Urlop 2011 :) część 3

26 maja obudziłem się w namiocie blisko centrum Tarnowa. Trochę przeszkadzały nocne hajlowania młodzieży przechodzącej obok campingu. Adresatami mieli być turyści w camperze stojącym na terenie campingu. Czy to w edukacji jest za wiele martyrologii rodem z II wojny światowej? Może to już z domu wyniesione stereotypy nienawiści o podłożu nacjonalistycznym? Jakie by nie były przyczyny spać mi nie dawał młodociany nacjonalizm. Teraz gdy to piszę przypomina mi się opowiadanie znajomego o spotkanym już w czerwcu na Lubelszczyźnie turyście. Przemierzał Polskę na rowerze z przyczepką i szukał noclegu. Jechał podobno z Salzburga. Szukał kogoś mówiącego po angielsku. Znalazł mówiącego po niemiecku znajomego. Zapuścił się więc człowiek w dzikie polskie ostępy bez znajomości terenu i języka. O naiwności ludzka! Myślał, że łatwo się tu dogada. Ale przyznać muszę, że i ja zawsze miałem problemy z językami obcymi. Wielokrotnie rozpoczynałem naukę i nie widząc postępów rezygnowałem. Co jednak z tymi młodzieńcami którzy Niemców kojarzą tylko z III Rzeszą? Pewnie umknęły im wieki niemieckiej kultury, nauki, sztuki. Utrwaliło się jednak „to co oni nam zrobili”. „Nam” tzn. tym „nam” abstrakcyjnym, społecznym „nam”. Bo przecież nie chodzi o jakieś doświadczenia osobiste tych młodych jednostek społecznych. Opisy takich prowokacji co rusz pojawiają się i w prasie. Mi najbardziej utkwiło w pamięci zdarzenie z Warki gdzie młody amerykański Żyd przyjechał odwiedzić cmentarz żydowski. Młodzież chyba go tylko nie pobiła bo jawnie się z niego naśmiewała i obrażała. Sam będąc w Warce zapytałem młodego człowieka o drogę do cmentarza żydowskiego. Nie znał ale po chwili zapytał czy chodzi mi o „kierkut”. I drogę wskazał. Obyło się bez prowokacji czy zaczepek. A tego się spodziewałem po przygodzie Amerykanina w Warce. Temat ksenofobii można ciągnąć i ciągnąć. Nie wiem czy to polska specjalność. Pewnie nie ale przykładów nie podam. Na pewno ulegając stereotypom polskiej ksenofobii po kraju poruszają się wycieczki Żydów z USA i z Izraela. Zero kontaktu z mieszkańcami odwiedzanych miejsc. Ochrona i przezroczystość spojrzeń. To pewnie wyraz strachu. Strachu przed Polakami. Strachu, który też zrodził się ze stereotypów. Te wygłupy czy wyskoki młodych ludzi utrwalają przesądy. Skąd to się bierze…? I odleciałem w „nie na temat”. Obudziłem się więc w Tarnowie na polu namiotowym. Z bólem głowy. Koszmarnym. Zdaje się, że przyczyną było dwudniowa jazda w słońcu. Niby głowa była chroniona bandaną. Jednak i tak twarz miałem poparzoną słońcem. Tego dnia wypadało więc słońca raczej unikać. I koniecznie na głowę czapka z daszkiem. Czerwony nochal niech też ma trochę cienia.

Pierwsze kroki swoje tego poranka skierowałem do Parku Strzeleckiego. I zastanawiałem się co to za Strzelecki jest tak w Tarnowie znany, że aż nadano parkowi jego nazwisko jako nazwę :) Sprawa się wyjaśniła troszkę później. Najpierw rzuciłem okiem na mauzoleum gen. Józefa Bema.

mauzoleum

To była wyprawa piesza. Spokojny spacer z cichym błogosławieniem cienia drzew. Tak wolno przemieszczając się alejkami parku doszedłem do domku. Domku Strzeleckiego. Zdaje się, że remontuje go teraz Towarzystwo Kurkowe. Ale to tu załapałem wreszcie, że nie chodzi o jakiegoś Strzeleckiego tylko o Towarzystwo Strzeleckie w Tarnowie.

