy w miastach. W tej migracji nie brała niemal udziału ludność żydowska, zamieszkująca głównie miasta.

Migracje najczęściej następują z przyczyn ekonomicznych. Z tego powodu młodzi ludzie urodzeni i wychowani na wsi udawali się do miast gdzie łatwiej było znaleźć źródło utrzymania. W przypadku społeczności żydowskiej migracja dotyczy całej rodziny. Rzadko też dochodziło do powrotów. W okresie pomiędzy latami 1921 i 1931 nastąpiło kilka zmian w gospodarce krajowej i światowej. Najpierw mamy reformę skarbową Grabskiego, potem kryzys światowy. Pozostanę jednak tylko przy reformie skarbowej. To ona najpierw uderzyła w handel, rzemiosło i usługi, czyli w dziedziny dające utrzymanie wielu rodzinom żydowskim. Reforma miała na celu naprawę systemu skarbowego, koszty jej realizacji przeniesiono (jak zwykle) na podatników. Takie składniki reformy jak: przyspieszenie wpłaty raty podatku majątkowego, skrócenie terminów płatności podatków przy jednocześnie wprowadzonej waloryzacji tych podatków (przy panującej hiperinflacji opłacało się płacić później ale w reformie oparto wyliczenia podatkowe na franku szwajcarskim), wprowadzenie kary za zwłokę przy uiszczaniu podatku przemysłowego i dochodowego, wprowadzenie podatku od nieruchomości, podwyższenie podatku przemysłowego, zwiększenie opodatkowania dochodów z uposażeń służbowych i bezwzględna egzekucja tych wszystkich podatków uderzyła w drobnych przedsiębiorców. Szczególnie mocno w latach 1923-1926. Kierunek migracji wywołanej wprowadzeniem reformy pokazano w artykule "Polska alija" S. Rudnickiego i M. Wójcika, który opublikowano w pierwszym numerze Kwartalnika Historii Żydów z 2008 roku. Ludność żydowska emigrowała do USA i Palestyny. Autorzy przedstawiają cytując fragment pracy "Zarys historii gospodarczej Polski 1918-1939" Z. Landaua i J. Tomaszewskiego obraz często widywany w tym czasie w polskich miasteczkach:

częstym zjawiskiem na ulicach miast i miasteczek stał się powóz egzekutora skarbowego, wiozący obłożony sekwestrem dobytek drobnych podatników, przeznaczony na licytację. Na żydowskich ulicach nazywano go "Grabskes wogele", czyli "wózek Grabskiego"

Czy to była prawdziwa przyczyna małego przyrostu liczby ludności żydowskiej w Puławach i spadku liczby przedsiębiorstw? Może coś mi umknęło w tych poszukiwaniach?

Równe prawa

„Równe prawa” grał i śpiewał Izrael. To było jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku. A mi się po głowie wciąż tłucze sprawa równouprawnienia. Równouprawnienia Żydów i równouprawniania włościan. Obie grupy były przez wieki dyskryminowane. I jak przeczytałem u Jacka Krupy w Żydzi w Rzeczypospolitej w czasach Augusta II (1697-1733) w XVIII wieku były lokalną egzotyką. Przybysze z zachodu Europy chętnie oglądali w Polsce Żydów w chałatach traktując ich jak lokalną specyfikę. W soboty musieli zaś na drogach uważać na pijanych włościan. To drugie zjawisko występuje nadal. Pierwsze zniknęło. Ale o chasydach (bo o nich tu chodzi) rozpisywali się i Żydzi na zachodzie Europy. Dla nich też stanowili wschodnią specyfikę. Szczególnie dla ulegających wpływom haskali o czym napisał Friedrich Battenberg w książce Żydzi w Europie. Proces rozwoju mniejszości żydowskiej w nieżydowskim środowisku Europy 1650-1933.

