Zaczął się listopad

Miałem pojechać gdzieś daleko. W miarę daleko. Tak do 70 km od Puław. Ale… Rano było za zimno. Później było za późno. A i dzień odwiedzin na cmentarzach akurat. Spodziewać się mogłem dużego ruchu na drogach. I to jest ten dzień kiedy sam nie mam ochoty odwiedzać cmentarzy. Wśród tłumów czułbym się jak w zorganizowanej grupie turystów. Nie lubię tak. Nie chcę. Groby odwiedzam chętnie każdego dnia. Ale nie pierwszego listopada.

Słoneczny dzień. Nie wiadomo kiedy będzie taki następny. Trzeba łapać słoneczne promienie póki są. Nie ma co wybrzydzać. Puściłem się więc w drogę do Jeziorzan. Tam miałem przejechać na drugą stronę Wieprza i wracać do Puław przez Bobrowniki. Liczyłem, że taka trasa będzie liczyła około 100 km. Wróciłbym jeszcze przed zachodem słońca. I jeszcze nie byłoby za zimno. Gdy już ruszyłem trochę przeszkadzał wiatr. Pocieszałem się, że czasami będzie mnie pchał. Za Chrząchówkiem obrałem kurs na Baranów. I zaraz go zmieniłem. Nadkładając trochę drogi mogłem pojechać przez las. Tam jest droga asfaltowa, a teraz dodatkowo poprowadzono tędy szlaki rowerowe. To była ucieczka. Ucieczka od głównej drogi. Od samochodów przewożących wieńce, znicze i ludzi. W lesie był spokój. Lekki szum wiatru. Trochę śniegu wśród drzew. Krzyki ptaków. Zauważyłem jednak, że ludzie są złośliwi. I to chyba bardzo. Wiele budek dla ptaków ma pootwierane dna. Może tak się robi na zimę? W zimie i tak ptaki nie mieszkają w budkach. Nie zwróciłem uwagi latem czy też były pootwierane.

W lesie rozciągnięto wzdłuż drogi stalowe pajęczyny. Krople wody na drutach, a za nimi śnieg.

Byle do wiosny. Jeszcze tylko 5 miesięcy.

A tak wracając do złośliwości ludzkiej… Znajomy zamieścił zdjęcie z pomazaną ścianą w wielkim mieście. Na ścianie symbolika antysemicka czy faszystowska. Podobne zdjęcie zamieściła koleżanka z mniejszego miasta. Reakcje odmienne. U koleżanki "znajomi" z reguły są rzeczywiście znajomi. U kolegi wielu "znajomych" to nieznajomi. I ktoś z tych "nieznajomych" wyskoczył z donosem do administracji – szerzenie nienawiści, czy propagowanie treści rasistowskich czy jakoś tak. W obu wypadkach nie o to chodziło ale chyba tylko u koleżanki wszyscy o tym wiedzieli. Nie jest fajnie. Teraz to wygląda tak jakby chodziło tylko o usunięcie informacji (zdjęcia) o tym, że takie rzeczy są na murach. Zablokowane konto, ustalanie tożsamości autora zdjęcia. Tak jakby fotoreporter kreował rzeczywistość którą złapał w kadrze. Hmm… Poprószyłem śniegiem i chlapnąłem wodą. Zapaliłem też słońce. Będzie zamiecione pod dywan, a winny jest ten co widzi. Nie dostrzegajmy tego co złe, a świat będzie piękniejszy.

W Baranowie też ruch. Na cmentarz. Z cmentarza. Nie miało najmniejszego sensu jechać główną drogą do Michowa. Pojechałem przez Dębczynę i Meszno. Znów jazda przez las. Przynajmniej do Zagóździa. W Mesznie zatrzymałem się na chwilę przy opuszczonej drewnianej chacie. Teraz gdy wszystko obumiera chata wygląda jakoś "wyraźniej".

Na końcu Meszna zjechałem na drogi gruntowe. Cały czas w stronę Jeziorzan. Jak pamiętam ciężko się tędy jeździ. Piach. Ale teraz, po ostatnich deszczach i śniegach jakoś dawało się pedałować. Chyba tylko dwukrotnie byłem zmuszony zejść z roweru. Nawet nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero po wyjechaniu z lasu zobaczyłem jak mam jeszcze daleko do Jeziorzan. Choć nadal nie wiedziałem czy drogi nie poprowadzą mnie jakimiś objazdami.

I wciąż piach. Piaszczysta droga obok wyrobisk kopalni piachu i piach w zębach. Może lepsze to niż lepkie błoto? Ale nie miałem takiego wyboru. Był piach. I zaraz też był asfalt. Znajomy asfalt przecinający łąki nad Wieprzem. Wczesną wiosną zatrzymują się tu ptaki lecące z południa. A teraz… gęsi (białe, hodowlane), kaczki krzyżówki (4 kaczory i zero samic) i łabędzie ale tych już wszędzie chyba jest pełno.

Po asfalcie dobrze się jeździ ale te samochody. Dużo ich. Więcej niż zwykle. Nawet na drodze do Ułęża było ich więcej niż zwykle. Kilkadziesiąt drzew przy drodze ma namalowane numerki. To jak wyrok. Być może droga z Jeziorzan do Blizocina będzie modernizowana. Na razie jest tylko zrobiony kawałek który dwa lata temu uszkodziła powódź. Nawierzchnia super ale to już nie to. Nie ma tego ducha starej drogi z drzewami w poboczu i nierówną nawierzchnią. Coraz więcej jest takich dróg po których jeździ się szybciej. Kosztem jest przyjemność jaką ta jazda daje. Jest tylko szybciej i szybciej.

Gdy już kilkadziesiąt razy (a może więcej) przejechałem przez Sobieszyn zauważyłem, że na wzniesieniu przed pałacem i gospodarstwem jest kapliczka. Stoi za domami. Może dlatego wcześniej jej nie widziałem? Teraz chciałem przyjrzeć się jej z bliska. Rozczarowała mnie. Być może stała tam kiedyś jakaś większa figura. Teraz mała figurka Matki Boskiej jakich wiele. I sztuczne kwiaty.

A pałac… Ktoś mi mówił, że został już sprzedany. Ale na razie nic a nic się nie zmienił.

Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Jest w złym stanie ale na razie chyba nie rozpadnie się sam z siebie.

To już był powrót do Puław. Pojechałem przez Ułęż, Żabiankę. To nie był chyba najlepszy wybór. Dwa cmentarze przy drodze. Tłok. Ruchem kierowali strażacy i policjanci. Bez nich nie dałoby się zupełnie tędy przejechać. W Sarnach tylko rzuciłem okiem na pałacyk. Smutno. Smutno jest jesienią. I tak na smutno dojeżdżałem do Puław. Ale jadąc gruntową drogą przez las w pobliżu Zakładów Azotowych przypomniałem sobie o pewnym grobie. Jest gdzieś przy ogrodzeniu Zakładów. Widziałem zdjęcia. Nie zapytałem o dokładną lokalizację. A szkoda. Tu pewnie nikt tego dnia nie zajrzy. Ja mogłem. Ale nie wiedziałem gdzie mam szukać.

Nie przejechałem 100 km. Zbrakło mi do tego tylko 3. Wiatr mnie zmęczył.

=-=-=-=-=
Powered by Blogilo