strzelecki

Później trochę sobie o tym poczytałem. Informacje są zapisane też przy wejściu głównym do parku. Ale nim to ja wyszedłem, a nie wchodziłem. Było już po ósmej rano więc skierowałem się do Informacji Turystycznej. Jeszcze w recepcji campingu dowiedziałem się, że tam może znajdę mapy z zaznaczonymi cmentarzami wojennymi. Liczyłem, że też może inne mapy tam znajdę. W końcu większość teraz mi potrzebnych straciłem dzień wcześniej. Informacja ma swą siedzibę na tarnowskim rynku nie mogłem więc ominąć starówki tarnowskiej i ratusza.

ratusz

Tu nie tylko mają mapy. Dowiedziałem się także, że i klucz od furty cmentarza żydowskiego. Za jego wydanie pobierana jest zwrotna kaucja. Licząc na to, że nieco później będę się czuł lepiej odłożyłem wizytę na cmentarzu na później i udałem się na poszukiwanie bimy z tarnowskiej synagogi. W wielu punktach widziałem tablice z planem starówki, więc trafienie tam nie było trudne. Za to podejście było niemożliwe. Trwały prace modernizacyjne chodników w okolicach bimy. Drogi pozamykane. Mogłem więc tylko rzucić okiem przez płot.

bima

Zmęczony dopiero wstającym słońcem wróciłem do namiotu i na chwilę ległem. Chyba potrzebowałem odpoczynku i po tych dwóch dniach pedałowania z ciężarami. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem. Nie poleżałem jednak długo. Przecież skoro już jestem w Tarnowie i mam w planach jeden dzień przeznaczyć na zwiedzanie okolic miasta to nie mogę tracić czasu w namiocie. Wyposażony w mapę Ziemi Tarnowskiej poplanowałem trochę trasę na dzień następny. Wybierałem punkty do odwiedzenia na podstawie oznaczeń cmentarzy Wielkiej Wojny. W przybliżeniu chciałem przejechać 100 km. To dystans, którym nie powinienem się zmęczyć i dam radę następnego dnia wstać o świcie by zdążyć na pociąg do Gliwic. Z miejsc do odwiedzenia nie mogły wypaść Dąbrowa Tarnowska i Szczurowa. Po drodze miałem m.in. Biskupice Radłowskie z trzema cmentarzami Wielkiej Wojny. Trochę niepokoiłem się, czy odnajdę cmentarze wojenne znajdujące się w obrębie cmentarz rzymskokatolickich. Na Lubelszczyźnie miałem z tym przykre doświadczenia. Kwatery znikały lub nikt nie wiedział gdzie mam szukać. A ja przeznaczam sobie na to jeden dzień. Tylko jeden dzień. Dzień w biegu gdy będę chciał zobaczyć jak najwięcej. Ale przecież następnego dnia odpocznę. Najpierw stojąc w pociągu, potem jadąc jedynie z Gliwic do Rybnika. Świadomie z wielu miejsc do odwiedzenia rezygnowałem. Może kiedy indziej i do nich dotrę. Na razie nie było sensu dalej leżeć nad mapą. Trzeba było ruszyć w miasto. Najpierw w celu odwiedzenia cmentarza żydowskiego. Czyli znów na rynek do Informacji Turystycznej.

Pani w Informacji poprosiły o kaucję (20 zł) i jakiś dokument tożsamości by wpisać mnie do ewidencji odwiedzających cmentarz. Jak się okazało ewidencja to karty do których pisuje się dane osobowe. Może to nie teczka na mnie ale nie spodobało mi się. Skąd mam mieć pewność, że ktoś z tych danych potem nie skorzysta w celach mi nie znanych i mi osobiście szkodzących? Ale cmentarz zobaczyć chciałem. Najpierw jednak zdziwiony prośbą o dokumenty oświadczyłem, że ich z sobą nie wziąłem. Tak mi się przynajmniej zdawało, że zostały w namiocie. Upewniając się oklepałem kieszenie i znalazłem dowód osobisty. Uff… Obeszło się bez jeszcze jednego spaceru do namiotu i z powrotem.

