Akcje i reakcje

Tabela rang Piotra I.

I – Kanclerz; Generał feldmarszałek; Generał admirał;
II – Rzeczywisty tajny radca; Generał kawalerii, piechoty, artylerii; Oberkamerher, Oberhofmeister, Oberhofmarschall, Oberstallmeister; Admirał
III – Tajny radca; Generał lejtnant; Hofmeister, Stallmeister, Jägermeister; Wiceadmirał;
IV – Rzeczywisty radca stanu; Generał major; Kontradmirał;
V – Radca stanu; Komandor; Oberberghauptmann;
VI – Radca kolegialny, radca wojenny; Pułkownik; Kamerführer; Kapitan I rangi; Berghauptmann;
VII – Radca nadworny; Podpułkownik; Kapitan II rangi; Oberbergmeister;
VIII – Asesor kolegialny; Major; Kapitan Leitnant; Oberhüttenverhalter, Bergmeister;
IX – Radca tytularny; Kapitan; Hofführer; Leitnant; Markschneider, Oberbergprobierer;
X – Sekretarz kolegialny; Sztabskapitan; Hüttenverhalter;
XI – Sekretarz okręgowy;
XII – Sekretarz gubernialny; Porucznik; Stolnik; Mat; Bergprobierer;
XIII – Sekretarz prowincjonalny, senacki, synodzki; Podporucznik; Schichtmeister;
XIV – Registrator kolegialny; Chorąży; Schichtmeister.

Podaję za Wikipedią

Była ona swego rodzaju przejawem myślenia oświeceniowego. Dawała szanse awansu społecznego w państwie carów. Można było awansując osiągnąć szlachectwo dziedziczne. Do czasów Aleksandra I rzeczywiście czyniono z tego użytek. Później system zaczęto uszczelniać. To już w okresie reakcji pooświeceniowej. Już nie osiągnięcia się liczyły tylko pochodzenie. Jedynie „zbrojni cnotą fortuny” mieli szansę na awans. Także system szkolny przystosowano do blokowania awansów. Co ciekawe system opracowany pod kierownictwem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego miał na celu ograniczenie dostępu do stanowisk szlacheckiej gołoty w „guberniach dawniej polskich” (Kijowszczyzna, Podole, Wołyń). Od 1824 roku obowiązywała zasada pochodzenia przy dostępie do nauki. Klasy dzielono wg następującego wzoru.

  1. Klasy, do której należą rolnicy i rzemieślnicy.
  2. Ludzie wykonujący zawody, sztuki, rzemiosła, które wymagają pewnego zasobu wiedzy i długiej praktyki, do tej klasy należy również zaliczyć uboższą szlachtę, tak liczną w guberniach polskich.
  3. Tych, którzy posiadają środki, aby zapewnić swoim dzieciom staranniejsze wykształcenie i przygotować je bądź do użytecznej służby państwowej, bądź też do zajęć przynoszących pożytek ogółowi.

Cytat z pisma zredagowanego na posiedzeniach od 14 listopada do 21 grudnia 1823 r. przez rektora Uniwersytetu Wileńskiego według wskazówek kuratora (Czartoryskiego); APAN, Warszawa, Chmaj 88, podaję za: Daniel Beauvois, Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie 1793-1914, Lublin 2005, s. 249-250.

Ponieważ w tym systemie gimnazja miały przygotowywać do nauki na uniwersytecie, a dostęp do nich miała tylko klasa najwyższa (bogata szlachta), zamknięto drogę awansu poprzez naukę. Widać to także po klasyfikacji czynów nie widocznej na zamieszczonej tabeli, a dotyczącej Uniwersytetu Wileńskiego.

  1. Student pochodzenia szlacheckiego wstępując na uniwersytet otrzymywał XIV stopień czynu;
  2. Kandydat (to stopień naukowy) otrzymywał XII stopień;
  3. Magister – stopień IX;
  4. Doktor – stopień VIII.

