Przeglądają oferty księgarń zwróciłem uwagę na książkę „Dziad wędrowny w kulturze ludowej Słowian” Katii Michajłowej. W recenzji zwrócono uwagę na to, że autorka wbrew ogólnej tendencji nie ograniczyła się w swojej pracy do terenu jednego państwa tylko wzięła pod uwagę cały region. To akurat nie było dla mnie istotne gdy zachciało mi się ta książkę przeczytać. Zmieniłem zdanie po lekturze. Ale po kolei
Książka zainteresowała mnie już samym tytułem. Jeżdżąc na rowerze czasami czuję się jak ten dziad wędrowny ale wiem, że to stan przejściowy. Zawsze przecież gdzieś wracam. Skądś to wszystko potem opisuję. Nie jestem bezdomny. Warto dowiedzieć się jak to kiedyś było. W czasach gdy nie było rowerów. Z radością kartkowałem książkę spodziewając się, że niewiele nowego się dowiem ale będzie tego wiele przykładów. Było inaczej. Dowiedziałem się dużo nowych rzeczy, a przykładów nie było aż tak wiele.
Dziad. Nie interesowałem się wcześniej pochodzeniem tego słowa. Tymczasem chodzi o praojca i ma to związek jeszcze z pogaństwem na słowiańszczyźnie. Dziad nie jest żebrakiem. Żebrak chodzi w podartych ubraniach, prosi o jałmużnę. Jest człowiekiem znajdującym się pomiędzy włościanami, a kościołem. To bycie pomiędzy ma mocniejszy wydźwięk w przypadku ślepego śpiewającego dziada wędrownego. Tylko ten ostatni nie chodzi w podartej odzieży. Nie tylko ma mieszkanie ale też zalicza się do grupy zamożnych mieszkańców wsi. Nie pracuje na roli – jest ślepy. Ślepota jest postrzegana przez jego otoczenie jako kara za grzechy ale też ze ślepca robi człowieka widzącego to czego nie widzą inni. Ślepy śpiewak wędrowny rzadko podróżuje sam. Ma przewodnika. Rzadko też podróżuje pieszo. Tam gdzie dociera niesie z sobą błogosławieństwo. Ale to wymiar religijny jego postaci. Jeśli istotną cechą tego wędrowca jest przygrywanie przez niego sobie do pieśni na instrumencie strunowym to tu pojawia się jedna z cech specyficznych dla terenu Polski. Od połowy XVI wieku do rozbiorów w Rzeczypospolitej ślepi śpiewacy nie używali instrumentów. Przyczyna tkwi w polskim systemie podatkowym. Śpiewacy akompaniujący sobie na jakimś instrumencie byli opodatkowani.
Tego K. Michajłowa nie napisała ale problem z ludźmi luźnymi w Rzeczypospolitej był taki, że nie można było ściągać z nich podatków ponieważ nie posiadali stałego miejsca zamieszkania. Skoro wprowadzenie podatku spowodowało zaprzestanie używania instrumentów to zapewne i na terenie Polski tacy śpiewacy posiadali domy. Żebrak to inna kategoria. Żebrak liczy na jałmużnę i o nią błaga. Ślepy dziad właściwie o jałmużnę nie prosi. Choć K. Michajłowa twierdzi, że to co otrzymywał dziad było jałmużną to sięgając do innego jej twierdzenia można to poprzednie obalić. Napisała bowiem, że w wierzeniach pogańskich dary dla duchów lub bogów miały na celu otrzymanie czegoś w zamian. Dopiero chrześcijaństwo to miało zmienić. I teraz jedyna nagroda za dar pojawia się po śmierci. To jest jałmużna – daję nie spodziewając się nagrody. A wszystkie przykłady pracy dziada wędrownego pokazują, że nie po śmierci ludzie oczekują nagrody. Przecież szczęście dla domowników, udane zbiory, udane małżeństwo – to nie są nagrody po śmierci. Nie wiem dlaczego autorka tego nie zauważyła. Dziad jest reliktem pogańskim na słowiańszczyźnie. Nie zawsze też był akceptowany przez kler. Mimo tego, że dużą część jego repertuaru zajmuje tematyka religijna. Ale to tylko moja mała uwaga wynikająca z większego zainteresowania zagadnieniem przenikania się kultur.
Inną cechą (dla mnie najważniejszą) jest wędrowanie. Dziad wędrował, śpiewał ale też rozmawiał, słuchał, opowiadał. Był źródłem informacji nie tylko o tym co dzieje się w sąsiednich wioskach ale i dalej. Wielu z nich odbyło pielgrzymkę do miejsc świętych, także do Ziemi Świętej. Przekazywali sobie nawzajem informacje i roznosili je po świecie. Przenosili też idee patriotyczne i wiadomości konspiratorów przygotowujących powstania. Takie przypadki opisuje K. Michałjowa i w Bułgarii, i w Macedonii. Opisuje też szczególne potraktowanie ukraińskich lirników i im podobnych dziadów przez władzę komunistyczną. Ukraińskimi wędrownymi śpiewakami zajmowało się NKWD. Byli zagrożeniem dla państwa w takim samym stopniu jak mnisi, a jednocześnie byli trudniej uchwytni.
