Dotąd tereny między Maciejowicami, Garwolinem i Żelechowem pozostawały dla mnie dziewiczymi. Wyznaczając sobie 2 punkty do odwiedzenia ruszyłem więc na rozpoznanie.
Początkowo padał deszcz i było chłodno ale to miało się zmienić. Drogę Puławy – Stężyca pokonywałem jeszcze w mżawce. O świętach przypominają koszyczki niesione do kościoła i z kościoła. Poza tym praca wre. Ciągniki jadą na pola. Ludzie dekorują krzyże i kapliczki. Im później tym większy ruch. Ja za to planowałem najpierw zajechać do Paprotni na cmentarz z I wojny światowej. Mam go w wykazie sporządzonym przez PTTK z lakonicznym ale dokładnym opisem lokalizacji. Mimo tego przed wyjazdem musiałem upewnić się co do miejsca w jakim mam szukać. „Las za wsią” to czasem pojęcie względne, zwłaszcza gdy zapisano je wiele lat wcześniej. Tu miałem kilka zagajników za wsią przed właściwym lasem. Na jednaj z map na geoportal.gov.pl zauważyłem zaznaczony na skraju lasu pomnik. Na zdjęciach lotniczych w tym miejscu była piaszczysta polanka. W rzeczywistości zaś był to kopiec. Nie jest w żaden sposób zaznaczony drogowskazem. Na piaszczystym szczycie kopca znajdują się dwa krzyże. Większy, drewniany jest przewrócony i na nim znajduje się zardzewiała już tabliczka informacyjna.
Przy jednym z ramion krzyża już tętni wiosenne życie.
U stóp kopca od strony szosy worki foliowe ze śmieciami. W czasie dalszej jazdy wielokrotnie widziałem powyrzucane do lasu worki jak i śmieci luzem. Praktycznie nie ma lasu bez śmieci. To śmieci teraz las ubarwiają. Ohyda. Zawilcom jednak to nie przeszkadza tak bardzo by nie chciały już kwitnąć. Miały już białe pąki i lada chwilą pojawią się w lasach białe kobierce upstrzone odpadkami.
Jadąc dalej drogą do Życzyna natrafiłem na pomnik. Właściwie dwa pomniki. Jeden wystawiony przez kombatantów BCh chyba przypominający o jakimś święcie – napis zatarty. Drugi przypomina o zrzutach dokonywanych w pobliskich lasach. Tu też napis niemal nie do odczytania.
Chciałem dojechać do Łaskarzewa. Dlatego z Życzyna pojechałem dalej, do Korytnicy. Do niej nawet nie wjechałem tylko od razu skierowałem się na Sokół i dalej na Przyłęk. Tym samym wjechałem na czerwony szlak rowerowy i zaraz się zgubiłem. Na mapach znalazłem drogę gruntową do Łaskarzewa i żadnych dróg bocznych. Gdy więc znalazłem się na rozjeździe w Przyłęku miałem wybór, którego się nie spodziewałem. Dwie drogi asfaltowe. Jedna na wprost – jak pokazywała mapa. Druga w prawo jak pokazuje szlak rowerowy i drogowskaz z napisem Stary Pilczyn. Tej drugiej drogi na mapach nie mam. Jasne więc, że nią pojechałem. I to mimo tego, że zapowiadało to ominięcie Łaskarzewa.
Jeszcze w Przyłęku, nad stawem za rzeczką przez którą przejeżdża się po drewnianym moście zobaczyłem uroczą kapliczkę.
