Już poniedziałek się kończy, a ja nic nie napisałem o sobotniej przejażdżce. A była. Znów ruszyłem w stronę Kraśnika by wreszcie dokończyć niewykonany plan poszukiwań cmentarzy. Pierwszy miał być na początku Stróży przy drodze do Janowa Lubelskiego. Drugi w lesie za stacją kolejową w Kraśniku. Inny cmentarz do którego już parokrotnie się wybierałem znajduje się bliżej Bychawy. Opisywany jest jako cmentarz w Bychawce ale jest obok Pawłowa. A po drodze jeszcze dwa cmentarze wojenne… Plan więc jakiś miałem. Nawet większy ale znów musiałem z czegoś zrezygnować. Nie jestem w stanie przewidzieć ile czasu zajmie mi poszukiwanie. Sam przejazd łatwiej rozplanować.
Pogoda postanowiła trochę mnie zaskoczyć. W prognozach wiatr był niemal nieodczuwalny. W rzeczywistości odczuć się dawał. Nie był jednak na tyle silny by przeszkadzać dotkliwie w pedałowaniu. O siódmej rano jeszcze można spokojnie przejechać trasę Puławy – Kazimierz Dolny. Nie ma wielkiego natężenia ruchu. Dla odmiany zamiast przez Skowieszynek pojechałem właśnie przez Kazimierz. Ale jeszcze w Puławach zauważyłem białe bzy. Wydawało mi się, że wymarły. Ale chyba tylko rozwijają się nieco później od fioletowych. Przypomniałem też sobie, że już w zeszłym roku dokonałem tego samego „odkrycia”. Zapomniało mi się. Czeremchy kończą kwitnienie, jeszcze kwitną kasztanowce i pojawiły się bzy – łatwo je przeoczyć teraz gdy zieleń już wybuchła i kwiaty wabią do siebie część bzyczących organizmów (komary jeszcze nie są tak liczne ale już są).
Z Kazimierza pojechałem do Uściąża i dalej w stronę Karczmisk by za nimi skręcić w stronę Kowali i dalej do Parczewa. Jeszcze parę kilometrów przez lasy i pola i już był Chodel. Stąd do Kraśnika jest podobno 25 km. „Rzut beretem”. Aparatu fotograficznego użyłem dopiero w Wierzbicy. Na końcu wsi znajduje się figura Chrystusa Frasobliwego. Różni się od większości tym, że przedstawiona postać ból, czy troskę wyraża bez pomocy ręki wspierającej głowę.
Ponieważ nie miałem ochoty na przejazd przez kraśnicką ścieżkę rowerową w Urzędowie odbiłem ku Dzierzkowicom. to dłuższa droga. Nawet drogowskazy to pokazują. Jadąc drogą boczną miałem mieć do Kraśnika 3 km, prosto zaś 7 km. Ale za to nie po kostce tylko po asfalcie i nikt mi pod koła nie wchodził. Czerwony szlak rowerowy też tędy biegnie.
W Kraśniku podjechałem w pobliże tamtejszych synagog. Widziałem zdjęcia na których otoczone one były płotem i napisano, że ruszyły prace remontowe. To było w zeszłym roku. Teraz budynki już posiadają tynki.
Wypatrując drugiej drogi w prawo odchodzącej od szosy do Janowa Lubelskiego odnalazłem pomnik i krzyż. Na pomniku nie napisano nic o poległych w I wojnie światowej. Ale podobno pochowano ich obok poległych powstańców. Dlatego pomnik (a może raczej tablica) mówi tylko o powstańcach. Mimo tego wzmianka o pozostałych żołnierzach byłaby chyba na miejscu. Zamiast tego miałem białe bzy.
W stronę lasu udałem się polną drogą zaczynającą się niedaleko pomnika. Spodziewałem się, że będzie ciężko i zostałem mile zaskoczony. Ani nie było wielkich podjazdów ani nie zakopywałem się w piachu. Po dojechaniu do drogi utwardzonej w pobliżu cmentarza wojennego miałem pojechać w prawo, w stronę lasu. Dwa lata temu tam była droga gruntowa. Teraz jest szosa asfaltowa do Stróży. Tylko mniej więcej wiedziałem gdzie mam szukać cmentarza. Wg map znajdował się przy samych torach kolejowych, mniej więcej w środku lasu. Postanowiłem więc wstrzelić się w okolice torowiska i drogą do niego równoległą jechać aż cmentarz odnajdę lub aż skończy się las. To jednak okazało się nierealne. Na oponach szosowych nie było szans na jazdę po rozmokniętej ziemi. Miałem więc spacerek. Trwał chyba około godziny. Parę razy płoszyłem sarny. Ale w końcu doszedłem do celu. Może bardziej to cmentarzyk niż cmentarz. Ale zadbany, ogrodzony i oznakowany.
