Ryby i historia szaleństwa

Odnalazłem wiersz. Wiersz szczególny. Dzięki niemu poznałem twórczość M. Foucaulta. A droga do poznania była kręta…

Znajoma pracująca w internacie, w którym mieszkałem jako uczeń szkoły średniej powiedziała mi, że wśród nagród przewidzianych w konkursie literatury rosyjskiej (lub radzieckiej – bo to były jeszcze czasy PRL) znajduje się Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu tegoż autora. Szczerze polecała mi tą książkę. Zdecydowanie łatwiej było ją wygrać niż szukać po księgarniach :) . Dlatego wziąłem udział w tej imprezie. W konkursie należało wyrecytować kawałek prozy rosyjskiej i wiersz. Wybór tekstów należał do uczestników. I tu miałem podpowiedź pod ręką. W Piśmie literacko-artystycznym (nr 2 z 1988 roku) znajdował się wg mnie odpowiedni utwór poetycki. Był to wiersz Josifa Brodskiego. Brodski w 1987 roku otrzymał właśnie Nagrodę Nobla więc był na topie. Wiersz bez tytułu w przekładzie Józefa Barana umieszczam poniżej:

Wolno ryby tlen żują,
W wiecznej zimie zimują.
Pod mrozu oblodziną,
Ryby płyną i płyną.
Tam.
Gdzie głębina.
Gdzie morze.
Ryby.
Ryby.
Ryby.
Z zimy wypłynąć
chciałyby.
Pod chłodnym, rozchwianym słońcem
Ryby po ciemku płynące.
Uciekają  d o  śmierci
odwiecznym szlakiem
rybim.
Ryby łzy nie uronią,
do bryły przytkną głowę,
w chłodnej wodzie marzną
chłodne oczy rybie.
Ryby
wiecznie milczące,
o! niema rybia skargo…
I wiersze o rybach
jak ości
Stają w poprzek
gardła.

Nadal go lubię. Ale częściowo uleciał mi z pamięci tak jak i kawałek prozy który wtedy wybrałem. To był fragment opowiadania Bułata Okudżawy. Fragment który przedstawiał jego płaszcz. Tego nie odnalazłem choć wiem, że znalazłem go w miesięczniku Literatura. Ale odnalezienie wiersza sprawiło mi właśnie frajdę. Miesięcznik w którym był on zamieszczony przechowałem jednak z innych względów. Jest tu też Wprowadzenie do mitologii śmierci Mircea Eliade i intrygujący esej Stefana Symotiuka Śmietnisko jako zaświat. A i okładka posiada coś ważnego. Jest na niej umieszczony drzeworyt zmarłego w 1913 roku artysty – Jose Pasada. Drzeworyt chyba nie ma tytułu. Dla mnie są to zawsze Jeźdźcy Apokalipsy.

A Historia szaleństwa dotąd stoi na półce. I od czasu do czasu lubię nią szeleścić.

2 thoughts on “Ryby i historia szaleństwa

  1. Drzeworyt jest cudnej urody i tytuł pasuje idealnie :-)

    Ja z kolei do dziś pamiętam urywki z „Eugeniusza Oniegina”. Planowałam, że przeczytam go w całości w oryginale, ale jakoś nigdy do niego nie wróciłam.
    Ciekawe, że niektóre słowa pozostają w pamięci na zawsze, a inne natychmiast ulatują…

  2. Tak kiedyś (jeszcze wcześniej niż to o czym wyżej napisałem) chodził za mną Dostojewski. Potem jakieś kawałki z Majakowskiego… może kiedyś do tego wrócę.

Comments are closed.