Wyposażony w klucz ruszyłem w stronę która wydawała mi się tą jedyną właściwą by do cmentarza dojść. W słońcu było to strasznie daleko. Wydawało mi się, że już zabłądziłem. Pytałem o drogę. I wciąż wydawało mi się, że to strasznie daleko (tam gdzie widać te drzewa). Po dojściu przeczytałem na murze, że klucze znajdują się w muzeum. Hmm… Czy mam legalną kopię? Spodobał mi się dopisek by pukać w okno muzeum. Tylko nie wiedziałem gdzie to muzeum jest choć zauważyłem, że są do niego kierujące drogowskazy. Poprzekreślane. Czyżby muzeum było przeszłością? Teraz pod bramą cmentarza to nie miało znaczenia. Przez bramę widziałem dużo stel nagrobnych i cień drzew. Pierwsze chciałem zobaczyć z bliska, drugiego pragnąłem bardzo mocno.

kirkut

To pierwszy duży cmentarz, który widziałem na własne oczy. Poczułem się dziwnie. Nie muszę szukać fragmentów macew w trawie. Sprawdzać co też twardego wyczuwam pod butem. Nie ma macew z kamieni polnych. Wkoło bogato zdobione stele. To duże miasto i nagrobki wskazują na zamożność jego mieszkańców. To jest inny świat niż miasteczka Lubelszczyzny. A jednak świat ten skończył się tak samo jak ten lepiej przeze mnie znany.

kirkut

Z zaskoczeniem odkryłem groby żołnierzy Wielkiej Wojny. Jakoś przeoczyłem przeglądając mapę informację o cmentarzu wojennym nr 201. Przypadek skorygował moje niedopatrzenie. Ale gdyby nie było tabliczki informacyjnej nie wiedziałbym, że to macewy żołnierzy. Powierzchnia kamieni jak i betonu eroduje zacierając znaki, słowa, znaczenia.

macewy żołnierzy

Ale to nie był koniec informacji które mnie zaskoczyły. Znalazłem symboliczny pomnik wystawiony m.in. ku pamięci pochowanego na tym cmentarzu wieloletniego prezesa Towarzystwa Sportowo-Gimnastycznego „Strzelec” – Eliasza Simche. Prezesa tego samego Towarzystwa, które założyło park w Tarnowie. Człowiek się włóczy niby bez celu, a historie się powoli same układają w opowieści.

Simche

I tak sobie pomyślałem, jak wiele osób wie gdzie powstały pierwsze tego typu towarzystwa, kiedy i jak się zasłużyły? A to trzeba sięgnąć do historii Prus jeszcze do okresu wojen napoleońskich. To wtedy odkryto, że i zapał patriotyczny trzeba jakoś okiełznać bo członkowie jednego z tych pierwszych towarzystw na polu bitwy na rozkaz do odwrotu odpowiedzieli dowódcy „Pocałuj nas w d….” i zwyciężyli. Ale znów odbiegłem od tematu podróży urlopowej i odleciałem daleko w czasie i przestrzeni przez jakieś tłukące się po głowie skojarzenia.

Wizyta na cmentarzu żydowskim w Tarnowie na pewno sprawiła mi ogromną radość. Jest tu wiele historii, wielu niezwykłych i całkiem zwykłych ludzi. Tylko czy komuś będzie się chciało te historie pozbierać i opisać? I czy ktoś będzie chciał potem to czytać? Na pewno nie jest to robota dla turysty z Puław. I tak mam wiele dziur historycznych wokół siebie do zapełnienia. A na następny dzień zaplanowałem wyjazd. Trzeba więc wracać z kluczem (może ktoś jeszcze chce z niego skorzystać?) i trzeba zobaczyć gdzie jest dworzec. Może od razu kupić bilet by się z tym nie spieszyć 28 maja rano? Zamknąłem furtę. Droga do rynku okazała się znacznie krótsza niż w przeciwną stronę. Widocznie zakrzywienia przestrzeni są jednokierunkowe. Nabyłem mapę województwa śląskiego z myślą o dalszej podróży. Bardzo ucieszyło mnie to, że sięgała i do Piotrkowa Trybunalskiego. Zasmuciło, że nie sięgała do Nysy. Trudno. Po obejrzeniu map na campingu sięgnąłem wreszcie po rower i ruszyłem szukać dworca PKP.

