Kontynuując poprzedni wątek odwiedziłem drugie miejsce w którym w zbrodni na ludności dokonano z udziałem miejscowych kolonistów Niemieckich. W Józefowie Dużym uczestniczyli oni w tym osobiście. W Karolinie na pewno pomagali stworzyć listę osób do rozstrzelania ale czy osobiście brali w rozstrzeliwaniu udział? Nie wiem. W Karolinie od cmentarza ewangelickiego do miejsca zbrodni jest w prostej linii około 500 m. W Józefowie 200 – 250 m. Zdjęcia lotnicze z Geoportalu pokazują, że cmentarz w Józefowie Dużym jest zarośnięty. Pojechałem więc zobaczyć ile z niego zostało do dnia dzisiejszego.
Pojechałem przez Chrząchówek. Dawno nie jeździłem tą drogą. A tak przy okazji chciałem rzucić okiem na jeszcze inny cmentarz. W Witowicach, przy granicy z Końskowolą stoi kapliczka. Na mapach z okresu międzywojennego zaznaczona jest za nią obecność cmentarza. Czy to cmentarz epidemiczny? Na mapach współczesnych nie ma tu zaznaczonego miejsca pochówków.
Kapliczka formą pasuje do "latarni umarłych" ale w pobliżu są chyba jeszcze 3 podobne: na drugim końcu Witowic (następna jest w Chrząchowie) i na początku Chrząchówka i przy kościele szpitalnym w Końskowoli. W tym ostatnim przypadku jest bardzo prawdopodobne, że kapliczka stoi na cmentarzu lub obok niego. Niestety nie ma dziś na kapliczce w Witowicach żadnych napisów. Może kiedyś były tylko z czasem podczas kolejnych remontów zniknęły. Kapliczka jest chyba często remontowana. W tym roku nie tylko zmieniła kolor ale też zniknęły tuje zasłaniającej jej front.
Pokaż Latarnie na mapie
Myślę, że temat końskowolskich cmentarzy (i tych w okolicy Końskowoli) zasługuje na obszerniejsze omówienie. Ale to nie teraz no i brakuje mi do tego materiałów. Tutaj i teraz chcę opisać ten jeden wyjazd. A po zatrzymaniu się przy cmentarzu na skraju Witowic pojechałem przez Chrząchówek w stronę Michowa. Odkryłem, że i tutaj trwają prace przy trasie S17. Wyburzane są domy stojące za blisko budowanej trasy.
Przejazd do Michowa i dalej, do Charlejowa i Poznania nie był szczególnie interesujący. Jesień. Wszystko wkoło zamiera. Ale już na ostatniej prostej przed Serokomlą zatrzymałem się przy figurze Chrystusa Frasobliwego. Zapomniałem o jej istnieniu ale też tą drogą nie jeździłem może już dwa lata.
Z okazji święta niepodległości w Serokomli trwało nabożeństwo. Echo niosło się daleko. Niemal do Józefowa Dużego. To nie jest daleko choć drogi są kręte. Spod cmentarza ewangelickiego widziałem wieżę kościoła w Serokomli. A sam cmentarz do zadbanych nie należy. Tego się podziewałem. Nie spodziewałem się za to tego, że znajdę na jego terenie krzyż z napisem. I to drewniany, i stojący.
W sumie na terenie cmentarza są 3 krzyże z tego dwa stoją samodzielnie. Brak śladów mogił. Ale są ślady wycinania zarośli. Gdyby tego nie robiono cmentarz byłby całkiem niedostępny. I wciąż nie wiem jak to było z tym sąsiedztwem? Ludzie przez kilka pokoleń żyli obok siebie, a potem i nienawiść, i mordowanie. Grass ze swoimi "Sąsiadami" tylko nakłuł lekko ten balon. Kontekst holokaustu jest tu też tylko fragmentem większej całości. Sąsiedzi nie byli tylko rzymskimi katolikami i Żydami. Byli tu przecież też ewangelicy niemieccy, prawosławni. Każde z zestawień z katolikami to historia okrucieństw. Ta ziemia o której uczymy się, że była oazą tolerancji przy bliższym poznaniu okazuje się być jednym wielkim kotłem pełnym konfliktów religijnych i narodowościowych. Najprościej byłoby zapomnieć. Wyzerować przeszłość. Zacząć od nowa? Może to i najprościej ale tak się nie da. Nie da się pamiętać tylko o krzywdach bez pamięci o ich sprawcach. Nie da się wymazać z pamięci śladów pozostawionych na ziemi. Nawet po przejściu buldożerów zostają stare mapy, stare zapisy i ktoś kto chce zobaczyć jak się to wszystko przez lata zmieniło.
