Znaki na ziemi

Drogi pamiętniczku… Zbliża się czas opłat za istnienie. Przygnębiające. Webh.pl jest tani ale przez dwa lata uzbierało mi się już powodów by zmienić hosting. Tylko czy w innych miejscach będzie lepiej? Na pewno będzie drożej. Muszę to przemyśleć. Zajmuję dużo miejsca (zdjęcia) i jeszcze chciałbym żeby strony się szybko otwierały. Może jeszcze jeden rok, a potem się zobaczy? Jeszcze mi zostało kilka miesięcy do tego "opłatka". A na razie zdjęć przybywa niewiele. Dzień krótki. Zimno. Ale bywa ładnie. I w tą sobotę właśnie było ładnie.

Cel wyznaczyła jak zwykle ciekawość. Na starych mapach w okolicach Osiecka wypatrzyłem dwa cmentarze w lasach. Żydowski jest zaznaczony tylko na starych mapach. Drugi, w miejscowości Pogorzel był zagadką. Czyżby cmentarz wojenny? Musiałem to sprawdzić naocznie. W poprzednią sobotę nie wyszło – było za zimno. Teraz prognozy pokazywały o świcie temperatury w okolicy zera nieabsolutnego. Do planu przejazdu dodałem objechanie Garwolina od północnej strony i powrót przez Żelechów. Miejsca warte odwiedzenia dostrzegłem w Parysowie i Miastkowie Kościelnym. Nie wiedziałem tylko czy słońce mi za wcześnie nie zajdzie. A ponieważ nigdy jeszcze tam nie byłem uznałem, że to jeszcze nie jest wyjazd planowy, a jedynie rekonesans. Czyli: jeszcze tam wrócę.

Wyjechałem gdy jeszcze było ciemno. Ziemię spowijała mgła. Zanim się rozpędziłem przypomniałem sobie o tym, że nie można przejechać najkrótszą drogą przez Dęblin. W takich okolicznościach miałem do wyboru przejazd przez Bobrowniki (chciałem pojechać przez Maciejowice) lub po drugiej stronie Wisły. Padło na tą drugą opcję ze względy na znacznie mniejszy ruch na drogach w okolicy Gniewoszowa. Termometr pokazywał mi temperatury ujemne ale bez przesady. Wciąż w okolicach -2 stopni. A im zimniej tym mniej było mgły.

W zaszronionej trawie na poboczu dostrzegłem zmarłe z wychłodzenia miśki.

Głównym "generatorem" tych mgieł była chyba Wisła. To znad niej unosiły się obłoki pary rozpełzające się po brzegach. Niski poziom wody – jeszcze widać plaże, które tak spodobały się Kumari.

Od Dęblina już było przejrzyście i słonecznie. Szybko dojechałem do Maciejowic. Właśnie rozkopali tam rynek. Wokół ratusza był pokryty "kocimi łbami" i właśnie to zmieniają. Będzie nowocześnie. Nie ma to jak unowocześnienie tego co było trwałe i tworzyło klimat miejsca. Teraz "kocie łby" będą ujęte w siatkę jakiejś kostki i będą parkingi. Beton zastąpi granit. Będzie trochę podobnie. Ale podobne to nie to samo co identyczne.

Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza / Nigdy nie będzie takiego lata

W drodze do Łaskarzewa drzewa otrząsały się po długiej nocy z rosy. Od czasu do czasu dostawałem w twarz mokrym liściem. Ocieplenie szło od góry. Przesłanie było jasne: będzie ciepło dopóki będzie świecić słońce. W Poliku zajechałem rzucić okiem na cmentarz wojenny. Nic się nie zmienił od mojej poprzedniej wizyty.

Za to w Łaskarzewie zauważyłem zmiany na cmentarzu żydowskim. Złomiarze (chyba złomiarze) pozabierali gwiazdy Dawida umieszczone w murze cmentarza. Dwa lata temu brakowało dwóch. Teraz tylko dwie zostały. Ale i tu widać jesień. Młode dęby czerwieniły się w mokrej trawie.

Z Łaskarzewa pojechałem do Rudy Talubskiej. A wcale nie tam jechać miałem. Miałem wcześniej zakręcić do Izdebna. Ale chyba dobrze się stało. W ten sposób mogłem zobaczyć np. kolejową wieżę wodną w Rudzie Talubskiej.