By wrócić do Kraśnika ruszyłem prostopadle do torowiska pierwszą napotkaną drogą. Tak ciągnąłem aż dotarłem do wyraźnie często używanej drogi poprzecznej. Nią zaraz dotarłem do szosy asfaltowej, którą wcześniej do lasu dojechałem. Czasami przyjemnie jest się zgubić ale odnalezienie się jest jeszcze przyjemniejsze. Nie mogę powiedzieć, że zależało mi na utrzymaniu tego stanu zagubienia w obcym terenie ale intrygowała mnie widoczna na mapach droga przez las z Kraśnika do Rudek i Zakrzówka. Nie jest to jak sprawdziłem droga asfaltowa ale coś niecoś jest utwardzona tłuczniem czy gruzem. Ruchu nie było niemal wcale (jeden rowerzysta jadący w przeciwną stronę), a poza tym śpiewały ptaki i żaby. Warto ją sobie zapamiętać na przyszłość. Może jeszcze mi się przytrafi…
Z Zakrzówka pojechałem w stronę Strzyżewic. Interesowały mnie dwa cmentarze w Kiełczewicach Dolnych. Jeden znajdować się miał na Ptasiej Górze, która na przedwojennych mapach nazywa się Murakowa Góra. Kiełczewice tylko na mapie rozciągnięte są wzdłuż drogi. W rzeczywistości zabudowania znajdują się na skarpie ponad drogą. Dlatego nawet wiedząc gdzie mniej więcej powinienem szukać drogi dojazdowej do cmentarza nie byłem wcale pewien czy wybierając którąś z dróg nie dojadę do bramy czyjejś posiadłości. Trafiłem jednak dobrze i jeszcze na górze spotkałem człowieka, który upewnił mnie w słuszności tego wyboru. A cmentarz był gdzieś tam na horyzoncie. Zdjęcie zrobiłem mniej więcej w połowie drogi. Cmentarz znajduje się na prawo od drogi, którą jechałem.
Teren cmentarza porastają kolczaste krzewy. Stoi tam jedna wieża triangulacyjna i jeden duży krzyż. Mniejsze krzyże ustawione na mogiłach zbiorowych uległy już zniszczeniu. Kompletne są chyba dwa ale toną w krzakach. Za to na słupie tablicy informacyjnej umieszczono tabliczką z nazwiskiem jednego z pochowanych tu żołnierzy. Zrobiła to jego rodzina ze Słowenii.
Drugi cmentarz w Kiełczewicach Dolnych znajduje się na przeciwnym wzniesieniu (oba oddzielone są rzeczką). Tu cmentarz znajduje się pomiędzy zabudowaniami przy drodze.
Po obejrzeniu obu cmentarzy w Kiełczewicach Dolnych pojechałem do Strzyżewic i stąd w stronę Bychawy. Ale nie do końca. Przy drogowskazie do Pawłowa zjechałem z głównej drogi. Po kilometrze widziałem już z daleka cel – cmentarz na skraju lasu.
O tym cmentarzu pisze się: „cmentarz wojenny w Bychawce”. Ale mi nawet przez myśl nie przyszło jechać do niego od strony tej miejscowości. Z Pawłowa jest bliżej. Chyba, że się minie najkrótsze drogi i pojedzie się od końca Pawłowa, a tak właśnie zrobiłem. Wracając przyjrzałem się lepiej układowi dróg i zobaczyłem, że minąłem dwie krótsze. Ale może tak właśnie miało być? Na drugim końcu lasu znajduje się mogiła i pomnik dwóch mieszkańców wsi zamordowanych podczas okupacji niemieckiej w II wojnie światowej. Cmentarz zaś… zaskoczył mnie swoim wyglądem. Nie spodziewałem się, że jest aż tak zaniedbany. Miejsce spoczynku ponad 1100 żołnierzy odnowione ostatni raz było w okresie międzywojennym i dziś o tym przypomina tablica informacyjna. Na niej też znajduje się rysunek przedstawiający ówczesny wygląd cmentarza. Kontrast ze stanem obecnym poraża.
Przygotowując się do tej trasy zauważyłem, że w dwóch miejscowościach przez które miałem jechać były cmentarze wojenne ale zostały przeniesione do Bystrzycy. Cmentarz na mapach umieszczony jest niemal przy samej drodze ze Strzyżewic do Niedrzwicy Dużej. Nie raz tędy jechałem i nie rzucił mi się w oczy. Teraz poświęciłem chwilę na jego lokalizowanie. Znalazłem go na tyłach samotnego gospodarstwa. Mimo poszukiwań nie odnalazłem drogi, którą mógłbym do niego dotrzeć. Co ciekawe gdy w Bystrzycy zapytałem czy jest to na pewno to miejsce, którego szukam potwierdzenie otrzymałem od nastoletniej dziewczyny. Jej ojciec wyraźnie nie wiedział o czym mówię. Dojść można tylko przez pola. Będę musiał chyba poczekać aż kogoś na tych polach spotkam. Nie chcę by oskarżano mnie o „wchodzenie w szkodę”. Ale to już kiedy indziej. Już jechałem z powrotem do Puław. W okolicach Strzyżewic chyba tego dnia odbywała się jakaś impreza rowerowa. Mijałem wielu rowerzystów. Także grupkę wyraźnie początkujących – nazwali mnie obcym. Cóż, jestem tu obcy i nie raz jeszcze się tu pojawię.
Do Puław dojechałem zaraz po zmierzchu. Przejechałem nieco ponad 200 km. A miałem jeszcze pojeździć po drugiej stronie Bychawy. Wrócę jeszcze do tego planu.