Plany dziś bardzo rozeszły mi się z wykonaniem. Miałem skoczyć pod Opole Lubelskie do starego murowanego młyna na Chodelce. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że trzeba wykorzystać świąteczny brak tirów na drogach i skoczyć do Zwolenia. I tak już zostało, choć to nie był koniec.
Droga do Zwolenia okazała się mimo świąt dość ruchliwa. Jednak to samochody osobowe na niej niepodzielnie królowały więc bez problemów się na niej mieściłem. Po drodze nie po raz pierwszy usiłowałem wypatrzeć jakiś ślad po cmentarzu z I wojny światowej w lesie w miejscowości Sosnów. Znów bez skutku. Tym razem jednak zwróciłem uwagę na duży kamień leżący na betonowym postumencie. Żadnych śladów po tablicy czy napisach. Widocznie na głazie coś jeszcze stało. Co to mogło być? Nie wiem. W lesie wciąż jeszcze stoi woda więc nawet nie pomyślałem by w niego wejść. Może kiedy indziej. Tyle, że zimą też mi się nie chciało. Ostatecznie pognałem do Zwolenia.
W Zwoleniu od dawna szukam miejsca po cmentarzu żydowskim. Ponad 20 lat temu pokazywano mi je. Znajdowało się niedaleko dworca PKS i było ogrodzone płotem z siatki. Tylko jedno podobne miejsce tam się znajduje ale nie jestem pewien czy to to. Teraz siatki nie ma. Przez teren biegnie wydeptana ścieżka. By się upewnić zapytałem przechodzącego mężczyznę z dzieckiem. Powiedział, że to jest najprawdopodobniej teren prywatny. Za to pamiętał, że jako dziecko chodził na sanki w miejsce o którym mówiono, że był tam kiedyś kirkut. Miało ono znajdować się niedaleko figury Jadwigi, czyli od strony Puław. Pojechałem tam.
Teren jest zaniedbany ale widać, że kiedyś był to park. Pod liśćmi znajdują się chodniki. Przy chodnikach stoją resztki latarni. Choć lokalizacja pasowałaby na cmentarz to jednak chyba nie to czego szukam. Park porzucono już dawno temu ale nie sądzę by park założono na terenie cmentarza gdy jeszcze wielu mieszkańców Zwolenia pamiętała o tym, że to właśnie teren cmentarza. Szukanie nie zakończone.
Było jeszcze wcześnie. Pogoda śliczna. Tylko wiatr coraz silniejszy. Postanowiłem więc jeszcze podjechać do Ciepielowa. To tylko 13 km od Zwolenia, a zwykle jestem tam tylko „po drodze”. Tym razem „po drodze” jeszcze przypomniałem sobie o istnieniu w Sycynie (która kojarzy mi się tylko z niesmacznym chlebem) obelisku ufundowanego przez Mikołaja Kochanowskiej w XVII wieku. W Sycynie urodził się Jan Kochanowski. Przy głównej drodze (do Sandomierza) znajduje się pomnik Jana. Za to obelisku nie zobaczyłem. Dojechałem do miejsca gdzie jest tablica informująca o nim i parking. Żeby go zobaczyć trzeba przejść przez kilka furtek i podwórko. Nie chciałem zostawiać roweru więc zawróciłem ku głównej drodze.
W Ciepielowie chciałem odnaleźć synagogę. W sieci widziałem jej zdjęcia. Ale nie mogłem wypatrzyć jej lokalizacji na mapach i zdjęciach lotniczych Ciepielowa. Ponieważ zwykle znajduję synagogi w okolicach rynku ale nie bezpośrednio przy nim ruszyłem na miejscu na objazd. Zobaczyłem wiele starych budynków ale nie ten którego szukałem. Gdy wjechałem w ulicę Źródlaną przypomniałem sobie, że przy niej miała ona się właśnie znajdować. Uliczka jest wąska. Kluczy. Przecina drogę do Sandomierza. Biegnie z tyłu Nowych budynków urzędów Ciepielowa. Tam też znajduje się opuszczony i zdewastowany budynek sklepu. Za nim zaś poszukiwana synagoga. Dojście przy ścianie sklepu.
Budynek jest zdewastowany. W części głównej ma dodane drewniane piętro będące przedłużeniem babińca. Deski piętra sterczą z okien sali modlitewnej w połowie wysokich okien. Brak części dachu. Nie zdecydowałem się na wejście na piętro mimo tego że były tam drewniane schody – jakoś nie budziły mojego zaufania.
Po obejrzeniu tego „znaleziska”. Udałem się w drogę powrotną. Ale nie do Zwolenia. Z Ciepielowa prowadzi droga do Chotczy. Nigdy nią nie jechałem ponieważ w ten sposób nadkłada się kilka kilometrów. Przez Zwoleń jest do Puław bliżej. Dziś się nie spieszyłem. Była więc okazja by zobaczyć tą drogę. Cała droga jest częścią niebieskiego szlaku rowerowego biegnącego z Kazanowa do Janowca. Przejechałem więc dziś odcinek Ciepielów – Janowiec. Część z Ciepielowa do Kazanowa przejechałem w zeszłym roku. Były tam odcinki drogi gruntowej. W tej części też są ale z roku na rok krótsze. I są dopiero za Chotczą. Najpierw więc 16 km do Chotczy. Już się rozpędzałem gdy zwróciłem uwagę na pomnik znajdujący się ok 20 m od drogi. Pomnik pomordowanych podczas II wojny światowej. Posiada on jednak rzecz rzadko chyba spotykaną. Erratę w postaci tablicy kamiennej. Kombatanci pomnik wyremontowali ale na dodanej przez siebie tablicy umieścili dane prostujące te umieszczone na pomniku przez jego budowniczych.