Przepisy te obowiązywały tylko w latach 1803-1811. Po tym okresie wprowadzono ograniczenie wyzwalające studentów z klas opodatkowanych (więc innych niż szlachta) dopiero po ukończeniu studiów. Skoro od 1824 roku nie przygotowywano już do studiów nieszlachtę nie było już problemu z awansami do stanu szlacheckiego. Dodatkowo wprowadzono warunek stażu na stanowisku objętym rangą, lata zaś określono tak by nie sprawiały wrażenia niemożliwych do osiągnięcia ale jednocześnie mało realne. Były pomysły by wyłączyć ze możliwości otrzymania szlachectwa rangi od XIV do IX.

To wszystko jest objawem strachu starej elity w zetknięciu z rosnącą nową elitą (intelektualną). Wyłączenie awansu dla wielkiej części społeczeństwa owocowało spadkiem liczby uczniów w wyższych klasach szkół. Młodzież zdobywając wiedzę odkrywała, że to nie ma żadnego znaczenia. Przed 1830 rokiem polska młodzież szlachecka czekała na rewolucję.

Ważność intencji

W 1821 roku zgromadzenie szlacheckie Kijowszczyzny rozpoczęło zbieranie pieniędzy na „budowę w Kijowie kościoła rzymskokatolickiego pod wezwaniem Świętej Opatrzności, ku chwale Najjaśniejszego Pana, cara Rosji, pod wezwaniem Świętego Aleksandra” o czym donosił w sprawozdaniu przesłanym do Petersburga marszałek Gustaw Olizar. Na ile wymysłem jest chętne wpłacanie datków na ten cel? Nie wiem. Pieniądze jednak zebrano i budowa ruszyła.

Dziś wikipedia podaje następujące lata budowy: 1817-1831. Być może zbiórka i budowa ruszyły wcześniej niż pisał o tym Olizar. Kościół wg informacji zawartych w Trójkącie ukraińskim Daniela Beauvois oddano do użytku dopiero w 1846 roku.

I już o intencji powstania tego kościoła wcale się nie wspomina. Wydaje  się ona oczywista: walka z prawosławiem, obrona katolicyzmu itd. Tylko, że takich rzeczy nie dałoby się zrobić bez zgody cara. Tylko gesty wiernopoddańcze mogły przysłużyć się wydaniu zgody na budowę, która godziła w interesy rosyjskie. W tym samym bowiem czasie Rosjanie walczą z unitami wprowadzając na ich miejsce prawosławie. Do walki z katolicką szlachtą jeszcze oficjalnie nie ruszono ale już podejmowano próby utrudniania.

Warto może pamiętać o gestach wiernopoddańczych. Bo jak to się ma do niezłomności? Ci, którzy nie składali hołdów carycy Katarzynie II stracili dobra na terenach włączonych do Rosji już na początku. Jasno dano do zrozumienia szlachcie polskiej, że pewne postawy kosztują.

Teraz nie wiem sam, przebiegłość szlachecka to była, czy zwykłe lizusostwo? Obie wersje wydają się równie prawdziwe. Ale dlaczego przemilcza się intencję oficjalnie głoszoną?

Świat Katarzyny

Poprzedni temat wyszedł mi chaotycznie. Dopiero dojrzewała we mnie myśl, którą tam chciałem przedstawić.

Idealizowanie rządu w Rosji ma długą tradycję. Jednak na dole panuje anarchia i na razie nic nie zapowiada zmian. Ukazy, gramoty i inne dokumenty tworzone na szczytach władzy w tym państwie zdają się być kiepskim materiałem źródłowym. Realizacja zawsze napotyka na kłopoty. Nie zawsze też na górze zdają sobie sprawę z tego jak to wygląda na dole. Poczynając od gubernatorów każdy urzędnik traktuje swój urząd jak prywatną działkę. Śmieszą pomysły typu zezwolenia dla bicia milicjantów łamiących prawo przez świadków zdarzenia. Milicjant przecież ma prawo się bronić i na pewno to zrobi. Więc nikt na niego nie podniesie ręki. Poczucie rzeczywistości w środowisku politycznym Rosji to chyba rzadkie zjawisko.