Wcale nie jestem pewien czy cmentarze zostały zniszczone w wyniku tej nienawiści. Agresja skierowana przeciwko zmarłym i grobom jest nieracjonalna i skierowana raczej na zewnątrz. Tak przecież teraz niszczy się (chyba planowo) cmentarze czerwonoarmistów – bez mediów takie zniszczenie jest bez sensu i pozostaje aktem odwagi tchórza. Dopiero upublicznienie takiego zdarzenia robi z autora zniszczeń bohatera – bohatera kronik policyjnych. Czy warto w tym doszukiwać się ideologii? Chyba tylko tej tchórzliwie skrywającej się pod kapturem i maską. Nie rozumiem anonimowych wystąpień. Anonim czegoś się boi. Kłamie udając odważnego.
Ostatnio chyba za bardzo się złoszczę zamiast ignorować górnolotne słowa wypowiadane przez anonimowych "prawdziwych Polaków". Oni te cmentarze dawnych sąsiadów najchętniej zrównaliby z ziemią w imię jedynej słusznej ideologii, wiary, historii. Ale to nie oni zniszczyli cmentarze w Józefowie Dużym i w Karolinie. To zrobiła zła przeszłość która jednym nie pozwoliła zostawić cmentarzy w spokoju, a drugim nie pozwala odwiedzić grobów ich bliskich. Ideolodzy czasami usiłują tą przeszłość wykorzystać by sterować ludźmi. To manipulacja i ma na celu tylko walkę polityczną. Ksenofobia jest tylko narzędziem. Politycy kochają wyborców. Gdyby tak jeszcze podatników kochały urzędy skarbowe. Temat sąsiadów i cmentarzy wciąż wymaga badań i oby były one jak najdalej od polityki bo ta działa się nie w Józefowie Dużym i nie w Karolinie.
Z Józefowa ruszyłem do Adamowa. Zapomniałem o znajdującym się przy drodze kościółku. Dziś jest to kaplica. Raczej nie widać, że stoi tu od niedawna. Kościół powstał co prawda pod koniec XVII w. ale do Zakępia trafił dopiero pod koniec wieku XX.
W Adamowie nie mogłem sobie odmówić odwiedzenia cmentarza żydowskiego. Jeszcze nie widziałem go w okresie wegetacji. Druga wizyta i znów drzewa bez liści i sucha trawa.
Właściwie to nie wiem dlaczego pojechałem przez Adamów. Z Zakępia miałem krótszą drogę do Woli Gułowskiej. Właśnie przez Wolę Gułowską planowałem pojechać do Ryk i dalej do Bobrownik. W Bobrownikach interesował mnie wypatrzony na mapach cmentarz o którym wcześniej nie słyszałem ani nie czytałem. Ale skoro w Adamowie zajrzałem na cmentarz żydowski to chyba wypadało zobaczyć co się zmieniło na cmentarzu żydowskim w Rykach. W Adamowie i w Rykach pozostały znicze. Ale w Rykach widać, że już byli tu też wandale. Odrzucono daleko tablicę informacyjną. Część macew przewrócono. Wiatr tego nie zrobił.