Nie chcąc wracać tą samą drogą pojechałem przez Górki. Tu zaskoczyło mnie "sanktuarium". Dosłownie zaskoczyło. Znaki pokazujące, gdzie ono jest widziałem już wcześniej ale gdy zobaczyłem pomnik "anioła polskiego" wymiękłem. Teraz już podziały narodowe przenoszą się na strefy niebieskie. Już nie chodzi o przestrzeń powietrzną nad państwem tylko o narodowość aniołów. Aż żałuję, że nie zrobiłem mu zdjęcia. Można by sprawdzić do kogo jest podobny. Świętość jest jednak wartością umowną skoro takie "kfiatki" są na porządku dziennym. Tak mi się to połączyło z czytanym właśnie Zderzeniem cywilizacji Huntingtona. Czytam szukając przy okazji punktów stycznych z teoriami Feliksa Konecznego. Mało ich jest. I u Huntingtona nie ma tego co u Konecznego tworzy aurę pogardy dla innych – ksenofobię. Jednak odniesień do teorii Konecznego nie da się uniknąć. Za bardzo "myśl narodowa" przesiąknęła już podobnymi ideami by dostrzegano błędy i przemilczenia. Nie znam "Cywilizacji żydowskiej" Konecznego ale nie potrafię uznać za autorytet kogoś, kto choć nic nie wie na temat Dalekiego Wschodu uważa, że może go innym opisać i ocenić. Koneczny może być ideologiem bo mówi prawdy popularne. Nie potrafił sam powiedzieć tego co mówi Tom Waits: "Prawda jest przereklamowana". Tymczasem środowiska z którymi myśl Konecznego jest spokrewniona angażują po swojej stronie też system prawny. Także przepisy prawa drogowego. Widocznie nie potrafią się bez wsparcia wybronić same.

Taki zamyślony i "zagubiony" dojechałem do drogi gruntowej. Rozpoznałem ją bezbłędnie. Już kiedyś jej szukałem na mapach. Jechałem tędy tylko raz. Akurat gdy się zgubiłem w okolicach Garwolina. Teraz też się zgubiłem :) i dlatego dojechałem do tej zagubionej drogi. Chyba nie ma jej na mapach Google. Wcale nie powinno mnie to dziwić. W końcu to droga gruntowa i tylko jej koniec jest wybrukowany. Dojechałem nią chyba do Izdebnika. Chyba. Sam nie wiem. Ale udało mi się dojechać do Rębkowa, a o to mi chodziło. Odnalazłem się więc ale tylko na chwilę. W Rębkowie (a może już w Garwolinie? wg map to Wola Rębkowska) przejechałem przez wiadukt nad torami zamiast zakręcić przed wiaduktem. Szukając dalszej drogi postanowiłem się trzymać czerwonego szlaku rowerowego i tak dojechałem do stacji kolejowej Garwolin i przejścia podziemnego którym szlak ten poprowadzono. Dla ułatwienia nie zrobiono podjazdów dla wózków, rowerów i innych środków transportowych kołowych. Za to zrobiono w podziemiach drewniany podest dla pasażerów nie posiadających kaloszy. Dawno intensywnie nie padało ale ktoś przyniósł trochę wody w butelce.

Może niekonsekwentnie ale jechałem wciąż w stronę Osiecka. Zatrzymałem się tylko jeszcze na chwilę przy kapliczce w lesie w Woli Rębkowskiej. Ze względu na kolory.

Zanim wybrałem się w drogę wspomniałem o planowanej trasie znajomemu. Twierdził, że bliżej jest przez Wilgę. Twierdził słusznie. Tylko ja nie chciałem jechać "Nadwiślanką". Za Wilgą rozpoczyna się odcinek szosy betonowej. Bardzo tego nie lubię. Jadąc do Osiecka nie musiałby po tym kawałku jechać ale jest tak nieznośne, że wolę omijać z daleka. Skutek był taki, że i tak pojechałem po betonowej nawierzchni tylko ruch był mniejszy. Na szczęście nie był to bardzo długi kawałek. Jedyna szosa betonowa którą jechało mi się w miarę przyjemne była na Śląsku Opolskim. To było w lecie i daleko. Ale widać, że chociaż pomysł jest ten sam to inna jest technologia i wykonanie. Na Mazowszu i jedno i drugie jest byle jakie. Ponieważ byłem teraz na terenach mi wcześniej nie znanych trochę chyba znów pobłądziłem. Przeglądając mapę zauważyłem ze zdziwieniem, że jadę drogą przy której miałem szukać cmentarza żydowskiego pod Osieckiem. Wszystko było OK poza samym lasem. Las jest znacznie młodszy niż groby których szukałem. Zajmuje ten sam teren co przed II wojną światową. Ale to nie jest ten sam las. Prawdopodobnie był orany. Cmentarz jest więc raczej nie do odnalezienia. Gdzieś tu jest ale gdzie?

