Obiecywałem sobie już dawno, że zajadę do Fajsławic na cmentarz parafialny i odnajdę mogiłę powstańców. Już chyba trzy lata temu sobie to obiecałem. I wreszcie się wybrałem. Obowiązkowo jeszcze coś po drodze. Plan bowiem był taki, że pociągiem podjadę jak najbliżej Fajsławic, a powrót już na własnych dwóch kółkach. Nawet udało mi się nie spóźnić na pociąg Tylko mgła. Nie wiedziałem jak długo się utrzyma. Nie miałem jej w planach.
Pociąg zabrał mnie z Puław około wpół do szóstej. Nie jestem pewien czy to było rano. Ale już w Lublinie było w miarę jasno. Wysiadałem w Biskupicach. Już był dzień. Brakowało mu jednak pewności. To nie był dzień na 100%.
Wybrałem Biskupice, a nie Trawniki ponieważ liczyłem na większą widoczność na cmentarzu żydowskim. Odwiedzony rok wcześniej latem jeszcze coś skrywał wśród wysokich traw. I poprzednio nie widziałem całego cmentarza.
Biskupice były jeszcze senne. Niewielu ludzi. Psy pospuszczane. Ale na cmentarzu faktycznie już opadły wysokie trawy. Mogłem zobaczyć kilka macew które wcześniej nie były widoczne.
W drugiej części cmentarza znajduje się jedna cała macewa z piaskowca. Przed nią leży jeszcze jedna licem do ziemi. I jest też jakiś postument na którym mógł stać pomnik. Nic nad to.
A słońce już próbowało przebijać się przez mgły. Znikało i znów zaraz się pojawiało.
Z Biskupic można pojechać bezpośrednio do Fajsławic. Nawet nie jest daleko. Tylko droga nie jest utwardzona. Po ostatnich deszczach wyglądało to bardzo źle. Sprawdziłem ponieważ przygotowując się do wyjazdu zwróciłem uwagę na mapach geoportalu na wzniesienie z krzyżem. Wyglądało jak kopiec ale na jaką okoliczność usypany. Miałem nadzieję, że dowiem się tego na miejscu. Kopiec nie jest duży. Krzyż nowy. Ale nadal nic nie wiem. Może to cmentarz epidemiczny? Lokalizacja by do tego pasowała – poza zabudową osady, przy drodze.
Dom w tle jest całkiem nowy. O wiele nowszy od kopca. I mam zagadkę. A liczyłem na to, że rozwiązanie znajdę na miejscu.
Do Fajsławic musiałem pojechać przez Trawniki. To dłuższa droga ale przynajmniej twarda. Wciąż jeszcze utrzymywała się mgła. Prognozy pogody mówiły o dokuczliwym wietrze. Miał narastać w ciągu dnia. Jeszcze go nie było. A przynajmniej jeszcze go nie odczuwałem dojeżdżając do Fajsławic. I zamiast jechać do znanej mi drogi wymyśliłem, że jakoś dojadę do cmentarza nie zahaczając o drogę do Lublina na której zawsze jest duży ruch. Przez to kombinowanie znalazłem się w pobliżu zachęcająco wyglądającej bramy.
Nie sprawdzałem wcześniej czy w Fajsławicach jest jakiś dwór lub pałac. Nie było tabliczek zakazu wstępu. Pojechałem więc zobaczyć co za tą bramą się skrywa. A jest tam budynek któremu już niewiele brakuje do stanu ruiny. Może nawet już jest ruiną.
I na pewno była to czyjaś rezydencja choć dziś niewiele o tym przypomina.