Później porównałem zdjęcia zrobione rok temu z tymi z 11 listopada i zobaczyłem, że macewy stoją jak stały ale jest jedna więcej. Pamięć figluje
I tak jakoś samo mi się przypomniało co powiedział Marek Edelman o sprawcach holokaustu cytując Leona Bluma: To nie Niemcy zrobili. To zrobili ludzie. A podobno "człowiek" to brzmi dumnie. Ale te słowa można odnieść nie tylko do sprawców holokaustu. Zawsze sprawcami są ludzie. Dopóki nikt nie udowodni, że jest inaczej…
Tajemniczy cmentarz w Bobrownikach okazał się być starym cmentarzem parafialnym. Używany był to lat czterdziestych. Poza grobem żołnierzy AK zainteresowała mnie mogiła 5 mieszkańców Bobrownik zamordowanych w 1945 roku.
Niby wszystko jasne tylko na tablicy poniżej jest jako data śmierci podany 31 V 1944 roku. I dlaczego opiekunem jest szkoła w Niwie Babickiej a nie szkoła w Bobrownikach?
Może uda mi się szybko odnaleźć odpowiedź. Jak nie, pozostaną tylko czytelnicy dla których często oczywistym jest to co dla mnie jest zagadką.
Do Puław udało mi się wrócić tuż przed zachodem słońca. 132 km. Całkiem nieźle jak na jesienne chłody.
„Sąsiedzi nie byli tylko rzymskimi katolikami i Żydami. Byli tu przecież też ewangelicy niemieccy, prawosławni. Każde z zestawień z katolikami to historia okrucieństw.”
A inne zestawienia? Ewangelicy i prawosławni, Żydzi i ewangelicy? Nie jestem znawcą tematu, ale sądzę, że nie w wyznaniu jest tu problem. Chyba bardziej w tym, że zwykle większość gnębi mniejszość, chyba że akurat mniejszości uda się przechwycić w ten czy inny sposób władzę, tak jak to było np. w Rwandzie. Nie chodzi mi przy tym o wybielanie katolików. W historii okrucieństw nie jest ważne kto jest katem, a kto ofiarą, ale o to jak mogło dojść do takich wydarzeń. W dodatku katolicy, prawosławni czy protestanci wywodzą się z jednego chrześcijańskiego pnia, którego główną zasadą jest miłość wykluczająca nienawiść. Ktokolwiek jest winny – to bardzo smutne, ponieważ walczy w imię wiary, której zasad absolutnie nie pojmuje.
Dlaczego nagle zaczynają walczyć ze sobą sąsiedzi – trudno zrozumieć. Najłatwiejsze jest chyba zrozumienie motywów prześladowania Żydów. Tkwią one w przeświadczeniu o ich bogactwie. Czyli motyw nie tylko rabunkowy, ale też nienawiść wyrastająca z materialnej zawiści.
Nie podałaś zestawienia: prawosławni i Żydzi. Akurat to zestawienie zapisało się bardzo krwawo w historii. Pisałem już o tym http://trobal.pulawy.pl/wordpress/?p=156 . Różnego rodzaju tumulty antyżydowskie nie raz przebiegały z udziałem ewangelików. A teraz przeczytałem o takim zmartwieniu szlachty w XVIII wieku: Gdy wygnano arian pozostały ich majątki, wygnanie Żydów oznaczałoby ich odejście razem z ich majątkami. Chodziło więc o pieniądze, a nie o tolerancję religijną. Nawet podatek pogłówny był ogólny dla wszystkich i dodatkowy od Żydów.
Prawosławni to temat wymagający wg mnie jeszcze badań. O ile w XVIII w. to niemal wyłącznie włościanie ale wcześniej też duża część szlachty. Miesza w tym wszystkim unia, a potem jej zniesienie przez cara.
Ale czy większość zawsze gnębi mniejszość? Chyba nie. W przypadku Rzeczypospolitej przecież szlachta nie była większością. Ona posiadała władzę i nie koniecznie utożsamiała się z włościanami nawet gdy ci wyznawali tą samą religię. Koran też nie nawołuje do zabijania niewiernych, a jednak niektórzy tak interpretują jego zapisy. Przerażają mnie pewne zapisy z przeszłości wskazujące na to, że właśnie podejmowane na ziemskim padole decyzje pozostawiano do osądzenia po śmierci. Nawet konwersja Żydów oskarżanych o czyny karalne oznaczała jedynie, że mniej ich męczono zabijając. Inkwizytorzy uważali, że biorą na swoje barki ogromny ciężar odpowiedzialności za dusze zabijanych z ich polecenia ludzi. Zabijanie w imię religii to tylko przeniesienie konfliktu o poziom wyżej do osądzenia przez Boga.