Z drugiej strony Osiecka jest drugi cmentarz, który mnie interesował. Choć na mapach jest umieszczony w lesie w rzeczywistości znajduje się na jego skraju. I nie jest to cmentarz wojenny jaki myślałem, że tu znajdę. Teraz już wiem, że jest to cmentarz mariawitów. Otoczony drutem kolczastym na betonowych słupach. Większość nagrobków jest zupełnie nowych. Nie robiłem zdjęć tylko ruszyłem w kierunku Pilawy. Zanim jednak opuściłem Osieck odszukałem jeszcze czyny sklep spożywczy. Przy drogach głównych przebiegających przez tą miejscowość nie ma ani jednego. Może dlatego, że i tak samochody by się nie mogły przy nich zatrzymać? Baton dodał mi trochę sił choć to nie ich mi brakowało. Dopiero nieco później to odkryłem.

Przy drodze z Osiecka znajduje się pomnik wystawiony ofiarom katastrofy kolejowej z 1981 roku. Nie znam szczegółów tego wydarzenia ale liczba zmarłych…

Chyba byłem tu już dwa lata temu. Może dawniej? Ale pamiętałem o pomniku. Teraz zrobiłem zdjęcia i może szczegółów wydarzenia dowiem się od fanów kolei na forum eksploratorów?

Za Pilawą czekała na mnie trudna przeprawa. Musiałem przejechać przez drogę krajową Warszawa – Lublin. Na jej całej długości jest to zadanie trudne. W wielu miejscowościach pojawiały się niedawno światła zatrzymujące na chwilę ten ruch. Tutaj ich nie było. Po paru minutach czekania zszedłem z drogi i uzupełniłem spokojnie płyny – co miałem zrobić po drugiej stronie ale się nie doczekałem. Ostatecznie na drugą stronę przeszedłem po przejściu dla pieszych lekko tylko spowalniając ruch samochodów. Tranzyt ma ułatwiać podróże. Ułatwia ale już jest tak duży, że niemal zastopował ruch lokalny. Łatwiej jest przejechać przez rzekę niż przedostać się na drugą stronę tej drogi. A tam czekał na mnie kamień z tablicą pamiątkową. Nie wiem czy ze mną coś nie tak czy rzeczywiście tam w ten sposób popisano, że bardziej domyślam się o co chodziło autorom niż rozumiem? Może było kilku autorów? Brakuje słów które by tekst uczyniły zrozumiałym i jednoznacznym. Jak na razie wydaje mi się że w tym miejscu doszło do ataku oddziału AK na transport więźniów z Garwolina. Pewny nie jestem.

Tu zaczął się mój rekonesans przed kolejnym wyjazdem w te strony. Już chyba miałem jakieś opóźnienie ale profilaktycznie nie sprawdzałem tego na zegarku. Planowałem dojechać do Żelechowa na godzinę 15 ale zdaje się, że piętnasta była tego dnia trochę wcześniej. Wśród miejsc do których warto będzie wrócić wymienię dworek w Trąbkach. Klimat wokół niego jest podobny do tego jaki panuje w Jagodnem. Tu jednak nie ma możliwości podejścia. Jest ogrodzenie i jest brama (zamknięta). Parę kilometrów dalej Parysów. Tam jest Dom Kultury w budynku dawnej synagogi. Jeszcze trochę dalej grodzisko. W pobliskim lesie kirkut. Ale to wszystko odłożyłem na kiedy indziej. Czułem, że jest już późno. A na pewno miałem przejeżdżać jeszcze obok pałacu w Miastkowie Kościelnym. Pod Parysowem sprawdziłem przejechany dystans: 127 km. I już wiedziałem, że to nie jest zwykły brak energii. Tydzień wcześniej nie pojeździłem jak należy. Teraz mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Pozostało mi jechać dalej na "sile woli". Tak się dotoczyłem do Miastkowa Kościelnego i zobaczyłem pałac o którym napisano na stronie gminy. Nie wspomniano, że jest to teren prywatny i niedostępny. Może więc jakoś tam się da wejść by pałac zobaczyć?

