We wstępie napisanym do polskiego wydania książki "W imię Tory. Żydzi przeciwko syjonizmowi" jej autor – Yakov M. Rabkin – napisał:
Syjonizm jest lustrzanym odbiciem antysemityzmu. Zakłada, że antysemityzm jest niezmienną cechą współczesnego świata, przyjmuje założenie, że Żydzi stanowią obcy element "społeczeństw gospodarzy" i dlatego powinni zgromadzić się na własnym terytorium. Syjonizm kwitnie na pożywce antysemityzmu; bez antysemityzmu nie byłoby syjonizmu. Właśnie dlatego liberalne, pluralistyczne społeczeństwa, w których Żydzi cieszą się równymi prawami, stanowią poważne zagrożenie dla syjonistycznego planu. Działacze syjonistyczni – paradoksalnie – znajdowali często wspólny język z antysemitami, takimi jak zwolennicy czy członkowie Narodowej Demokracji (endecji), która pragnęła pozbyć się Żydów z Polski.
I jak tu się nie zgodzić? To barwność jest zagrożeniem dla brunatnej strony świata.
Może odpowiedzią na te obawy „ogółu” przed odmiennością i barwnością będzie urywek dawnej piosenki Haliny Frąckowiak:
„Jak pięknie by mogło być,
Ziemia jest wielką Jabłonią.
Starczy owoców, wystarczy cienia
Dla tych, co pod nią się schronią.”
Dla wszystkich starczy miejsca
pod wielkim dachem nieba – to ze Stachury
ale nie jestem pewien czy te słowa wyrażają to o co chodzi. Syjoniści nie zrobili nic innego jak stworzenie własnego miejsca na świecie. Koszty ponieśli Palestyńczycy i judaizm. Syjonizm jest bowiem świeckim ruchem narodowym lub jak kto woli nacjonalizmem. I jako nacjonalizm świetnie dogadywał się z innymi nacjonalizmami. Na dalszych kartach książki z której cytat przytoczyłem pojawia się stwierdzenie Josepha Agassiego (autora wstępu do książki):
Nacjonalizmy nie walczą obecnie o nową „przestrzeń życiową”. Starają się stawiać mury i ogrodzenia w ramach tego co mają. I wewnątrz ogrodzeń nie tolerują różnorodności. Za to są tolerancyjne wobec różnorodności na zewnątrz.
Syjoniści stworzyli własne miejsce na świecie. Ale nie jest to miejsce zamieszkane tylko przez nich. Nigdy obcy nie będą tylko na zewnątrz. Narody zawsze będą wymieszane, więc muszą pójść na jakiś kompromis. Izrael to nie tylko różnorodność wewnętrzna wywołana przez niejednolitość religijną. Oprócz różnych odłamów judaizmu od ortodoksyjnych do bardziej liberalnych są też Żydzi religijnie obojętni, arabscy wyznawcy islamu, chrześcijanie i pewno także wyznawcy różnych innych religii. Prawdę powiedziawszy wszyscy oni mają jakieś prawa do tych ziem. I nie ma wyjścia – są na siebie skazani. Chociaż pewno było by im lżej gdyby nie traktowali tego w takiej właśnie kategorii – przymusu, lecz potrafili czerpać od tych „odmiennych” wszystko to co w nich najlepsze.
We współczesnym świecie marzenie o całkowitej izolacji jest utopią. Jedne mury padają, rosną inne, jak śpiewał niezapomniany Jacek Kaczmarski. Czasem nie wiadomo, które okażą się gorsze…
Być może problemem jest legenda budowy tego państwa. Syjonizm „romantycznie” przewidywał swoją misję cywilizacyjną wobec ludności arabskiej. W rzeczywistości potraktował ją jak osadnicy amerykańscy traktowali Indian. A teraz nie potrafi przyznać się do tego, że postąpił nieuczciwie i niesprawiedliwie. Sytuacja jest na tyle dziwna, że większość Żydów mieszka poza Izraelem. W samym Izraelu coraz liczniejsze są grupy ludności przeciwne albo Izraelowi albo państwu świeckiemu. Ciągłe napięcia i niepokoje utrwalają jednak władzę posiadającą armię.
Narodziny syjonizmu przyniosły rozbicie tradycyjnych społeczności religijnych Żydów. Radykalne skrzydło Żabotyńskiego współpracowało z polską sanacją. W zamian za pomoc (broń i szkolenia) obiecywali realizację programu emigracyjnego podając w umowach konkretne liczby. Ale to już nie byli ci ludzie, którzy tworzyli polsko-żydowski folklor.
Niektórzy twierdzą, że wiek XX zaczął się od wybuchu I wojny światowej. Ta wojna przyniosła ogromne zmiany w życiu europejskich społeczeństw. Ale wśród Żydów zmiany zaczęły się wcześniej. Już pod koniec wieku XIX. Wojna i migracje z nią związane stały się katalizatorami tego procesu. Wcześniej czy później sztetl jako zjawisko umierał. W Izraelu go nie ma. W Polsce jeszcze czasami można znaleźć jego klimat.
Co do marzeń o izolacji to temat ten pojawia się dość często w wypowiedziach polityków. Analizowałem kiedyś pojęcie suwerenności państwa. Są politycy niosący suwerenność na swych sztandarach ale korzystają z definicji idealnej, w której państwo jest bytem przebywającym w całkowitej izolacji. Tak to nawet na Półwyspie Koreańskim nie ma. Ale suwerenność przez to staje się pojęciem pustym. Hasłem. Znakiem jednej formacji politycznej, która sama go nie rozumie.
Suwerenność państwa próbowano definiować na rożne sposoby. W tej chwili liczba definicji na pewno przekracza 100 (tyle co najmniej było parę lat temu gdy temat drążyłem w kontekście wspólnotowego Układu z Maastricht). Skrajne definicje to te które wymagają całkowitej izolacji i samowystarczalności. Albo te definicje które odrzucają wręcz samodzielność podejmowania jakichkolwiek decyzji politycznych czy też gospodarczych w dzisiejszym świecie, czyli negują istnienie suwerenności.
Kiedyś próbowałam dogłębnie zrozumieć konflikt izraelsko-palestyński. Nowe światło na tą sprawę rzuciła mi książka „Królowa Noor. Autobiografia: opowieść o nieoczekiwanym życiu”. Dzięki niej spojrzałam na ten konflikt od strony świata arabskiego. Tyle w tej historii bolesnych momentów i odmiennych racji, że wygląda to na przysłowiowy węzeł gordyjski. A opowieść o życiu królowej Noor naprawdę warta jest polecenia