Niech przykładem będzie sprawa spisu szlachty. Jeden z pomysłów zakładał przeniesienie tego obowiązku na sejmiki szlacheckie, a jednak znalazł się w Petersburgu, który ten pomysł zablokował. Uznał on, że wręcz przysłowiowa przekupność marszałków sejmików uniemożliwia realizację tego zadania.

Spisywanie podejmowano parokrotnie i nigdy nie było dokładne. Każde podejście odkrywało nową, zapomnianą szlachtę. Ukazy kończące spis jak i go rozpoczynające były ignorowane. W końcu spisywanie wykorzystywano jako szykanę i podejmowano je niezależnie od tego czy spis miał być już zakończony czy może ponownie przeprowadzony.

Utopiści i fantaści mogli w Rosji realizować swoje pomysły. I czasami byli blisko spełnienia. Nawet w czasach Katarzyny. Jeden Zubow planuje wielkie przesiedlenia, a jego brat w tym czasie chce podbić Afganistan i Indie. Pierwszy nie mógł nic poradzić na kłopoty transportowe. Drugi musiał wracać na żądanie następcy Katarzyny. A przecież pomysły swoje mogli przeprowadzić.

Tu przypomniała mi się pewna armia. Ruszyła przeciw Rosji na początku I wojny światowej. Elementem zaskoczenia pewnie miało być jej przejście pasmami gór. Zimą. Żołnierze, by nie szli za wolno, nie mogli brać kocy i płaszczy. I poszli. Nie doszli.

Pomysły. Nawet zbrodnicze. Mogą zapisać się w dziejach dzięki samemu rozmachowi.

Katarzyna porządkuje świat

Chodzi o Katarzynę II Wielką. Najczęściej zwraca się uwagę na jej ekscesy obyczajowe ale to ta sama Katarzyna kontynuowała udanie dzieło Piotra I. By ogarnąć cały swój świat wprowadziła przepisy jasno określające miejsce każdego w społeczeństwie. Z chłopów zrobiła niewolników. Mieszczan podzieliła na grupy na podstawie ich zamożności. Szlachtę spisała w Heroldii i dała jej szerokie uprawnienia. Społeczeństwo sklasyfikowane i spisane jest w pełni pod kontrolą. Nie wszyscy mają prawo do swobodnego przemieszczania. Skarbówka może łatwo określić powinności każdego człowieka.

Budowa państwa idealnego czy społeczeństwa idealnego to pomysły utopistów. Z góry są skazane na przegraną. Tak było i tym razem. Plan Katarzyny zakładał między innymi zasiedlenie terenów bezludnych w jej imperium. Planowano więc przesiedlenia. Nie planowano jednak jeszcze skutecznych metod masowych przesiedleń. Kolej, która wydatnie ułatwiła takie kroki, jeszcze nie istniała. Chęć zdobycia nowych terenów doprowadziła do wyraźnego rozchwiania systemu klasyfikacji społecznej. Ziemie zagarnięte w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej zamieszkiwali ludzie nie mieszczący się w klasyfikacji.

Kozacy – wolni ludzie. Zorganizowani na sposób wojskowy. Nie przewidziano dla nich odpowiedniej kategorii. Jednak sami skierowali przeciw sobie gniew carycy wzniecając powstanie. Po jego ugaszeniu przywódców ukarano, rozwiązano samorządy kozackie, część kozaków przesiedlono. Zobowiązano ich do służby wojskowej i doskonale się z tego wywiązywali.

Żydzi – też wolni ludzie. Zamieszkiwali wsie i miasta. Zajmowali się głównie handlem i rzemiosłem. Ich podciągnięto pod klasyfikację mieszczan. Wcześniej jednak nakazano wszystkim Żydom opuścić tereny wiejskie i zamieszkać w miastach.