Droga wydawała się prosta. I pewnie byłaby taka gdybym miał podgląd z lotu ptaka. Poruszając się blisko ziemi musiałem jechać na wyczucie. Rzecz jasna pytałem o drogę. Nie najlepiej wychodziło mi jednak (jak zwykle) stosowanie się do podanych wskazówek. Dlatego najpierw, jeszcze zanim odnalazłem dworzec trafiłem w okolice zabudowy dziewiętnastowiecznej. Serce mnie jeszcze boli na wspomnienie tych wszystkich brudnych kamienic którym brakuje remontu. Porównując to z Krakowskim Przedmieściem w Lublinie chyba miałem powód by nie być zadowolonym z tego co zobaczyłem. I żałuję, że tego nie złapałem aparatem. Fotograficy dobrze się czujący w klimatach rozpadu mieliby co robić. Firmy remontowe też. Ta dzielnica może być piękna. Czeka na to by zabłysnąć. Może być następną atrakcją turystyczną miasta powiększając obszar turystyczny. Pocieszam się, że jak przetrwała PRL to może doczeka i remontów. Także i dworca nie sfotografowałem choć warto. Ten akurat nie jest przykładem secesji głodnej kolorów. Odnowiony jest prawdziwą ozdobą. Inaczej jednak sprawa ma się z obsługą podróżnych.

Kupując bilet zapytałem o wagon do przewozu rowerów. Pani w kasie nic o tym nie wiedziała. Informacja internetowa podała, że pociąg przewozi rowery. To jednak pewnie miało być tak jak gdy wybierałem się dwa lata wcześniej do Płocka – informacja sobie, a życie sobie. Wtedy jednak pani z kasy mnie wyśmiała. Tu zasłaniała się niewiedzą. Kolejne pytanie dotyczyło przejścia z ciężkim rowerem na drugi peron. To to samo chyba co przedostanie się na wózku inwalidzkim? Oznakowane podjazdy do kas i na pierwszy peron są. Na drugi nie widziałem. Pani w kasie stwierdziła, że chyba nie ma. Wyglądało na to, że otrzymałem odpowiedź wyczerpującą informatorkę ale nie zagadnienie. Musiałem uznać, że jakoś muszę sobie sam poradzić. A teraz, już co raz bliżej zachodu słońca ruszyłem jeszcze trochę powłóczyć się po mieści i jeszcze sprawdzić czy potrafię sam powrócić do swojego obozowiska. Wydawało się to dość łatwe więc pozwoliłem sobie na kolejne zagubienie. W ten sposób z utwardzonych szlaków trafiłem na drogę żwirową i zauważyłem za murem równe rzędy krzyży. Miejsce mnie zaintrygowało. Jeszcze nie wiedziałem, że koniec końców pcham się na cmentarz wojenny od tyłu. Dopiero po przejściu przez niskie ogrodzenie pod pomnikowy krzyż zauważyłem furtkę z drugiej strony więc tam przejechałem zaraz i zobaczyłem tabliczkę informacyjną: Cmentarz Wojenny nr 200 Tarnów – Chyszów. To tak jakby mi się już zaczynał kolejny dzień.

Tarnów-Chyszów

Nie omieszkałem sprawdzić jeszcze dokąd zaprowadzi mnie droga szutrowa przebiegająca obok cmentarza. Dojechałem nią w okolice czerwonego szlaku rowerowego. Założyłem, że skoro jego znaki widziałem w pobliżu campingu, a z dwóch kierunków jeden zdaje się biec do widzianego przeze mnie wcześniej komina ruszyłem nieśmiało przed siebie. Tak dojechałem do muru cmentarza, który widziałem już w dniu przyjazdu (gdy trochę zabłądziłem szukając campingu). I znów puściłem się szutrową drogą obok cmentarza, a potem wśród ogródków działkowych. Dalej kierując się bardziej na wyczucie niż mapami przedostałem się chodnikami w pobliże Parku Strzeleckiego. Trochę już to miasto poznałem :) Pozostało mi więc tylko iść spać by następnego dnia rano ruszyć poznawać okolice.