Jakieś informacje na pewno są w sieci. Dwory i pałace cieszą się przecież dużym zainteresowaniem. Podobno dwór polski to historia Polski i tradycje narodowe. Mam nieco inne zdanie na ten temat. 10% mieszkańców Polski było szlachtą. Tyleż samo to Żydzi. Jeśli jeszcze do tego dodać mniejszości Ukraińską i Białoruską. I jeszcze wiele mniej licznych zostanie może 40-50% ludzi, którzy nie byli nosicielami tej tradycji narodowej, a dziś ich potomkowie w szkołach uczą się, że jest to ich tradycja i ich dzieje. Włościanie. Niewoleni przez wieki dziś nawet nie mają własnej historii. Pozostaje tylko historia panów szlachty. I ich utyskiwanie na niechęć chłopów do walki o pańskie ideały i marzenia. Jeżdżąc po okolicach Puław znalazłem 3 krzyże wystawione dla uczczenia wyzwolenia z poddaństwa i uwłaszczenia. Być może było ich więcej. Najbliższy jest w Klikawie. Nie pasują do tradycji narodowej. Ale przynajmniej te trzy się zachowały do dnia dzisiejszego. To nie znaczy, że dwory mają zniknąć z powierzchni ziemi. Szkoda ich. Tego już pewnie nikt nie uratuje. Ale jeszcze stoi.
Po opuszczeniu dworu wkrótce już widziałem dzwonnicę kościelną. Ponieważ cmentarz znajduje się po drugiej stronie kościoła wymyśliłem, że podjadę od tyłu. Trochę czasu zajęło mi przekonanie się, że nie ma żadnego "od tyłu". Jedyna droga, którą mogłem do cmentarza dojechać jest przy samym kościele. A cmentarz znajduje się na wzniesieniu u którego stóp przepływa mała rzeczka.
Na cmentarzu, za mogiłą ponad siedmiuset powstańców znajduje się jeszcze kwatera żołnierzy poległych we wrześniu 1939 roku.
Nie spodziewałem się tu takiej kwatery. Od strony Piask znajduje się w Fajsławicach cmentarz wojenny założony podczas I wojny światowej. Na jego terenie też są kwatery wrześniowe. Myślałem, że są tylko tam.
Na jednym z grobów znajduje się wyrzeźbiony anioł. Porasta glonami co dodało mu jeszcze uroku.
A za kwaterami żołnierskimi stoi stary pomnik wymagający naprawy.
W jesiennej szacie bardzo mi się ten cmentarz podobał. A przede mną jeszcze kilka innych cmentarzy. Te następne, to cmentarze z I wojny światowej. Pierwszy z nich znajduje się w pobliżu wsi Izdebno. Miał być w tym roku uporządkowany. A ja odkładałem i odkładałem wizytę…
Pojechałem przez Suchodoły i dałem się zaskoczyć widokiem dworku w Siedliskach. A przecież powinienem się był go spodziewać. Przecież to stąd miała pochodzić Emilia Szturm, żona Macieja Bayera dla której mąż wybudował grobowiec przy kościele w Fajsławicach. Sam też tam spoczął. Ale czy to ten dworek to tego już nie wiem.
Dworek znajduje się w pobliżu dawnego folwarku. Jest zamieszkały. Nie ma co prawda zakazów wstępu ale ograniczyłem się do tego jednego zdjęcia. Może jeszcze kiedyś się tu pojawię. Na razie chciałem dotrzeć do Izdebna i zastanawiałem się czy drogi gruntowe, którymi można dotrzeć do cmentarza będą przejezdne. Jak dotąd niemal wszystkie drogi polne wyglądały na bardzo nieprzejezdne. Nie inaczej wyglądała krótsza z dwóch dróg do cmentarza w Izdebnie. Dłuższa droga nie wyglądała lepiej. Pozostało mi tylko odłożyć te odwiedziny do później wiosny lub na lato. W Izdebnie byłem po raz pierwszy i mogłem nazwać tą wizytę rekonesansem. Dalsza jazda miała mnie doprowadzić do dróg już mi znanych. I nawet gdy już dojechałem do skrzyżowania uznałem, że miejsce to znam. Miałam zamiar na wyczucie skierować się w lewo ponieważ stała tam znana mi blaszana wiata przystankowa. Tylko jej sąsiedztwo mi nie pasowało do wspomnień. Po sprawdzeniu map obrałem jednak inny kierunek. Wiata rzeczywiście jest znajoma bo jest wiele takich samych w okolicy. Ale kierując się tym podobieństwem nadłożyłbym kilkanaście co najmniej kilometrów. Jechać miałem do Częstoborowic, a nie do Gorzkowa. Jak to dobrze, że już nie ufam swoim przeczuciom. Choć czasami pozwalam im pokierować rowerem i wtedy odkrywam nowe miejsca i drogi.
