Tym razem na tapetę trafiły dwie książki. Właściwie książka i książeczka. Obie kręcą się wokół tematów opisanych przez Jana Tomasza Grossa w Sąsiadach i w Strachu. Jednak nie nawiązują do siebie nawzajem. Nie znają się.
Z 2007 roku pochodzi książka Marka Wierzbickiego Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim. Stosunki polsko-żydowskie na ziemiach północno-wschodnich II RP pod okupacją sowiecką (1939-1941). To wydanie poprawione i poszerzone. Nie sprawdzałem kiedy ukazało się wydanie I. Autor odnosi się bezpośrednio do Sąsiadów Grossa. Stawia Grossowi konkretne zarzuty, choć nie do końca sprawiedliwe sądząc po tym co sam napisał. Nawet stwierdzenie, że inne prace napisane pod wpływem Sąsiadów starają się usprawiedliwić sprawców zbrodni w Jedwabnem nie jest chyba trafione, bo sam też usprawiedliwia. Usprawiedliwia społeczność tego miasteczka, a winę przypisuje kilkunastu osobom i okupantom niemieckim. Zwalcza uogólnienia na rzecz szczegółowości. Tak jakby to warte było walki. Ostatecznie przecież i tak bez odpowiedzi pozostaje pytanie o odpowiedzialność zgromadzonych, którzy biernie się temu wszystkiemu przyglądali. Dlatego w książce tej nie uważam za jej mocną stronę ocen wyrażanych przez autora. Siłą tej pracy jest ukazanie w miarę możliwości szeroko serii wydarzeń w tej części okupowanej Polski, które prowadzą do stodoły w Jedwabnem.
Książkę nabyłem z ciekawości. Może niezdrowej ciekawości. Po wydanej przez Frondę książce spodziewałem się ataku na ustalenia historyków obarczających winą Polaków z Jedwabnego. Tu się zawiodłem, z czego jestem zadowolony. M. Wierzbicki rozpoczyna swoją narrację od września 1939 roku. Opisuje ruchy wojsk polskich i ich walki z Armią Czerwoną oraz z grupami komunistów prowadzących walkę partyzancką ze znajdującym się w sytuacji beznadziejnej Wojskiem Polskim. Większość rebeliantów walczących z bronią w ręku była pochodzenia żydowskiego. Oni też stanowią podstawę tworzenia nowej władzy i administracji na terenach zachodniej Białorusi. Na terenach tych przebywa też duża grupa uchodźców ze środkowej Polski. To też w większości społeczność żydowska. M. Wierzbicki widzi w tej ucieczce na wschód jedynie strach wywołany dokonaniami Wehrmachtu podczas zajmowania ziem RP. I chociaż zaznacza, że wśród uciekinierów znajduje się liczna inteligencja to jednak nie dostrzega, że ludzie ci znali też sytuację Żydów w samej Rzeszy. Choćby z prasy. Umyka mu też fakt nierównego traktowania Żydów w II RP. Wielokrotnie powtarzane przez Żydów słowa "Skończyło się wasze" nie mają odniesienia do przeszłości.
Dlaczego akurat Żydzi objęli władzę? Tutaj M. Wierzbicki wyjaśnia, że sowieckie władze nie mogły opierać się na Polakach. Pozostawali więc Białorusini i Żydzi. Ci drudzy byli lepiej wykształceni i zamieszkiwali głównie miasta. Ich niechęć do czasów II RP była oczywista (choć nie do końca chyba tak jest w odczuciu autora książki). W treści pojawiają się informacje o pomocy niesionej przez Żydów polskim ziemianom. Oczywiście przez Żydów, którzy przed wybuchem wojny utrzymywali z tymi ziemianami kontakty. A okres okupacji sowieckiej niesie wiele nieszczęść wszystkim mieszkańcom okupowanych terenów. Jedyną rekompensatą jest prawne równouprawnienie. Słowa rewanżu ze strony Żydów najczęściej pozostają bez odpowiedzi – za słowa nienawiści narodowościowej groziło 5 lat więzienia i z tego wszyscy zdawali sobie sprawę. Praca dla wszystkich – choć była jakimś rozwiązaniem dla rzeszy bezrobotnych przed wojną Żydów nie rekompensowała innych strat. Nacjonalizacja – uderzyła we wszystkich prowadzących prywatne przedsiębiorstwa. Zakaz uboju rytualnego, pracująca sobota – to ciosy wymierzone Żydom religijnym. Ciekawe, że choć autor opisuje te zdarzenia i parokrotnie zaznacza, że nie wszyscy Żydzi popierali władze sowieckie – to parokrotnie zdarza mu się wspomnieć o tym gremialnym poparciu by zaraz zaznaczyć, że jest to stereotyp powstały w oczach Polaków. Ostatecznie Żydzi przestają być potrzebni tak nowej władzy gdy przybywają zastępy pracowników ze wschodniej Białorusi. Zdarza się też że pracę otrzymują także Polacy, już mniej liczni i wciąż pacyfikowani. Ta normalizacja nie trwała długo. Wkrótce przecież miała wybuchnąć kolejna wojna. Trwają też akcje wysiedlania na wschód ludności niepewnej ideowo. Dotyka to polską inteligencję i ziemiaństwo oraz wielu żydowskich uciekinierów z terenów centralnej RP.