Wydawałoby się, że w takich warunkach czymś naturalnym powinna być współpraca lub chociaż świadomość podobnego upośledzenia. Tak było na początku wieku XX w USA. Nawet Joseph Telushkin w swoim opracowaniu pt.: Humor żydowski. Co najlepsze dowcipy i facecje żydowskie mówią o Żydach? przytoczył dowcip przedstawiający tą sytuację w okresie II wojny światowej. Zacytuję :) :

Podczas drugiej wojny światowej matrona z Południa telefonuje do miejscowej bazy wojskowej.
– Bylibyśmy zaszczyceni – mówi sierżantowi, który odebrał telefon – mogąc w czasie Święta Dziękczynienia ugościć pięciu żołnierzy przy naszym stole.
– To bardzo łaskawe z pani strony odpowiada sierżant.
– Tylko proszę dopilnować, żeby to nie byli Żydzi.
– Rozumiem madame.
Popołudniem w Święto Dziękczynienia dzwonek do drzwi. Dama otwiera i jest przerażona na widok pięciu stojących na progu czarnych żołnierzy.
– Przyszliśmy na świąteczną kolację, madame – oznajmia jeden z nich.
– A… al… ale wasz sierżant popełnił straszliwą pomyłkę – mówi kobieta.
– O nie, proszę pani – sierżant Greenberg nigdy się nie myli.

Ale w Polsce tak nie było. Chłopi i Żydzi nigdy nie występowali razem w walce o swoje prawa. Co prawda włościanie uzyskali prawa wcześniej niż Żydzi ale zwykle występowali przeciwko Żydom. Czy winna była bieda na wsi i konkurencja w zawodach do których najłatwiej było przejść biednym włościanom?

Ewa Banasiewicz-Ossowska napisała w Między dwoma światami. Żydzi w polskiej kulturze ludowej.:

Choć pod wieloma względami sytuacja chłopów polskich i Żydów była zupełnie odmienna, to w okresie do połowy XIX w. dostrzec można jednak analogie w położeniu społecznym obu grup. W pewnym sensie stanowiły one stany upośledzone, pogardzane przez szlachtę i mieszczan, choć z różnych względów: Żydów nazywano „parchami”, chłopów zaś „chamami”. Chłopów w okresie pańszczyźnianym traktowano jak przypisanych do ziemi, glebae adscripti, utrudniano im opuszczanie pańskich majątków i naukę zawodu. Nawet po uwłaszczeniu, gdy ich sytuacja prawna uległa zmianie, podlegali izolacji przestrzennej i pionowej, utrudniającej im przejście do klasy wyższej i awans społeczny. Żydzi wyróżniali się dużą ruchliwością przestrzenną ale w niektórych majątkach także ich uznawano za „przywiązanych do ziemi”, a możliwość wykonywania pewnych zawodów ograniczono im we wszystkich zaborach. Podobny był także stosunek władz zaborczych do Żydów i do chłopów. Obie kwestie, żydowska i chłopska, traktowane były przez nie instrumentalnie. Położenie warstwy chłopskiej było jednak trudniejsze ze względu na całkowite uzależnienie od właścicieli majątków i ich dobrej woli.

Tymczasem na początku XX wieku to właśnie chłopi najczęściej biorą udział w pogromach żydowskich. W wieku XVIII w ekscesach tych najczęściej brała udział młodzież szkolna, czeladź i mieszczanie. Równouprawnienie Żydów chłopi postrzegali jako zagrożenie. Znów zacytuję Ewę Banasiewicz-Ossowską tym razem cytującą innych autorów:

W Warszawie, w trakcie wyborów do IV Dumy, „dokoła niektórych sklepów żydowskich i straganów zorganizowano tzw. «straże pograniczne», które «namawiały» kupujących do omijania Żydów i i posługiwały się przytem takiemi «przekonywującymi» argumentami, jak oblewanie naftą kupionych u Żydów towarów spożywczych, nalepianie kupującym u Żyda na ubraniu kartek z wyzwiskami itp.” Bezsens i hipokryzję prowadzonej akcji bojkotowej tak opisano w 1912 r.: „Harujący od świtu do nocy straganiarze żydowscy smętnemi oczyma wypatrywali dzień cały kupujących i dowiadywali się wieczorem, że zostali skazani na śmierć głodową z powodu jakiejś Dumy, o której w pokorze swojej nigdy nie myśleli – i z przyczyny wyborów, w których nie przyjmowali udziału z braku cenzusu”, a także: „W tym czasie podskakiwał niezmiernie w cenie towar w sklepach polskich, który dostąpił pięknego miana «chrześcijański», aczkolwiek tegoż ranka przywieziony został od hurtowników litwackich”.

Cierpieli najbiedniejsi i zwykle za coś o czym nie mieli pojęcia. W zasadzie nadal niewiele różnili się od chłopów. Może tylko tym, że nikt nie próbował nimi manipulować. Taki obraz Polski dotarł i do Ameryki. Stąd kolejny dowcip zapisany przez Josepha Telushkina:

Ignacy Paderewski, premier Polski, po pierwszej wojnie światowej omawiał problemy swego kraju z prezydentem Thomasem Woodrow Wilsonem.
– Jeśli nasze żądania nie zostaną rozpatrzone przy stole konferencyjnym – powiedział – przewiduję poważne kłopoty w kraju. Naród będzie tak poirytowany, że wylegnie na ulice masakrować Żydów.
– A co będzie jeśli wasze żądania zostaną spełnione? – zapytał prezydent Wilson.
– Ludzie będą tak uszczęśliwieni, że wylegną na ulice masakrować Żydów.

W przypadku tego dowcipu warto też podać komentarz J. Telushkina:

Żydowski humor od dawna zauważa, że powody, dla których antysemici nienawidzą Żydów, często nie istnieją. I chociaż żaden antysemita nie przyzna, że najpierw zaczął nienawidzić, a dopiero potem szukać powodów, dowcipy dowodzą, choćby niezamierzenie, że tak właśnie jest.

Dopiero zacząłem czytać Między dwoma światami Ewy Banasiewicz-Ossowskiej i już jestem głodny tego co znajdę w głębi tej książki. Pewnie o tym napiszę :)

Józefów Duży – uzupełnienie

Kontynuując poprzedni wątek odwiedziłem drugie miejsce w którym w zbrodni na ludności dokonano z udziałem miejscowych kolonistów Niemieckich. W Józefowie Dużym uczestniczyli oni w tym osobiście. W Karolinie na pewno pomagali stworzyć listę osób do rozstrzelania ale czy osobiście brali w rozstrzeliwaniu udział? Nie wiem. W Karolinie od cmentarza ewangelickiego do miejsca zbrodni jest w prostej linii około 500 m. W Józefowie 200 – 250 m. Zdjęcia lotnicze z Geoportalu pokazują, że cmentarz w Józefowie Dużym jest zarośnięty. Pojechałem więc zobaczyć ile z niego zostało do dnia dzisiejszego.

Pojechałem przez Chrząchówek. Dawno nie jeździłem tą drogą. A tak przy okazji chciałem rzucić okiem na jeszcze inny cmentarz. W Witowicach, przy granicy z Końskowolą stoi kapliczka. Na mapach z okresu międzywojennego zaznaczona jest za nią obecność cmentarza. Czy to cmentarz epidemiczny? Na mapach współczesnych nie ma tu zaznaczonego miejsca pochówków.

Kapliczka formą pasuje do "latarni umarłych" ale w pobliżu są chyba jeszcze 3 podobne: na drugim końcu Witowic (następna jest w Chrząchowie) i na początku Chrząchówka i przy kościele szpitalnym w Końskowoli. W tym ostatnim przypadku jest bardzo prawdopodobne, że kapliczka stoi na cmentarzu lub obok niego. Niestety nie ma dziś na kapliczce w Witowicach żadnych napisów. Może kiedyś były tylko z czasem podczas kolejnych remontów zniknęły. Kapliczka jest chyba często remontowana. W tym roku nie tylko zmieniła kolor ale też zniknęły tuje zasłaniającej jej front.