W Rwandzie prowadzono czystki etniczne. Jeśli powoływano się na religię to tylko w ferworze walki. Większość gnębionych wystąpiła przeciwko mniejszości sprawującej władzę od wieków. Świat długo patrzył na to obojętnie. Dopóki nie ruszyli się sąsiedzi wśród których większość stanowiła grupa etniczna mordowana w Rwandzie. Myślę, że niewiele brakowało by kaci stali się ofiarami zemsty. To zresztą przykład na to, że coś takiego jak asymilacja dwóch grup etnicznych/narodowych/językowych jest prawie niemożliwe. Przynależność do jakiejś grupy jest ważniejsza w ogólnym rozrachunku od interesów jednostek.
Nie wiem Kumari czy znasz postać księdza Krzysztofa Świąteckiego, proboszcza z Tenczyna. W roku 1710 był jednym z niewielu duchownych niosącym pomoc ludziom uciekającym z Krakowa przed zarazą. Świątecki był neofitą żydowskim. Chrzest przyjął w wieku 13 lat. Neofici zawsze wyskakują przed szereg realizując przykazania tylko zawsze im się pamięta, że są neofitami. Nie ma takiej możliwości by wtopili się w środowisko do którego przeszli porzucając swoje dotychczasowe życie.
Zakończę dowcipem przytoczonym przez Josepha Telushkina w jego zbiorze dowcipów żydowskich:
Amerykański bankier, Otto Kahn, był z pochodzenia Żydem ale przeszedł na chrześcijaństwo. Pewnego razu spacerował z garbatym przyjacielem.
– Jak zapewne wiesz – powiedział Kahn, gdy mijali synagogę – byłem Żydem.
– A ja byłem garbusem – odpowiedział przyjaciel.
Dowcip świetny. Można zmienić wyznanie, nie można zmienić pochodzenia. Tak jak nie można zmienić kasty.Chociaż zastanawiałam się dlaczego np. w Indiach ludzie należący do najniższych kast nie przechodzą na sikhizm czy buddyzm, aby uwolnić się od tego systemu. „Technicznie” wydaje się to możliwe, tylko że wtedy wyparli by się swej rodziny, wszystkiego co jest im bliskie…
Wracając do ks. Świąteckiego i neofitów… Dlaczego wyskakują przed szereg? Może dlatego, że od nich więcej się oczekuje, ale nie tylko. Świeże nawrócenie (o ile wynika z wewnętrznej potrzeby, a nie udawane dla określonej korzyści) daje nowe siły i wielką potrzebę czynów. Świadczenia czynami, że wszystko się w naszym życiu przewartościowało. To tak samo jak wtedy, kiedy się jest cudem ocalonym i otrzymuje się nowe życie.
A w Rwandzie nie jestem pewna czy chodziło o różnorodność etniczną, czy też jak zwykle o pieniądze i władzę. Tutsi mają władzę i bogactwo w postaci dużych stad bydła. Zabierają ziemię (której w tym górskim kraju jest mało) dużej grupie Hutu, którzy utrzymują się z rolnictwa. Tutsi potrzebują ziemi na pastwiska dla przynoszących im prestiż stad. Hutu walczą o przeżycie. Tak przynajmniej przedstawia sytuację Kapuściński. Być może problem upraszcza, ale wygląda mi to na konflikt bardziej ekonomiczny niż etniczny. Przynajmniej na początku. Potem machina nienawiści rusza i nie jest ważna przyczyna konfliktu, tylko pragnienie zemsty. Tylko dlaczego nie reaguje na to ludobójstwo społeczność międzynarodowa? Ponieważ przestrzeganie prawa człowieka to najczęściej puste hasło odkurzane wtedy, gdy chodzi o korzyści ekonomiczne.
