ŻOB i ŻZW oraz lata zmonopolizowanej historii

Oglądając wczoraj zdjęcia pomnika wystawionego w miejscu bunkra dowódców Żydowskiej Organizacji Bojowej i czytając nazwiska tam utrwalone odczułem, że czegoś tu brakuje. Nie chodzi o piękną historię Marka Edelmana czy Icchaka Cukiermana. Pamiętam jak Marek Edelman wspominał, że on, bundowiec współpracował z syjonistą. Zachowane materiały z okresu międzywojennego już dawno ułożyły mi się w obraz antagonizmu dzielącego czy łączącego w nienawiści oba te środowiska. Nawet czasami na śmierć i życie. Cała historia Bundu dotąd wydaje mi się zapomniana – nawet słownik w przeglądarce internetowej nie zna słowa „bundowiec”. Ale coś mi w tym umknęło. Te same materiały archiwalne mówią o antagonizmach wewnątrz samego syjonizmu. Antagonizmach ideologicznych. Idea budowy Państwa Żydowskiego napotykała na opór pytania: Jakie to państwo ma być? Dwóch wymienionych wyżej ludzi połączyła chęć walki z hitlerowcami dążącymi do eksterminacji narodu. Obaj byli ideowo na lewicy. ŻOB współpracował z Gwardią i później Armią Ludową. Nie było tu miejsca na kontakty z ZWZ czy AK. Taka historia pasuje do PRL. A mi coś nadal nie pasuje.

Źródła związane z odrzucaną przez lata historią wspominają o pomocy dla Bojowników Getta. Dlaczego sami Bojownicy na ten temat powiedzieli niewiele lub nic? Czy wyjaśnieniem może być to, że ta pomoc nie trafiała tu bezpośrednio? Że była jeszcze jakaś organizacja pośrednicząca? Np Żydowski Związek Wojskowy? Ta organizacja nie pasowała do linii partii. Łączona z Rewizjonistami Żabotyńskiego, przedwojennym Wojskiem Polskim i ze Związkiem Walki Zbrojnej oraz z Organizacją Wojskową – Korpusem Bezpieczeństwa nie mogła trafić na karty historii. Wspominał jednak o jej istnieniu Bernard Ber Mark – nazwa więc została zapisana, utrwalona. Szukając więcej informacji trafiłem poza Wikipedią na artykuły na portalu prawicy i stronie Tygodnika Powszechnego poświęcone książce Marka Apfelbauma „Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim”. Nie znam tej pozycji ale zarzuca się Markowi Apfelbaumowi, że pełnymi garściami korzystał z książki Tadeusza Bednarczyka. Tą akurat znam choć czytałem ją lata temu. Sięgnąłem do niej ponownie.

Tadeuszowi Bednarczykowi zarzuca się niewiarygodność. Na terenie getta warszawskiego pojawiał się jako pracownik Urzędu Skarbowego, może dlatego posądza się go nawet o kolaborację z okupantem. Nie chcę tu wchodzić w polemiki. Te oskarżenia o współpracę z okupantem nie znajdują potwierdzenia w faktach. Odczytywanie książki T. Bednarczyka „Życie codzienne warszawskiego getta. Warszawskie getto i ludzie (1939 – 1945 i dalej)” wymaga bardzo krytycznego podejścia do podawanych informacji. Jej odrzucenie pozbawia nas wielu informacji. Już we wstępie swojej pracy autor daje nieświadomie „wytyczne” jak czytać jego opracowanie. Tak przynajmniej ja to odebrałem przystępując do lektury. Występuje przeciwko kłamstwom o polskim antysemityzmie. Nawet stawia się w jednym szeregu z Mieczysławem Moczarem, który też krytykował rozpowszechnianie takich informacji. Jasne więc, że dalsza lektura w ocenie i przytaczaniu przykładów będzie nieobiektywna. Nie dlatego, że stanął po stronie towarzysza „Mietka”. Tylko dlatego, że głęboko wierzy, że są to kłamstwa. W opracowaniu historycznym na wiarę nie ma miejsca.

W rozdziale pierwszym swojej książki T. Bednarczyk daje nam kolejne wskazówki. Już sam jego tytuł „Dlaczego interesowałem się kwestią żydowską w Polsce? Zdaje się wiele mówić. Ale pojęcie „kwestia żydowska” choć dziś ma antysemicką konotację przed II wojną światową, przed holocaustem, jeszcze tak jednoznacznie jej nie miało. Autor zaś swoje poglądy kształtował jeszcze przed wojną.