Pokaż Latarnie na mapie

Myślę, że temat końskowolskich cmentarzy (i tych w okolicy Końskowoli) zasługuje na obszerniejsze omówienie. Ale to nie teraz no i brakuje mi do tego materiałów. Tutaj i teraz chcę opisać ten jeden wyjazd. A po zatrzymaniu się przy cmentarzu na skraju Witowic pojechałem przez Chrząchówek w stronę Michowa. Odkryłem, że i tutaj trwają prace przy trasie S17. Wyburzane są domy stojące za blisko budowanej trasy.

Przejazd do Michowa i dalej, do Charlejowa i Poznania nie był szczególnie interesujący. Jesień. Wszystko wkoło zamiera. Ale już na ostatniej prostej przed Serokomlą zatrzymałem się przy figurze Chrystusa Frasobliwego. Zapomniałem o jej istnieniu ale też tą drogą nie jeździłem może już dwa lata.

Z okazji święta niepodległości w Serokomli trwało nabożeństwo. Echo niosło się daleko. Niemal do Józefowa Dużego. To nie jest daleko choć drogi są kręte. Spod cmentarza ewangelickiego widziałem wieżę kościoła w Serokomli. A sam cmentarz do zadbanych nie należy. Tego się podziewałem. Nie spodziewałem się za to tego, że znajdę na jego terenie krzyż z napisem. I to drewniany, i stojący.

W sumie na terenie cmentarza są 3 krzyże z tego dwa stoją samodzielnie. Brak śladów mogił. Ale są ślady wycinania zarośli. Gdyby tego nie robiono cmentarz byłby całkiem niedostępny. I wciąż nie wiem jak to było z tym sąsiedztwem? Ludzie przez kilka pokoleń żyli obok siebie, a potem i nienawiść, i mordowanie. Grass ze swoimi "Sąsiadami" tylko nakłuł lekko ten balon. Kontekst holokaustu jest tu też tylko fragmentem większej całości. Sąsiedzi nie byli tylko rzymskimi katolikami i Żydami. Byli tu przecież też ewangelicy niemieccy, prawosławni. Każde z zestawień z katolikami to historia okrucieństw. Ta ziemia o której uczymy się, że była oazą tolerancji przy bliższym poznaniu okazuje się być jednym wielkim kotłem pełnym konfliktów religijnych i narodowościowych. Najprościej byłoby zapomnieć. Wyzerować przeszłość. Zacząć od nowa? Może to i najprościej ale tak się nie da. Nie da się pamiętać tylko o krzywdach bez pamięci o ich sprawcach. Nie da się wymazać z pamięci śladów pozostawionych na ziemi. Nawet po przejściu buldożerów zostają stare mapy, stare zapisy i ktoś kto chce zobaczyć jak się to wszystko przez lata zmieniło.

Wcale nie jestem pewien czy cmentarze zostały zniszczone w wyniku tej nienawiści. Agresja skierowana przeciwko zmarłym i grobom jest nieracjonalna i skierowana raczej na zewnątrz. Tak przecież teraz niszczy się (chyba planowo) cmentarze czerwonoarmistów – bez mediów takie zniszczenie jest bez sensu i pozostaje aktem odwagi tchórza. Dopiero upublicznienie takiego zdarzenia robi z autora zniszczeń bohatera – bohatera kronik policyjnych. Czy warto w tym doszukiwać się ideologii? Chyba tylko tej tchórzliwie skrywającej się pod kapturem i maską. Nie rozumiem anonimowych wystąpień. Anonim czegoś się boi. Kłamie udając odważnego.

