Kanonier Marciniak

W sobotę trasa przejazdu była zdeterminowana potrzebą ustalenia czy dobrze określiłem lokalizację cmentarza z pierwszej wojny światowej, o którym napisano na forum eksploratorzy.com.pl. Prognoza pogody wyglądała w połowie dobrze. Choć miał wiać porywisty wiatr słabnący w ciągu dnia to miało nie padać. Trafność prognozy mogę określić na 50%. Padało. Zaczęło zaraz po wyruszeniu. Byłem jeszcze we Włostowicach. Przestało na chwilę gdy przejeżdżałem przez Bochotnicę by znów zacząć podczas podjazdu drogą Bochotnica – Skowieszynek. Przelotne deszcze przeleciały mnie dwu i pół-krotnie. Pół bo trzeciemu opadowi brakowało energii wcześniejszych.

Do drogi byłem dobrze przygotowany. Miałem mapę i spis interesujących mnie cmentarzy wojennych znajdujących się w okolicach Poniatowej. Wszystkie cmentarze wg opisów znajdowały się przy polnych drogach. To jak one wyglądały po deszczy zadecydowało, że zrezygnowałem z poszukiwań i skupiłem się na tym jednym mnie interesującym – koło Wronowa. W Niezabitowie znów okazałem się jednak konsekwentnie niekonsekwentny i zjechałem na drogę polną skuszony znakiem miejsca pamięci narodowej. Po przejechaniu 1400 m znalazłem się w lesie przy mogile. Mogiła, a może tylko pomnik, upamiętniała zamordowanych w tym miejscu 1 listopada 1941 roku jeńców radzieckich w czasie drogi do obozu jenieckiego w Poniatowej.
Mogiła koło Niezabitowa

Błoto straszne, do tego jeszcze leżał tam i śnieg. To ponownie przekonało mnie by jednak nie zjeżdżać zbyt często z utwardzonej drogi. Pognałem więc dalej do Poniatowej by stąd ruszyć w stronę Bełżyc. Cmentarz powinien być gdzieś po drodze. A skoro odwiedził go ktoś spoza regionu to jak zakładałem powinien być dobrze oznakowany. Ale zanim jeszcze dotarłem do celu miałem do przejechania bardzo przyjemną trasę. W Poniatowej leciała wzdłuż rzeczki z wieloma małymi stawami. Po drugiej stronie drogi zauważyłem samotnego bociana w gnieździe. Idzie wiosna :)

We wsi Poniatowa (obok miasta Poniatowa) zobaczyłem jak się zaraz okazało pierwszy drewniany krzyż ze stojącym obok jego metalowym następcą. Ten drewniany w porównaniu z następnymi widzianymi był jeszcze w dobrym stanie. Tyle tylko, że opierał się o drzewo.
Poniatowa Wieś

Tu zapytałem spotkanych zakapturzonych chłopców o poszukiwany cmentarz. Początkowo chcieli mnie skierować w drugą stronę, do Poniatowej. Nie rozróżniali obu wojen światowych, a o obozie jenieckim zamienionym później w obóz przejściowy dla Żydów słyszeli. Gdy wyjaśniłem, że to dwie różne rzeczy jeden z nich przypomniał sobie o cmentarzu i wskazał kierunek w którym jechałem. I o to mi chodziło. Chciałem wiedzieć czy już go minąłem, czy jeszcze nie. Około kilometra dalej znalazłem szukaną tablicę. Wskazywała na zjazd w prawo do miejscowości Wronów informując o cmentarzu. Po kilkuset metrach nabrałem znów wątpliwości – droga rozchodziła się w dwóch przeciwnych kierunkach. Tu jednak był drogowskaz w formie znanej mi ze zdjęć widzianych wcześniej na forum. Zaraz skończyła się droga utwardzona i wjechałem do lasu. W lesie kolejny drogowskaz i już byłem na miejscu. Bez wskazówek cmentarz niemal nie do odnalezienia. Wrócę jednak na chwilę do drogowskazu.
Drogowskaz