Podążając dalej szlakiem rowerowym (czerwonym) rzeczywiście minąłem Łaskarzew. Zgubiłem też szlak. Zamiast dojechać do Garwolina od zachodu (i przeciąć jego obwodnicę) wyjechałem parę kilometrów wcześniej na szosę Warszawa-Lublin. Wcześniej zastanawiałem się czy nią nie wracać. Pobocze daje poczucie bezpieczeństwa. Hałas pędzących samochodów daje tak po uszach, że zrezygnowałem z tego pomysłu. Zaraz wjechałem na dawną drogę przecinającą Garwolin. Zanim wybudowano obwodnicę była poszerzana i otrzymała pobocza. Teraz pobocza są przeznaczone dla rowerów. Tą ścieżkę rowerową przerywają jedynie zatoki autobusowe. Przy drodze często stoją słupki na linii pobocza z nakazem zjazdu na lewy pas i tabliczką „nie dotyczy rowerów”. Miejsce między słupkiem, a krawężnikiem jest za wąskie dla samochodu. Miejscami dawne pobocze jest pokryte czerwoną farbą. Tak o tym piszę bo w innych miastach ścieżki robi się przy chodnikach co zupełnie dyskryminuje rowerzystów. Taka ścieżka przy chodniku wymaga przepuszczania wszystkich pojazdów z dróg bocznych – nawet gdy droga wzdłuż której się jedzie ma pierwszeństwo. Wymusza też ustępowanie pieszym, którzy nic sobie nie robią z tego, że ta ścieżka istnieje i jest to dla nich część chodnika (w Lublinie dostało mi się za jazdę po chodniku od starszej pani która stała na pasie rowerowym). Najniebezpieczniej robi się gdy spacerujący rodzice wpuszczają na taki pas kilkuletnie dziecko. Wtedy zupełnie nie wiadomo co może się zdarzyć. Pomysłodawcy tych ścieżek pewnie mieli dobre intencje i teoretycznie dobrze to wyglądało. Praktyka nie powstaje jednak w biurach projektowych.
By dojechać do cmentarza wojennego w Garwolinie musiałem przejechać przez całe miasto. Zrobiłem to droga główną bo przy niej miał się on znajdować. Nie jest tak wielki jak cmentarz niemiecki w Polesiu. Ale też powstał ok 50 lat wcześniej. Leżą to żołnierz polegli w bojach we wrześniu 1939 roku i w 1944 roku. W większości czerwonoarmiści. Łącznie ponad 10 tysięcy poległych z dawnych powiatów: garwolińskiego, kozienickiego i puławskiego.
Wracać chciałem przez Wilgę, czyli wzdłuż Wisły. Szybko zmieniłem zdanie. To by wydłużyło drogę. Więc zdecydowałem się dostać do ominiętego wcześniej Łaskarzewa. Tylko ta zmiana planu nastąpiła trochę za późno. Już nie opłacało mi się wracać do najkrótszej drogi. Byłem już za wiaduktem nad obwodnicą. Pozostała mi więc jazda na Rębków i Izdebnik. Do Izdebnika jedzie się drogą brukowaną. To może za dużo powiedziane. Nie ma tu zwykłego bruku tylko kocie łby. Ale jechać się da. Potem była droga polna i znów asfalt. Poza miłymi widokami niewiele więcej jest tu do oglądanie. W miejscowości Budel zakręciłem do Izdebna. Tu już było kilka drewnianych domów z ciekawymi zdobieniami okien i stary krzyż. Do niego będę musiał jeszcze wrócić. Nie mogłem wykonać zdjęcia z powodu słońca świecącego zza krzyża. Bo nie chodziło mi o samą sylwetkę. Krzyż jest bogato zdobiony. Rzeźbiony. Mało już jest takich ale pewnie kiedyś były bardziej powszechne. Jeszcze jeden widziałem w Kozienicach. Najciekawszy stał w okolicach Żyrzyna i jego kopia znajduje się w lubelskim skansenie, w ogrodzie za dworkiem z Żyrzyna.
Łaskarzew, małe miasteczko, przypomniał mi o istnieniu tego co nazywano sztetl. Jednak nie ma tu nigdzie śladów ludności żydowskiej. W Garwolinie też nie było a przecież gdzieś, kiedyś czytałem nazwy tych miejscowości w opracowaniu o ludności żydowskiej. Czyżby tak jak w Zwoleniu wyparto z pamięci istnienie części dawnych mieszkańców? Będę musiał jeszcze pogrzebać w literaturze. Na pewno został jakiś ślad i warto o tym przypomnieć.
Znów byłem na szlaku rowerowym. Tym razem był on niebieski. Prowadził do Maciejowic, a tam chciałem jechać. Po drodze minąłem zjazd do kopca Kościuszki w Krępie. Później brukowaną drogę do Podzamcza, gdzie Kościuszko przebywał podczas bitwy. Już zastanawiałem się czy uda mi się do godziny 17 dojechać do Stężycy. Nie udało się, miałem poślizg 10 minut. Z braku przygotowania kondycyjnego poślizg rósł i w Puławach byłem dopiero ok. 18:30. Planowany wyskok do Kraśnika i Modliborzyc będzie musiał jeszcze trochę na mnie poczekać.