Ostatnio chyba za bardzo się złoszczę zamiast ignorować górnolotne słowa wypowiadane przez anonimowych "prawdziwych Polaków". Oni te cmentarze dawnych sąsiadów najchętniej zrównaliby z ziemią w imię jedynej słusznej ideologii, wiary, historii. Ale to nie oni zniszczyli cmentarze w Józefowie Dużym i w Karolinie. To zrobiła zła przeszłość która jednym nie pozwoliła zostawić cmentarzy w spokoju, a drugim nie pozwala odwiedzić grobów ich bliskich. Ideolodzy czasami usiłują tą przeszłość wykorzystać by sterować ludźmi. To manipulacja i ma na celu tylko walkę polityczną. Ksenofobia jest tylko narzędziem. Politycy kochają wyborców. Gdyby tak jeszcze podatników kochały urzędy skarbowe. Temat sąsiadów i cmentarzy wciąż wymaga badań i oby były one jak najdalej od polityki bo ta działa się nie w Józefowie Dużym i nie w Karolinie.

Z Józefowa ruszyłem do Adamowa. Zapomniałem o znajdującym się przy drodze kościółku. Dziś jest to kaplica. Raczej nie widać, że stoi tu od niedawna. Kościół powstał co prawda pod koniec XVII w. ale do Zakępia trafił dopiero pod koniec wieku XX.

W Adamowie nie mogłem sobie odmówić odwiedzenia cmentarza żydowskiego. Jeszcze nie widziałem go w okresie wegetacji. Druga wizyta i znów drzewa bez liści i sucha trawa.

Właściwie to nie wiem dlaczego pojechałem przez Adamów. Z Zakępia miałem krótszą drogę do Woli Gułowskiej. Właśnie przez Wolę Gułowską planowałem pojechać do Ryk i dalej do Bobrownik. W Bobrownikach interesował mnie wypatrzony na mapach cmentarz o którym wcześniej nie słyszałem ani nie czytałem. Ale skoro w Adamowie zajrzałem na cmentarz żydowski to chyba wypadało zobaczyć co się zmieniło na cmentarzu żydowskim w Rykach. W Adamowie i w Rykach pozostały znicze. Ale w Rykach widać, że już byli tu też wandale. Odrzucono daleko tablicę informacyjną. Część macew przewrócono. Wiatr tego nie zrobił.

Później porównałem zdjęcia zrobione rok temu z tymi z 11 listopada i zobaczyłem, że macewy stoją jak stały ale jest jedna więcej. Pamięć figluje

I tak jakoś samo mi się przypomniało co powiedział Marek Edelman o sprawcach holokaustu cytując Leona Bluma: To nie Niemcy zrobili. To zrobili ludzie. A podobno "człowiek" to brzmi dumnie. Ale te słowa można odnieść nie tylko do sprawców holokaustu. Zawsze sprawcami są ludzie. Dopóki nikt nie udowodni, że jest inaczej…

Tajemniczy cmentarz w Bobrownikach okazał się być starym cmentarzem parafialnym. Używany był to lat czterdziestych. Poza grobem żołnierzy AK zainteresowała mnie mogiła 5 mieszkańców Bobrownik zamordowanych w 1945 roku.

Niby wszystko jasne tylko na tablicy poniżej jest jako data śmierci podany 31 V 1944 roku. I dlaczego opiekunem jest szkoła w Niwie Babickiej a nie szkoła w Bobrownikach?

Może uda mi się szybko odnaleźć odpowiedź. Jak nie, pozostaną tylko czytelnicy dla których często oczywistym jest to co dla mnie jest zagadką.

Do Puław udało mi się wrócić tuż przed zachodem słońca. 132 km. Całkiem nieźle jak na jesienne chłody.

