Wyjazd do Skaryszewa w poszukiwaniu tamtejszego cmentarza żydowskiego odkładałem wciąż "na później". Być może odkładałbym to dalej, na przyszły rok. Ale pogoda w niedzielę była tak sprzyjająca, że grzechem byłoby nie pojechać. Do Skaryszewa z Puław mam tylko 60 km. Był to więc szybki i krótki wyjazd. Zastanawiałem się nawet czy o takim pisać.
Wyjazd około 8 rano. Miało być wcześniej ale jeszcze było za zimno. Po raz nie wiem który zastanowiłem się przez moment czy nie podjechać do cmentarza wojennego w Sosnowie. Odkąd postawiono znak wskazujący ten cmentarz zakładam, że można do niego jakoś dojść. Wcześniej nie próbowałem. Ale i teraz przejechałem mimo tego cmentarza. To jest tak blisko… że odkładam to już trzeci rok. Trasa miała przebieg dość tradycyjny, przez Łagiszów, Zamość i Grabów do Zwolenia. Już za Zarzeczem zobaczyłem polowanie z nagonką. Nie zwróciłbym uwagi ale coś hałasowało na polach. I dopiero gdy zobaczyłem tą nagonkę zdałem sobie sprawę, że mijani wcześniej ludzie stali ze strzelbami. Mordercy zaczynają zabawę gdy przyroda obumiera.
Ze Zwolenia pojechałem przez Tczów i Tynicę. Do Bogusławic. Kirkut ma się znajdować przy drodze łączącej Bogusławice ze Skaryszewem. Na zachód od drogi miałem mieć "Za górki" i drogę gruntową. Z map wiedziałem, że jest to ulica Błonie. Geoportal pokazywał tu wiele działek rolnych i dwa duże zagajniki. Co do zagajników to większość ich terenu nosi ślady dawnej orki i nasadzania drzew. Liczyłem na choć jedną ułamaną macewę która wskazałaby mi właściwe miejsce. Albo na jakiegoś przechodnia, który by potrafił mi wskazać jakieś miejsce. Na tym liczeniu się skończyło. Pochodziłem trochę po zaroślach, pokrążyłem bocznymi drogami gruntowymi. I nic. Szkoda, że nie naniesiono tej nekropolii na mapy WIG. Byłoby łatwiej. Dopasowałbym jakiś fragment ziemi przy ulicy Błonie. Tak ona wygląda od strony ulicy Bogusławskiej.
Na zdjęciu widać asfaltową nawierzchnię ale ona zaraz się kończy i aż do ulicy Makowskiej jedzie się po nawierzchni nieutwardzonej. Pojechałem Makowską, która szybko zmienia się w Skaryszewską (w Makowie). Skoro już byłem tak blisko dworu w Makowie to warto porobić zdjęcia zabudowaniom dawnego folwarku. Poprzednio tego nie zrobiłem. To o nich pisano w rejestrze zabytków, że powstały na przełomie XVIII i XIX wieku.
Stan raczej przygnębiający. Jak to opuszczonych budynków. Wpis do rejestru nie przedłuży im życia. Ale dachy mają. To zawsze jakieś odwleczenie tego co bez opieki będzie nieuniknione.
Powrót trochę sobie skomplikowałem. Bez map zapuściłem się w drogi co do których bardziej miałem nadzieję, że biegną we właściwym kierunku niż to wiedziałem. Teraz na mapach widzę, że ostatnio dorobiono tu trochę asfaltu – mapy Google nie pokazują drogi, którą pojechałem z Bogusławic do Wojsławic i do Kłonowa. W Tczowie też poeksperymentowałem. Chciałem ominąć Zwoleń i dojechać do Sydołu. To też się udało choć dróg nie znałem. Tylko nazwy mijanych miejscowości pamiętałem z drogowskazów stojących przy drodze do Kazanowa.
Droga z Wilczego Ługu. Z takim i widokami jesień jest miła.
Pod Sydołem znów myśliwi i nagonka. Stali i czekali. O ile więcej mieliby radości gdyby strzelali do siebie nawzajem. I cieplej by im było. Nie lubię tego zabijania. Dlatego nie jem mięsa. Argumenty myśliwych mnie nie przekonują. I nie chcę tego zmieniać. Jedyne co mi się podobało to rożek, który miał zawieszony chyba najstarszy z myśliwych. Instrumenty muzyczne lubię.
Przez Sydół pojechałem po to by przejechać przez Zwolenkę. Czyli z Wólki Szelężnej przedostać się gruntową drogą do Nowej Zielonki. Tutaj już wjechałem na drogę rano przejechaną. Ale… za Zielonką wypatrzyłem białą figurę przy polnej drodze. Tyle razy tędy jeździłem i nigdy jej nie widziałem. Kapliczki, figury i krzyże przydrożne są elementem krajobrazu. A tu jeszcze z żywymi kwiatami.
Kaplica w Grabowie stojąca przy drodze do tej kapliczki też jest elementem krajobrazu. Krajobraz znajomy. Lubię go.
Wyszło na to, że wracam wcześnie. Przez ostatnie dni w okolicach czternastej już było za ciemno na ładne zdjęcia. A teraz po czternastej wyjrzało słońce. Akurat gdy byłem w pobliżu cmentarza wojennego w Sosnowie. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. Poszedłem zobaczyć. Zobaczyć ślady mogił. Bo nic więcej tam nie ma. Tak przynajmniej sądziłem.
Znalazłem nawet fragment dawnego muru z wapiennych kamieni. Szkoda, że tak mało. W Słowikach też mur się sypie, też z wapienia. Ale tam jeszcze jest. I chyba nie chodzi o to, że Sosnów był ostrzeliwany przez Armię Czerwoną. Gdyby tak było mogił też by nie było widać i byłyby ślady po pociskach artyleryjskich. Nic takiego tu nie widać. Granice cmentarza może nie są czytelne ale tu pomaga barwinek. Dlaczego ta roślina tak lubi cmentarze? Na pozostałym terenie zagajnika w którym jest cmentarz łatwiej znaleźć bluszcz.
W Puławach byłem około piętnastej. Licznik pokazał 130 km. Jeszcze ponad 4 miesiące do dłuższych wyjazdów. Nie mogę się doczekać. Tyle planów…
=-=-=-=-=
Powered by Blogilo