masaże i okłady

dla tych co głośno krzyczeli NIE
były bieszczadzkie masaże stóp
okłady z wiatru na rozpalone głowy
ciche rozmowy w kręgu wieczorem
wolność
a nie namiastka wolności

dla tych co przestali krzyczeć NIE
powroty były trudne
za drzwiami był obcy świat
który odzierał z marzeń
pozbawiał sił
przerażał

i znów trzeba było krzyczeć
bić się i gryźć
by ten obszar wolności
rozciągnąć z gór na ulice miast

ta bezsilność
gdy odkrywałem
że wolność jak góry
nosi się w sobie
a rozciąga się tylko guma do żucia

masaże stóp
okłady z wiatru
horyzont gdzieś tam zamglony
przeciwko
chodnikom
w zaciszu malowanych ścian

a wolność…
można wyjść
i wrócić
można też nie wracać

smak czereśni

powtarzane jak mantra
przy każdej czereśni
„stajesz się tym co jesz”
nie mnie dotyczy
zaklinam tak
białe robaczki
nieświadome mojego istnienia
równie mocno
jak ja nie jestem pewny
ich istnienia
nieświadomość
ma smak czereśni

peuna qltóra

krawat
garnitur
wazelina
pójdziemy do kina

tak proszę pana
jak miło
wspaniale było

teatr
słowa na uwięzi
gesty wyćwiczone
uśmiechy wymuszone

nagroda za występ
udaję że nie chcę
wszyscy wiedzą
tak samo pozują

ramy
schematy
tory
słowa zakazane
i słowa wymagane
scenariusz i dialogi
powtarzane przez wieki

nie muszę być nowoczesny
by tym wszystkim rzygać

Ryby i historia szaleństwa

Odnalazłem wiersz. Wiersz szczególny. Dzięki niemu poznałem twórczość M. Foucaulta. A droga do poznania była kręta…

Znajoma pracująca w internacie, w którym mieszkałem jako uczeń szkoły średniej powiedziała mi, że wśród nagród przewidzianych w konkursie literatury rosyjskiej (lub radzieckiej – bo to były jeszcze czasy PRL) znajduje się Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu tegoż autora. Szczerze polecała mi tą książkę. Zdecydowanie łatwiej było ją wygrać niż szukać po księgarniach :) . Dlatego wziąłem udział w tej imprezie. W konkursie należało wyrecytować kawałek prozy rosyjskiej i wiersz. Wybór tekstów należał do uczestników. I tu miałem podpowiedź pod ręką. W Piśmie literacko-artystycznym (nr 2 z 1988 roku) znajdował się wg mnie odpowiedni utwór poetycki. Był to wiersz Josifa Brodskiego. Brodski w 1987 roku otrzymał właśnie Nagrodę Nobla więc był na topie. Wiersz bez tytułu w przekładzie Józefa Barana umieszczam poniżej:

Wolno ryby tlen żują,
W wiecznej zimie zimują.
Pod mrozu oblodziną,
Ryby płyną i płyną.
Tam.
Gdzie głębina.
Gdzie morze.
Ryby.
Ryby.
Ryby.
Z zimy wypłynąć
chciałyby.
Pod chłodnym, rozchwianym słońcem
Ryby po ciemku płynące.
Uciekają  d o  śmierci
odwiecznym szlakiem
rybim.
Ryby łzy nie uronią,
do bryły przytkną głowę,
w chłodnej wodzie marzną
chłodne oczy rybie.
Ryby
wiecznie milczące,
o! niema rybia skargo…
I wiersze o rybach
jak ości
Stają w poprzek
gardła.

Nadal go lubię. Ale częściowo uleciał mi z pamięci tak jak i kawałek prozy który wtedy wybrałem. To był fragment opowiadania Bułata Okudżawy. Fragment który przedstawiał jego płaszcz. Tego nie odnalazłem choć wiem, że znalazłem go w miesięczniku Literatura. Ale odnalezienie wiersza sprawiło mi właśnie frajdę. Miesięcznik w którym był on zamieszczony przechowałem jednak z innych względów. Jest tu też Wprowadzenie do mitologii śmierci Mircea Eliade i intrygujący esej Stefana Symotiuka Śmietnisko jako zaświat. A i okładka posiada coś ważnego. Jest na niej umieszczony drzeworyt zmarłego w 1913 roku artysty – Jose Pasada. Drzeworyt chyba nie ma tytułu. Dla mnie są to zawsze Jeźdźcy Apokalipsy.

A Historia szaleństwa dotąd stoi na półce. I od czasu do czasu lubię nią szeleścić.

koziołek

przy drodze stał koziołek
jego głowę wieńczyły młode rogi
w ciemności przyglądał się przejeżdżającemu rowerowi
duże ciemne oczy odbijały światło lamp
po moim rzuconym do niego – cześć
potrząsnął głową z porożem
cześć – było nie na miejscu w tych okolicznościach
milczenie bardziej pasowało
obaj byliśmy dla siebie nawzajem nocnymi zjawami
ja duch
i on duch