Szlachta – wolni ludzie. Zajmując ziemie polskie rozciągnięto na nią przywileje szlachty rosyjskiej. Powstały jednak problemy już przy tworzeniu wpisów do Heroldii. Po pierwsze chodziło o setki tysięcy ludzi herbowych. Wielu z nich nie posiadało wymaganych dowodów swego szlachectwa. Co więcej istniała bardzo liczna grupa szlacheckiej gołoty. Ci ostatni stanowili w zasadzie większość herbowych na tych terenach. W zamian za czynsz mogli mieszkać i uprawiać ziemię, która do nich nie należała.

Szlachta czynszowa była problemem i dla Rzeczypospolitej. Szczególnie utyskiwali na nią właściciele ziemscy ale nie magnaci. Ci ostatni widzieli ją chętnie na ziemiach ukrainnych i białoruskich. Bynajmniej nie jako masy do głosowania na sejmikach. Chodziło o utrzymanie się ich władzy na terenach zamieszkanych przez chłopstwo narodowości niepolskiej. Częste bunty chłopskie mogły być gaszone za pomocą wojska ale tego Rzeczpospolita niemal nie miała. Pozostawała obrona organizowana własnym sumptem. A czy obrońcy nie będą skuteczniej walczyć gdy będą bronić też siebie? Gołota szlachecka pełniła funkcje obronne magnatów. Pomniejsi posiadacze ziemscy nie pozwalali sobie na oddawanie części ziemi czynszownikom, woleli mieć tylko chłopów. Oni też najbardziej cierpieli z braku ochrony.

W czasach panowania carskiego wykorzystano różnice religijne i narodowościowe na tych terenach i car stał się opiekunem chłopstwa przeciw panom (nawet jeżeli to car dał panu całkowite prawo do chłopa). Armia carska była jedyną siłą zbrojną mającą prawo wystąpienia przeciw zaburzeniom społecznego spokoju. Szlachta czynszowa stała się niepotrzebna.

To znów pewna idealizacja. Armia szła gdzie chciał jej dowódca. Tak samo władze lokalne choć podporządkowane bezwzględnie carom nigdy nie działały tak jakby car chciał. Rosja w sposób dość tajemniczy funkcjonowała zawsze jak gigant na glinianych nogach. I się nie przewracała. Z góry, z perspektywy władzy centralnej to wyglądało zawsze bardzo dobrze ale tam nie docierały wszystkie informacje. Urzędnicy odpowiadali co prawda za realizację zadań i byli karani za ich niewykonanie. Co z tego, skoro rzadko informacje o niewykonaniu docierały na górę. Tak samo informacje o nadużyciach były prawie zawsze gdzieś po drodze wyciszane.

Zagadnienie czynszowników usiłowano rozwiązać prze pierwszych 20 lat. Bezskutecznie. Problem pojawił się znów w momencie uwłaszczenia chłopów. Dostawali oni kawałki ziemi na własność. Czynszownicy, ponieważ nie byli chłopami, nadal nic nie mieli. Można powiedzieć, że masy szlacheckie na ziemiach nazywanych Kresami przetrwały dzięki niedowładowi administracji carskiej. Ale antagonizmy obecne tam od wieków co jakiś czas doprowadzały do buntów i rzezi. Szlachta miała ukształtowane poczucie przynależności narodowej. U chłopstwa ono dopiero się kształtowało. Aa teraz francuski historyk pyta dlaczego na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie Polacy niemal bez wyjątków byli herbowi? A ja zaraz zastanawiam się czy Polacy nigdy nie mieli kolonii?

Rozwodnienie odpowiedzialności

Wciąż jeszcze kręcę się wokół „Pierwszej wojny światowej” Pajewskiego. Książce zawdzięczam poznanie militaryzmu. Dotąd pojęcie to było dla mnie dość abstrakcyjne. Wydawało mi się, że władzę w Niemczech podczas I wojny światowej trzymali cesarz i kanclerz. To jednak tylko złudzenie. Cesarz powołuje i odwołuje kanclerza. Ale czy realizuje tym samym swoją wolę. W tym czasie? Ten cesarz? Nie. To nie cesarz podejmuje decyzje. Właściwa władza spoczywa w rękach Naczelnego Dowództwa. A cesarz się go słucha. Odwołuje więc kanclerza, który widzi tragiczne położenie społeczeństwa zmuszonego do realizacji planów wojennych. W oczach naczelnego dowództwa społeczeństwo państwa ma zaspokajać potrzeby wojska. Dostarczać sprzęt, żywność i rekruta. Wydajności sprzyjać mają tylko dobre wiadomości z frontu, a podczas buntu – militaryzacja zakładów pracy i sądy wojskowe nad strajkującymi.

