Drogi pamiętniczku… Zbliża się czas opłat za istnienie. Przygnębiające. Webh.pl jest tani ale przez dwa lata uzbierało mi się już powodów by zmienić hosting. Tylko czy w innych miejscach będzie lepiej? Na pewno będzie drożej. Muszę to przemyśleć. Zajmuję dużo miejsca (zdjęcia) i jeszcze chciałbym żeby strony się szybko otwierały. Może jeszcze jeden rok, a potem się zobaczy? Jeszcze mi zostało kilka miesięcy do tego "opłatka". A na razie zdjęć przybywa niewiele. Dzień krótki. Zimno. Ale bywa ładnie. I w tą sobotę właśnie było ładnie.
Cel wyznaczyła jak zwykle ciekawość. Na starych mapach w okolicach Osiecka wypatrzyłem dwa cmentarze w lasach. Żydowski jest zaznaczony tylko na starych mapach. Drugi, w miejscowości Pogorzel był zagadką. Czyżby cmentarz wojenny? Musiałem to sprawdzić naocznie. W poprzednią sobotę nie wyszło – było za zimno. Teraz prognozy pokazywały o świcie temperatury w okolicy zera nieabsolutnego. Do planu przejazdu dodałem objechanie Garwolina od północnej strony i powrót przez Żelechów. Miejsca warte odwiedzenia dostrzegłem w Parysowie i Miastkowie Kościelnym. Nie wiedziałem tylko czy słońce mi za wcześnie nie zajdzie. A ponieważ nigdy jeszcze tam nie byłem uznałem, że to jeszcze nie jest wyjazd planowy, a jedynie rekonesans. Czyli: jeszcze tam wrócę.
Wyjechałem gdy jeszcze było ciemno. Ziemię spowijała mgła. Zanim się rozpędziłem przypomniałem sobie o tym, że nie można przejechać najkrótszą drogą przez Dęblin. W takich okolicznościach miałem do wyboru przejazd przez Bobrowniki (chciałem pojechać przez Maciejowice) lub po drugiej stronie Wisły. Padło na tą drugą opcję ze względy na znacznie mniejszy ruch na drogach w okolicy Gniewoszowa. Termometr pokazywał mi temperatury ujemne ale bez przesady. Wciąż w okolicach -2 stopni. A im zimniej tym mniej było mgły.
W zaszronionej trawie na poboczu dostrzegłem zmarłe z wychłodzenia miśki.
Głównym "generatorem" tych mgieł była chyba Wisła. To znad niej unosiły się obłoki pary rozpełzające się po brzegach. Niski poziom wody – jeszcze widać plaże, które tak spodobały się Kumari.
Od Dęblina już było przejrzyście i słonecznie. Szybko dojechałem do Maciejowic. Właśnie rozkopali tam rynek. Wokół ratusza był pokryty "kocimi łbami" i właśnie to zmieniają. Będzie nowocześnie. Nie ma to jak unowocześnienie tego co było trwałe i tworzyło klimat miejsca. Teraz "kocie łby" będą ujęte w siatkę jakiejś kostki i będą parkingi. Beton zastąpi granit. Będzie trochę podobnie. Ale podobne to nie to samo co identyczne.
Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza / Nigdy nie będzie takiego lata
W drodze do Łaskarzewa drzewa otrząsały się po długiej nocy z rosy. Od czasu do czasu dostawałem w twarz mokrym liściem. Ocieplenie szło od góry. Przesłanie było jasne: będzie ciepło dopóki będzie świecić słońce. W Poliku zajechałem rzucić okiem na cmentarz wojenny. Nic się nie zmienił od mojej poprzedniej wizyty.
Za to w Łaskarzewie zauważyłem zmiany na cmentarzu żydowskim. Złomiarze (chyba złomiarze) pozabierali gwiazdy Dawida umieszczone w murze cmentarza. Dwa lata temu brakowało dwóch. Teraz tylko dwie zostały. Ale i tu widać jesień. Młode dęby czerwieniły się w mokrej trawie.
Z Łaskarzewa pojechałem do Rudy Talubskiej. A wcale nie tam jechać miałem. Miałem wcześniej zakręcić do Izdebna. Ale chyba dobrze się stało. W ten sposób mogłem zobaczyć np. kolejową wieżę wodną w Rudzie Talubskiej.