Karolin – uzupełnienie

W maju 2010 roku zjechałem z drogi do Kazanowa by zobaczyć miejsce pamięci narodowej. W ten sposób dowiedziałem się o mordzie dokonanym w 1942 roku na mieszkańcach okolicznych wsi. Trochę na ten temat napisałem na stronie Złe miejsca dla ślimaków Przyczyną całego tego tragicznego zdarzenia była śmierć mieszkańca Karolina – niemieckiego kolonisty. Potrzebowałem ponad roku by zastanowić się gdzie jest cmentarz tych kolonistów. Osiedlali się tu przecież w XIX wieku. Mieszkali dłużej niż 50 lat. Podobnie w Kazanowie. Ale po przeglądaniu map z okresu międzywojennego i współczesnych znalazłem tylko cmentarz w Karolinie. To 9 km od Kazanowa. Może tamtejsi koloniści nie mieli własnego cmentarza? To możliwe jeśli nie było ich wielu. W Karolinie musiało być tych osadników więcej. Uciekli razem z armią niemiecką i chyba już tu nigdy nie wracali. Za dużo złych wspomnień zostało na miejscu. Podobnie było i w Józefowie Dużym ale tam jeszcze nie szukałem opuszczonych cmentarzy.

Dzisiaj wyjechałem do Karolina zobaczyć ten cmentarz ewangelicki. Zakładałem, że mogę znaleźć same krzaki. Wcale bym się nie zdziwił. Wg map nie mogłem do cmentarza dojechać bezpośrednio ze wsi. Pojawił się rów melioracyjny na drodze. Może dałoby się przez niego jakoś przejechać ale wolałem wjechać w las za wsią i stamtąd przedostać się do cmentarza – od tyłu. Zaraz za wsią znalazłem krzyż i figurę, które upewniły mnie w tym, że pewnie nic nie znajdę. Został tu zastrzelony szesnastoletni chłopiec w dniu masowej egzekucji. Jego nazwiska nie widziałem na tablicach umieszczonych w lesie. Ale tam są wymienieni zamordowani w tamtym miejscu. Dlaczego ten chłopak zginął w tym miejscu? Był przypadkową ofiarą?

Już nie miałem stąd daleko. Szukanie jednak nie szło mi najlepiej. Nie ma żadnych drogowskazów wskazujących właściwą drogę. Mniej więcej jednak pamiętałem jak to miejsce może wyglądać. W końcu więc odnalazłem. Miejsce niczym szczególnym się nie wyróżnia. To las po prawej stronie. Robiąc zdjęcie stałem tyłem do wsi.

Był jednak jeden znak szczególny wskazujący na to, że jest tu cmentarz – barwinek. Porasta cały teren cmentarza.

Nie widziałem tu pomników z piaskowca. Tylko betonowe krzyże i betonowe kawałki pomników. Chyba miejscowi osadnicy nie należeli do zamożnych albo piaskowiec został stąd zabrany. To się zdarza. I to dość często. I to by mogło znaczyć, że zniszczeń nie dokonali nawet mieszkańcy wsi. Piaskowiec i inne "surowce kamieniarskie" nie raz zmieniały się w pomniki na nowych grobach, na innych cmentarzach. Smutne – cmentarze przecież to zawsze historia miejsca. Zatrzymana dla następnych pokoleń.

Jadąc z Puław do Karolina wybrałem drogę omijającą Zwoleń. Nie lubię przez niego przejeżdżać. Zakazy poruszania się rowerów po głównej drodze są dokuczliwe gdy chce się przedostać na jej drugą stronę. Teraz przy okazji poszukiwania cmentarza na mapach poszukałem i mostu na rzeczce Zwolence. Okazało się, że most taki jest tylko nie ma tam drogi asfaltowej. Miałem więc okazję przejechać się po drogach gruntowych.

Poniżej zdjęcie drogi z Zielonki Nowej

Tu jeszcze był żwir na drodze. Za mostem był już tylko piach ale dało się po tym jechać.