Kapuścińskiemu zarzuca się podbarwianie rzeczywistości. Jak myślisz – czy słusznie? W końcu nie był historykiem. Opisywał świat tak jak go odbierał. To tak jak z interpretacją wiersza. Czy możliwy jest absolutny obiektywizm? W wielu sprawach także zdania historyków są podzielone. A Kapuściński? Może jego świat miał szerszą paletę barw, dźwięków i zapachów, więcej widział i głębiej odczuwał niż inni?
Obiektywizm? Coś takiego chyba nie istnieje. Kapuściński opisywał świat takim jakim go widział. Miał cudowne spojrzenie Ale nie doszukiwałbym się w tym obiektywizmu. Ten człowiek roztaczał wokół siebie aurę, która wpływała na jego otoczenie, na ludzi z którymi przebywał. Samą swoją obecnością zmieniał świat o którym pisał.
Poznając coś zawsze dokonujemy interpretacji. Historyk powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie przedstawić świata który stara się poznać. Przedstawić może swoją interpretację źródeł. To jak sobie ten świat wyobraża. Ale to nigdy nie jest wierna rekonstrukcja. Zawsze coś umknie obserwacji, a coś innego niechcący obserwator sam od siebie doda. Interesuje nas to co jest daleko (w czasie czy przestrzeni) i nie potrafimy czasami tego zrozumieć. Umyka nam za to poznanie najbliższego otoczenia bo jest czymś oczywistym czego nawet nie musimy rozumieć. Czy potrafilibyśmy opisać nasz świat w sposób zrozumiały dla tych ludzi żyjących w odmiennej kulturze lub tych którzy za kilka pokoleń będą chcieli poznać życie w 2011 roku? Ludzki świat potrzebuje zrozumienia ale sam proces jego poznawania zawsze jest w jakiś sposób zniekształcony. Inaczej chyba się nie da?
Oglądanie świata oczyma drugiego człowieka, to fascynująca przygoda. Oczywiście jeśli jest to świat bogaty w barwy i pełen pozytywnych uczuć. Jeśli otwierają się przede mną na chwilę drzwi do takiego świata, to wpadam tam niczym dziecko do sklepu z zabawkami, ciesząc się każdym szczegółem i biegając od jednego krajobrazu do drugiego, zanim zatrzasną się przede mną drzwi sezamu
Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła po przeczytaniu słów „oglądanie świata oczyma drugiego człowieka” była taka, że już to widziałem. W filmie „Być jak John Malkovic”. Tam ukrytym przejściem dawało się wejść do Johna Malkovica i widzieć jego świat, jego oczami.
To nie jedyne skojarzenie jakie się pojawiło. Jako nastolatek zachłystywałem się fantastyką naukową. Między innymi przeczytałem opowiadanie w którym ludzie podróżują w czasie. Jednym z nich jest literaturoznawca brytyjski pragnący poznać przyczynę niedokończenia poematu przez jego ulubionego poetę. Pisanie wg literatury przerwała mu jakaś wizyta nieoczekiwanego gościa. Naukowiec więc wybrał się w przeszłość. Zaszył się w krzakach i czekał. Czekał tak długo, że nie wytrzymał i sam podszedł do drzwi, zapukał, a potem długo rozmawiał z poetą. Stał się sprawcą zdarzenia które tak bardzo go interesowało.
To tylko takie skojarzenia które ocierają się o myśli zawarte w Twojej Kumari odpowiedzi. Zawsze czytając poznajemy nie to co widzi ktoś opisujący coś, ale to jak on to widzi. Obecność autora może w trakcie czytania stać się niemal nieuświadomiona dla czytelnika. Ale to autor miał ogromny wpływ na to co czytamy. Najczęściej zdarzenia nie są opisywane na gorąco. A pamięć też potrafi namieszać. Tak choćby jak mi z macewami w Rykach.