Jaki był początek nie pamiętam wcale…

Chcąc rozpocząć opisanie społeczności żydowskiej Puław w okresie międzywojennym natknąłem się na pewną trudność. Może przeczyta to ktoś kto więcej wie na ten temat?

Przyjęło się w literaturze tego tematu (niezbyt obszernej) przyjmować, że gmina wyznaniowa (kahał) przeniosła swoją siedzibę do Puław z Włostowic. Nie spotkałem się przed 2003 z informacjami, które by mówiły coś innego. W 2003 roku opublikowano opracowanie autorstwa Henryka Gmiterka zatytułowane Żydzi janowieccy i puławscy w świetle materiałów z ksiąg grodzkich lubelskich z lat 1587-1765 (w: Historia i kultura Żydów  Janowca nad Wisłą, Kazimierza Dolnego i Puław. Fenomen kulturowy miasteczka – sztetl. Materiały z sesji naukowej „V Janowieckie Spotkania Historyczne” Janowiec nad Wisłą 28 czerwca 2003 roku). W pracy tej znajduje się najstarsza znana wzmianka o kahale w Puławach. Otóż w lutym 1765 roku

Starsi gminy w Kurowie manifestowali wówczas przeciwko seniorom kahałów w Markuszowie, Końskowoli, Włostowicach i Puławach w sprawie ustanowienia i pobierania przez nich niesłusznych wyderkafów, wbrew zasadom wcześniej opisanym w prawie

Włostowice i Puławy występują tu obok siebie. Nawet jeżeli nie były to kahały w pełnym tego słowa znaczeniu, tylko przykahałki podporządkowane kahałowi w Końskowoli – jak przypuszcza H. Gmiterek – to jednak są to instytucje istniejące jednocześnie i to w czasie w którym zaczynała rosnąć rola Puław kosztem Włostowic. Trudno podważyć nadrzędną rolę Końskowoli, która stanowiła siedzibę administracji klucza końskowolskiego. Za to informacja o przeniesieniu siedziby gminy z Włostowic do Puław staje się zagadką. Oznaczałaby bowiem, że w Puławach kahał został w którymś momencie zniesiony. Wiadomo, że w XIX wieku we Włostowicach znajduje się cmentarz żydowski, i że korzystali z niego Żydzi mieszkający w Puławach. Wiadomo też, że w Puławach znajdowała się synagoga, a o takowej we Włostowicach nie wiadomo nic.

Sięgnięcie do analogii z parafią rzymskokatolicką mija się z celem – kahał nie był tylko ciałem samorządowym zajmującym się sprawami religijnymi. W jego kompetencjach znajdowały się także: sądownictwo i (co najważniejsze dla państwa) sprawy podatkowe. I bądź tu mądry. Jakby nie patrzeć następuje likwidacja jednego z kahałów. Ale w zależności od tego czy rzeczywiście przenoszono siedzibę można się spierać o to, który kahał zlikwidowano. Z drugiej strony cmentarz chrześcijański we Włostowicach służył także mieszkańcom Puław. Mogło więc być i tak, że zniesiono kahał włostowicki, a kirkut przyporządkowano kahałowi w Puławach. Mogło tak być ale nie musiało.

Opuszczone cmentarze jako miejsca pamięci

Jednym ze śladów I wojny światowej są cmentarze na których spoczywają polegli w walkach lub zmarli w wyniku odniesionych ran żołnierze. Liczba zmarłych nigdy wcześniej nie była tak wielka. Uznano, że nie będzie się transportować zmarłych do rodzin tylko pochowa się ich tam, gdzie polegli. Gdy już powstały specjalne służby zajmujące się grobami wojskowymi przystąpiono do budowy trwałych cmentarzy, często o charakterze pomnikowym. By obniżyć koszty likwidowano mniejsze miejsca pochówków i ciała przenoszono do powstających cmentarzy zbiorczych. Architekci opracowywali plany cmentarzy – często wyjątkowe. Ujednolicano formy krzyży i tabliczek nagrobnych i zamawiano je w wybranych fabrykach. Nawet po powstaniu Rzeczypospolitej prace te kontynuowano. Także podczas okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej cmentarze te były otaczane opieką. Zmieniło się to po powstaniu PRL. Od tego momentu można mówić o tym, że cmentarze te stały się opuszczone.

Kategoria opuszczonych cmentarzy jest znacznie szersza. To nie tylko cmentarze ludzi poległych w bojach z dala od domów. Istnieje wiele cmentarzy opuszczonych w wyniku migracji całych grup ludności. Nie bez powodu o wieku XX mówi się, że był to wiek czystek etnicznych i masowych mordów. Nacjonalizmy pojawiły się w wieku XIX. W wieku XX rozkwitły. Na terenie Polski pozostały cmentarze społeczności, które zostały zmuszone do odejścia. Są to cmentarze ewangelickie opuszczone podczas wycofywania się Wehrmachtu w 1944 i 1945 roku. Cmentarze prawosławne opuszczone w wyniku przymusowych wysiedleń zaraz po wojnie i w późniejszej akcji „Wisła”. Na koniec pozostają cmentarze żydowskie. Dewastowane metodycznie przez okupantów niemieckich i przez ludność okoliczną (Polaków). Nieliczne cmentarze polskich Tatarów spotkał podobny los. A los cmentarzy pokazuje jak wygląda w Polsce walka o pamięć.