Zdjęcia zrobiłem wracając. Wcześniej byłem za bardzo skupiony na tym co zobaczę za kolejnym laskiem, za kolejnym zakrętem. Ale tak mi się to spodobało, że już bliżej Puław znów zapuściłem się w lasy i piachy. Pojechałem z Ignacowa do Kochanowa. Choć wcale nie wiedziałem dokąd dojadę. Kierunek był słuszny. Cel był nieznany. Po dojechaniu do Sosnowa znów zastanowiłem się nad tym co mnie tego dnia wyciągnęło z domu. Te historie w których mieszkający obok siebie ludzie nagle stali się wrogami na śmierć i życie. Historie które wykluczyły niemal odwiedzanie grobów bliskich. W Sosnowie chyba nie było aż tak źle ale cmentarz kolonistów pozostał. Opuszczony i zapomniany.

Ruda Wielka

Zimno. Mokro. Dokuczliwy wiatr. Wszystko przemawiało za tym by wyjechać na cały dzień na rowerze. Z wyborem kierunku i celu nie miałem problemu. Po przejrzeniu kilku numerów poleconego mi jeszcze zimą pisma Radomir odnalazłem jeden poświęcony I wojnie światowej. Szczególnie zainteresowały mnie dwa artykuły poświęcone cmentarzom wojennym. Pierwszy, autorstwa Urszuli Oettingen prezentuje zagadnienie grobów wojennych w Kongresówce i w II Rzeczypospolitej. Drugi, którego autorem jest Jürgen Hensel, przy okazji przedstawiania stanu rotundy kommemoratywnej na cmentarzu wojennym w Rudzie Wielkiej również porusza zagadnienie cmentarzy wojennych na terenie Polski, z tym że w okresie po II wojnie światowej. Co istotne – J. Hensel opisuje stan cmentarza w roku w Rudzie Wielkiej z 1983 roku. W jego opisie na cmentarzu znajdują się krzyże z nazwiskami poległych, a rotunda jest częściowo uszkodzona. Wśród nazwisk umieszczonych na tabliczkach żeliwnych odnalazł takie jak: Zagrodnik, Koralczak i Klepczyński. Autor korzystał z opracowania sporządzonego przez Adama Penkallę dla Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Radomiu. Artykuły zamieszczono w 4 numerze Kwartalnika Turystyczno-Krajoznawczego „Radomir” z 1988 roku. Pismo to udostępniane jest w Radomskiej Bibliotece Cyfrowej.

Jednak cmentarz w Rudzie Wielkiej już wcześniej wzbudził moje zainteresowanie. Jeszcze zanim poznałem artykuły z „Radomira”. W sierpniu 2011 roku planowałem zajechać do Orońska. Przeglądając mapy (a nuż jakiś cmentarz lub pomnik skrywa się w przydrożnych lasach) odnalazłem ten właśnie cmentarz. Nic jednak o nim nie wiedziałem. Nawet z jakiego pochodzi okresu i czy jest nekropolią „cywilną” czy też „wojskową”. Wtedy do Orońska nie dojechałem. Nie miałem więc okazji tego sprawdzić. Pojechałem później ale zapomniałem gdzie dokładnie cmentarz się znajduje. Co prawda „profilaktycznie” wszedłem do lasu pamiętając, że cmentarz miał być na północ od drogi tylko nie byłem pewien czy to ten las. Po powrocie do domu odkryłem, że byłem kilkanaście metrów od cmentarza. U stóp skarpy na której szczycie on się znajduje. Na następny raz obiecałem sobie wejść wyżej. Ten następny raz wypadł właśnie teraz, w fatalną pogodę ale po lekturze już nie potrafiłem dłużej tego odkładać.

