Zimno. Mokro. Dokuczliwy wiatr. Wszystko przemawiało za tym by wyjechać na cały dzień na rowerze. Z wyborem kierunku i celu nie miałem problemu. Po przejrzeniu kilku numerów poleconego mi jeszcze zimą pisma Radomir odnalazłem jeden poświęcony I wojnie światowej. Szczególnie zainteresowały mnie dwa artykuły poświęcone cmentarzom wojennym. Pierwszy, autorstwa Urszuli Oettingen prezentuje zagadnienie grobów wojennych w Kongresówce i w II Rzeczypospolitej. Drugi, którego autorem jest Jürgen Hensel, przy okazji przedstawiania stanu rotundy kommemoratywnej na cmentarzu wojennym w Rudzie Wielkiej również porusza zagadnienie cmentarzy wojennych na terenie Polski, z tym że w okresie po II wojnie światowej. Co istotne – J. Hensel opisuje stan cmentarza w roku w Rudzie Wielkiej z 1983 roku. W jego opisie na cmentarzu znajdują się krzyże z nazwiskami poległych, a rotunda jest częściowo uszkodzona. Wśród nazwisk umieszczonych na tabliczkach żeliwnych odnalazł takie jak: Zagrodnik, Koralczak i Klepczyński. Autor korzystał z opracowania sporządzonego przez Adama Penkallę dla Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Radomiu. Artykuły zamieszczono w 4 numerze Kwartalnika Turystyczno-Krajoznawczego „Radomir” z 1988 roku. Pismo to udostępniane jest w Radomskiej Bibliotece Cyfrowej.
Jednak cmentarz w Rudzie Wielkiej już wcześniej wzbudził moje zainteresowanie. Jeszcze zanim poznałem artykuły z „Radomira”. W sierpniu 2011 roku planowałem zajechać do Orońska. Przeglądając mapy (a nuż jakiś cmentarz lub pomnik skrywa się w przydrożnych lasach) odnalazłem ten właśnie cmentarz. Nic jednak o nim nie wiedziałem. Nawet z jakiego pochodzi okresu i czy jest nekropolią „cywilną” czy też „wojskową”. Wtedy do Orońska nie dojechałem. Nie miałem więc okazji tego sprawdzić. Pojechałem później ale zapomniałem gdzie dokładnie cmentarz się znajduje. Co prawda „profilaktycznie” wszedłem do lasu pamiętając, że cmentarz miał być na północ od drogi tylko nie byłem pewien czy to ten las. Po powrocie do domu odkryłem, że byłem kilkanaście metrów od cmentarza. U stóp skarpy na której szczycie on się znajduje. Na następny raz obiecałem sobie wejść wyżej. Ten następny raz wypadł właśnie teraz, w fatalną pogodę ale po lekturze już nie potrafiłem dłużej tego odkładać.
Przygotowując się do wyjazdu odkryłem, że przepadły gdzieś mapy drogowe tego rejonu. Wcześniej je miałem. Ale nie wiem czy „położyłem je na wierzchu by później łatwo je znaleźć”, czy też zostawiłem w piwnicy do której miałem niedawno włamanie. Pewnie to pierwsze. Po co by były złodziejowi potrzebne mapy? Narzędzia rowerowe to jeszcze tak – je zabrał na pewno. Ale mapy? Chyba będę musiał jednak poprzeglądać papiery. Wybrałem się więc bez map. Trasę znałem. Ale chciałem pojechać bocznymi drogami by ominąć także trasę przez Klikawę. Dlatego pojechałem przez Trzcianki i dojechałem do… Klikawy. Ale przynajmniej poznałem drogę, której wcześniej nie znałem. Z głównej drogi zjechałem w Piskorowie. i do Zwolenia pojechałem przez Łaguszów. Dalej tradycyjnie – Tczów, Skaryszew. W Chomentowie zwróciłem uwagę na tabliczkę umieszczoną na ścianie ostatniego budynku (drewnianego). Sfotografowałem ją dopiero wracając ale zastanowiło mnie co niemieckojęzyczna tabliczka robi w Chomentowie.