Do czego to wszystko zmierza? Do wytłumaczenia dlaczego doszło do masakr. Są tu więc opisy nadużyć władzy dokonywanych przez żydowskich milicjantów na ludności polskiej. A czytelnik ma uwierzyć, że to co później nastąpiło było odreagowaniem na te wydarzenia. Symbolem niech będą radosne powitania Armii Czerwonej w wrześniu 1939 roku (Żydzi) i przyjęte z ulgą (i też z radością) wkroczenie Wehrmachtu w 1941 roku (Polacy). Tylko by skomplikować ten stereotypowy obraz autor przytacza dla porównania opisy sytuacji na Wileńszczyźnie oraz pisze o rozkazie niemieckim dotyczącym postępowania na zdobytych terenach.
Na Wileńszczyźnie początkowo wszystko przebiega podobnie jak na Białorusi zachodniej. Sytuacja zmienia się diametralnie po wkroczeniu Litwinów. Od tego momentu zarówno Żydzi jak i Polacy stają się mniejszościami na takich samych prawach. W tym M. Wierzbicki dopatruje się przyczyny chętnie udzielanej sobie nawzajem pomocy. Wrogiem byli Litwini, a później Litwini i Niemcy.
Na świeżo zdobytych przez Niemców terenach przez kilka dni panuje sytuacja przejściowa – nie ma już władzy sowieckiej ani jeszcze nie ma władzy niemieckiej. W tej sytuacji dochodzi do wielu zbrodni. Nie są to jednak masowe mordy. Te mają się odbywać po wizycie oficerów niemieckich – dających ludności miejscowej czas na "rozliczenie się z Żydami". I tu ciekawostka. Ciekawostka z Radziłowa. M. Wierzbicki pisze bowiem:
Na obecnym etapie badań niewiele wiemy również o zbrodni na Żydach dokonanej trzy dni wcześniej, 7 lipca 1941 roku, w Radziłowie, odległym od Jedwabnego o kilkanaście kilometrów. Według relacji nielicznych świadków żydowskich, którzy przeżyli tę masakrę, już od momentu ucieczki wojsk i władz sowieckich w miasteczku rozpoczęła się seria samosądów, zbrodni i rabunków dokonywanych na Żydach przez bliżej nieokreśloną część ludności polskiej. Najprawdopodobniej rej wodzili byli więźniowie sowieccy, żołnierze polskiego podziemia i zwyczajni chuligani oraz bandyci. Ich pozycję w miasteczku wzmacniała pomoc, jakiej udzielili wojskom niemieckim w chwili wybuchu wojny.
Po kilku dniach znęcania się i terroryzowania radziłowskich Żydów przez "bliżej nieokreśloną część ludności polskiej" mieli do miasteczka przybyć gestapowcy i polecić przeprowadzenie likwidacji miejscowych Żydów. I aż szkoda, że M. Wierzbicki przerywa swoją narrację w 1941 roku. Tu bowiem można dopisać coś z innej książki, która nie jest opracowaniem historycznym.
W 2008 roku ukazała się książeczka Stefana Zgliczyńskiego Antysemityzm po polsku. Autor jest publicystą i dyrektorem polskiej edycji Le Monde diplomatique. Całość otwiera stwierdzenie z którym trudno jest się nie zgodzić. Zawiera ono w sobie popularne stereotypy, które nie zawsze są akceptowane w całości.
Polska jest krajem antysemickim. Jest również krajem katolickim. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy Polacy to antysemici lub katolicy. Albo że jedno i drugie. Znaczy to tyle, że antysemityzm, podobnie jak katolicyzm, zrośnięty jest od wieków z naszą tradycją, obrzędowością i wychowaniem.
S. Zgliczyński sięgnął w swojej książce do wielu opracowań związanych z tematem swojej książki. M.in. do pracy Anny Bikont My z Jedwabnego. Z tej pracy też zacytował następujący fragment:
Na tym terenie nie było zresztą organizacji podziemnej, która nie tolerowałaby w swoich szeregach ludzi mających na swoim sumieniu mordowanie Żydów. Różnica zdaje się polegać na tym, że w Narodowych Siłach Zbrojnych dyskwalifikował fakt ratowania Żydów i udzielanie im pomocy, gdy tymczasem Armia Krajowa udostępniała swoje szeregi i mordercom Żydów, i tym, którzy ich ratowali.
A. Bikont opisała przypadek mordercy Dory Dorogoj, członka AK który za pozwoleniem swojego dowódcy w 1945 roku zamordował brata i ojca wspomnianej Dory (podczas okupacji niemieckiej obaj się ukrywali). Meldunki likwidacyjne znajdują się w posiadaniu IPN-u. Mordercą kierowała chęć usunięcia świadków swojej zbrodni z 1941 roku. Jeśli Dora Dorogoj jest tą samą osobą o której M. Wierzbicki pisze "Froma Dorogoj" (młoda komsomołka) to morderca odciął jej piłą głowę, którą następnie dla zabawy kopał. I działo się to jeszcze przed pojawieniem się Niemców w Radziłowie.