Po wybraniu drogi mijałem już miejsca mi znane. Mogiłę w Podizdebnie. Dwór w Rybczewicach. Cmentarz wojenny w Rybczewicach. Dwór w Stryjnie. Popędziłbym pewnie do Gardzienic. Już nawet postanowiłem zobaczyć dworek w Gardzienicach. Tylko plan trasy przewidywał zjazd z tej drogi i dotarcie do Kozic Górnych przy drodze Piaski – Bychawa. Google mi tak proponowały choć na mapach miałem przerwę w drogach. Wypadało to sprawdzić. Może już leży tam asfalt tylko mapy mam stare? Zjazd z drogi do Piask był w Wygnanowicach, czyli przed Gardzienicami. Niby wszystko było OK. Tylko na mapach nie miałem miejscowości Felin, przez którą jechałem. Ale tak jak miałem na mapach zaznaczone – droga asfaltowa się skończyła. Na końcu miałem dwie drogi gruntowe ale utwardzone tłuczniem (pod cienką warstwą błota). To by pasowało, bo na mapach miałem dwie miejscowości jeszcze którym drogi się kończyły gdzieś niedaleko. Po wybraniu jednej z nich dotarłem do Borkowszczyzny, a nieco później do Kozic Górnych. To więc mi się udało tylko rower i moje nogi były już znacznie brudniejsze. To jednak nie miało wielkiego znaczenia. Byłem na dobrej drodze do miejscowości Chmiel, gdzie miałem odnaleźć mogiłę z 1914 roku. Tylko… nie pojechałem prosto do Chmielu. Gdzieś w okolicy w 1963 roku zginął ostatni partyzant. Jego pomnik stoi przy cmentarzu w Piaskach. Chciałem zobaczyć czy może gdzieś w okolicy zobaczę jeszcze jeden pomnik. W zasadzie gdyby taki pomnik był to byłby i przy drodze znak wskazujący miejsce pamięci narodowej. Ale te zasady nie są powszechne. Pokrążyłem więc po drogach Majdanu Kozic Górnych choć wcale nie byłem pewien czy nie chodzi o Majdan Kozic Dolnych. Parę kilometrów nadłożyłem ale w ładnych okolicznościach przyrody. Dwukrotnie dojeżdżałem do końca drogi pokrytej tłuczniem. Nic nie znalazłem. A pewnie też nic nie było do znalezienia.
Mogiła w Chmielu znajduje się na skraju lasu. I niewiele na jej temat wiadomo. Ale jest. W lecie mógłbym jej nie zauważyć.
Na drewnianym krzyżu napisano tylko "rok 1914".
Dalej trasa prowadziła mnie do Piotrkowa. Tu są 3 cmentarze wojenne. Widziałem 2 z nich. Trzeci jest na terenie posesji prywatnej i nie jest widoczny z drogi. A ja jechałem do Tuszowa. Tam też jest cmentarz wojenny i jego jeszcze nigdy nie widziałem. Nigdy też nie byłem w Tuszowie. Miałem z Piotrkowa pojechać główną drogą do Jabłonnej i tam odbić na wschód. Chyba odbiłem za wcześnie bo znów jechałem drogami gruntowymi ale chyba tylko kilkaset metrów. Później już był asfalt a na skrzyżowaniu znów się zgubiłem. Zakręciłem w stronę Bychawy. Błąd. Na szczęście szybko go zauważyłem. Miałem jechać w stronę… Jabłonnej. To logiczne. Oznakowana drogowskazami droga do Jabłonnej biegnie przez Tuszów. A ja już na początku Jabłonnej zakręciłem i zgubiłem się. Teraz dopiero się odnalazłem. W samym Tuszowie minąłem zjazd do Jabłonnej. Cmentarz jest nieco dalej, a droga prowadzi do Żabiej Woli. I chociaż cmentarz odnalazłem to nie mogłem wejść na jego teren. Ugrzązłbym w ziemi. Dostęp jest tylko przez pole uprawne rozmokłe po ostatnich deszczach.
