„Równe prawa” grał i śpiewał Izrael. To było jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku. A mi się po głowie wciąż tłucze sprawa równouprawnienia. Równouprawnienia Żydów i równouprawniania włościan. Obie grupy były przez wieki dyskryminowane. I jak przeczytałem u Jacka Krupy w Żydzi w Rzeczypospolitej w czasach Augusta II (1697-1733) w XVIII wieku były lokalną egzotyką. Przybysze z zachodu Europy chętnie oglądali w Polsce Żydów w chałatach traktując ich jak lokalną specyfikę. W soboty musieli zaś na drogach uważać na pijanych włościan. To drugie zjawisko występuje nadal. Pierwsze zniknęło. Ale o chasydach (bo o nich tu chodzi) rozpisywali się i Żydzi na zachodzie Europy. Dla nich też stanowili wschodnią specyfikę. Szczególnie dla ulegających wpływom haskali o czym napisał Friedrich Battenberg w książce Żydzi w Europie. Proces rozwoju mniejszości żydowskiej w nieżydowskim środowisku Europy 1650-1933.
Wydawałoby się, że w takich warunkach czymś naturalnym powinna być współpraca lub chociaż świadomość podobnego upośledzenia. Tak było na początku wieku XX w USA. Nawet Joseph Telushkin w swoim opracowaniu pt.: Humor żydowski. Co najlepsze dowcipy i facecje żydowskie mówią o Żydach? przytoczył dowcip przedstawiający tą sytuację w okresie II wojny światowej. Zacytuję :
Podczas drugiej wojny światowej matrona z Południa telefonuje do miejscowej bazy wojskowej.
– Bylibyśmy zaszczyceni – mówi sierżantowi, który odebrał telefon – mogąc w czasie Święta Dziękczynienia ugościć pięciu żołnierzy przy naszym stole.
– To bardzo łaskawe z pani strony odpowiada sierżant.
– Tylko proszę dopilnować, żeby to nie byli Żydzi.
– Rozumiem madame.
Popołudniem w Święto Dziękczynienia dzwonek do drzwi. Dama otwiera i jest przerażona na widok pięciu stojących na progu czarnych żołnierzy.
– Przyszliśmy na świąteczną kolację, madame – oznajmia jeden z nich.
– A… al… ale wasz sierżant popełnił straszliwą pomyłkę – mówi kobieta.
– O nie, proszę pani – sierżant Greenberg nigdy się nie myli.
Ale w Polsce tak nie było. Chłopi i Żydzi nigdy nie występowali razem w walce o swoje prawa. Co prawda włościanie uzyskali prawa wcześniej niż Żydzi ale zwykle występowali przeciwko Żydom. Czy winna była bieda na wsi i konkurencja w zawodach do których najłatwiej było przejść biednym włościanom?
Ewa Banasiewicz-Ossowska napisała w Między dwoma światami. Żydzi w polskiej kulturze ludowej.:
Choć pod wieloma względami sytuacja chłopów polskich i Żydów była zupełnie odmienna, to w okresie do połowy XIX w. dostrzec można jednak analogie w położeniu społecznym obu grup. W pewnym sensie stanowiły one stany upośledzone, pogardzane przez szlachtę i mieszczan, choć z różnych względów: Żydów nazywano „parchami”, chłopów zaś „chamami”. Chłopów w okresie pańszczyźnianym traktowano jak przypisanych do ziemi, glebae adscripti, utrudniano im opuszczanie pańskich majątków i naukę zawodu. Nawet po uwłaszczeniu, gdy ich sytuacja prawna uległa zmianie, podlegali izolacji przestrzennej i pionowej, utrudniającej im przejście do klasy wyższej i awans społeczny. Żydzi wyróżniali się dużą ruchliwością przestrzenną ale w niektórych majątkach także ich uznawano za „przywiązanych do ziemi”, a możliwość wykonywania pewnych zawodów ograniczono im we wszystkich zaborach. Podobny był także stosunek władz zaborczych do Żydów i do chłopów. Obie kwestie, żydowska i chłopska, traktowane były przez nie instrumentalnie. Położenie warstwy chłopskiej było jednak trudniejsze ze względu na całkowite uzależnienie od właścicieli majątków i ich dobrej woli.
Tymczasem na początku XX wieku to właśnie chłopi najczęściej biorą udział w pogromach żydowskich. W wieku XVIII w ekscesach tych najczęściej brała udział młodzież szkolna, czeladź i mieszczanie. Równouprawnienie Żydów chłopi postrzegali jako zagrożenie. Znów zacytuję Ewę Banasiewicz-Ossowską tym razem cytującą innych autorów:
W Warszawie, w trakcie wyborów do IV Dumy, „dokoła niektórych sklepów żydowskich i straganów zorganizowano tzw. «straże pograniczne», które «namawiały» kupujących do omijania Żydów i i posługiwały się przytem takiemi «przekonywującymi» argumentami, jak oblewanie naftą kupionych u Żydów towarów spożywczych, nalepianie kupującym u Żyda na ubraniu kartek z wyzwiskami itp.” Bezsens i hipokryzję prowadzonej akcji bojkotowej tak opisano w 1912 r.: „Harujący od świtu do nocy straganiarze żydowscy smętnemi oczyma wypatrywali dzień cały kupujących i dowiadywali się wieczorem, że zostali skazani na śmierć głodową z powodu jakiejś Dumy, o której w pokorze swojej nigdy nie myśleli – i z przyczyny wyborów, w których nie przyjmowali udziału z braku cenzusu”, a także: „W tym czasie podskakiwał niezmiernie w cenie towar w sklepach polskich, który dostąpił pięknego miana «chrześcijański», aczkolwiek tegoż ranka przywieziony został od hurtowników litwackich”.
Cierpieli najbiedniejsi i zwykle za coś o czym nie mieli pojęcia. W zasadzie nadal niewiele różnili się od chłopów. Może tylko tym, że nikt nie próbował nimi manipulować. Taki obraz Polski dotarł i do Ameryki. Stąd kolejny dowcip zapisany przez Josepha Telushkina:
Ignacy Paderewski, premier Polski, po pierwszej wojnie światowej omawiał problemy swego kraju z prezydentem Thomasem Woodrow Wilsonem.
– Jeśli nasze żądania nie zostaną rozpatrzone przy stole konferencyjnym – powiedział – przewiduję poważne kłopoty w kraju. Naród będzie tak poirytowany, że wylegnie na ulice masakrować Żydów.
– A co będzie jeśli wasze żądania zostaną spełnione? – zapytał prezydent Wilson.
– Ludzie będą tak uszczęśliwieni, że wylegną na ulice masakrować Żydów.
W przypadku tego dowcipu warto też podać komentarz J. Telushkina:
Żydowski humor od dawna zauważa, że powody, dla których antysemici nienawidzą Żydów, często nie istnieją. I chociaż żaden antysemita nie przyzna, że najpierw zaczął nienawidzić, a dopiero potem szukać powodów, dowcipy dowodzą, choćby niezamierzenie, że tak właśnie jest.
Dopiero zacząłem czytać Między dwoma światami Ewy Banasiewicz-Ossowskiej i już jestem głodny tego co znajdę w głębi tej książki. Pewnie o tym napiszę