Pamięć jak i historia nie są czymś stałym, danym nam raz na zawsze. O historii jako nauce mówi się od Rewolucji Francuskiej. Jej cechą ma być obiektywizm. Ale to ujęcie idealistyczne. Historia zawsze jest wyrazem myśli historyka, który ją opracował. Pracując na źródłach historyk jest często ograniczony dostępem do źródeł. Ma też do czynienia z polityką pamięci prowadzonej przez państwo. A ta bywa często dziwna. W PRL tworzono nowe społeczeństwo i nową pamięć. W Puławach widoczne są dziś tego skutki.

Cmentarze pozostają śladem pamięci. Cmentarze opuszczone i zdewastowane są śladem umierającej pamięci. Cmentarze zniszczone to już pamięć zatarta – pozostaje już tylko w ludziach żyjących. Pamięć jest zawodna. Ulega zmianie. Częściowo ginie. Częściowo wzbogaca się o zdarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Czasami też łączy wydarzenia odległe od siebie w czasie lub przestrzeni. Wciąż więc jest daleka od obiektywizmu, od wiernej rekonstrukcji przeszłości. Ta wydaje się być wręcz niemożliwa. Jaka jest tu rola cmentarza? Jest faktem materialnym. Każdy może go zobaczyć. Może dotknąć nagrobków. Każdy może więc dotknąć przeszłości. Jednak tam gdzie one znikają, znika też pamięć o dawnych mieszkańcach miast czy osad.

Przed II wojną światową żyła w Puławach liczna społeczność żydowska. Tworzyła skupisko nazywane dzielnicą żydowską gdzie stanowiła większość mieszkańców ale nie była to dzielnica wyłącznie żydowska. Były tu cmentarze żydowskie, cmentarz prawosławny oraz cmentarze wojenne (z I wojny światowej). Dzielnica została zniszczona w wyniku walk prowadzonych w 1944 roku. Cmentarz prawosławny i żydowski zniwelowano i wybudowano na ich terenie zajezdnie autobusowe. Miasto się unowocześniało likwidując ślady własnej przeszłości. Cmentarz wojenny przeniesiony jeszcze w okresie międzywojennym prawdopodobnie na teren cmentarza prawosławnego zniknął wraz z nim. Także we Włostowicach przyłączonych w 1934 roku do Puław cmentarz żydowski stał się terenem tartaku. Kwatera z I wojny skurczyła się do symbolicznej tablicy.

Likwidacja tych śladów przeszłości nie była prawdopodobnie działaniem podjętym jednorazowo w jednym czasie. Trudno więc wskazać jedną osobę odpowiedzialną za to „kształtowanie pamięci”. Nie działo się tak też tylko w Puławach. W Zwoleniu znacznie później na terenie cmentarza urządzono park – dziś opuszczony ze zniszczonymi wyasfaltowanymi alejkami i betonowymi kwietnikami. W Końskowoli ogrodzono część cmentarza ewangelickiego (ale nie całość) a sąsiadujący z nim cmentarz żydowski pozostawiono nieoznakowany i opuszczony bez żadnych nagrobków.

Dziś pozostaje już tylko pamięć, która wciąż musi ścierać się z pamięcią publiczną kształtowaną przez polityków i media. Jak wielu mieszkańców Puław, Końskowoli, Zwolenia wie, że około połowy mieszkańców ich osad stanowili Żydzi? Że były tu nie tylko kościoły?

Nie tylko Timothy Snyder dostrzegł, że niezależnie od partii będącej w II RP u władzy i tak realizowany był plan obozu Dmowskiego. Zakończono to dopiero po II wojnie światowej. Polska stała się państwem niemal jednolitym narodowo. Kolejnym celem może być napisanie historii w której nie będzie miejsca na czystki etniczne bo nie będzie się pamiętać o innych narodach, religiach, kulturach. Chcąc zmienić pamięć miejsca należy najpierw zniszczyć miejsca pamięci.

Kolonizacja Bliskiego Wschodu

Izrael nie stał się prawdziwie normalnym państwem. Nie stał się także światłem dla narodów. Na ironię, utworzony przypuszczalnie w celu uwolnienia Żydów od antysemityzmu i egzystencji getta oraz aby zapewnić im nieprzemijający pokój, Izrael stał się państwem garnizonowym, wielkim narodopodobnym gettem terytorialnym, otoczonym wrogimi sąsiadami. Złowieszcze przepowiednie (…) wciąż dręczą syjonistów.