Nie chcąc wracać tą samą drogą pojechałem przez Górki. Tu zaskoczyło mnie "sanktuarium". Dosłownie zaskoczyło. Znaki pokazujące, gdzie ono jest widziałem już wcześniej ale gdy zobaczyłem pomnik "anioła polskiego" wymiękłem. Teraz już podziały narodowe przenoszą się na strefy niebieskie. Już nie chodzi o przestrzeń powietrzną nad państwem tylko o narodowość aniołów. Aż żałuję, że nie zrobiłem mu zdjęcia. Można by sprawdzić do kogo jest podobny. Świętość jest jednak wartością umowną skoro takie "kfiatki" są na porządku dziennym. Tak mi się to połączyło z czytanym właśnie Zderzeniem cywilizacji Huntingtona. Czytam szukając przy okazji punktów stycznych z teoriami Feliksa Konecznego. Mało ich jest. I u Huntingtona nie ma tego co u Konecznego tworzy aurę pogardy dla innych – ksenofobię. Jednak odniesień do teorii Konecznego nie da się uniknąć. Za bardzo "myśl narodowa" przesiąknęła już podobnymi ideami by dostrzegano błędy i przemilczenia. Nie znam "Cywilizacji żydowskiej" Konecznego ale nie potrafię uznać za autorytet kogoś, kto choć nic nie wie na temat Dalekiego Wschodu uważa, że może go innym opisać i ocenić. Koneczny może być ideologiem bo mówi prawdy popularne. Nie potrafił sam powiedzieć tego co mówi Tom Waits: "Prawda jest przereklamowana". Tymczasem środowiska z którymi myśl Konecznego jest spokrewniona angażują po swojej stronie też system prawny. Także przepisy prawa drogowego. Widocznie nie potrafią się bez wsparcia wybronić same.
Taki zamyślony i "zagubiony" dojechałem do drogi gruntowej. Rozpoznałem ją bezbłędnie. Już kiedyś jej szukałem na mapach. Jechałem tędy tylko raz. Akurat gdy się zgubiłem w okolicach Garwolina. Teraz też się zgubiłem i dlatego dojechałem do tej zagubionej drogi. Chyba nie ma jej na mapach Google. Wcale nie powinno mnie to dziwić. W końcu to droga gruntowa i tylko jej koniec jest wybrukowany. Dojechałem nią chyba do Izdebnika. Chyba. Sam nie wiem. Ale udało mi się dojechać do Rębkowa, a o to mi chodziło. Odnalazłem się więc ale tylko na chwilę. W Rębkowie (a może już w Garwolinie? wg map to Wola Rębkowska) przejechałem przez wiadukt nad torami zamiast zakręcić przed wiaduktem. Szukając dalszej drogi postanowiłem się trzymać czerwonego szlaku rowerowego i tak dojechałem do stacji kolejowej Garwolin i przejścia podziemnego którym szlak ten poprowadzono. Dla ułatwienia nie zrobiono podjazdów dla wózków, rowerów i innych środków transportowych kołowych. Za to zrobiono w podziemiach drewniany podest dla pasażerów nie posiadających kaloszy. Dawno intensywnie nie padało ale ktoś przyniósł trochę wody w butelce.
Może niekonsekwentnie ale jechałem wciąż w stronę Osiecka. Zatrzymałem się tylko jeszcze na chwilę przy kapliczce w lesie w Woli Rębkowskiej. Ze względu na kolory.
Zanim wybrałem się w drogę wspomniałem o planowanej trasie znajomemu. Twierdził, że bliżej jest przez Wilgę. Twierdził słusznie. Tylko ja nie chciałem jechać "Nadwiślanką". Za Wilgą rozpoczyna się odcinek szosy betonowej. Bardzo tego nie lubię. Jadąc do Osiecka nie musiałby po tym kawałku jechać ale jest tak nieznośne, że wolę omijać z daleka. Skutek był taki, że i tak pojechałem po betonowej nawierzchni tylko ruch był mniejszy. Na szczęście nie był to bardzo długi kawałek. Jedyna szosa betonowa którą jechało mi się w miarę przyjemne była na Śląsku Opolskim. To było w lecie i daleko. Ale widać, że chociaż pomysł jest ten sam to inna jest technologia i wykonanie. Na Mazowszu i jedno i drugie jest byle jakie. Ponieważ byłem teraz na terenach mi wcześniej nie znanych trochę chyba znów pobłądziłem. Przeglądając mapę zauważyłem ze zdziwieniem, że jadę drogą przy której miałem szukać cmentarza żydowskiego pod Osieckiem. Wszystko było OK poza samym lasem. Las jest znacznie młodszy niż groby których szukałem. Zajmuje ten sam teren co przed II wojną światową. Ale to nie jest ten sam las. Prawdopodobnie był orany. Cmentarz jest więc raczej nie do odnalezienia. Gdzieś tu jest ale gdzie?
Z drugiej strony Osiecka jest drugi cmentarz, który mnie interesował. Choć na mapach jest umieszczony w lesie w rzeczywistości znajduje się na jego skraju. I nie jest to cmentarz wojenny jaki myślałem, że tu znajdę. Teraz już wiem, że jest to cmentarz mariawitów. Otoczony drutem kolczastym na betonowych słupach. Większość nagrobków jest zupełnie nowych. Nie robiłem zdjęć tylko ruszyłem w kierunku Pilawy. Zanim jednak opuściłem Osieck odszukałem jeszcze czyny sklep spożywczy. Przy drogach głównych przebiegających przez tą miejscowość nie ma ani jednego. Może dlatego, że i tak samochody by się nie mogły przy nich zatrzymać? Baton dodał mi trochę sił choć to nie ich mi brakowało. Dopiero nieco później to odkryłem.