A co się dzieje gdy to nie wystarcza? Gdy trzeba ogłosić przegraną, której nikt nie zrozumie, a nie ma czasu by się tłumaczyć? Należy stworzyć rząd reprezentujący cały parlament Rzeszy. Powołać kanclerza cieszącego się nieposzlakowaną opinią i nie związanego z poprzednimi rządami wojennymi. Na koniec oddać w ręce tego kanclerza decyzję o podjęciu rokowań pokojowych. Jako alternatywę przedstawić mu totalną klęskę. W ten sposób w oczach mas o pokój występuje nie armia ale protestujący przeciwko wojnie politycy. Armia „cofając się na z góry zaplanowane pozycje” pozostaje niepokonana.

Tu jeszcze pominąłem jeden aspekt dotyczący rządu. Przed nim wszystkie stanowiska były obsadzane przez urzędników – specjalistów (choć bywały i tu pomyłki w ocenie ludzi). Teraz we władzach po raz pierwszy pojawiają się przywódcy parlamentarni. Ten pomysł to reakcja na ruchy społeczne napędzane rewolucją na wschodzie. Miało to rozładować napięcia społeczne. No i obciążyć odpowiedzialnością za przegraną polityków, szczególnie tych z lewej strony.

Wszytko to robione jest w takiej panice, że na spotkanie informacyjne i sytuacji na frontach zaprasza się i przedstawiciela Koła Polskiego. Ten zaraz przekazuje informacje do Komitetu Polskiego we Francji, a stąd informacje wędrują do rządu francuskiego. Ten ostatni zakładał, że walki kończące wojnę będą prowadzone jeszcze w 1919 roku! A tu niespodzianka. Niemcy chcą rozejmu z dnia na dzień. Nie mają czasu.

Jesień 1918 roku w ogóle jest ciekawa. Armia włoska, która nie mogła przedrzeć się przez pozycje austriackie w stronę Triestu i poniosła ogromne straty w walkach, teraz zasuwa tam gdzie chce. Sukces ofensywy? Prawie tak. Prawie, bo nie ma na swej drodze przeciwników. Węgrzy, Czesi, Słoweńcy odeszli do domu nie pytając nikogo o zgodę. Cesarz Austrii tylko może patrzeć jak jego państwo się rozsypuje. Nie tylko on zresztą. Ziemie królestwa węgierskiego też się rozchodzą. Społeczeństwo straciło zainteresowanie wojną, zajęte jest własnym przetrwaniem. Tylko Rzesza się trzyma w kupie i kraje związkowe pozostają jej wierne. Tu też wszyscy się spodziewają, że jak dojdzie do walk o ziemie etnicznie niemieckie nie będzie można przewidzieć dalszego ciągu. Politycy niemieccy powtarzają, że przez 4 lata Francuzi walczyli o swoje ziemie i nie mieli chwili zwątpienia. Nie ma więc podstaw by sądzić, że Niemcy zachowają się inaczej. Tylko przez te 4 lata przedstawiano Niemcom dowody na to że to oni zostali zaatakowani i tylko się bronią. Z tą wiarą można bronić się dalej ale trudno się z nią poddać.