To opinia historyka Thomasa Kolsky’ego cytowana za pracą Yakova M. Rabkina. Wciąż mnie ta książka męczy. Sam autor napisał, że wiele opinii przez niego opublikowanych jest przez syjonistów nazywanych antysemickimi. Tylko najczęściej wyrażają je ludzie należący do narodu Tory. Wiernych judaizmowi. Tego o syjonistach powiedzieć nie można. Jak to się zaczęło…

W drugiej połowie XIX wieku w Imperium Rosyjskim mimo obowiązującego na uniwersytetach numerus clausus studiowało wielu młodych Żydów z rodzin zlaicyzowanych. Rabkin pisze, że w latach 80. XIX w liczba Żydów na rosyjskich uniwersytetach przekroczyła liczbę studiujących w jesziwach. Umożliwiły to rozpoczęte w 1861 roku reformy cara Aleksandra II. W większości nie mieli szans na zatrudnienie. Ze względu na pochodzenie. W Rosji nie było warunków sprzyjających asymilacji. Sfrustrowani licznie zasilali więc różne organizacje rewolucyjne w tym i te, które zakładały stosowanie przemocy. Nie wiem czy wyższość demokracji przejawia się w istnieniu zjawiska określanego jako NEET. W artykule z Gazety Wyborczej podano ich liczbę – 580 tysięcy. To by była mała armia, która by ten kraj rozniosła ale nie ma przemocy. W Rosji przemoc była. I gdy już wybuchła sama się dalej nakręcała. Za wybuch, od którego zaczęła rozkręcać się spirala przemocy uważa się wybuch bomby w 1881 roku, która zabiła cara. Rozpoczęły się pogromy. Żydzi religijni – których reakcja była w tej sytuacji zupełnie przewidywalna – potępili stosowanie przemocy i co najwyżej decydowali się na emigrację z Rosji. Najliczniej emigrowali do USA. Na miejscu pozostawali Żydzi szukający rozwiązania tego problemu nie w skali pojedynczych rodzi ale całej społeczności. Ideolodzy potępiający bierną postawę większości. Nie potrafili identyfikować się z państwem w którym żyli. Na zachodzie tak to właśnie wyglądało. Żydzi odchodząc od judaizmu nadal przyznawali się do swojej religii i przyjmowali narodowość państwa w którym żyli. Identyfikowali się, Stawali się jego obywatelami wyznającymi judaizm w sposób zmodernizowany przez Haskalę. Tu Rabkin przywołuje przykład Fritza Habra z którym zetknąłem się już wcześniej czytając o gazach bojowych testowanych pod Bolimowem i Ypres. W notatkach jego adiutanta zapisane są wypowiedzi tego noblisty z których wypływa niemiecki nacjonalizm. Ale wciąż uważał się i był postrzegany jako Żyd (w tym wypadku chyba powinienem pisać z małej litery ponieważ określenie to dotyczy w takim przypadku tylko wyznania, a nie przynależności narodowej?).

W Rosji młodzi Żydzi za namową ideologów i własnych odczuć tworzyli oddziały samoobrony mające chronić ich domy przed pogromami. Wielu wstępowało do różnych nielegalnych organizacji politycznych. W tym też okresie następuje napływ Litwaków do "strefy osiedlenia". Pojawiają się oni także w Puławach. W miarę spokojne Królestwo Kongresowe daje im nadzieję w miarę normalnego życia, z dala od walk trwających z rożnym natężeniem na wschodzie. Są oni też liczną grupą studentów w puławskim Instytucie. Ideologia jest zaraźliwa, a młodzi ludzie mają jeszcze słabe układy odpornościowe. Łatwo ulegają ideom propagującym zamiast studiowania Tory, ćwiczenie mięśni i czytanie nowych, świeckich książek.

Rodzący się w XIX wieku syjonizm widział rozwiązanie w postaci ustanowienia państwa żydowskiego. Nie był ruchem jednolitym. Wewnątrz niego ścierały się m.in. dwie tendencje w stosunku do stosowania przemocy. Defensywna zakładała jej dopuszczalność w przypadku zagrożenia. Ofensywna uznawał przemoc za główny środek do osiągania celów ideologicznych (znów wraca Żabotyński). Pierwsi emigranci przybywający do Palestyny żyli w cieniu zagrożenia od którego uciekli. Mieli problem z przyjaznym traktowaniem sąsiadujących z nimi Arabów. Łatwo sięgali po broń. Na miejscu ich postawa dziwiła Żydów mieszkający od pokoleń w Ziemi Świętej. Wytworzył się podział. Kolonię czy osadnictwo Rabkin określa słowem jiszuw. Podział na kolonistów syjonistycznych i dawnych kolonistów religijnych określa więc nazwami "nowy jiszuw" i "stary jiszuw". Na początku przedstawiciele starego jiszuwu jeszcze nie wiedzieli jak bardzo różnią się od nowych imigrantów. Pomagali im stosując stary system chaluki (rozdzielania darów pomiędzy tradycyjnie religijnymi Żydami nazywanymi "charedim" i po dziś dzień wyróżniającymi się m.in. ubiorem). Ta pomoc chyba przywódcom syjonistycznym się nie za bardzo podobała. W Jaffie stworzyli własne centra dystrybucji i kolejne grupy osadników już nie korzystały z pomocy charedim.