27 maja zerwałem się o świcie na nogi (jeszcze było chłodno – co za ulga) i wyruszyłem w trasę. Wydostać się z Tarnowa zamierzałem drogą przy mijanym poprzedniego dnia cmentarzu. Wiem, że na nim jest cmentarz wojenny ale nie chciałem go teraz szukać nie wiedząc w której dokładnie części nekropolii się on znajduje. Zanim jednak dojechałem w tą okolicę odwiedziłem cmentarz o numerze 202. Prawdopodobnie cmentarz ten miał zniknąć z powierzchni ziemi. Umieszczenie krzyża z nazwiskami kilku pochowanych tu żołnierzy i nagłośnienie tej sprawy mogło zmienić decyzję urzędników. Wiele przemawia za tym, że cmentarz zostanie nadal cmentarzem wojennym. Pojawił się bowiem monument i żwirowe alejki.

202

Z tego miejsca udałem się w zaplanowanym kierunku, czyli ku nekropoliom obok drogi wylotowej z Tarnowa. Intrygował mnie pewien pomnik widziany już pierwszego dnia. Są to nagrobki bez napisów i pomnik. Pomnik z daleka zwracający na siebie uwagę. Nie mam zielonego pojęcia kto tu spoczywa lub dopiero ma spocząć.

pomnik

Chciałem dojechać do Dąbrowy Tarnowskiej ale omijając drogę nr 73. Przejazd przez Pawęzów i Śmigno nieco utrudniają ścieżki rowerowe (po nich jeździ się wolniej) i zakazy wjazdu rowerów na asfalt. Jednak dopiero się rozkręcałem. Trochę spacerku pod górki. Trochę śmigania z górek bez pedałowania. Ruch samochodów był dość mały. Wstające powoli słońce jeszcze dawało długie, przyjemne cienie. Gdy ścieżki się skończyły już wchodziłem na obroty „rowerowe”. Zaraz też musiałem przedostać się na drugą stronę omijanej trasy 73 i znalazłem się w Lipinach. Tu trochę się posiliłem. I dalszy przejazd odbywał się coraz dłuższymi i szybszymi etapami. Zatrzymałem się na moment w Szarwarku. Zwrócił moją uwagę pomnik przy drodze. Pomnik jak się okazało mieszkańców tej miejscowości zamordowanych za udzielanie pomocy Żydom podczas okupacji niemieckiej.

Szarwark

Zapewne jak zwykle w takich przypadkach bywało osoby którym udzielano pomocy również zginęły. O tym jednak nie wspomniano więc pewien być nie mogę.

Dalsza trasa do Dąbrowy Tarnowskiej przebiega przez las i jest w większości zjazd. Rozkosz dla cyklisty :) Dopiero w samej Dąbrowie musiałem zwolnić by nie przegapić tego co zobaczyć tu chciałem. Najpierw więc cmentarz wojenny. Do niego dojechać nie było trudno choć znajduje się nieco dalej od centrum niż cmentarz rzymskokatolicki.

cmentarz wojenny

Wracając ku centrum Dąbrowy Tarnowskiej zwróciłem uwagę na znak zakazujący kąpieli w stawie. Było tam napisane: Zakaz kąpieli psów . Nie widziałem dotąd czegoś podobnego ale rzeczywiście staw nie zachęcał do kąpieli hominidów. Po dojechaniu bliżej centrum miasta najpierw skierowałem się do parku. Jeszcze pragnąłem cienia, a słońce znów zdawało się planować dokuczanie z całą mocą. W parku odnalazłem pomnik. Pomnik ofiar wojen wystawiony w okresie międzywojennym z piękną, secesyjną tablicą. Odbudowano go w 1990 roku na rocznicę 11 listopada.

tablica

Kolejnym „obiektem” zwiedzania miała być dąbrowska synagoga. Niestety jeszcze nie zakończono jej remontowania. Cała pokryta rusztowaniami i zakryta przed wzrokiem obserwatorów. Może w przyszłym roku będzie ozdobą miasta obok kilku innych ciekawych architektonicznie budynków? Może uda mi się to zobaczyć? Jeszcze więc udałem się w stronę cmentarza żydowskiego. Zamknięty na klucz. Klucz w zakładzie fryzjerskim ale już nie chciałem krążyć w tą i z powrotem. Poprzestałem na zdjęciach zza płotu.