Dziad wędrowny jest częścią folkloru, który zniknął na dobre dopiero w połowie XX wieku. Być może przyłożyły się do tego też środki masowego przekazu. To one sprawiły, że lepiej wiemy co się dzieje w Warszawie czy Londynie niż w sąsiedniej miejscowości. Zmienił się obraz świata. I dziwnie czasami się czuję gdy podczas moich podróży jestem przepytywany na temat Puław. Ludzie pytają bo tego nie ma w TV czy w radio. Czuję się dziwnie i tak jakbym wpadł w jakąś inną rolę. W rolę dziada wędrownego.
A książkę polecam zainteresowanym folklorem. Nie sposób na szybko opisać co w niej można znaleźć. Same aneksy zajmują połowę objętości tej liczącej prawie 500 stron druku książki. W aneksach pieśni, tajne znaki itp. A wiedział ktoś, że miejscem dla żebraków i dziadów w kościele jest kruchta? Podobno czasami było tam nawet miejsca w którym dziad mógł spożyć posiłek. Ale tak to zamiast recenzji robię tylko potok myśli luźno związanych z tematem dziada wędrownego.
Wygląda na to, że ktoś zdołał zapisać część tych opowieści i pieśni wędrownych dziadów. Może jakiś zapalony etnograf w stylu Oskara Kolberga? Musi to być niezwykle barwne źródło wiedzy na temat dawnych obyczajów, przesądów, ludzkich pragnień i obaw zarazem. Czy autorka tej książki wspomina coś o tym, w jaki sposób zebrała do niej materiały? Czy opierała się tylko na wcześniejszych źródłach pisanych, czy też korzystała z własnych doświadczeń zebranych „w terenie”?
To zrozumiałe, że władza takich pieśniarzy nie rozpieszczała. Żadna władza nie lubi tego, co nieprzewidywalne, trudne do usystematyzowania i okiełznania
Ciekawe musiało być życie takiego wędrownego dziada… Tyle nowych miejsc i nowych ludzi… Tylko lepiej by się to wszystko przeżywało nie będąc pozbawionym wzroku.
Prace Oskara Kolberga są jednym ze źródeł autorki. W Bułgarii badania na ten temat prowadzono od co najmniej paru lat ale zainteresowanie folklorem i jego opisywanie to głównie wiek XIX. Coś niecoś wtedy zapisano. Prowadziła też badania terenowe. Informatorzy mieli często około 90 lat. z tego co napisała wynika też, że właśnie w Polsce tradycje wędrownych dziadów utrzymywały się najdłużej.
W swojej pracy opisuje też zmiany związane z postrzeganiem dziada przez otoczenie oraz zmiany w jego repertuarze pieśniowym. To jednak głównie wiek XIX. Czasy wcześniejsze poznane są w niewielki tylko stopniu. A szkoda bo wcześniej jak sądzę było więcej tych nawiązań do interesującego mnie jeszcze pogaństwa na Słowiańszczyźnie. Pisząc o zmianach w postrzeganiu dziadów autorka cytuje Bronisława Geremka, który napisał na ten temat studium Świat „opery żebraczej”. Warto będzie i do tej pracy dotrzeć.
Czy przeczytałeś już całą książkę? Co kryje się pod hasłem „tajne znaki”? Czy to wiąże się bardziej z działalnością polityczną wędrownych dziadów, czy też stwarzaniem wokół siebie klimatu tajemniczości lub magii?
Tajne znaki to informacje o gospodarzach danego domu. Czy są skąpi, czy chętnie coś dają, a czasami, że mogą pobić. Są też takie które oznaczają wezwanie do zemsty lub że można gospodarzy okraść. Zabrakło informacji o tym gdzie były umieszczane.
W książce jest znacznie więcej informacji o samych dziadach jak i o muzykantach czy żebrakach. Obszar i czas który praca obejmuje jest na tyle duży, że istnieje wiele różnic w opisach. Można znaleźć np informacje o istnieniu cechów dziadowskich jak i o tym, że nie było żadnych zrzeszeń na danym terenie. Nie ma mowy o jednolitym obrazie dziada wędrownego na całej Słowiańszczyźnie. Wspólne są tylko pewne cechy występujące mniej więcej w jednym czasie. Może dlatego czasami czytając odnosi się wrażenie, że autorka sama sobie zaprzecza.
Nie przeczytałem jeszcze całej. Zostały mi dwie kartki „Zakończenia”. Nie wytrzymałem jednak do końca lektury i napisałem o książce na blogu.
W aneksie znajduje się wiele pieśni i modlitw dziadowskich. Wszystkie w oryginalnych językach. Przeważają teksty pisane cyrylicą.
Wzmianka o cyrylicy bardzo mnie ucieszyła. Kiedy mowa o takim niewidomym pieśniarzu, to widzę postać z teorbanem, wędrującą po ukraińskim stepie Wiem oczywiście, że to ogromne uproszczenie obrazu i tematu, ale pewne określenia wywołują zawsze jakieś intuicyjne skojarzenia. Drugie takie muzyczne skojarzenie prowadzi mnie do Grecji, gdzie cyrylica również występuje