W Rosji zaś:

Większość rabinów zareagowała na syjonizm odrazą, jaką odczuwali do samej myśli o walce zbrojnej. Ostrzegali, że prowokowanie innych narodów nie może przynieść nic więcej niż nowe nieszczęście, i pozostali wierni tradycji kompromisu. Niekiedy nawet wybierali emigrację, aby uniknąć konfrontacji z miejscową ludnością i władzami. Lecz coraz mniej rosyjskich Żydów słuchało ich słów.

Na zachodzie Europy szybko dostrzeżono zagrożenie jakie syjonizm z sobą przynosił. Obawę budziła możliwość posądzenie asymilujących się w społecznościach Zachodu Żydów o podwójną lojalność. Co też faktycznie wykorzystali różnej maści antysemici w swojej propagandzie. Rabkin zauważa, że na Zachodzie syjonizm znalazł poparcie u części intelektualistów żydowskich we Francji. Niemal wszyscy oni byli uciekinierami z carskiej Rosji. Poza tym przypadkiem syjonizm rozprzestrzenił się na terenach nie objętych Haskalą. W Rosji wrzało.

83% więźniów politycznych w Jakucku na Syberii było Żydami.

Jednak jak się zdaje ku polityce pchało rosyjskich Żydów co innego niż Żydów na Zachodzie. Rosyjscy Żydzi chcieli zmodernizować własną społeczność bardziej niż państwo w którym przyszło im żyć. A jednak do 1905 roku prawo zakazywało Żydom prowadzenia działalności politycznej. Syjoniści w tym czasie łączą swe siły. Pierwszy Kongres Syjonistyczny gromadzi przedstawicieli większości organizacji syjonistycznych. Ale od początku widać, że nie ma szans na wciągnięcie do ruchu społeczności Zachodu – kongres miał się odbyć w Niemczech ale niemieccy Żydzi skutecznie zablokowali taką możliwość. Ich wpływy nie sięgały jednak do Szwajcarii. Syjonizm przyjął za swój cel modernizacją społeczności żydowskiej i budowę państwa. Zrywał tym samym z tradycją diaspory do której przynależność odczuwali nawet charedim tworzący w Palestynie stary jiszuw. Nie mieli jednak syjoniści monopolu w żydowskiej polityce narodowościowej. Ich wrogami pozostawali obok społeczności tradycyjnych także komuniści i Bund. To też ruchy laickie. Jednak nie dążące do budowy osobnego państwa dla Żydów. Z tym, że to syjonizm z małej grupy ekstremistów wyrósł na siłę najliczniejszą i posiadającą największe wpływy. Potrzebował na to czasu i zaangażowania ze strony przywódców i ich zwolenników.

Kwestia palestyńska powodowała powolny zanik etycznego dziedzictwa diaspory inspirowanego tysiącletnią tradycją pacyfistyczną i moralizatorską. Anita Shapira pisze: "Syjonistyczna psychologia formowana była przez sprzeczne kryteria wyzwolenia narodowego i ruchu europejskiej kolonizacji w kraju na Bliskim Wschodzie". Drugie pokolenie osadników w Palestynie odzwierciedlało marzenie założycieli; postrzegało siebie jako pragmatyczne, w doskonałej formie fizycznej, agresywne i gotowe, by sięgać po broń. Każde następne pokolenie było mniej wieloznaczne od poprzedniego w kwestii użycia broni. "Nie można budować państwa w białych rękawiczkach", powiedział później Alterman. Pomimo że zwolennicy etosu defensywnego – przynajmniej na pozór – nie darzyli sympatią Żabotyńskiego i jego militaryzmu, rzeczywistość konfliktu, jaki wywołało syjonistyczne przedsięwzięcie w Palestynie, przyniosła zwycięstwo jego doktryny, a jego myśl stała się popularna w Izraelu we wczesnych latach XXI wieku.

Pojęcie "bezpieczeństwa" zastąpiło ideę samoobrony, tak dobrze znaną przed powstaniem państwa. Hebrajskie określenie bitachon zapożyczone zostało z literatury rabinicznej, gdzie oznaczało "ufność w bożą opatrzność". Idea judaistyczna została w ten sposób przejęta przez nowożytny język, lecz nadano jej odwrotne znaczenie: zamiast pokładać nadzieję w opatrzności, nowy Hebrajczyk miał odtąd polegać na sile broni. Bezpieczeństwo stało się odpowiedzialnością państwa i przez dziesięciolecia wszystko, co dotyczyło bezpieczeństwa, stało się świętą krową izraelskiego społeczeństwa.

