W ten piątek chciałem trochę rozruszać kości przed jutrzejszym wyjazdem. Nie mogło być więc ciężko. Cel wyjazdu sam mi się nasunął już dawno. Zwykle sezon dalszych wyjazdów rozpoczynałem od jazdy do Solca nad Wisłą i z powrotem. To tylko ok 48 km, może mniej. 6 godzin na cały przejazd z postojami i spacerem po rynku w zupełności wystarcza. Zastanawiałem się czy nie podjechać i do Tarłowa ale to na jutro planuję większy wysiłek więc bez szaleństw.
Za Kolonią Góra Puławska musiałem trochę postać wraz z samochodami. Drogowcy tną drzewa. Teraz, gdy już zaczęły się rozwijać liście, gdy ruszyła wegetacja. Tak to potrafią chyba tylko drogowcy – za późno ale z rozmachem. Do tego było to w lesie. Po zezwoleniu na przejazd rozpędziłem się i pewnie przeleciałbym i przez Janowiec tylko tym razem zatrzymałem się przy kopcu z krzyżem w Oblasach. Nigdy wcześniej nie sprawdzałem w jakiej intencji ten krzyż został postawiony.
Intencji nie odnalazłem. Jest miejsce na nią i widać, że dawno temu coś tam było napisane. Ale co? Na samym metalowym krzyżu udało mi się odczytać
1912 R
Nic ponad to czytelnego nie odnalazłem. Nawet nie wiem czy w 1912 roku Oblasy już tu sięgały. Może jeszcze był tu tylko las oddzielający wieś od pobliskiego Janowca? I może to wcale nie kopiec tylko naturalne wzniesienie? Same pytania.
Po przejechaniu przez Janowiec, Janowice i Brześce powinienem najkrótszą drogą udać się do Lucimii. Zamiast tego zdecydowałem się na zakręcenie w lewo do Kolonii Brześce. Nigdy tamtędy nie jechałem, a jak mi się zdawało i tędy można dojechać do Lucimii. To, że droga do Kolonii ma pierwszeństwo przejazdu choć zakręca może oznaczać, że jest starsza. Nawierzchnię też ma starszą. Wieś ciągnie się wzdłuż wału wiślanego. Z jednej strony domy, z drugiej wał. Zaraz też skończyła się nawierzchnia bitumiczna i wjechałem na betonowe płyty. Tak dojechałem do asfaltu w Lucimii i zrozumiałem dlaczego jest tam trójkątne rondo (jeżeli jest to nielogiczne to dlaczego jest rzeczywiste?). Utwardzona droga z Kolonii Brześce w Lucimii biegła przy jednym tylko boku trójkąta w stronę Zwolenia. Teraz droga od Zwolenia rozchodzi się w dwie strony – do Kolonii Brześce i do Brześc. Jednak jadąc od strony Zwolenia do Brześc trzeba ten trójkąt objechać – tak nakazują znaki. Chyba nigdy nie przestanę się temu dziwić. Z tym zdziwieniem pojechałem dalej, do Chotczy. Kiedyś była tu przyjemna droga gruntowa biegnąca przez pola i las do starego młyna i drewnianego mostu na Zwolence. Kilka lat temu most zmieniono na betonowy. W zeszłym roku położono na większej części drogi asfalt. W tym roku ktoś rozpoczął remont młyna. Teraz to ma być dom. Może trochę dziwnie to zrobiono. Starą konstrukcję obłożono materiałami izolacyjnymi i nowymi deskami. Wymieniono okna. Zniknęła ze ściany tabliczka z żółwiem i napisem „ulica żółwiowa”.
Zmiany. Cywilizacja itd. Tak jakby wcześniej nie było cywilizacji, postępu, kultury… Teraz jest tylko inaczej. Jak ktoś nie widział tego wcześniej to skąd ma wiedzieć, że było inaczej. Jeszcze w zeszłym roku w kwietniu było tak:
To nie koniec zmian. Wśród zdjęć na mapie googla znajduje się takie opisane jako „Biały domek”. Ten domek od co najmniej dwóch lat jest jasno zielony. Nawet w internecie pozostają ślady przeszłości.
W Chotczy minął mnie kondukt pogrzebowy. Samochody zatrzymały się przed dojechaniem do kościoła. Przy figurze Matki Boskiej. To sprawiło, że zwróciłem na tą figurę uwagę i … coś w niej jest szczególnego. Jak będę wracać obiecałem sobie zrobić jej zdjęcie. Na razie droga prowadziła mnie do Jarentowskeigo Pola. Ta wieś czasami sprawia wrażenie wymierającej. Bezruch i rozpad. Dziś może nie tętniła życiem ale życie było widać. Tylko dalej stoją rozpadające się drewniane domy. To wszystko przy łąkach nadwiślańskich, pełnych wierzb i bajor. Urocze widoki. A do Solca już blisko. Jeszcze tylko przejazd obok wsi Boiska i zaraz jest Kłudzie z przeprawą promową. Bodajże w sierpniu 1939 roku oddano tu do użytku most na Wiśle. We wrześniu został zbombardowany. Teraz znów planuje się spiąć oba brzegi rzeki.