Choć buntowali się marynarze to dość szybko ich bunty zgaszono. Przyczyna tych buntów była dla wszystkich jasna. Nie można oczekiwać od kogoś kto tylko czeka przez lata na rozkaz działania by widział sens walki i podporządkował mu swoje życie. Inaczej na froncie. Tu co prawda zdarzało się, że całe oddziały poddawały się pojedynczemu żołnierzowi armii przeciwnej. Że odmawiano strzelania do nacierających. Że nazywano strzelających łamistrajkami. To jednak nie dotyczyło to większości wojska. Dopiero pogłoski o planach pokojowych, o oddaniu bez dalszej walki części własnych ziem, złamały wiarę walczących żołnierzy. Wiarę w dowódców. Wiarę w rządzących polityków. Wiarę w cesarza. I o to może chodziło. By nie tracili wiary w tych, którzy obiecywali sukces. Ale tonący cesarz, którego Wilson nie chce widzieć u władzy podczas rokowań, sam dokopuje jeszcze Naczelnemu Dowództwu.

W okopach zaś, w tym samym czasie, na wieści o toczonych rozmowach na temat warunków rozpoczęcia rozmów pokojowych, żołnierze zmieniają swój stosunek do walki. Już nie walczą o zwycięstwo. Chcą przeżyć. Przecież to zaraz może się skończyć. Szkoda w takim momencie ginąć.

Akcja przyspiesza w listopadzie 1918 roku. Z niewiadomych przyczyn dowódca floty niemieckiej wydaje polecenie wypłynięcia. Flota się buntuje i powstają rady robotnicze. Ruch rozlewa się na całe Niemcy. Upadają jedna po drugiej monarchie państw związkowych, a na ich miejsce powstają republiki. Tylko cesarz nie chce abdykować. Schronił się w kwaterze głównej. Tu gen. Groener proponuje mu wypad na pierwszą linię frontu by zaliczył postrzał ratujący honor i władzę dynastyczną. Żołnierze nie chcą bronić Wilhelma II, a skrajna lewica na ulicach domaga się nie abdykacji osoby tylko powstania republiki. Kanclerz ogłasza więc samowolnie abdykację cesarza. Ten ostatni ucieka do Holandii. Żołnierze bratają się z demonstrującymi robotnikami. Wszystko jest na prostej drodze do powtórki wydarzeń z Rosji. Ale politycy socjaldemokracji związanej z parlamentem opanowują tłumy, kanclerz Maksymilian (książę badeński – ta postać mnie zafascynowała i pewnie do niej jeszcze powrócę w chwili natchnienia) przywołuje na urząd kanclerski socjaldemokratę Eberta. Rewolucja gaśnie. Ale już nic nie będzie jak dawniej. Nigdy już nie będzie takiego lata…

Jeszcze tylko nikt nie wierzy w klęskę militarną do której doprowadził ostatni rozkaz zabraniający cofania się. Przypadkiem tylko nikt nie przełamał osłabionych linii na których brakowało żołnierzy skłonnych dalej walczyć. Podobno były na froncie odcinki obsadzone jedynie przez samotnych oficerów z karabinami maszynowymi.

Wyszła mi relacja (niemal na żywo) z lektury. Relacja z klęski, z upadku, z rzeczywistego końca koszmaru wojny. Nowy kanclerz, który stał się pierwszym kanclerzem Republiki Niemieckiej stracił w wojnie dwóch synów. Niemcy prowadziły do końca wojnę totalnie i totalnie ją przegrały. Rozmiary porażki były tak niewyobrażalne, że mało kto w nie uwierzył. Jednak doszło w monarchii do demokratyzacji. Próba rozwodnienia odpowiedzialności przysłużyła się skanalizowaniu niepokojów społecznych. To akurat tylko wypadek przy pracy ale dość szczęśliwy na czym skorzystał po paru latach jeden z żołnierzy ale to już inna bajka, w której kołem historii chciano zakręcić w przeciwnym kierunku.

Ostatnio na forum tradytora pozwoliłem sobie opisać dwie książki. Nie wiem jeszcze czy byłbym w stanie przystępnie opisać dzieło Pajewskiego. O streszczeniu nie ma co myśleć – kompresja byłaby szalenie stratna. Ogólne omówienie ogólnego obrazu wojny? Muszę to chyba przemyśleć. I czy kogoś jeszcze rzeczywiście taka lektura kręci?