Cmentarz z domysłów

Domyślałem się. Domyślałem się, że w Michowie musi być cmentarz żydowski. Już samo to, że w XIX wieku wspomina się o tym, że było to „żydowskie miasto” mówi chyba samo za siebie. Budynki można zniszczyć. Cmentarz można pozbawić nagrobków. Jednak cmentarz pozostaje cmentarzem.

Na mapach WIG z lat trzydziestych cmentarz jest wyraźnie zaznaczony w lesie pod Michowem. Na wzgórzach w lesie. Musiałem pojechać poszukać cmentarza, śladów po nagrobkach.

Na tych samych mapach zobaczyłem, że cmentarz żydowski w Końskowoli wcale nie znajduje się tam gdzie mi go wskazał mieszkaniec Końskowoli. Przy ulicy Kurowskiej jest cmentarz chrześcijański. Choć nie ma tam nagrobków to jednak nie ten cmentarz którego szukałem. Kirkut znajduje się obok cmentarza ewangelickiego. Oddziela je od siebie parę metrów lasu. Tu też chciałem poszukać jakichkolwiek śladów.

Ostatnim motywem wyjazdu i przyczynkiem do planowania trasy była informacja o przeprowadzonych pracach na cmentarzu żydowskim w Rykach. Byłem tam w zeszłym roku. Zastałem wtedy tylko wzgórze cmentarne ze śladami quadów i nic nadto. Teraz skoro zaszły zmiany też musiałem je zobaczyć na własne oczy.

Wyjechałem dość późno. W Puławach akurat w sobotę miały odbywać się wyścigi kolarskie i pozamykano część ulic. Nie zdążyłem przed ich zamknięciem ale bezproblemowo przedostałem się przez teren wyścigów. A miałem wyjechać wcześniej i nie w tą stronę. Chciałem przecież skoczyć za Radom. Tylko na to już chyba jest za zimno. Odchorowałbym.
W Puławach z uwagą obserwuję remont drogi prowadzony na ulicy Wróblewskiego. Z uwagą bo niemal codziennie tędy przejeżdżam do i z pracy. Wciąż nie widać końca tego koszmaru komunikacyjnego. Teraz przy zamkniętych drogach w centrum ciężko było się tędy przedostać na ścieżkę rowerową. Ale jak już się udało droga do Bobrownik stała przede mną otworem. Z Bobrownik z przyzwyczajenie wyjechałem w stronę Sarn. Musiałem wracać. Chciałem przecież jechać przez Krasnogliny, a to nie tędy droga. Jadąc właściwą drogą po raz pierwszy przyjrzałem się kapliczce obok apteki. To jest św. Jan Nepomucen. Najbliższa przeprawa jest z drugiej strony Bobrownik. Z tamtej strony jednak nie widziałem kapliczki.
Obrazek
Do Ryk dojechałem bez większych problemów. Do centrum nie wjeżdżałem. Dziś interesowało mnie to co jest po drugiej stronie stawu Buksa. Z jezdni nie zauważyłem większych zmian. Może tylko brak podwójnych śladów quadów. Ale za to pojawiła się wydeptana na stoku wzgórza cmentarnego ścieżka.
Obrazek
Na szczycie zaś zastałem wyraźne zmiany. Może nie rewolucyjne. Widać, że i to co zrobiono komuś przeszkadzało. Nie wiadomo czy obecny stan cmentarza utrzyma się do przyszłego roku. Znalezione macewy umieszczono przynajmniej w miejscu z którego kiedyś je zabrano. To chyba jedyny ślad obecności Żydów w Rykach. Synagoga jako budynek banku niczym już dawnej synagogi nie przypomina. Został ten cmentarz.
Obrazek
Po wizycie na cmentarzu udałem się do Michowa. Najpierw drogą która miała słuszny kierunek ale nie wiedziałem dokąd prowadzi. Pojechałem na wschód. Po blisko kilometrze skończył się asfalt ale szerokość drogi wskazywała na jej częste używanie. Po przejechaniu przez tory znalazłem się wśród zabudowań. Nie mam pojęcia jak ta wioska się nazywa. Za nią, po przeprowadzeniu roweru przez piachy dotarłem do Starego Bazanowa. Tu skierowałem się w stronę drogi do Kocka. Chciałem ominąć Moszczankę z jej ruchliwym skrzyżowaniem i to mi się udało. Nie był to jednak szybki przejazd. Ale był przyjemny :)

