Tam i spowrotem czyli wyskok do Solca nad Wisłą

Nie mogłem odpuścić sobie wyjazdu do Solca. Zawsze był początkiem rozjeżdżania okolic Puław. Tym razem może było lekkie opóźnienie. Ale nie mogło tego wyjazdu nie być. Trasa jest stara choć co roku się zmienia. Dziś już nie było na niej ani jednego odcinka drogi gruntowej. Trochę szkoda. Wciąż ubywało tych odcinków gruntowych. Nie spodziewałem się, że znikną całkiem.

Wystartowałem około 9 rano. Słońce znów karmiło mi oczy spragnione jego ciepłych promieni. Jednak to jeszcze nie jest wiosna. Wisła jeszcze nie zachęca do kąpieli. Ale i w lecie nie zachęca. Właściwie to od czasu gdy weszliśmy do Unii jest za brudna na kąpiele. Choć jest czyściejsza. Chyba jednak nie muszę tego tłumaczyć. Nie tyle normy się zmieniły co ich przestrzeganie.

Mi i tak po głowie wciąż się tłukły pytania związane z Heideggerem. O autentyczności śmierci – co chyba nie było jego pomysłem tylko jego interpretatorów. O milczeniu w sprawie Holokaustu – co nie było żadną cechą szczególną tego myśliciela, wielu filozofów Zagładę przemilczało skupiając się na ekspansji bolszewików. Ale to już nie jest na temat :) Na temat jest za to widok kościoła w Górze Puławskiej. W okresie letnim kościół niemal niewidoczny. Teraz jeszcze można go dostrzec ponad dachami.

Zamiast jechać prosto w stronę Janowca zdecydowałem się na przejazd przez Nasiłów. Nieco nadłożyłem drogi ale nie mijałem tak wielu samochodów. No i ten las. Od lat jadąc z Sadłowic do Nasiłowa patrzę w górę szukając nietoperzy. Wiele lat temu, gdy moja córka była jeszcze dostatecznie krótka jechałem z nią na bagażniku tą drogą w okolicach zmierzchu – niebo usiane było nietoperzami. Tak mi zostało, że wciąż sprawdzam czy są te nietoperze. Teraz to zupełnie bez sensu. Jeszcze nie ma owadów. Tak jak jaskółki i nietoperze nie byłyby w stanie się wyżywić. Ale trochę im zazdroszczę tego snu zimowego. Czy są jakieś latające ssaki wędrujące? Chyba ssaków wędrujących jest mało. Nawet taki miś. On też woli pospać. Wiewiórki też. Ale wiosnę słyszy się w powietrzu. Drą się wniebogłosy przeróżne ptaki. A i dzięcioły już ochoczo tłuką w pnie drzew. Tu nie ma latarni ulicznych. Ale tam gdzie latarnie znajdują się blisko lasu dzięcioły też chętnie tłuką. Bo to ich sposób na przyciągnięcie partnerki. Jedzenie jest czymś drugorzędnym do czasu jej znalezienia. I znów odszedłem od tematu.

Następna miejscowość to Wojszyn. Wciąż intryguje mnie tamtejsza stara szkoła. Budynek stoi opuszczony i jest coraz bardziej zniszczony. Nie słyszałem by były jakieś plany z nim związane. Najwyraźniej ma to być w niedalekiej przyszłości ruina. Nie wiem jednak czy zdeklasuje janowiecki zamek. Raczej nie. Tutaj w zeszłym roku wyasfaltowano drogę do Oblasów. Też trochę szkoda. Teraz jest na niej większy ruch. Ale zawsze mniejszy niż na drodze głównej. A i nawierzchnia jest w lepszym stanie.

Zaraz był Janowiec. Niedawno dowiedziałem się od znajomego, że przewoził z Puław z Al. Królewskiej dom do janowieckiego skansenu. Słabo ten dom pamiętam. Nawet chodzi mi po głowie myśl, że domy były dwa. Ale w janowieckim skansenie jest tylko jeden. Teraz tabliczki przy nim informują, że jest to teren prywatny. W pobliżu jest też tradycyjna krypa wiślana. Przykryta folią – nie fotografowałem jej choć kawałek załapał się do kadru. Ale domu nie odpuściłem.

 

Jak Janowiec, to i zamek. Tak wygląda od strony janowieckiego Ośrodka Kultury.

Zapędziłem się tam by zobaczyć czy już coś zrobiono dla upamiętnienia janowieckich Żydów. Nawet dokładnie nie wiem w którym miejscu był w Janowcu kirkut. Nie ma bowiem żadnych macew na jego terenie. W planach było zaś upamiętnienie… i na razie jest w planach.

Dalsza podróż to przejazd przez Janowice i Brześce. Tu nie wiele się zmieniło. Albo nawet nic. Podobnie w Lucimii od strony Brześc. Na polach jeszcze nie widać wiosny. Chmielniki stoją puste i ponure.

W kalendarzu też jeszcze nie ma wiosny. Jest w planach.

W zeszłym roku jadąc nocą tą trasą podczas dalszego wyjazdu naciąłem się na objazd przez Zwoleń, który zignorowałem. Dalej okazało się, że pod Lucimią buduje się przepust pod drogą. W nocy, prawie po ciemku trudno było to obejść ale się udało. Wczesną wiosną tego samego roku zrobiłem tam zdjęcie wierzb i drewnianego walącego się płotu. To było takie „polskie”, takie romantyczne, może nie chopinowskie bo wierzby nie płaczące ale coś w tym było. A teraz… Płotu nie ma. I wierzby wyglądają jakoś inaczej choć same się nie zmieniły.