Może tylko wejście od drogi głównej jest zamknięte na kłódkę? Obok są zabudowania folwarczne. Tam też na pewno jest jakieś wejście. Na tym brakuje jakichkolwiek informacji o tym czy właściciele pozwalają na wizyty turystów. Pałac jest zadbany. Podobnie park. Same plusy. A natura tak nie lubi. Jakiś minus musi być. Może właśnie jest nim zamknięcie przed turystami? Ale przypomniałem sobie, że i w Żelechowie jest pałac do którego nie mogłem podejść. Tam jednak trwał wtedy remont. Jak jest teraz? Obiecałem sobie, że przejeżdżając sprawdzę.

W dalszej drodze zrobiłem już tylko jedno zdjęcie. W Zwoli Poduchownej. Może zrobiłbym ich więcej ale właśnie schodzili się weselnicy. Zaraz miał się odbyć ślub. Więc tylko jedno zdjęcie z daleka. I na pewno tu wrócę :)

Nazwa tej miejscowości wydała mi się znajoma. Ale nigdy tu jeszcze nie byłem. Tylko gdzieś już coś wcześniej czytałem przygotowując się do innego wyjazdu. Czyli jest to jedno z miejsc odłożonych "na kiedy indziej" i na razie w tej kategorii pozostanie. A w Żelechowie odpuściłem sobie szukanie pałacu. Wjechałem do miasta inną drogą niż myślałem, że wjadę. Spojrzałem też na zegar i zobaczyłem że poślizg mam już przekraczający jedną godzinę. Nie było już szans bym do Puław dojechał przed zachodem słońca. W drodze do Ryk założyłem kamizelkę odblaskową, włączyłem oświetlenie, zapiąłem kieszenie w kurtce (już mi dokuczało chłodne powietrze pod kurtką). Ciemno zrobiło się gdy już opuszczałem Ryki. Do Puław dotarłem o 19. I już było zimno. Chyba nawet był lekki mróz. Dzień trwa tylko 10 godzin. A będzie jeszcze krótszy i będzie jeszcze zimniej. Brrr. Byle do wiosny.

8 thoughts on “Znaki na ziemi

  1. Tak „w temacie” ksenofobii… Byłam kiedyś na wykładzie na temat hinduizmu. Miała go prowadzić osoba, która nie tylko poznała te zagadnienia od strony teoretycznej, ale też pracowała wśród tych najbardziej potrzebujących w Indiach. Myślałam, że to będzie uczta dla ducha – fascynacja inną kulturą i religią, poszukiwanie w nich jakiś nowych myśli i prawd, tego co umyka ludziom naszej cywilizacji – wewnętrznego wyciszenia, umiejętności przyjmowania życia takim jakie jest z jego blaskami i cieniami, umiejętność cieszenia się drobiazgami. Czekało mnie jednak rozczarowanie. Wyraźnie było widać pogardę dla tej innej, bądź co bądź znacznie starszej od naszej kultury, protekcjonalność. Kto nie szuka, ten z pewnością nie znajdzie, kto nie próbuje zrozumieć drugiego człowieka – nie zrozumie, a bez szacunku i życzliwości nawet okazana fizycznie pomoc ma swą wartość tylko w części.

    Abstrahując jednak od ciężaru powyższych słów – piękna tam u Was jesień. Te czerwienie młodych dębów, słońce pobłyskujące między konarami drzew, dywany opadłych liści… Taki mi się wątek przypomniał o nieużytecznym pięknie Roztocza :-)

  2. Taką jesień chyba dałoby się odnaleźć i u Was :) Trzeba tylko poszukać.

    Autor który tak mnie zdenerwował swoimi teoriami od lat nie żyje ale jego teorie żyją i ma kontynuatorów. Poznałem jego myśli dzięki współpracownikom – podrzucono mi jedną pracę, potem znalazłem inne w sieci. Przedstawiono mi go jako ofiarę prześladowań komunistów ale i w II RP nie był pieszczony. To chyba nie ma znaczenia. Bo ważniejsze jest to co swoimi publikacjami uzyskał. Usankcjonował swoim autorytetem naukowca pogardę dla innych kultur oraz antysemityzm. Stworzył hierarchię cywilizacji na których szczycie ustawił demokrację związaną z kościołem katolickim. Ten związek jest. Ale czy to jest jakiś szczyt piramidy? Jak jest szczyt to ludzie chcą na niego wejść tymczasem nikt jakoś się tu nie pcha. Patrzył na świat z perspektywy białego człowieka dumnego z podbojów.