kirkut

Kolejny cel: Żabno. Po drodze znów szalały ciężarówki budowy drogi. Mimo tego dało się jechać w miarę spokojnie. W samym Żabnie planowałem najpierw odnaleźć cmentarz wojenny na cmentarzu parafialnym. Zanim jednak tam dojechałem zatrzymałem się przy kopcu. Kopcu dość tajemniczym. Nawet nie udało mi się odczytać napisu na umieszczonej na szczycie tablicy. Biały kamień raził słonecznym światłem. Ale z tego co widziałem nie wynikało bym mógł ustalić czy kopiec jest mogiłą czy tylko kopcem pamiątkowym. W historii miejscowości wspomina się o epidemii cholery z roku 1873, która pochłonęła życie kilkuset mieszkańców miasta. Czy tu ich pochowano?

kopiec

Kwatera wojenna na cmentarzu dała się łatwo odnaleźć. Teren jest ogrodzony i ogrodzenie doskonale widać od jeszcze nie wykorzystanej pod pochówki strony cmentarza. Wejście na teren kwatery/cmentarza znajduje się od strony głównej alei.

cmentarz

Teraz miałem udać się do części miasta noszącej nazwę: Zakirchale Dla mnie jednoznaczna choć pierwszy raz spotkałem się z nazwą kirchał Jak informuje tabliczka na murze cmentarz uporządkowano w ramach programu Antyschematy i zapewne by schematy tak całkiem nie zniknęły całość pozostawiono zamkniętą na kilka spustów nie pozostawiając informacji o tym jak można wejść na teren cmentarza.

antyschemat 1

antyschemat 2

Trochę jednak udało się zobaczyć mimo muru. Szkoda tylko, że tak wyraźnie poczułem się zagrożeniem dla cmentarza. W Dąbrowie Tarnowskiej chociaż wiedziałem gdzie można poprosić o klucz.

kirkut

W planach miałem sfotografowanie i ratusza w Żabnie. Jest ładny ale był tak obstawiony przez młodzież (chyba jest w nim szkoła i była akurat przerwa), że odpuściłem sobie czekanie aż przerwa się skończy. Pognałem do Niedomic. Tu dojazd do cmentarza był prosty. Przy głównej drodze stał znak wskazujący właściwą drogę. Na miejscu jednak był zakaz ustawiania zniczy na pomnikach. Na pewno trudno je usunąć z pomników ale tak oficjalnie zakazywać? Życie wciąż czymś zadziwia :)

Niedomice

Po tej wizycie musiałem zawrócić do ronda pod Żabnem i ruszyć drogą do Biskupic Radłowskich. W tej miejscowości znajdują się trzy cmentarze z pierwszej wojny światowej. Dwa po przeciwnej stronie Dunajca niż Biskupice. Po dwóch stronach drogi dwa cmentarze. Myślałem, że może chciano rozdzielić poległych z obu walczących stron ale chyba nie o to chodziło. Być może to element z wizji artystycznej projektanta obu cmentarzy?

z prawej

z lewej

Trzeci cmentarz znajduje się we wsi po drugiej stronie Dunajca. Przy samej drodze. Dodam, że drodze bardzo zniszczonej. Ale bardzo mi się podobało gdy zaprzęg konny wyjeżdżający z jednego z gospodarstwa zatrzymał na raz kilka ciężarówek budowy. Mną by się tak nie przejęli.

trzeci

W towarzystwie tych wszystkich ciężarówek i w pełnym słońcu podróż robiła się męcząca. Do tego jeszcze cmentarz nr 260 w Zabawie wzbudził moje wątpliwości. Tylko mapa informowała, że jest to cmentarz z I wojny światowej. Postumenty tam postawione pozostawały nieme. Nazwiska są tylko na mogile żołnierzy poległych 8 września 1939 roku.