Są tam dwa lub trzy duże kopce mogił zbiorowych zwieńczone stalowymi krzyżami i jeszcze jeden krzyż na terenie gdzie zapewne znajdują się mogiły pojedyncze. Trzeba będzie tu przyjechać po żniwach. Po ściernisku łatwiej jest przejść niż po błocie.
Teraz plan przewidywał dojechanie do Osmolic. Tam też jeszcze nigdy nie byłem. Ale pamiętałem, że w Niedrzwicy Dużej jest droga do Osmolic. A właśnie przez Niedrzwicę miałem wracać. Wszystko wskazywało na to, że jechać muszę przez Żabią Wolę. tam jest rozjazd, który dobrze pamiętam. Sam rozjazd, a nie drogę.
Droga w prawo prowadzi do Strzyżewic. Ale też do Osmolic. Do Strzyżewic już jeździłem. Tak mi się przynajmniej zdawało. Widząc pałac w Osmolicach, który jest przy tej drodze zacząłem w to wątpić.
Może jednak nigdy tędy nie jechałem? A może tylko nigdy nie zwracałem uwagi na pałac? Trochę szkoda. Teraz jest to teren prywatny z zakazem wstępu. Jest też ogrodzony i trwają prace budowlane, przynajmniej obok pałacu, gdzie budowany jest jakiś nowy budynek.
Po dojechaniu do Niedrzwicy Dużej byłe już na drogach, które znam co najmniej bardzo dobrze. Już niczego nie szukałem. Jechałem do Puław. Tylko z Bełżyc wybrałem drogę dłuższą ale przyjemniejszą – przez Wojciechów. Do Nałęczowa pojechałem przez Nowy Gaj choć ostatnio droga tam była remontowana. Jak zobaczyłem jedyne co się zmieniło od czasu ostatniego przejazdu to zniknęły tablice porozstawiane podczas remontu. Nawierzchnia jest w tym samym stanie co poprzednio. Z Nałęczowa pojechałem przez Drzewce przejeżdżając obok cmentarza wojennego. Kierowałem się ku Klementowicom. W ostatnim czasie położono nową nawierzchnię na zmasakrowanej drodze do Pożoga. Zastanawiałem się dlaczego ten remont przegapiłem. Ale to dało się łatwo wyjaśnić. W tym roku jeździłem drogami gruntowymi z Pożoga do Klementowic omijając drogę utwardzoną. Może gdyby było mokro… ale nie było. Ten rok był suchy.
Około szesnastej już jest ciemno. Za wcześnie. A w nocy też robi się nieprzyjemnie chłodno. Chłodno . Po drodze w okolicach Piotrkowa mijałem dwóch rowerzystów ubranych jak na mroźny dzień. Jeden miał nawet kominiarkę. Też sobie taką zamówiłem na tą zimę. Ale z myślą o co najmniej kilkunastostopniowych mrozach. Ale nie ma się co śmiać. Widocznie było im zimno. Wiał też dość silny wiatr. Uspokoił się dopiero gdy byłem w Tuszowie. Planowana trasa liczyła około 130 km. Przejechałem o trzydzieści więcej. Podsumowując: zmęczyłem się, zgubiłem, odnalazłem, przebijałem się przez mgły, jechałem w słońcu targany przez wiatr. Znów było fajnie.
=-=-=-=-=
Powered by Blogilo