    Człowiek który mi podsunął publikacje Konecznego zwrócił się do kogoś słowami: Pan jest Żydem. I to nie było proste stwierdzenie faktu. W ustach wyznawców idei F. Konecznego to jest określenie obraźliwe.

  3. Swoją drogą jak łatwo stać się z prześladowanego prześladowcą. Widać to jak na dłoni w książce Krawczuka „Poczet cesarzy rzymskich”. Wydawałoby się, że ten kto był dyskryminowany ze względu na wiarę, narodowość, poglądy itd. powinien wynieść z tego historyczną naukę, że wszelkie odmienności mogą żyć obok siebie w pokoju i pozwolić każdemu być sobą. A tu proszę – gdy tylko pojawili się chrześcijańscy cesarze, zaraz hejże na pogan… Zresztą współcześnie to samo. W takiej Afryce np. gdy zabrakło uciskających ludność kolonizatorów, zaraz zaczęło się szukanie nowych „gorszych” i „innych”, których można by uciskać…Naprawdę trudno to zrozumieć :-(

  4. Afryka to chyba inna bajka. Spuścizna kolonizatorów choćby w postaci tamtejszych granic nakłada się na antagonizmy religijne i plemienne. Do tego ponieważ przyroda nie lubi próżni pojawili się dalekowschodni inwestorzy i przedsiębiorcy w miejsce „białego człowieka”. Naukowcy mówią o różnorodności DNA na tym kontynencie, Ochojska o braku dostępu do wody, a Philip K. Dick w „Człowieku z Wysokiego Zamku” widział ten kontynent porażony bronią jądrową – co mu zapewne uprościło wizję świata, który z Afryką byłby zbyt różnorodny.

    Nie jestem pewien czy różnorodności potrafią żyć obok siebie w pokoju. Można je akceptować ale też wartościować. Niebezpiecznie robi się gdy samemu przyjmuje się rolę „najwyższej formy ewolucji” i zaczyna się tępić „formy niższe”. Walka jest chyba wpisana w różnorodność i jak granice nie stoją w ogniu to gdzieś ten konflikt się tli i tylko czeka by się rozpalić na nowo.

    Nie trzeba lecieć aż do Afryki. Można pozostać na miejscu i cofnąć się w czasie o niecały wiek. Chyba Timothy Snyder opisał jak to zwolennicy Dmowskiego na usługach Piłsudskiego doprowadzili do ograniczenia terytoriów na wschodzie przyznanych Polsce by umożliwić asymilację ludności niepolskiej zamieszkującej te tereny. Militarne zdobycze częściowo oddano by nie tworzyć państwa w którym stosunki ludnościowe byłyby równe. Już na początku II RP odrzucono „prometeizm” i pozostawiono go w jaskini Platona. Ten sam autor walki toczone pomiędzy UPA i polskim podziemiem określił mianem czystek etnicznych i za ich kontynuację (oraz w sumie realizację założeń programu UPA) uznał późniejsze przesiedlenia sowieckie i finał w postaci Akcji „Wisła”. Teraz można licytować się na krzywdy uczynione narodom, na liczby zamordowanych, na straty gospodarcze tylko nic z tego nie wynika. I może dobrze, że nie wynika bo przecież od wypominania krzywd zaczynają się konflikty.