Część środowiska judaistycznego poparła ideologię syjonistyczną. Pojawiają się tu nazwiska dwóch rabinów: Cwi Hirsz Kaliszer i Jehuda Salomon Hai Alkalai. Obaj odrzucali użycie siły. Idee lubią jednak ewoluować. Dziś są postrzegani jako twórcy ruchu narodowo-religijnego przejawiającego ogromną agresję w stosunkach z Palestyńczykami.

Środowisko Żydów ortodoksyjnych podjęło próbę walki politycznej z syjonizmem. W 1912 na kongresie w Katowicach powołano do istnienia partię Agudat Israel. Religijno-syjonistyczna Mizrachi istniała już od 10 lat drenując społeczność religijną. Aguda miała działać posługując się autorytetem swoich członków. To też nawiązanie do tradycji. W Puławach w okresie międzywojennym jej przewodniczącym był puławski rabin – Mendel Naj. Nie potrafię odnaleźć źródła informacji o jego małżeństwie z córką Morgensterna – też puławskiego rabina, z rodu cadyków kockich. Gdzieś kiedyś to przeczytałem ale gdzie? Faktem jest, że Aguda skupiała ludzi wiernych judaizmowi choć działalność polityczna już była jakimś odstępstwem od tradycji. Ta najliczniejsza organizacja polityczna w pierwszej dekadzie II RP w Puławach niemal nie przejawiała działalności. Utraciła w tym czasie też swoją dominującą pozycję w zarządzie puławskiej Gminy Wyznaniowej na rzecz syjonistów. Także w Palestynie nie była bardzo aktywna. Zaktywizował ją dopiero przybyły z Europy dziennikarz, poeta i adwokat – Jacob Izrael De Haan. Przybył on do Palestyny jako syjonista. Na miejscu w wyniku własnych obserwacji zmienił front. Dostrzegł, że działania syjonistów prowadzą prostą drogą do konfliktu z miejscowymi Arabami. Jego artykuły publikowane w prasie Europejskiej szeroko oddziaływały nie tylko na diasporę ale też na polityków europejskich. A w okresie międzywojennym do nich należała władza w Palestynie. Artykuły nieprzychylne syjonistom mogły uniemożliwić im działanie. W Palestynie zaczęto De Haana zwalczać.

Holenderski turysta opowiadał, że podczas spaceru, jaki odbył z De Haanem po ulicach Jerozolimy, kilku przechodniów, mijając ich splunęło na ziemię. – Czyż nie jest to oznaka pogardy? – zapytał turysta. – W żadnym razie, to oznaka szacunku do ciebie; gdybyś nie był tu ze mną, plunęliby mi w twarz.

De Haan mimo pogróżek prowadził nadal działalność antysyjonistyczną. Zapowiedział publicznie (w prasie) powołanie ruchu antysyjonistycznego. Został zastrzelony przez agenta Hagany. Tak to zdarzenie opisał H. Danziger – autor dziejów Hagany:

Do I wojny światowej kontrolę sprawował stary jiszuw. Agudat Isael rzuciła się w sam środek walk. Skupiała ona większość ludności żydowskiej i teraz czuła się jak więźniowie we własnym domu. Staru jiszuw nie zgodził się na poddanie świeckiej dominacji. (…) Kiedy wyłamali się i założyli odrębną społeczność (…) nikt im w tym nie przeszkadzał. Gdyby nie De Haan, założyliby swą małą społeczność pozbawioną jakiegokolwiek politycznego czy społecznego znaczenia. De Haan używał swych kontaktów, aby przesunąć konflikt w stronę polityki międzynarodowej. Jego aspiracją było ustanowienie organizacji politycznej, jaka mogłaby rywalizować z ruchem syjonistycznym, który nie w pełni ukształtowany wciąż był w powijakach. Było to zagrożenie dla De Haana.

Po tym zabójstwie podniosły się głosy krytyki ale ostateczny cel syjoniści osiągnęli. Aguda już nie była dla nich problemem. Zwyciężył strach. Jeszcze w 1948 roku syjoniści przypomnieli sobie o tej organizacji. Nie chcąc by w momencie ogłaszania powstania państwa postarali się wyciszyć ewentualne głosy sprzeciwu rabinów. Aguda poszła na ugodę. W zamian za wolny od pracy szabat, nieuznawanie ślubów cywilnych i zwolnienie ze służby wojskowej studentów jesziw wpłynęła na zachowanie ciszy. Aguda stała się też elementem systemu władzy.