Sądząc po wkrętach jakimi ją zamocowano jest tu od niedawna. Ale takie tabliczki łatwiej znaleźć w Szczecinie. Chyba w tych okolicach nie ubezpieczano budynków od ognia akurat tam? Choć nie wiem jak to było podczas II wojny światowej.
W czasie jazdy niemal cały czas miałem przeciwko sobie wiatr. Od czasu do czasu kropił deszcz. Za Dąbrówką Warszawską, czyli już niemal u celu, dopadł mnie już znacznie większy deszcz. Ale nie była to jeszcze ulewa. Trochę żałowałem, że nie wziąłem parasola. Z nim mógłbym robić zdjęcia i podczas opadu. A tak? Starałem się jechać powoli i czekałem aż przestanie padać. Już w Rudzie Wielkiej było po deszczu. Po dojechaniu do lasu przyjrzałem się lepiej jego brzegowi. Mapy Geoportalu nie pokazywały by do cmentarza prowadziła jakaś droga. Ta którą pojechałem poprzednio biegła kilka metrów poniżej cmentarza. Może więc ścieżka? Na samym rogu lasu była jakaś wydeptana. Prowadziła pod górę w głąb lasu. Nią doszedłem na miejsce. Brak jakichkolwiek znaków wskazujących cmentarz jest dość dziwny. Ale jeszcze dziwniejsze jest to co zastałem na miejscu. Od lat osiemdziesiątych musiało się coś zmienić. I się zmieniło. Rotunda została wyremontowana. A na terenie cmentarza nie ma ani jednej żeliwnej tabliczki z nazwiskiem. Poszły na złom?
Sama rotunda przypomniała mi podobne, choć mniejsze na cmentarzach wojennych w okolicach Fajsławic. Czy jednak tamte są równie stare jak cmentarze? Tam przechowuje się narzędzia używane podczas sprzątania cmentarza. Tutaj ktoś urządził sobie ognisko. O ogniskach na cmentarzach czytałem dotąd tylko w przypadku cmentarzy żydowskich. A tak chodzi mi po głowie podobieństwo losów nekropolii żydowskich, wojennych i prawosławnych na terenach objętych akcją „Wisła”. Nie lepiej mają się cmentarze ewangelickie.
Powrót był znacznie łatwiejszy. Co prawda miałem zajechać do Jedlni Letnisko ale nie pamiętałem drogi. Dlatego za Skaryszewem zapuściłem się w nieznany teren chcąc trochę się porozglądać. Tak odkryłem drogę przez Tynicę. Za następnym razem będę mógł ominąć zmasakrowaną drogę przez Zakrzówek i Kobylany. Wiatr pchał mnie w stronę Puław. Wróciłem jeszcze przed zachodem słońca. 10 godzin. Trochę ponad 170 km. Może plan był ubogi – tylko jedno miejsce do odwiedzenia – ale zrobiłem to co odkładałem wciąż na później. Może nie wszystko. Chciałem przecież jeszcze zobaczyć kościół w Jedlni Letnisku. Kościół nie zając. Poczeka. Jest bliżej niż odwiedzony cmentarz więc może za tydzień?
Częściowo wynagrodziły, chociaż nie do końca Skoro zbyt zimno na wędrówki, to może czas na inny typ eksploracji, ostatnio zaniedbany, czyli tzw. popiski
Chyba nie trafiłaś z odpowiedzią w odpowiedni wątek A popiski… na pewno się pojawią. Tylko to raczej pisanie spontaniczne i nie ode mnie zależy kiedy mnie coś takiego najdzie ochota. Nie sądzę by prowokowały je lektury. Teraz przymnie leży „Zderzeni cywilizacji” S.P. Huntingtona. Refleksje na pewno nie przełożą się na coś podobnego do impresji poetyckich.
Faktycznie, coś mi się wątki pomieszały Może uda się przenieść ten komentarz na właściwe miejsce? A na impresje poetyckie z pewnością przełoży się piękno złotej polskiej jesieni. Może jeszcze będzie nam dana w całej swej krasie
Niestety to nie forum i chyba nie przewidziano przenoszenia postów. Moja władza nad nimi to tylko ich być lub nie być.