Może ten nowy most posłuży dłużej niż przedwojenny. Tyle tylko, że w ten sposób Solec przestanie być na uboczu. Po wybudowaniu mostu będzie „po drodze”. Większy ruch samochodów. Więcej turystów. Cichy i spokojny rynek już takim nie będzie? To jeszcze jeden powód by tu przyjechać zanim zaczną się zmiany.
Przy drodze od przeprawy do Solca znajduje się figura Jana Nepomucena. Wystawiona w sierpniu 1783 roku.
Solec chwali się swoim zamkiem. Tylko, że on istnieje na starych rysunkach. Dziś nawet nie można mówić o ruinach tak mało z niego zostało.
Wybudowano za to na placu zabaw przy rynku nowy zamek. Z wikliny.
Nie jest kopią tego starego. To zupełnie nowa konstrukcja przeznaczona dla małych rycerzy. W pobliżu stoi „Dom z podcieniami” czyli dawna komendaria. Budynek powstał w 1787 roku i był mieszkaniem duchownego „komentarza”. Później była tu karczma, zajazd, a w międzywojniu szkoła podstawowa. Teraz jest to Dom Kultury.
Na rynku stoją wiklinowe żagle.
Obok wiklinowe fale.
Także na wielu podwórkach jest tu wiklina. Ale jeszcze parę lat temu tego napływu wikliny nie było. Czas wracać by się wyspać przed jutrzejszą podróżą.
Najpierw zjechałem z głównej drogi by zobaczyć Boiska. Wieś spokojna i nieciekawa. Zamiast powrócić na główną drogę postanowiłem sprawdzić czy da się drogą gruntową dojechać do Jarentowskiego Pola. Chyba jednak się nie da. Droga dość nagle skończyła mi się przy sadzie i nowobudowanym domu. Pozostało mi tylko wspiąć się na skarpę i wrócić na asfalt. Nie było daleko.
W Chotczy postój przy figurze.
Czeka na odnowienie. Ale czy po nim będzie wyglądać tak samo?
Dalej znów ulica żółwiowa i trójkątne rondo. Tym razem jednak pojechałem prosto do Brześc. Za nimi, w lesie zwróciłem uwagę na numery na drzewach. Drzewa miały zdrapaną korę i wpisany czerwoną farbą numer. Numeracja sięgała 300. To były numery śmierci nadane drzewom przez drogowców. Za Janowicami aż się na chwilę zatrzymałem by to sfotografować.
Tną zdrowe, duże drzewa rosnące ponad 2 metry od jezdni. Czy to dalszy ciąg akcji „Drzewa zabijają kierowców”? Nikt nie widział by drzewo wskakiwało na jezdnię. Nawet te bliżej stojące niż 2 m z reguły tego nie robią. Ale ktoś dmucha na zimne. Lepiej zabić drzewa niż pozwolić by kiedyś któreś na drogę wskoczyło. Jaki sens ma wycinanie drzew rosnących tak daleko od jezdni i do tego tak nisko, że samochód chcąc w nie trafić najpierw musiałby przekoziołkować? Nie rozumiem. Cień na drogach jest mi potrzebny. A tu od paru lat robi się wszystko by go nie było. Gdyby w lesie wycięto 300 dużych zdrowych drzew byłoby o tym głośno. Ale cięte wzdłuż drogi na przestrzeni kilku kilometrów nikogo nie ruszają. Kto wierzy, że to dla naszego bezpieczeństwa? Bezpiecznie ma być na drodze ale po niej trzeba jeździć zygzakiem mijając dziury. Brzegi jezdni po których poruszają się rowery zwykle są zmasakrowane. Wyjątkiem jest droga przez las Żyrzyn – Baranów. Tam nową nawierzchnię położono tylko po bokach i teraz dziury są pośrodku.
Pod Wojszynem powstają hałdy trocin. Pewnie z gałęzi. Jeszcze dymiły lub parowały swoim rozmienionym na drobne życiem.
Pnie były zabierane. Za to pozostawione pniaki stanowią tak samo wielkie zagrożenie jak wycięte drzewa ale to już nikomu nie przeszkadza. Powstaje linia pniaków wzdłuż dróg. Pniaków z wielu lat. Myślenie pewnie nie jest naturalnym procesem przy podejmowaniu decyzji o zabijaniu. Nawet zabijaniu drzew.