Osieck

Nie po raz pierwszy zdecydowałem się pojechać do Osiecka szukać tamtejszego cmentarza żydowskiego. Za pierwszym razem poszukiwania nie były zbyt rozległe. Dotarłem tylko do miejsca, które sam określiłem na mapach. Mogłem się pomylić. Wypadało sprawdzić teren w pobliżu tego miejsca. Jak najszerzej, jak najdokładniej. Zapowiadało się więc chodzenie po lesie. Musiałem jednak najpierw tam dojechać. A 9 listopada dzień jest już krótki, bardzo krótki. Nie lubię jeździć w nocy więc wypadało się spieszyć i nie zmarnować nawet kawałka dnia. Prognozy zapowiadały opady deszczu zaczynające się po południu. W nocy już miały być ciągłe. Wcześniej przelotne. Wystartowałem więc przed świtem. Ale nie na tyle wcześnie by jeszcze w całkowitych ciemnościach mijać Gołąb.

Światła pogasiłem między Dęblinem a Stężycą. Wciąż nie daje mi spokoju cmentarz zaznaczony na mapach WIG w lesie za Stężycą. Wiem, że tam nic nie ma. Już szukałem. Ale jest tam wzniesienie i to może być cmentarz z I wojny światowej. Tylko zniknął z powierzchni ziemi. Nic mi nie wiadomo o tym by przenoszono stąd ciała w inne miejsce. Nie ma też o nim żadnej wzmianki w literaturze, a przynajmniej ja nic takiego nie znalazłem.
Z trasy nadwiślańskiej zjechałem w Maciejowicach – osadzie najeżonej kosami. Pojechałem w stronę Łaskarzewa. Kusiło mnie by zajechać na któryś z cmentarzy wojennych znajdujących się w pobliżu drogi. Ostatecznie jednak tylko rzuciłem z szosy okiem na cmentarz między Polikiem i Pogorzelcem. Leżały tam świeże wieńce. W samym Łaskarzewie tym razem ominąłem cmentarz żydowski – zobaczył bym pewnie tylko dalsze zniszczenia i nowe śmieci. Jechałem tędy wiosną lub latem i już to widziałem. Wtedy jednak jechałem do Garwolina, teraz chciałem go ominąć i dlatego zakręciłem w stronę Izdebna i Rębkowa. Na drodze jest tu mały przerywnik w ciągłości asfaltu.
Mogłem sobie darować przejazd przez wiadukt kolejowy i przejście pod peronem stacji kolejowej Garwolin ale… Jak to sobie darować skoro warto sprawdzić czy nadal w podziemiach jest tam drewniany podest i stoi woda? Do tego tym przejściem poprowadzony jest szlak rowerowy. Musiałem więc tędy się przedostać, a nie iść na łatwiznę i wybrać krótszą i wygodniejszą drogę.
Dalsza droga to przejazd przez lasy i kilka wsi. Głównie lasy. Ruch mały. Bardzo przyjemnie. Trochę szkoda, że zawsze tu pojawiam się jesienią. W lecie może być jeszcze ładniej. Do Osiecka miałem tylko kilkanaście kilometrów. No i do samego Osiecka nie miałem zamiaru wjeżdżać. Cmentarz znajduje się przed skrzyżowaniem z drogą, którą miałem wracać. Po dojechaniu wszedłem w las i rozpocząłem penetrowanie terenu z poszukiwaniu jakichkolwiek śladów po nagrobkach. W ręku cały czas telefon z włączonym Endomondo – liczyłem na to, że jednak coś znajdę i dzięki zapisowi drogi dokładnie naniosę to miejsce na mapy. Znaleźć nic nie znalazłem. Są tam jakieś ośrodki wypoczynkowe i ruiny jakiegoś domku letniskowego. Poza tym młody las, a na ziemi są widoczne wyraźne ślady dawnej orki po której las zasadzono.
Pozostało mi tylko podziwiać przyrodę. Miałem tyle szczęścia, że jeszcze świeciło słońce.
Po tym poszukiwaniu na cel wziąłem Sobienie-Jeziory. Nie miałem w planie odwiedzać tamtejszego cmentarza żydowskiego. Przyzwyczaiłem się już do myśli, że złożone na stosy nagrobki będą tam sobie spoczywać na wieki tak jak je ułożono. Przez Sobienie chciałem przejechać do Wilgi omijając betonowy fragment szosy do Puław. Trochę się tu zaplątałem. Ale dzięki temu znów poznałem trochę teren. Może w przyszłości mi się to do czegoś przyda. Nawet trochę mnie rozbawiło to, że o mało się nie zapętliłem jadąc przez Podole Nowe i Stare. Ostatecznie dojechałem do Wilgi i stąd już miałem prostą drogę do Puław. Tylko czasu było mało. Już po 13 było ciemno jakby miała zacząć się noc. Trochę po 14 dojechałem do Maciejowic. Po długim czekaniu w kolejce w sklepie nabyłem bułkę z kapustą. Ludzie robili zakupy na kilka dni w których sklepy będą pozamykane. Gdy wyszedłem wreszcie ze sklepu już czułem jak kropi deszcz. Ale tylko kropił. W okolicach Kobylnicy i Wróbli padał intensywniej. Trochę zmokłem i zaraz zacząłem schnąć ponieważ za Długowolą już była nawet sucha jezdnia. Ale z powodu ciemności już od Maciejowic jechałem na światłach. I nie mogłem zrozumieć dlaczego ciągniki rolnicze jeżdżą bez świateł lub mają je zasłonięte przez przyczepy bez oświetlenia. Nie zwróciłbym na to uwagi ale wyprzedzając nie wiedziałem czy przypadkiem któryś ciągnik nie będzie chciał zakręcić w lewo. Do Puław dojechałem już w nocy. To okropne, że już po 16 jest aż tak ciemno. Pozostaje czekać na wiosnę.