  5. To prawda, że od wypominania krzywd zaczynają się konflikty. Dobrze by było, aby politycy o tym pamiętali i mieli świadomość, że między narodami, szczególnie tymi sąsiadującymi ze sobą, zawsze leży jakaś trudna wspólna przeszłość. Nie ma tych całkiem dobrych i tych zupełnie złych. Każdy ma coś na sumieniu.
    Wracając do Afryki – to z pewnością świat zupełnie niezrozumiały dla Europejczyka. Wspominając o zamianie prześladowanego w prześladowcę miałam właściwie na myśli Liberię. Dawni niewolnicy po odzyskaniu w Ameryce wolności zostali odesłani na swój rodzinny kontynent i utworzyli nowe państwo. Jak ułożyły się ich kontakty z zastanymi społecznościami? Czy tak bolesne i świeżo pamiętane niewolnictwo dało im jakąś życiową mądrość?
    Tak o tym pisze Kapuściński w „Hebanie”:
    „Ci Amerykano – Liberyjczycy znają z własnego doświadczenia tylko jeden typ społeczeństwa – niewolniczy, bo takie istniało wówczas w południowych stanach Ameryki. Toteż po przybyciu ich pierwszym posunięciem na nowej ziemi stanie się odtworzenie podobnego społeczeństwa, z tym że panami będą teraz oni – wczorajsi niewolnicy, a niewolnikami miejscowe, zastane tu społeczności (…) Liberia – to przedłużenie porządku niewolniczego z woli samych niewolników, którzy nie chcą burzyć niesprawiedliwego systemu, ale pragną go zachować, rozwinąć i wykorzystać we własnym interesie.”

    Jednym słowem ludzie są niereformowalni…

  6. Biali w RPA rezygnując z apartheidu zdemontowali arsenał jądrowy państwa. Tak w razie czego. To też przykład tego niereformowalnego człowieka z Afryki. Oddawali władzą ale zabrakło zaufania do nowych porządków. RPA niemal z dnia na dzień stała się krajem biednym. Teraz czyta się o ogromnych ilościach chorych na AIDS, o napadach, morderstwach. Z europejskiej enklawy zrobiło się z RPA państwo afrykańskie. Do czego zmierzam?

    W pewnym stopniu ludzie są reformowalni. Tu był nacisk i sił zewnętrznych i wewnętrznych. Obraz tego świata po zmianie to rozciągnięcie świata małych, gettopodobnych państewek wewnątrz RPA na całe państwo – zniknęły te wewnętrzne granice w których zamykano biedę. To że, bieda i przestępczość się rozpełzły to znów przykład skostnienia społeczeństwa uciskanego.

    Afryka to też islamska północ. Tu była seria buntów przeciw władzom dyktatorskim. Wg Huntingtona (który od paru lat nie żyje) te bunty były nieuniknione. I to nie dlatego, że były tam dyktatury. Bunty miały być następstwem przewagi młodzieży w strukturze ludnościowej. Jeżeli wszystko pójdzie tak jak to widział ten politolog, to teraz do władzy będą dochodzić demokratycznie wybrani fundamentaliści religijni (choć nie koniecznie już w pierwszych wyborach).

    A środek Afryki pozostaje tajemniczym, ukrytym światem w którym toczą się wojny o których z rzadka się tylko wspomina. I coraz częściej biorą w nich udział dzieci szkolone do zabijania. Tak jest też w południowej Azji. Nie wiem czy to oznacza, że młodych zaczyna brakować by toczyć walki. Pewnie nie. Ale młode społeczności są najagresywniejsze. Agresję można skierować na zewnątrz (wojny między państwami lub plemionami) lub pogodzić się z wybuchem rewolucji.

    Podobno człowiek wyszedł z Afryki i powoli kolonizował świat. Ale dlaczego wyszedł? Ciekawość? Ucieczka? Świadome działanie, przypadek czy konieczność? Teraz już nie ma gdzie uciekać. Pozostaje walczyć do końca. Te gorzkie wnioski potwierdza świeża jeszcze lektura wspomnień Stefana Dąmbskiego zatytułowanych „Egzekutor”. Szukając przyczyn swojego i kolegów zachowań doszedł on do wniosku, że było to wychowanie w duchu patriotycznym. Ideałem było cierpienie w imię ideałów. Śmierć w walce o nie była naturalną koniecznością. Opisał wiele zabójstw których sam dokonał. Ale przeraziło mnie jeszcze bardziej stwierdzenie kogoś ze środowisk AK, że Dąmbski kłamie bo przypisuje sobie bohaterskie czyny popełnione przez innych. Bohaterskie!? Sam tego nie przedstawił jako bohaterstwo, wręcz przeciwnie. Wspomina, że życie w partyzantce było wygodne bo nie trzeba było myśleć o utrzymaniu rodziny, o codzienności. Jego zdaniem dlatego on i wielu innych wybrało takie właśnie życie, a ideały tylko zasłaniały tą rzeczywistość i pozwalały cieszyć się poparciem społeczeństwa.