Przy drodze z Osiecka znajduje się pomnik wystawiony ofiarom katastrofy kolejowej z 1981 roku. Nie znam szczegółów tego wydarzenia ale liczba zmarłych…
Chyba byłem tu już dwa lata temu. Może dawniej? Ale pamiętałem o pomniku. Teraz zrobiłem zdjęcia i może szczegółów wydarzenia dowiem się od fanów kolei na forum eksploratorów?
Za Pilawą czekała na mnie trudna przeprawa. Musiałem przejechać przez drogę krajową Warszawa – Lublin. Na jej całej długości jest to zadanie trudne. W wielu miejscowościach pojawiały się niedawno światła zatrzymujące na chwilę ten ruch. Tutaj ich nie było. Po paru minutach czekania zszedłem z drogi i uzupełniłem spokojnie płyny – co miałem zrobić po drugiej stronie ale się nie doczekałem. Ostatecznie na drugą stronę przeszedłem po przejściu dla pieszych lekko tylko spowalniając ruch samochodów. Tranzyt ma ułatwiać podróże. Ułatwia ale już jest tak duży, że niemal zastopował ruch lokalny. Łatwiej jest przejechać przez rzekę niż przedostać się na drugą stronę tej drogi. A tam czekał na mnie kamień z tablicą pamiątkową. Nie wiem czy ze mną coś nie tak czy rzeczywiście tam w ten sposób popisano, że bardziej domyślam się o co chodziło autorom niż rozumiem? Może było kilku autorów? Brakuje słów które by tekst uczyniły zrozumiałym i jednoznacznym. Jak na razie wydaje mi się że w tym miejscu doszło do ataku oddziału AK na transport więźniów z Garwolina. Pewny nie jestem.
Tu zaczął się mój rekonesans przed kolejnym wyjazdem w te strony. Już chyba miałem jakieś opóźnienie ale profilaktycznie nie sprawdzałem tego na zegarku. Planowałem dojechać do Żelechowa na godzinę 15 ale zdaje się, że piętnasta była tego dnia trochę wcześniej. Wśród miejsc do których warto będzie wrócić wymienię dworek w Trąbkach. Klimat wokół niego jest podobny do tego jaki panuje w Jagodnem. Tu jednak nie ma możliwości podejścia. Jest ogrodzenie i jest brama (zamknięta). Parę kilometrów dalej Parysów. Tam jest Dom Kultury w budynku dawnej synagogi. Jeszcze trochę dalej grodzisko. W pobliskim lesie kirkut. Ale to wszystko odłożyłem na kiedy indziej. Czułem, że jest już późno. A na pewno miałem przejeżdżać jeszcze obok pałacu w Miastkowie Kościelnym. Pod Parysowem sprawdziłem przejechany dystans: 127 km. I już wiedziałem, że to nie jest zwykły brak energii. Tydzień wcześniej nie pojeździłem jak należy. Teraz mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Pozostało mi jechać dalej na "sile woli". Tak się dotoczyłem do Miastkowa Kościelnego i zobaczyłem pałac o którym napisano na stronie gminy. Nie wspomniano, że jest to teren prywatny i niedostępny. Może więc jakoś tam się da wejść by pałac zobaczyć?
Może tylko wejście od drogi głównej jest zamknięte na kłódkę? Obok są zabudowania folwarczne. Tam też na pewno jest jakieś wejście. Na tym brakuje jakichkolwiek informacji o tym czy właściciele pozwalają na wizyty turystów. Pałac jest zadbany. Podobnie park. Same plusy. A natura tak nie lubi. Jakiś minus musi być. Może właśnie jest nim zamknięcie przed turystami? Ale przypomniałem sobie, że i w Żelechowie jest pałac do którego nie mogłem podejść. Tam jednak trwał wtedy remont. Jak jest teraz? Obiecałem sobie, że przejeżdżając sprawdzę.
W dalszej drodze zrobiłem już tylko jedno zdjęcie. W Zwoli Poduchownej. Może zrobiłbym ich więcej ale właśnie schodzili się weselnicy. Zaraz miał się odbyć ślub. Więc tylko jedno zdjęcie z daleka. I na pewno tu wrócę
Nazwa tej miejscowości wydała mi się znajoma. Ale nigdy tu jeszcze nie byłem. Tylko gdzieś już coś wcześniej czytałem przygotowując się do innego wyjazdu. Czyli jest to jedno z miejsc odłożonych "na kiedy indziej" i na razie w tej kategorii pozostanie. A w Żelechowie odpuściłem sobie szukanie pałacu. Wjechałem do miasta inną drogą niż myślałem, że wjadę. Spojrzałem też na zegar i zobaczyłem że poślizg mam już przekraczający jedną godzinę. Nie było już szans bym do Puław dojechał przed zachodem słońca. W drodze do Ryk założyłem kamizelkę odblaskową, włączyłem oświetlenie, zapiąłem kieszenie w kurtce (już mi dokuczało chłodne powietrze pod kurtką). Ciemno zrobiło się gdy już opuszczałem Ryki. Do Puław dotarłem o 19. I już było zimno. Chyba nawet był lekki mróz. Dzień trwa tylko 10 godzin. A będzie jeszcze krótszy i będzie jeszcze zimniej. Brrr. Byle do wiosny.