Nowa nawierzchnia. Betonowe pobocze. Zaskoczyło mnie to. Nieco dalej jest podjazd, na którym denerwowały mnie wertepy. Nie ma po nich śladu. Nowa nawierzchnia. Powinno być łatwiej ale nie wiem czy mi chodziło o to by było łatwiej. Zjeżdżając z tej drogi w stronę Chotczy znów przypomniałem sobie, ze jeszcze 3 lata temu była to droga gruntowa. I był przy niej kamień na którym lubiłem przysiąść wracając letnią nocą. Kamień rozpoznałem kiedyś w Nasiłowie. Stoi przy bramie wjazdowej do jednej z tamtejszych posesji. Jest jednym z pięciu kamieni. Dziś już nie potrafię wskazać który to z nich. A rok temu jeszcze nie miałem z tym problemu. A sama droga do Chotczy jest urocza tylko chyba asfalt pozbawił ją trochę tego uroku.

To już jest na terenie Obszaru Natura 2000 „Dolina Zwolenki”. Ten „obszar” też jest nowością. Może tworząc go założono, że samochody mają tędy przejeżdżać szybko? Może nie do końca. Na odcinku wyasfaltowanym w ostatnim czasie i ostatnim gruntowym na tej trasie zrobiono też progi spowalniające i ograniczono znakami prędkość do 30 km/h. Jednak natężenie ruchu od czasu położenia asfaltu wyraźnie wzrosło. Może to skutek uboczny? Na szczęście nie jest to jeszcze autostrada i da się w miarę spokojnie przejechać na rowerze.

W Chotczy, w pobliżu kościoła stała figura Matki Boskiej. Była pomalowana choć farba się brzydko łuszczyła. Lubię kolory. Ale figurę odnowiono i już nie jest kolorowa. Nie wiem nawet czy to ta sama figura. Może postawiono zupełnie nową?

Pozmieniało się. I zawsze będzie się zmieniać. Droga do Białobrzegów przed Boiskami też kiedyś była leśną, piaszczystą drogą oznakowaną jako szlak rowerowy. Dobra była gdy chciało się chwilę podreptać zamiast pedałować. Po piachu nie dawało się przejechać. Szybciej dawało się przejechać przez Jarentowskie Pola choć droga tamtędy jest nieco dłuższa. A teraz przez las pociągnięto asfaltową nitkę i już dreptanie nie jest tak przyjemne. Więcej. Teraz widać, że ta droga pnie się pod górę. Wcześniej tego nie dostrzegałem. Tak więc teraz się tędy jeździ. A i zwierząt w zasięgu wzroku jest teraz mniej. Jak się człowiek rozpędzi to dopiero w Boiskach na podjeździe zwalnia. A z Boisk do Solca bliziutko. Być może dlatego jeszcze skręciłem do Kluzi, w okolice przeprawy promowej. Przeprawa nie działa jeszcze. Ale był tu kiedyś most. Krótko był. Zaraz po oddaniu go do użytku wybuchła II wojna światowa. Most zbombardowano i już go nie było. Dwa czy trzy lata temu powstał pomysł ponownej budowy mostu. Jak w „Rozmowach kontrolowanych” S. Tyma – węgiel przywieźli, przed wojną też przywieźli. Ale pomysł chyba został odłożony na lepsze czasy, tzn nic na razie nie wskazuje na bliski wybuch wojny.

Kluzie stykają się z Solcem. Kiedyś były to miejscowości letniskowe. Nadal są. Choć mniej znane, mniej popularne. Plan budowy mostu może oznaczać powrót Solca na mapę letnisk i jednocześnie może zniszczyć ten wspaniały klimat jaki tu panuje (wiem że podoba się przyjezdnym, a dla miejscowych może być to bycie na uboczu czymś uciążliwym).

W samym Solcu nie spodziewałem się zmian. A te nastąpiły. I to na rynku. Nie ma już wiklinowych fal i żagli. Jest nowy pomnik.

 

Pomnik upamiętnia. Upamiętnia lokowanie miasta na prawie magdeburskim w 1347 roku. Jest więc nowy pomnik, studnie i powszechnie znana kostka cementowa. Kostka jest wygodna, jest stosunkowo tania. Kostka odbiera jednak autentyczność takim miejscom. Ale jest tu już od paru lat. Tylko przy pomniku jest całkiem nowa. Po tym krótki porozglądaniu się po niewielkim Solcu ruszyłem w drogę powrotną. Szybko odkryłem przyczynę tak szybkiego dojechania do celu – miałem z wiatrem. Na szczęście w niedzielę wiatry już trochę osłabły. I powoli pojechałem tą samą trasą ale w drugą stronę. Jeszcze tylko zastanawiałem się nad odwiedzeniem cmentarza żydowskiego w Solcu ale nie byłem pewien w jakim stanie jest tam droga. Na pewno nie została wyasfaltowana. To by było za łatwe. Zawitam tam innego dnia.

2 thoughts on “Tam i spowrotem czyli wyskok do Solca nad Wisłą

  1. Oj, szkoda tych gruntowych dróg okolonych spróchniałymi wierzbami… Pamiętam takie z dzieciństwa. Czy jeszcze gdzieś się uchowały? Starsi ludzie dawniej wybierali próchno z wierzbowych dziupli, chyba jako nawóz do kwiatków.
    Przemalowanie figur zmienia je nie do poznania. Mam na zdjęciu takiego św. Nepomucena z Lubelszczyzny. Na moim zdjęciu jest piaskowy, na Twoim kolorowy. Miejscowość się zgadza, ale mam wątpliwości czy to ta sama figura.

  2. Może są to dwie różne figury z jednej miejscowości? Nie przeszukuję przecież terenu tylko przejeżdżam przez niego. Zawsze coś omijam i to jest dobry powód by wrócić w to miejsce jeszcze raz, może nie ostatni.

Comments are closed.