Miało jednak być o kolonizacji. Początkowo w powstających koloniach zatrudniano do pracy miejscowych Arabów. Służyli jako robotnicy i jako ochrona. Po wzroście syjonistów w siłę wyeliminowano te formy zatrudniania ludności miejscowej. Pozbawiano więc ziemi i możliwości pracy. Palestyńczycy zamiast podmiotu w państwie stali się przedmiotem – elementem przyrodniczym. To między innymi przeraziło De Haana. Dano podstawy do buntu. To charakterystyczne, że władza oparta na strachu poszukuje wroga. W przypadku Arabów wroga z nich zrobiono przy użyciu polityki dyskryminacyjnej. Dlatego czasami zwraca się uwagę na elementy apartheidu w Izraelu. Zagadnienia po shoah pominę. Przynajmniej dzisiaj. Rabkin zaznacza, że społeczność charedim nigdy nie była wrogo nastawiona do swoich sąsiadów. Usiłuje nawiązać kontakt z Palestyńczykami by pokazać, że istnieją Żydzi którzy nie są syjonistami i sprzeciwiają się polityce syjonistów. Zamieszczają też czasami płatne ogłoszenia w wielkonakładowej prasie. Szczególnie w USA gdzie mogą liczyć na dotarcie do tamtejszej diaspory. Kończąc zacytuję końcowy fragment jednego z takich ogłoszeń:

Celem Żydów przywiązanych do Tory jest życie w cichej pobożności i pokojowe współżycie ze wszystkimi ludami i narodami. Ci, którzy postępują zgodnie z planem bożym, nie wikłają się w wojny, które fałszywie określane jako wojny żydowskie, w rzeczywistości są wojnami syjonistycznymi.

Podobne teksty zamieszczane są w internecie. Przeciwnicy antysyjonistów publikują zaś listy wrogów Izraela (tak jak RedWatch listę antyfaszystów czy ostatnio AntiFa listę faszystów). Ale czy Izrael nie jest ostatnią kolonią białego człowieka? Syjoniści są do cna przesiąknięci kulturą i cywilizacją europejską. Są jej częścią.

Coś się w głowie wreszcie układa

Nie po raz pierwszy powraca temat syjonizmu. Kiedyś napisałem, że pojawił się on jako jeden z ostatnich ruchów narodowych. Miałem na myśli ideologię jak najbardziej świecką. Tymczasem w wielu lekturach przewija się syjonizm wraz z religią żydowską. I to mi nie pasowało od początku. Nacjonalizmy lubią odwoływać się do religii ale robią to traktując religię instrumentalnie i bardzo wybiórczo – przemilczają twierdzenia niewygodne. Im głębiej wczytuję się w "W imię Tory" Y.M. Rabkina tym bardziej układają mi się wyobrażenia o światach w jakich żyli i żyją Żydzi. Coraz lepiej widzę też, że umieszczona na okładce fotografia nie przedstawia dialogu (Dialog z okładki to nazwa Wydawnictwa Akademickiego).

Dialog wydaje się nie możliwy choćby dlatego, że ludzie ze zdjęcia mówią różnymi językami. One tylko nazywają się tak samo – hebrajski – i w piśmie używają tego samego alfabetu.

Rabkin korzysta z wielu opracowań, które poruszały ten problem ale nie są powszechnie znane. Syjonizm zdominował bowiem życie społeczności żydowskich i nie tyle zwalcza co dusi swoich przeciwników. Nie ma w nim miejsca na uduchowionych chasydów. A właśnie chasydzi i część środowisk ortodoksyjnych to przeciwnicy syjonizmu. Na zdjęciu z okładki nie ma dwóch Żydów. Jest Żyd i Żyd. Jeden jest Żydem ponieważ należy do narodu Tory, drugi jest narodowości żydowskiej – narodowości o rodowodzie zaczynającym się w połowie XIX wieku.

Dwa światy. Jeden z powieści Singera, drugi z kart zapisanych przez Hłaskę. Rabkin opisał mechanizmy, które doprowadziły do powstania tego drugiego. Bo były to mechanizmy, działania celowe. Celem było stworzenie narodu i państwa. Narodu i państwa bez religii ale przy jej użyciu. Bóg stał się tajną bronią w walce o przetrwanie.

Oburzało mnie i nadal oburza to, że ortodoksi w Izraelu źle traktują kobiety. To nie fair. Tradycja nie jest tu dla mnie usprawiedliwieniem. Zwłaszcza, że wierzę L. Treppowi gdy pisze, że nie zawsze tak było. Dopiero ostatnie około 2000 lat przyniosło degradację pod wpływem pism mężczyzn wciąż zgłębiających i interpretujących święte księgi. Trudno to odkręcić bez rewolucji. A rewolucja może tylko zniszczyć ten świat. Na takie zniszczenie liczyli syjoniści. Nie udało się.