Przygotowując się do wyjazdu odkryłem, że przepadły gdzieś mapy drogowe tego rejonu. Wcześniej je miałem. Ale nie wiem czy „położyłem je na wierzchu by później łatwo je znaleźć”, czy też zostawiłem w piwnicy do której miałem niedawno włamanie. Pewnie to pierwsze. Po co by były złodziejowi potrzebne mapy? Narzędzia rowerowe to jeszcze tak – je zabrał na pewno. Ale mapy? Chyba będę musiał jednak poprzeglądać papiery. Wybrałem się więc bez map. Trasę znałem. Ale chciałem pojechać bocznymi drogami by ominąć także trasę przez Klikawę. Dlatego pojechałem przez Trzcianki i dojechałem do… Klikawy. Ale przynajmniej poznałem drogę, której wcześniej nie znałem. Z głównej drogi zjechałem w Piskorowie. i do Zwolenia pojechałem przez Łaguszów. Dalej tradycyjnie – Tczów, Skaryszew. W Chomentowie zwróciłem uwagę na tabliczkę umieszczoną na ścianie ostatniego budynku (drewnianego). Sfotografowałem ją dopiero wracając ale zastanowiło mnie co niemieckojęzyczna tabliczka robi w Chomentowie.

Sądząc po wkrętach jakimi ją zamocowano jest tu od niedawna. Ale takie tabliczki łatwiej znaleźć w Szczecinie. Chyba w tych okolicach nie ubezpieczano budynków od ognia akurat tam? Choć nie wiem jak to było podczas II wojny światowej.

W czasie jazdy niemal cały czas miałem przeciwko sobie wiatr. Od czasu do czasu kropił deszcz. Za Dąbrówką Warszawską, czyli już niemal u celu, dopadł mnie już znacznie większy deszcz. Ale nie była to jeszcze ulewa. Trochę żałowałem, że nie wziąłem parasola. Z nim mógłbym robić zdjęcia i podczas opadu. A tak? Starałem się jechać powoli i czekałem aż przestanie padać. Już w Rudzie Wielkiej było po deszczu. Po dojechaniu do lasu przyjrzałem się lepiej jego brzegowi. Mapy Geoportalu nie pokazywały by do cmentarza prowadziła jakaś droga. Ta którą pojechałem poprzednio biegła kilka metrów poniżej cmentarza. Może więc ścieżka? Na samym rogu lasu była jakaś wydeptana. Prowadziła pod górę w głąb lasu. Nią doszedłem na miejsce. Brak jakichkolwiek znaków wskazujących cmentarz jest dość dziwny. Ale jeszcze dziwniejsze jest to co zastałem na miejscu. Od lat osiemdziesiątych musiało się coś zmienić. I się zmieniło. Rotunda została wyremontowana. A na terenie cmentarza nie ma ani jednej żeliwnej tabliczki z nazwiskiem. Poszły na złom?

Sama rotunda przypomniała mi podobne, choć mniejsze na cmentarzach wojennych w okolicach Fajsławic. Czy jednak tamte są równie stare jak cmentarze? Tam przechowuje się narzędzia używane podczas sprzątania cmentarza. Tutaj ktoś urządził sobie ognisko. O ogniskach na cmentarzach czytałem dotąd tylko w przypadku cmentarzy żydowskich. A tak chodzi mi po głowie podobieństwo losów nekropolii żydowskich, wojennych i prawosławnych na terenach objętych akcją „Wisła”. Nie lepiej mają się cmentarze ewangelickie.

Powrót był znacznie łatwiejszy. Co prawda miałem zajechać do Jedlni Letnisko ale nie pamiętałem drogi. Dlatego za Skaryszewem zapuściłem się w nieznany teren chcąc trochę się porozglądać. Tak odkryłem drogę przez Tynicę. Za następnym razem będę mógł ominąć zmasakrowaną drogę przez Zakrzówek i Kobylany. Wiatr pchał mnie w stronę Puław. Wróciłem jeszcze przed zachodem słońca. 10 godzin. Trochę ponad 170 km. Może plan był ubogi – tylko jedno miejsce do odwiedzenia – ale zrobiłem to co odkładałem wciąż na później. Może nie wszystko. Chciałem przecież jeszcze zobaczyć kościół w Jedlni Letnisku. Kościół nie zając. Poczeka. Jest bliżej niż odwiedzony cmentarz więc może za tydzień?