Zabawa

Znacznie lepiej wygląda to na kolejnym na trasie cmentarzu – w miejscowości Wał-Ruda. Tu cmentarzem opiekuje się młodzież z pobliskiej szkoły.

wał-ruda

I powoli dotoczyłem się do Szczurowej. Z miejsca zignorowałem stojący w centrum pałac. Jakaś taka niechęć mnie ogarnęła do tych budowli po nudnych i bezowocnych rozważaniach co jest pałacem, a co zamkiem na forum Eksploratorów. Ruszyłem więc ku cmentarzowi. Kiedyś czytałem o wymordowanych przez okupantów mieszkających w Szczurowej Romów. Podobno na cmentarzu znajduje się wystawiony im pomnik. I nie kierowała mną ciekawość. Raczej chodzi mi o to by o tym mówiono. Bo zbrodnie popełniane na Romach giną gdzieś wśród innych okrutnych wydarzeń II wojny światowej.

szczurowa

Będąc na terenie cmentarza parafialnego w Szczurowej zapytałem o groby z I wojny. Na mapie zaznaczono, że jest tu cmentarz wojenny nr 264. Niestety pytana przeze mnie kobieta nic o tym nie wiedziała. Wskazała tylko jak mogę dojść do mogiły Romów ale o cmentarzu z I wojny nie słyszała. Ale to okazało się nie być problemem. Cmentarz wojenny znajduje się obok pomnika. Składa się z dwóch części pomiędzy którymi przebiega aleja cmentarna i stoi jakiś mały budynek. Obie części otoczone są pielęgnowanym żywopłotem ale tylko na jednej zauważyłem tabliczki imienne.

264

Wyjeżdżając ze Szczurowej w kierunku Brzeska musiałem przejechać nad kanałem. Po obu jego stronach stoją figury św. Jana Nepomucena. Nie mogłem przejechać obok nich obojętnie :) Musiałem je sfotografować. Najpierw tą od strony Szczurowej…

nepomuk

potem tą od strony Brzeska

nepomuk

Kolejny cmentarz wojenny na trasie znajduje się w miejscowości Rudy-Rysie. A trasa tu spokojna. Już tutaj ruch budowy nie sięgał.

265

A za wsią, w lesie ale przy drodze, stoi figura Chrystusa Frasobliwego.

frasobliwy

Plan był taki, że z Przyborowa miałem udać się do Wokowic. I pomyliłem drogi. Pojechałem do Szczepanowa. Za późno się zorientowałem w pomyłce więc ominąłem przyborowski cmentarz wojenny. Ale w Szczepanowie nie odpuściłem. Skoro miał być na cmentarzu parafialnym to chciałem choć spróbować go odnaleźć. Nie musiałem się wysilać. Jeszcze zanim dojechał pod mur cmentarny już widziałem gdzie mam iść. Cały wschodni mur swoimi monumentalnymi krzyżami wskazywał na cmentarz wojenny. Jednak jest to cmentarz zdewastowany. Jedyny taki na jaki się natknąłem podczas mojego pobytu w województwie małopolskim (wiem, że byłem krótko ale wcale mnie to podbudowuje). Wycięto drzewa oddzielające cmentarz wojenny od parafialnego. Krzyże z cmentarza wojennego są zniszczone. Teren zaniedbany i pewnie nie jest zaśmiecony tylko dlatego, że w pobliżu jest śmietnik cmentarny.

273

Skoro już dojechałem do Szczepanowa, którego nie miałem w planach uznałem, że przejazd do Bielczy nie będzie żadnym problemem. Faktycznie „do” nie był, dopiero „z” był już problemem. Najpierw jednak cmentarz. Jest pod opieką młodzieży szkolnej. Na grobach znajdują się emaliowane tabliczki imienne i… zachodzą bielmem.

270

Dalszą drogę zaplanowałem tak by nie wracać do cmentarza w Biadolinach Szlacheckich. Na drodze stanęła mi budowa drogi. Do tego miejsca przyjeżdżało wiele ciężarówek budowy ale już nie o tej godzinie. Wydawało mi się więc, że jest to spokojna, choć zniszczona droga, którą spokojnie przejadę. Niestety tak nie jest. Nie dość, że nie przejechałem to jeszcze w drodze powrotnej mijałem ciężarówki. Szczęśliwie jechały tak bym nie mijał ich od zawietrznej. Ogromne chmury pyłu ze zniszczonej drogi uleciały ku polom. Ja ze swej strony jechałem powoli by nie zakurzyć ciężarówek ;)

Pozostało mi więc podjechać do Biadolin drogą dłuższą i nadłożyć drogi do cmentarza. I tak właśnie zrobiłem. Droga choć dłuższa okazała się dość przyjemna. Po przejechaniu przez tory ruszyłem w stronę Brzeska ale nie daleko. Do cmentarza miałem tylko kilkaset metrów. Więcej przejechałem chcąc przejechać krótszą drogą. Że też moje skróty zawsze są dłuższe od objazdów.