  7. Zastanawiałam się dlaczego w dzisiejszym świecie ludzie mogą popierać jakichkolwiek fundamentalistów religijnych. Może mają nadzieję, że narzucą surowe prawo, które ukróci korupcję, i przestępczość, że dzięki nim będzie dostatniej. Tylko czy ustanowione przez siebie prawo zastosują także wobec siebie, czy też stać będą ponad prawem? Czy możliwy jest postęp i rozwój gospodarczy w kraju, w którym nie ma wolności osobistej?
    Trudno uwierzyć, że po tym co działo się w Iranie czy Afganistanie ktoś może świadomie wybierać takie życie. Może dlatego, że to jest wciąż świat mężczyzn, to są wybory mężczyzn, którzy nawet w świecie islamskim mają nieporównywalnie większe prawa niż kobiety.
    A ’ propos „Egzekutora”… Widać, że ucieczka od szarej rzeczywistości niejedno ma imię. Partyzantka, życie pustelnika czy zakonnika zakonu o surowej regule, „bieszczadnika”, himalaisty, poety … To tak jak niewyobrażalnie wielki jest wachlarz uzależnień, w które można popaść. Czy możliwe jest obiektywne widzenie drugiego człowieka, a nawet samego siebie? Człowiek to istota tak skomplikowana, że myślą się jej nie ogarnie, a my zabieramy się za rozgryzienie tajemnicy Wszechświata :-)

  8. Obiektywne spojrzenie jest czymś niemożliwym. Patrząc interpretuję. To nigdy nie jest prosta rejestracja obrazu. Wielokrotnie powtórzone doświadczenie przez różnych ludzi lub ich zespoły w różnym czasie i z tym samym wynikiem jest podstawą stworzenia obiektywnego prawa, zasady. Tak właśnie usiłujemy poznać Wszechświat. Być może tylko on da się poznać w sposób obiektywny.

    Władza mężczyzn? Faktem jest dyskryminacja kobiet w niemal wszystkich kulturach ale innym faktem jest też inny zestaw priorytetów w życiu obu płci oraz stwierdzone już różnice w budowie mózgów. Jednak dominacja mężczyzn moim zdaniem jest bardziej związana ze zwyczajem i tradycją sprawowania władzy niż z tymi różnicami. Nawet jak czytam o starożytnych Rzymianach to widzę, że pielęgnowali te same cnoty lecz jakby bardziej. Kobieta miała zajmować się domem i rzadko miała możliwość znaleźć się poza nim. Miała zajmować się dziećmi i je rodzić. Edukacja jej do tego nie była potrzebna. Ale wielu intelektualistów tamtych czasów i tamtego świata chciało mieć partnera do rozmów też w żonie. Podejmowali trud edukowania żony. Ułatwieniem było to, że bardzo często istniała między nimi ogromna różnica wieku. Zapewne później edukowali też własne córki tylko jakie życie na nie czekało? W Grecji niechciane noworodki wyrzucano ma śmietnik. Najczęściej były to dziewczynki. Część z nich stamtąd zabierano – właściciele domów publicznych w ten sposób zdobywali nowe „pracownice”. Czy przy tym świat islamu czy hinduizmu jest „dziki”? A przecież to podwaliny świata w którym żyjemy.

    Nie wiem czy ludziom zależy na tym by akurat fundamentaliści doszli do władzy. Wiadomo jednak, że zanim dojdą do władzy ukazują się w bardzo dobrym świetle pod względem moralnym. Prowadzą działalność dobroczynną na dużą skalę. Po dojściu do władzy narzucają siłą wszystkim zasady jakie sami stosowali przed dojściem do władzy. Czy nadal sami je stosują? Na pewno mają służby które dbają o to by nie było łatwo tego się dowiedzieć. I znów choć utrzymuje się pozory demokracji to wiadomo, że najważniejsze jest kto liczy głosy.

    Ciekawe co sobie pomyślą kiedyś ludzie o takich zdjęciach z epoki królowej Wiktorii? Na pierwszy rzut oka kobiety wydają się być zakwefione, a przecież nie są i chodzi o coś zupełnie innego.

Comments are closed.