To był szybki popołudniowy wypad. Są miejsca do których mam blisko ale są zupełnie nie po drodze. Tak jest z Giżycami. Wiem gdzie jest tam grodzisko. I jeszcze nigdy nie trafiłem na moment gdy można było do niego dojść suchą nogą. Dziś chciałem sprawdzić czy może tym razem się uda. Wyjechałem po południu. Nie było daleko więc postanowiłem jechać trochę szybciej nie oszczędzając sił jak zwykle to robię. Z Końskowoli przez Sielce do drogi Warszawa – Lublin. Po jej przekroczeniu droga utwardzona tłuczniem do asfaltu w lesie (nie ma chyba kilometra). Ostatnio w lesie pojawiły się znaki szlaku rowerowego. Ale cykliści chyba już wcześniej te drogi pożarowe poznali. Dziś mijałem tam grupę szosowców.
W stronę Michowa pojechałem przez Bronisławkę, Wielkolas i prosto po świeżym dość asfalcie do Trzcińca. Ostatnie sto parę metrów to droga bez asfaltu. Dziwnie… A w Michowie zajechałem do lasu by zobaczyć czy może coś się zmieniło w lesie. Bo ma się zmienić. Po raz pierwszy spotkałem tam kogoś mieszkającego w Michowie i zapytałem o cmentarz żydowski. Podobno wiele osób pyta ponieważ napisano o nim w internecie. Nie wiem czy nie chodzi o moją stronę. Ale tym razem już nie mapy mnie prowadziły tylko żywy człowiek, który pamiętał gdzie stały macewy. Miejsce odnalazł po długiej bruździe w ziemi. Jest to prawdopodobnie ślad po parkanie rozebranym przez mieszkańców Michowa. To nie jest to miejsce o którym myślałem. Jest głębiej w lesie i bardziej na zachód. Teren cmentarza był podobno kiedyś niezadrzewiony. I nie był tak pofałdowany – ludzie stąd po wojnie brali piach do budowy domów. Podbieranie piachu miało się skończyć za sprawą leśników. Nie tylko zabronili ale też wykopali rów przy wjeździe do lasu. Już jest zamiast niej nowa droga ale już tędy nie jeździ się do serwitutów ani nie gna się nią krów na drugą stronę lasu, który jest teraz większy. Faktem jest, że leśna droga zaznaczona na mapach WIG już zarasta. Tak samo droga gruntowa z Michowa do lasu zmieniła swój bieg po scaleniu gruntów w latach siedemdziesiątych. Tylko ostatni odcinek, pod lasem biegnie tak jak przed wojną. Z ust mojego przewodnika dowiedziałem się, że podobno podczas wojny niemal codziennie kogoś na cmentarzu grzebano. Wiedział to od swojej matki. Jak mówił Żydów zabijano "przy figurze", nie gnano ich do lasu. Ale chowano na cmentarzu. Wracając do bruzdy w ziemi. Domyślam się tylko, że to ślad po parkanie. Przewodnik mówił, że macewy stały tylko po jednej stronie bruzdy – wskazał północ. Wspomniał też o tym, że brano stad gruz pod budowę domów. Sam myślał, że chodziło o macewy ale prawdopodobnie to rozbierano parkan – stele przecież leżały na chodnikach w Michowie, w lesie zostało ich tylko kilka. Te informacje to dla mnie skarb. Bardzo jestem zadowolony z tego, że je poznałem.
Dalsza trasa to przejazd do Giżyc. Trochę ją sobie skróciłem. Nie wjechałem do samego Rudna tylko przebiłem się przez pola do Zofianówki – po deszczu dało się po tym piachu przejechać. W Giżycach zapędziłem się w pola. I… Wieprz wciąż zalewa łąki. Przejścia nie ma.
Bywałem już bliżej. Ale zawsze na drodze ta woda.