Z powodu pewnego zdjęcia przedstawiającego młodych ludzi z karabinami i opisanymi jako bejtarczycy z Puław zainteresowała mnie sprawa samego Bejtaru i Włodzimierza Żabotyńskiego. Bejtar jako ruch istnieje po dziś dzień. Początki ruchu to rok 1923. Federacja Młodzieży Żydowskiej imienia Józefa Trumpeldora (czyli Bejtar) była organizacją przygotowującą swoich członków do walki z bronią w ręku w obronie osadników żydowskich w Palestynie. Lokalne organizacje tworzono wszędzie gdzie istniały silne ośrodki syjonistyczne. Głównie więc było to dawny zabór rosyjski i Galicja. Ocenia się, że w 1930 roku organizacja działająca w 15 krajach posiadała 379 oddziałów. Większość z nich znajdowała się w Polsce. Łączna liczba członków przekraczała 16 tysięcy. Żabotyński pojawił się raz w Puławach choć tylko przejazdem w drodze do Lublina – wysiadł z pociągu i przesiadł się do samochodu by uniknąć tłumów oczekujących go na dworcu kolejowym w Lublinie. Co jednak można się dowiedzieć o Żabotyńskim i Bejtarze u Rabkina? Tu sobie pocytuję.

Syjonistyczna literatura i dziennikarstwo rozwijały się także w dwóch mocarstwowych lingua franca: niemieckim i rosyjskim. Oba języki były dostępne ogromnej liczbie zasymilowanych Żydów, spośród których, jak przyznali później zarówno syjonistyczni, jak i niesyjonistyczni autorzy, wyłonili się niemal wszyscy przywódcy ruchu syjonistycznego. Szczególnie twórcza szkoła literacka powstała w Odessie. Kilku pisarzy żydowskich, między innymi Ilia Ilf, Izaak Babel i Michaił Swietłow, wybrało rosyjski i zyskało sławę w Związku Radzieckim.

Także Władimir Żabotyński wybrał rosyjski, stając się mistrzem tego języka, i w odróżnieniu od innych członków tego samego kręgu, osiągnął sławę jako syjonista. Maksym Gorki, przyszły wieszcz literatury sowieckiej, żałował, że syjonizm odebrał rosyjskim belles-lettres tak obiecującego pisarza. Znany przede wszystkim jako założyciel nurtu rewizjonistycznego syjonizmu oraz teoretyk jego doktryny politycznej i wojskowej, Żabotyński był także autorem kilku sztuk i powieści historycznych, w których czerpał z dosłownego często zrozumienia żydowskiej tradycji ludowej. Zaskakujące jest, że ten ideolog żydowskiej siły wojskowej był także autorem dzieła literackiego opartego na historii Samsona, który oślepiony popełnia samobójstwo, sprowadzając jednocześnie śmierć na swych wrogów. Właśnie tego rodzaju ducha bohaterstwa starali się wpoić młodym założyciele Państwa Izrael. I to właśnie na Masadzie, gdzie w czasach rzymskich miał miejsce akt zbiorowego samobójstwa Żydów, dzisiejsi oficerowie Armii Izraelskiej ślubują wierność państwu.

Religia żydowska ( Rabkin pisze: tradycja rabiniczna) potępia samobójstwo i uważa życie ludzkie za najwyższą wartość.

W innym miejscu Rabkin pisze o Żabotyńskim i Bejtarze:

Uderzającym przykładem sposobu, w jaki żydowski nacjonalizm stał się substytutem judaizmu, stało się wezwanie autorstwa młodego Żyda, Władimira Żabotyńskiego (1880-1940), rosyjskiego pisarza i lidera syjonistycznego: "Nasze życie jest nudne, a nasze serca puste, bo nie ma w nich Boga; daj nam Boga, Panie wartego oddania i poświęcenia, a zobaczysz, co możemy". Odpowiedź pojawiła się szybko, a inspirację czerpano z licznych ruchów masowo powstających w wielu karajach Europy: Bejtar, młodzieżowa organizacja paramilitarna, która skupiła dziesiątki tysięcy młodych Żydów. Pomimo że zastąpiła judaizm, Bejtar żadał bezgranicznego oddania sprawie syjonizmu. Jej członkowie zgadzali się z hasłem zapożyczonym od rosyjskiego poety żydowskiego, Chaima Nachmana Bialika (1873-1934): "Jest tylko jedno słońce na niebiosach i jedna wiara w sercu – i nie ma innej". Aby umocnić zasadność swoich poglądów, Żabotyński opisywał swoje rozmowy z Josefem Trumpeldorem (1880-1920), weteranem armii rosyjskiej, który walczył w Legionie Żydowskim w Gallipoli podczas I wojny światowej oraz podczas Rewolucji Październikowej 1917 roku. Trumpeldor zwierzył mu się, że jego zdaniem Żydzi muszą stać się narodem z żelaza: "żelaza, z którego zostanie wykonane wszytko, czego potrzebuje mechanizm narodowy: – Czy wymaga on koła? – Oto jestem. Gwoździa, śrubki, trybu? – Oto jestem. – Policji? Lekarzy? Aktorów? Woziwodów? – Oto jestem. Nie mam własnych cech osobowych, uczuć, psychiki ani imienia. Jestem sługą Syjonu, gotowym na wszystko, nie przywiązanym do niczego, mającym jeden tylko imperatyw: budować!".

