Początek listopada

Początek listopada to z zasady wiele utrudnień na drogach. Szczególnie na drogach biegnących przy cmentarzach. Każdy chce tego dnia odwiedzić rodzinne groby i zaparkować samochód jak najbliżej furty cmentarnej. Dla mnie to oznaczało, że chcąc pojeździć muszę wybrać trasę przy której cmentarzy nie będzie. Zaplanowałem więc przejazd do Iłży. Dodam, że 1 listopada nie chodzę na cmentarze. Wolę te dni gdy większość ludzi o nich nie myśli. Wydawało mi się, że przejazd do Iłży nie powinien sprawić mi większych problemów. Ale chcąc wracać inną drogą niż ta którą do Iłży dojadę już miałem problem – mogłem jednak mijać jakiś cmentarz. Nie miało to ostatecznie większego znaczenia. Trasę zmieniłem jeszcze przed Zwoleniem, który miał być ominięty. Pojechałem w jego stronę drogą gruntową, której stan wskazywał na częste ujeżdżanie także przez samochody osobowe. Ominąłem samo centrum kierując się na Czarnolas. Oczywiście nie wiedziałem jak tak dojechać omijając drogę krajową ale szukałem na wyczucie. Mijałem też cmentarz. Cmentarz żydowski, który zanim przybrał obecny wygląd został zamieniony na park miejski.

Droga wiodła przez tereny których nigdy wcześniej nie odwiedziłem. Już nawet myślałem, że nic nie pofotografuję – już tak jesiennie smutno, że wszystko wydaje się szare i nieciekawe. Ale w Paciorkowej Woli mijałem kapliczkę z XVII wieku. Jest odnowiona z wykorzystaniem funduszy unijnych. Gdyby tylko nie było tam tablicy pamiątkowej po papieżu to byłoby to całkiem ciekawe. Nie przepadam za takim mieszaniem czasów. Tablica pamiątkowa wg mnie jest tu nie na miejscu.
W Czarnolesie jak zwykle nic nie fotografowałem. Dworek nie jest Kochanowskiego, w parku nie ma „tej” lipy. Zresztą muzeum i park tego dnia były zamknięte. Przemknąłem przez Gniewoszów i zatrzymałem się na moment w Borku nad Wisłą. Są tu sady. Liczyłem na czerwień jabłek i słońce. Przeliczyłem się. Akurat w tym miejscu jabłko pozostawiono tylko jedno.
Czerwień znalazłem tuż obok, przy drodze prowadzącej do tego sadu.
Kolejny plan jaki chciałem zrealizować zakładał przejazd przez Bobrowniki i Sarny do Baranowa. Ale jeszcze przed Bobrownikami przypomniałem sobie o ubiegłorocznych problemach z przejazdem przy cmentarzu między Białkami i Żabianką. W Bobrownikach zatrzymałem się po raz pierwszy przy domu z wieloma domkami dla ptaków. Chyba dla ptaków. Tak mi się zdaje. Może to tylko ozdoba?
Odbiłem w stronę Niebrzegowa i Puław. To już były ostatnie kilometry. Za Niebrzegowem chwilę pochodziłem po lesie nad brzegiem Wieprza.
Zamiast trzymać się asfaltu, przed przejazdem kolejowym zakręciłem w drogę leśną i nią dotarłem w okolice Zakładów Azotowych.
To był chyba najprzyjemniejszy fragment tego przejazdu, a zarazem jego końcówka.