Teraz chciałem rozejrzeć się za cmentarzem ewangelickim w pobliżu Giżyc. Przed II wojną światową Kolonia Giżyce to było kilka domów stojących w pewnym oddaleniu od siebie przy polnej drodze. Kolonia istnieje nadal ale przy prostej drodze znajdują się dziś tylko dwa gospodarstwa. Droga przy której stoją przecinała drogę do Giżyc i wchodziła do lasu. Przechodziła obok poszukiwanego cmentarza. W zasadzie tylko domyślałem się jego istnienia. Nie został bowiem zaznaczony na mapach WIG. Za to w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich wspomniano o istnieniu kantoratu w Giżycach. Jak był kantorat to pewnie był i cmentarz. Sprawę nieco rozjaśniła mapa niemiecka sprzed 1919 roku. Na niej dzisiejsza Kolonia Giżyce nazywa się Giżyce Niemieckie i jest zaznaczony cmentarz. Tyle wiedzy biurkowej. Na miejscu zobaczyłem, że droga z Kolonii Giżyce nie przecina drogi asfaltowej do Giżyc. Teraz wjazd do lasu jest ok. 30 m dalej na wschód. Po wjechaniu, po 20 m drogi gruntowej stoi stalowy krzyż. Z drogi asfaltowej nie rzuca się wcale w oczy. Ale ktoś najwyraźniej upamiętnił dawny cmentarz ewangelicki. Lokalizacja pasuje tylko teraz droga gruntowa biegnie z drugiej strony cmentarza.
Czekał mnie teraz szybki powrót. Chciałem sobie drogę skrócić jadąc do Węgielców drogą gruntową z Krup. Po drodze mijałem zalane i ukwiecone łąki.
Dawno tędy nie jechałem, a na zakręcie były dwie drogi gruntowe. Zapytałem. I dowiedziałem się, że szybciej dojadę wybierając drogę zaczynającą się kilometr dalej – jest utwardzona. Faktycznie jadąc prost z Krup miałbym długie odcinki piachu przez który nigdy nie udawało mi się przejechać. Po drodze była wieś w której wjeżdżałem na drogę utwardzoną ciągnącą się do Węgielców w których zaczyna się asfalt. Pojechałem jak mówili. I mówili prawdę, a ja nigdy nie sprawdziłem dokąd biegnie dalej droga żwirowa zakręcająca w Ostrówku tylko pchałem się prosto przez piachy. W linii prostej miałem bliżej ale jechać się nie dawało.
W Jeziorzanach doskonale widać jak bardzo Wieprz wylał. Łąki pod wodą – zdjęcie zrobione z mostu.
A dalej pojechałem przez Blizocin, Sobieszyn, Sarny, Bobrowniki. Chciałem zdążyć przed zmrokiem. Jutro do pracy. Może dlatego zdecydowałem się pojechać drogą rowerową przez las do centrum miasta zamiast drogą główną. Chciałem zobaczyć czy może już nie ma pozimowego piachu. Czy na łąkach nad Kurówką są kałuże. Piach jest. Kałuż nie ma. A na ścieżce zdenerwowali mnie motocykliści. Już parę razy widziałem jakiegoś długowłosego blondyna (nastolatka) jeżdżącego tą ścieżką na skuterze. Nawet jak spotykał znajomych to podczas rozmowy nie zdejmował kasku i nie gasił silnika. Teraz jeszcze jechał z kolegą na drugim motorze. Ja wiem że dla dzieciaka tak jest bezpieczniej ale to nie jest droga dla motocykli (samochody też się tu trafiają ale rzadziej). Jechali w stronę przeciwną niż ja. Nie ustąpiłem. Jakoś przecisnął się skrajem (drugi jechał drugim pasem zrobionym chyba dla pieszych). Za następnym razem chyba walnę go w ten pusty kask żeby fiknął. Albo zatrzymam i zadzwonię po policję. W lesie na ścieżce rowerowej nie powinno go być. Nie powinny ryczeć silniki i nie powinny śmierdzieć spaliny. Tak mi się przynajmniej zdaje.