Rabkin tutaj pokazuje, że mamy do czynienia z retoryką stosowana w tym samym czasie przez Stalina. Ale chwilę później w historii mamy podobnie brzmiące i grzmiące organizacje faszystowskie. Ale to nie koniec "ciągłości" tradycji żydowskiej zastosowanej przez syjonistów. Interesująco wygląda samo zagadnienie nazwy organizacji Bejtar w zestawieniu z tradycją. Talmud mówi o trzech przysięgach składanych w przeddzień zakończenie rozproszenia. Obowiązują one wszystkich Żydów.

  • aby powrót do Ziemi Izraela nie odbywał się masowo i w sposób zorganizowany;
  • aby nie buntować się przeciwko innym narodom;
  • aby inne narody nie podporządkowały sobie Izraela ponad miarę.

Jest to zabezpieczenie przed złudnymi nadziejami mesjańskimi. Zakazy te mają za zadanie chronić Żydów przed karą bunt przeciwko Bogu. Społeczność żydowska przebywająca na wygnaniu w Babilonie przestrzegała ich. Mimo tego, że Palestyna znajdowała się w granicach tego samego państwa nie przenosili się masowo na jej teren. Gdy Babilon upadł głównym ośrodkiem życia Żydów stał się Bagdad. Chasydzi reńscy w średniowieczu także nie przenosili się masowo do Palestyny. Tak samo Żydzi sefardyjscy po wygnaniu z Hiszpanii nie obrali Palestyny na swoją siedzibę choć przyjęci zostali przez Osmanów władających także Palestyną. Dwukrotnie jednak dali się zwieść fałszywym mesjaszom. Bliższym nam w czasie był Sabataj Cwi. Wcześniej jednak był Bar Kochba i powstanie przeciwko Rzymianom. Choć powstańcy Bar Kochby opanowali większość terenu Izralea nie mieli poparcia rabinów, którzy odrzucili jego aspiracje mesjańskie. Spodziewali się klęski. Ta nastąpiła w bitwie pod miejscowością Bejtar. Po nie nastąpiły rzymskie represje i wygnanie Żydów trwające po dziś dzień.

Na ironię, historia ta stała się inspiracją dla syjonistów, zwłaszcza prawicowych, którzy szukali pomsty środkami militarnymi i walczyli o odnowienie wolności narodowej. Przeinaczając tradycję, Żabotyński i jego zwolennicy nadali nazwę Bejtar prowadzonemu przez siebie ruchowi młodzieżowemu, później drużynie piłkarskiej, a w 1967 osadzie na Zachodnim Brzegu Jordanu.

Syjoniści przekuwali więc klęski w zwycięstwa. Rabkin wspomina też o wybiórczej archeologii w Państwie Izrael. Zainteresowanie budzą jedynie znaleziska związane z czasami biblijnymi. Niemal nie ma odkryć z dłużej trwających okresów pokojowego życia pod obcym panowaniem. To temat nie wygodny i nie nadający się na kształcenie patriotyczne. Potrzebne są krew, chwała, ból i zwycięstwa.

Nijak się to ma do świata żydowskiego który mnie wciąga magią świąt i tradycji. Książki jeszcze nie skończyłem czytać ale dawno nie miałem w rękach pozycja tak mnie wciągającej.

Antysyjonizm i antysemityzm

We wstępie napisanym do polskiego wydania książki "W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi" jej autor – Yakov M. Rabkin – napisał:

Syjonizm jest lustrzanym odbiciem antysemityzmu. Zakłada, że antysemityzm jest niezmienną cechą współczesnego świata, przyjmuje założenie, że Żydzi stanowią obcy element "społeczeństw gospodarzy" i dlatego powinni zgromadzić się na własnym terytorium. Syjonizm kwitnie na pożywce antysemityzmu; bez antysemityzmu nie byłoby syjonizmu. Właśnie dlatego liberalne, pluralistyczne społeczeństwa, w których Żydzi cieszą się równymi prawami, stanowią poważne zagrożenie dla syjonistycznego planu. Działacze syjonistyczni – paradoksalnie – znajdowali często wspólny język z antysemitami, takimi jak zwolennicy czy członkowie Narodowej Demokracji (endecji), która pragnęła pozbyć się Żydów z Polski.

I jak tu się nie zgodzić? To barwność jest zagrożeniem dla brunatnej strony świata.