Od lat najmłodszych stykałem się z dziećmi żydowskimi. Byli to moi sąsiedzi i towarzysze zabaw dziecięcych. Przyjaźniłem się z dziećmi takich żydowskich rodzin jak: Lipszyce, Wachtlowie z Warszawy, czy Diamandowie z Falenicy. Później przyszły studenckie i męskie przyjaźnie z Tadkiem Makowerem, Adamem Zabirsztajnem i innymi, przyjaźnie męsko-damskie płynące z życia towarzyskiego.

Zaraz po tym akapicie następuje opis tego jak łatwo autor uległ agitacji antysemickiej. Jak wchłaniał wiedzę przesiąkniętą rasizmem od autorytetów naukowych oraz z broszur i książek. Młody człowiek przyjął na wiarę to co głoszono. Z jakim zdziwieniem czytałem, że Żydzi doprowadzili do wybuchu powstania Chmielnickiego. Oskarżenie równe dobre jak te propagowane w wieku XIX przez producentów wódki, że Żydzi rozpijają chłopów sprzedając wódkę. Całkowity brak krytyki w akceptacji informacji zasłyszanych i przeczytanych, a pasujących do tego co nazywamy antysemityzmem.

Staje się oczywiste, że z informacji podawanych przez T. Bednarczyka należy odrzucać wiadomości przez niego zasłyszane oraz jego oceny. Pozostają informacje z którymi stykał się bezpośrednio, a tych jest niemało. Warto przytoczyć notkę biograficzną o Tadeuszu Bednarczyku, w której raczej trudno o przekłamania:

Tadeusz Bednarczyk – (ppłk WP), urodził się w roku 1913 w Warszawie w katolickiej rodzinie rzemieślniczej, ukończył studia ekonomiczne (SGH) i rozpoczął pracę jako urzędnik skarbowy w dzielnicy żydowskiej.
W styczniu 1940 zostaje w komendzie Gł. OW (Organizacji Wojskowej, powołanej jeszcze we wrześniu 39 na rozkaz gen. Sikorskiego) kierownikiem Wydziału ds. Mniejszości Narodowej i Pomocy Żydom. Współpracuje z prezesem gminy żydowskiej inż. Adamem Czerniakowem. Na wniosek Bednarczyka OW i CKON (centralny Komitet Organizacji Niepodległościowych) koordynują swoją pomoc niesioną gettu, a potem ukrywającym się Żydom, był pełnomocnikiem obydwu tych organizacji i AK. Na stanowisku tym zatwierdził go gen. Grot-Rowecki. Z racji funkcji konspiracyjnej miał dokładną orientację w akcji pomocy gettu tak ekonomicznej, jak i wojskowej. Był inicjatorem powstania pierwszych zorganizowanych, zbrojnych ognisk oporu w getcie, ma osobisty udział w powstaniu Żydowskiego Związku Wojskowego, mającego ogromne zasługi w walce z Niemcami i niszczeniu niemieckiej siatki konfidentów i kolaborantów.
Pracę wewnątrz getta umożliwiała mu stała przepustka pracownika Urzędów Skarbowych. Bednarczyk jest jedynym żyjącym Polakiem, który był w getcie codziennie aż do 18 kwietnia 1943 r. Ostatni raz był tam nocą z 30 kwietnia na 1 maja 43 dostarczając amunicję walczącym powstańcom.

Nie wiem kto jest autorem tej notki biograficznej. Brakuje tu informacji o przyznanych T. Bednarczykowi podczas wojny odznaczeniach. Oraz o jego powojennej współpracy z SB. Rozpracowywał m.in. dyrektora ŻIH Bernarda Ber Marka (w swojej pracy pisze o B. Marku co najmniej niepochlebnie i prawdopodobnie podaje nieprawdziwe informacje o jego wykształceniu) oraz w latach 80-tych środowisko Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”. Na koniec przystąpił do Samoobrony RP – znanej kiedyś partii populistów wyrażającej sprzeciw (nie ważne przeciw czemu).

Wszystkie powyższe informacje tworzą szum z którego należy dopiero wyłowić informacje istotne. Do tematu jeszcze powrócę w przyszłości.