Pomnik był na początku drogi. Dalej już pomników nie było tylko śliczne krajobrazy, słońce, śpiew ptaków i mało samochodów. Na tej drodze można odpocząć. Tylko czy będzie mi się chciało nadkładać te parę kilometrów?
Z Chotczy asfaltowa droga do Janowca kończyła się w zeszłym roku przy drodze do Gniazdkowa. Teraz przecina las i część pól dochodząc do leżących już wcześniej płyt betonowych. Tu się kończy. Dalej do mostu i starego młyna jest po staremu droga gruntowa. Tylko młyn chyba ktoś kupił. Trwają prace remontowe. Cały jest już obłożony nowymi deskami i ma nowe okna. Zniknęła ze ściany tabliczka z żółwiem i napisem „ulica Żółwia” (czy jakoś podobnie). Pod koniec zeszłego roku pojawił się asfalt na dalszym odcinku trasy: od podjazdu na leśnym zboczu, do drogi Lucimia – Zwoleń. To już nie to samo. Teraz przez to panuje tu też większy ruch samochodów. Wcześniej rzadko kierowcy decydowali się na jazdę w terenie. Wcześniejsze zmiany to wymiana mostu przy młynie z drewnianego na betonowy. Usunięcie mojego ulubionego polnego głazu na rogu pola (lubiłem jadąc nocą przy nim się zatrzymać, usiąść, popatrzeć w gwiazdy). Ech, zmiany. Czy na lepsze? Pewnie nie dla mnie.
Dalsza droga to prosta i płaska szosa z Lucimi do Brzeźców. Jednak trzymając się niebieskiego szlaku nie pojechałem dalej asfaltem tylko wzdłuż wału wiślanego.
Trochę trzęsło ale bardzo przyjemnie. Zamiast podjechać w Janowcu pod górę i pognać do Puław jechałem dalej niebieskim szlakiem, który prowadzi do przeprawy promowej. Promy jeszcze nie kursują, a i ja nie skręciłem jak szlak chciał tylko pojechałem dalej prosto. Tu zatrzymałem się przy drodze gruntowej prowadzącej na górę skarpy wiślanej. Od lat przejeżdżam dołem, a nigdy nie sprawdzałem dokąd ta droga prowadzi. Po piachu nie próbowałem podjeżdżać. Spacerek zakończyłem przy „Oblasówce” To miejsce już znałem, a na pewno pamiętałem o drogowskazie do niego stojącym przy drodze Janowiec – Puławy. Droga utwardzone więc ruszyłem ale nie tak jak powinienem. Zainteresowała mnie utwardzona droga biegnąca równolegle do Wisły. W ten sposób dojechałem do wiatraka stojącego na wysokości kazimierskich kamieniołomów.
Wiatrak pewnie tak jak ten z Mięćmierza i z Czołna pod Baranowem służy jako letni domek. Ale ładnie się prezentuje. Szczególnie z drugiego brzegu rzeki. Jadąc dalej znalazłem się na piaszczystym zboczy skarpy. Jest stąd ładny widok na drugi brzeg.
Nie miałem odpowiedniego obuwia by wejść w tą drogę. Wygląda jakby ktoś ją zaorał ale to prawdopodobnie wynik wielu przejść krów na pastwiska nad Wisłą. Zawróciłem i po ponad kilometrze dojechałem do drogi do Puław. Tu popychany przez silny wiatr mogłem się dobrze rozpędzić. I zaraz byłem w domu.
Niestety to co zostało sfotografowane w Zwoleniu – to cmentarz.
Cmentarz w Zwoleniu został w ramach rywalizacji w słynnym „turnieju miast” w PRL zamieniony w park. Niewiele się w Zwoleniu robi dla upamiętnienia dawnych mieszkańców (nie ma nawet małej tablicy pamiatkowej na terenie dawnego getta na przykład, po prostu cisza) ale pamiec pozostała: nikt nie chodzi i nie chodzi do tego „parku”. Powoli zarasta i przeradza się w to, czym jest: opuszczonym, zniszczonym cmentarzem. Macewy podobno zostały wywiezione przez nazistów, (miejmy nadzieję, ze mieszkańcy nie korzystali z nich jako materiału).
Z tym „wywożeniem macew przez nazistów” było bardzo różnie. Piaskowiec, z którego większość z nich na pewno była wykonana jest materiałem trwałym. Być może macewy spoczywają gdzieś pod asfaltem. Nie sądzę jednak by ktoś się podjął ich odzyskiwania z takiego miejsca – koszty.
Zwykła tabliczka pamiątkowa czy informacyjna pewnie by wystarczyła dla podtrzymania pamięci. W Puławach postawiono kamień z tablicą obok terenu byłego cmentarza żydowskiego zajętego obecnie przez zajezdnię autobusów. Początkowo była wykonana z brązu i pewnie dlatego zaraz ją skradziono. W podobny sposób upamiętniono miejsce przy którym znajdowała się synagoga.
Może i w Zwoleniu w końcu ktoś się za to weźmie, bo czasami wystarczy pchnąć polityków w jakimś kierunku by coś zrobili. Puławski przykład pokazuje, że warto jeszcze nawiązać kontakt z żydowską organizacją w której są byli mieszkańcy miasta. Wizyta delegacji zagranicznej mobilizuje polityków do działania niezależnie od jej „ważności”. W końcu chodzi o wizerunek miasta i jego władz w oczach świata.
Liczę na to, że kiedyś to nastąpi.