Z szosy kockiej zjechałem dopiero na końcu Sobieszyna. Rzuciłem okiem na pałac. Nie zauważyłem by ruszyły jakieś prace remontowe zapowiadane przez władze powiatu. Może w przyszłym roku? Zobaczymy. Byłaby wielka szkoda gdyby pałac przeszedł w stan ruiny.
Chciałem przez Blizocin dojechać do Jeziorzan. Chciałem. Nie udało się. Już wcześnie słyszałem, że Wieprz wylał. Nie wiedziałem, że aż tak. Nawet podczas wiosennych roztopów nie było tak źle.
Obrazek
Podobno część Blizocina jest odcięta od świata. Ja próbując przejechać zakopałem się pod wodą i musiałem się wycofać. Z przemoczonymi butami. Remont drogi pewnie dopiero w przyszłym roku. W stanie obecnym nie ma co myśleć o tym by po ustąpieniu wody szosa nadawała się do użytku. Woda podmyła jezdnię. W części Blizocina od strony Sobieszyna (przez tą część jechałem) wiele domów stoi w wodzie.
Musiałem wrócić. Zależało mi na przejechaniu do Michowa. Chciałem koniecznie dojechać tam przez Jeziorzany. Najkrótszą drogą pozostawała szosa kocka. Na odcinku który miałem przejechać jest remontowana od zeszłego roku. Latem były tam trzy miejsca ze światłami regulującymi ruch wahadłowy (czwarte miejsce za zjazdem do Przytoczna więc go nie liczę). Niechętnie sprawdziłem jak to wygląda teraz.
Od lata prace posunęły się wyraźnie do przodu. Światła spotkałem tylko jedne. W jednym miejscu ruch wahadłowy sterowany był ręcznie. Jadąc przepuszczałem samochody. Same osobowe. Żaden kierowca nie podziękował. Ale to amatorzy. Tylko zawodowcy zachowują kulturę na drodze.
W Jeziorzanach łąki zalane. Już wczesnym latem ludzie się skarżyli, że nie ma gdzie wypasać koni. Teraz nawet nie będą mieli paszy na zimę. A koni jest tu dużo.
Obrazek
Jak zwykle skierowałem też obiektyw na kościół w Jeziorzanach. Podobno wzorowany na kazimierskich spichlerzach. Wątpię ale podobieństwo jest.
Obrazek
Droga do Michowa to niemal ciągły podjazd. Może delikatny ale zawsze. Szczęśliwie wiatr mi już teraz pomagał i trwało to niedługo – droga wąska i wyboista, wolę nią jeździć w drugą stronę. Dziś przemknąłem tylko przez Anielin, Katarzyn i Mejznerzyn. Za Mejznerzynem las. Na jego końcu zjazd w drogę gruntową w prawo. Szukałem wzgórza w lesie zaraz przy jego skraju. Wg map na nim miał znajdować się cmentarz. Gdy wzgórze znalazłem zacząłem szukać jakichkolwiek śladów macew. Choćby kawałek pozostawiony w ziemi. Odłamek z hebrajską literą. Nie znalazłem nic.
Obrazek
Jeden odłamek betonu bez żadnych śladów napisów to za mało. Mógł nawet nie pochodzić z cmentarza. Ale jak sądzę wiele michowskich macew było właśnie z cementu i może z polnych kamieni. W pobliżu nie ma kamieniołomów. Tylko piach i piach. I tylko piach też znalazłem na cmentarzu. To smutne, że nic nie pozostało na miejscu. Pewnie i pamięci nie ma – brak tu jakiejkolwiek tabliczki informacyjnej.
Do Michowa dojechałem o szesnastej. Już nie było szans na ładne zdjęcia w Końskowoli gdybym coś na miejscu odnalazł. Odpuściłem więc i tylko odwiedziłem znajomych pod Kurowem. Na moment. I powrót do Puław. Odwiedzenie Końskowoli pozostało na kiedy indziej.