Zgadzam się częściowo z wnioskami M. Wierzbickiego. Szkoda, że nie wyszedł w swojej pracy poza wyznaczone ramy czasowe. Może wtedy łatwiej byłoby mu używać słowa antysemityzm, którego zdaje się unikać. Nie unika zaś go S. Zgliczyński w swojej książeczce. Zarzuca antysemityzm niemal całemu społeczeństwu. Dostrzega jego przejawy na ulicach, na co dzień. Przykłady na pewno każdy sam by odnalazł. Żydzi są wciąż obecni w mowie potocznej i zawsze występują w znaczeniu ujemnym. Poziom antysemityzmu ma być w Polsce tak duży i niedostrzegany przez jej obywateli, że zaskakuje obcokrajowców. Gdy na wieść o kolejnej książce Grossa prezydent Kwaśniewski stwierdza, że znów w Polsce wzrośnie antysemityzm – budzi konsternację izraelskich dziennikarzy. Dlaczego bowiem książka w której historyk przedstawia przypadki antysemityzmu ma być przyczyną wzrostu antysemityzmu? Nielogiczne? Nie w Polsce. Za stan obecny zdaniem S. Zgliczyńskiego odpowiadają zarówno Kościół jak i elity intelektualne (pojawiają się odpowiednie cytaty z wypowiedzi hierarchów i innych znanych osób publicznych). Nie dość, że nie próbują zwalczać tego zjawiska to same używają języka antysemitów. Korzeni ideologii antysemickiej Zgliczyński doszukuje się w pracach Dmowskiego i w mniejszym stopniu Konecznego. Wielu ideologów prawicowych zaprzecza istnieniu w Polsce antysemityzmu. Powołują się przy tym na przykład na żydowskie pochodzenie premierów III RP – ręce opadają.
Zgliczyński cytuje wiele fragmentów artykułów napisanych przez polskich antysemitów i opublikowanych w pismach tak prawicowych, że aż mi nie znanych z tytułów. Przypadek Bubla pominę – ten człowiek jest chory z nienawiści i nie tylko S. Zgliczyński dziwi się, że jeszcze L. Bubel może publikować swoje pisemka i książeczki. Z tym, że właśnie ta zgoda na istnienie tego zjawiska jakim się stały wydawnictwa Bubla jest charakterystyczna dla współczesnej Polski.
S. Zgliczyński sięga też do tematu oskarżeń o antysemityzm wysuwanych przez Izraelczyków wobec osób krytykujących politykę państwa Izrael. Być może właśnie groźba oskarżenia o bycie antysemitą sprawia, że politycy nie chcą krytykować posunięć antypalestyńskich? Nad tym też się zastanawiałem. Strasznie łatwo jest być nazwanym antysemitą gdy się krytykuje to państwo. Jest oczywiście środowisko rzeczywiście zgadzające się z polityką dyskryminacji Palestyńczyków w Izraelu. To to samo środowisko, które twierdzi, że w Polsce nie ma antysemityzmu. Nacjonaliści zawsze dobrze się dogadywali.
A masakry na ziemiach okupowanych przez sowietów od 1939 roku wpisują się w to, o czym napisał Lech M. Nijakowski w artykule Kiedy krwawa plama staje się białą. Polityka pamięci związana z masakrami XX wieku (w:) Współczesne Społeczeństwo Polskie wobec Przeszłości, T. 4 Pamięć zbiorowa jako czynnik integracji i źródło konfliktów, pod red. A. Szpocińskiego. W przypadku tych zbrodni mamy do czynienia z niemal wszystkimi chyba opisanymi przez L.M. Nijakowskiego strategiami mającymi ukryć winę i uporać się z traumą ofiar. Jedni bowiem informacjom o masakrach zaprzeczają lub je minimalizują, inni przerzucają odpowiedzialność na innych, jeszcze inni dokonują racjonalizacji pisząc i mówiąc o zmuszeniu do zbrodni. Rzadziej opisuje się te masakry (lub wcale) jako dopust boży, demonizuje się sprawców ("Prawdziwy czarny anioł śmierci w nienagannie wyprasowanym mundurze"). Nie słyszałem tylko o "syndromie sztokholmskim" w tej sprawie. U M. Wierzbickiego widzę nade wszystko próbę racjonalizacji zbrodni. W wielu jednak miejscach zdaje się on wskazywać na to, że ofiary same są sobie winne ponieważ wcześniej źle się zachowywały. Ponieważ "zdradziły Polskę".
Moja ocena jak i opisane dwie książki nie są obiektywne. W przypadku pracy M. Wierzbickiego jest to zarzut. Ale i tak polecam tą książkę zainteresowanym tym zagadnieniem. Nie czytałem dotąd tak obszernego opracowania poświęconego okupacji sowieckiej.