dla tych co głośno krzyczeli NIE
były bieszczadzkie masaże stóp
okłady z wiatru na rozpalone głowy
ciche rozmowy w kręgu wieczorem
wolność
a nie namiastka wolności
dla tych co przestali krzyczeć NIE
powroty były trudne
za drzwiami był obcy świat
który odzierał z marzeń
pozbawiał sił
przerażał
i znów trzeba było krzyczeć
bić się i gryźć
by ten obszar wolności
rozciągnąć z gór na ulice miast
ta bezsilność
gdy odkrywałem
że wolność jak góry
nosi się w sobie
a rozciąga się tylko guma do żucia
masaże stóp
okłady z wiatru
horyzont gdzieś tam zamglony
przeciwko
chodnikom
w zaciszu malowanych ścian
a wolność…
można wyjść
i wrócić
można też nie wracać
Don Kichoci for ever
pakujemy wolność do plecaka
wyruszamy w stronę światła
pod nami zostają chmury
i tak modny wyścig szczurów
stają wszystkie zegary
tracą zasięg komórki i codzienność
ulotne piękno chwili
delikatnie zamykamy w dłoniach
wiatraków
nigdy nam nie zabraknie
porannych refleksów na niebie
refleksji o zmroku
światło…
nosisz je w sobie