271

Z Biadolin Szlacheckich ruszyłem na szlak czerwony. Zastanawiał mnie umieszczony przy jednym ze znaków wykrzyknik. Chyba już wiem o co chodzi. Za tym znakiem trzeba uważać by nie zgubić szlaku. Droga biegnie za nim bowiem przy samych torach, a nie główną szosą. Jechałem w stronę drogi opisanej na mapie jako Wielka Droga Królewska . Widząc jak to wygląda trochę się zdziwiłem. Zwykła polna droga prowadziła wgłąb lasu. Po kilkuset metrach miałem przeprawę przez jakiś strumyk a za nim już była droga szutrowa. Tak myślę, że szutrowa. Może wcześniej była jakoś inaczej utwardzona ale się zużyła? Co innego jednak zauważyłem. To była idealna nawierzchnia do tych moich „nieprzebijalnych” opon. Tu pokazały swój gumowy pazur. Pędziłem prawie jak po równym asfalcie na zwykłych oponach. I tak jeszcze przed zachodem słońca dojechałem do Łętowic. Tu już nie szukałem cmentarza choć jest. Bardziej zależało mi na dotarciu w miarę szybko do campingu, kąpieli i śnie. Rano przecież pobudka skoro świt albo wcześniej.

Zanim dojechałem do Tarnowa znalazłem się na terenach podeszczowych. A gdy dojechałem do campingu byłem już na terenach bezdeszczowych – bo nie wiedziałem jeszcze, że tak naprawdę są to tereny przeddeszczowe. Nie wiem czy nie za dużo na raz popisałem ale nie dowiem się na pewno jak tego nie zrobię, a tak może ktoś napisze: Nudne

2 thoughts on “Urlop 2011 :) część 3

  1. Nikt nie napisze „nudne”, ponieważ było wręcz przeciwnie :-)
    Zaczynając od tego nacjonalizmu na polu campingowym. To może być coś jeszcze szerszego i gorszego od nacjonalizmu. Szukanie tzw innych – wrogich, nie przystających do ogólnospołecznych wyobrażeń, „gorszych” i ponoszących za wszystko odpowiedzialność. Niemców – jako dożywotnie obciążonych zbrodniami przodków, Żydów – zbyt zaradnych i operatywnych, Cyganów, którzy nie chcą przystosować się do osiadłego trybu życia, ale także za grubych, za chudych, za niskich, rudych lub noszących okulary… Tych którzy nie walczą o kasę, tytuły i stanowiska, nie ubierają się zgodnie z modą, mają nietypowe zainteresowania, no i jeżdżą rowerem na dłuższe odległości :-) co gorsza także nocą, gdy porządny obywatel słodko śpi we własnym łóżeczku :-) Tu tylko odpowiedzią może być cytat z pałacu w Gorzycach: „Czasem ktoś jest trochę inny, wygląda trochę inaczej. Czy dla ciebie to jest ważne? Czy dla ciebie to coś znaczy? Czasem ktoś inaczej myśli i w poglądach też jest inny. Czy dlatego on powinien czuć się źle i czuć się winnym?”

    Wracając do nurtu głównego – park Strzeleckiego nasuwa mi skojarzenie z serią ulubionych książek mojego dzieciństwa – serii Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na różnych kontynentach :-) Tam było dużo wspomnień o naszych rodakach, którym świat zawdzięcza wiele odkryć. O Strzeleckim również. Tomek Wilmowski i bosman Nowicki byli moimi idolami. Czyż jednak wędrówka po Polsce nie jest podobnym odkrywaniem nowych lądów?

  2. Też śledziłem losy Tomka (w końcu to mój imiennik :) ) i może dlatego Strzelecki wydawał mi się naturalnym patronem parku. Nie wpadłbym sam na to, że chodzi o Towarzystwo Strzeleckie.

Comments are closed.