Jego forma od początku wydawała mi się znajoma. Kojarzyłem go z Wojciechowem gdzie jest Muzeum Kowalstwa oraz są kuźnie artystyczne. I to było prawie dobre skojarzenie. Prawie. Bo takie tablice jak później odkryłem są w Bełżycach. Na nich są nazwy ulic. Wronów zaś znajduje się w gminie Bełżyce. Sam cmentarz jest na pewno tym o którym napisano na forum. Przy okazji robienia zdjęć zdygitaliowało się i moje odbicie.
Tablica informacyjna

Nie wszystkie jednak kwatery znajdujące się na tym cmentarzu powstały w 1915 roku. Obok żołnierzy państw Centralnych spoczywa tu jeden polski partyzant.
Partyzant

Brak daty śmierci. Brak nazwiska. Niewiele więc wiadomo. Kwatery żołnierzy poległych w 1915 roku wyglądają tak samo, posiadają jednak więcej informacji. Zwróciłem uwagę na grób kanoniera Val. (Waldemara?) Marciniaka. Pozostali nie mają polsko brzmiących nazwisk. Ale to i tak nieźle, że dane poległych przetrwały do dnia dzisiejszego. Jest przecież wiele cmentarzy z mogiłami bezimiennymi. Choćby opisany przeze mnie na eksploratorach cmentarz w Wysokim Kole. Ocenia się, że może tam spoczywać i 3 tys. poległych, a tylko dlatego, że w latach sześćdziesiątych jeden z mieszkańców spisał nazwiska z poprzewracanych krzyży znamy dziś 3 nazwiska. Mało. Ale dużo więcej niż na cmentarzach w Sosnowie (jeszcze go nie odnalazłem), w Górze Puławskiej, czy w Chodlu.

Po chwili zadumy ruszyłem w dalszą drogę. Najpierw do Bełżyc. Gdybym jechał drogą od Chodla przejeżdżałbym obok cmentarza żydowskiego. Przy tej drodze jest zaś cmentarz parafialny z zabytkową bramą. Nie zrobiłem jej zdjęcia, mam już jakieś w archiwum. Za to poprzednio nie zrobiłem zdjęcia Kopca Kościuszki, usypanego przez mieszkańców Bełżyc w 1910 roku. Z okazji dziewięćdziesięciolecia usypania kopiec wzbogacono o mały pomnik Naczelnika.
kopiec kościuszki

Błądząc poprzednio (w zeszłym roku) po Bełżycach trafiłem pod tutejszy zabytkowy kościół. Wtedy jednak było tu dużo ludzi. Dziś cisza, spokój. Mogłem pochodzić i porobić zdjęcia.
Kościół w Bełżycach

Na bocznej ścianie kościoła, za świerkiem, wypatrzyłem tablice pamiątkowe. Jedna Tadeusza Kościuszki. Pod nią „Szarugi” i członków jego oddziału AK.
Tablice w Bełżycach

O samym kościele jeszcze nic nie wiem. Trzeba będzie pogrzebać. Na pewno warto.

Z Bełżyc udałem się w kierunku Nałęczowa. Po drodze był Wojciechów. Choć nie raz tu byłem to jednak bardzo lubię oglądać tutejszy drewniany kościół otoczony solidnym i zawsze białym (jak pamiętam) murem.
Kościoł w Wojciechowie

O tym kościele już pisałem na forum tradytor.pl. Tak samo pisałem tam już o Ariańskiej Wieży w Wojciechowie.
Wieża ariańska

Właśnie ją modernizują. Nie wiem co robią w ziemi ale w samym budynku widać, że powiększono otwory okienne na pierwszym piętrze. Pewnie konserwator pozwolił, bo niby dlaczego by to robiono bez jego zgody?

Jedna rzecz w Wojciechowie mnie zaskoczyła. Przydrożny krzyż. Zawsze biały i przez to może uważałem zawsze, że jest kamienny lub murowany. Dziś zauważyłem, że wykonany jest z drewna.
Krzyż w Wojciechowie

Pogoda co prawda zrobiła się dawno słoneczna ale temperatura wciąż oscylowała wokół 12 stopni. Trzeba więc się trochę poruszać. Ruszyłem do Nałęczowa. Tam planowałem dotrzeć do wieży ciśnień. Jest dobrze schowana by nie było jej widać z uzdrowiska.
Wieża ciśnień w Nałęczowie

Stąd udałem się do Wąwolnicy. Jest tam kirkut, o którym bardziej się milczy niż pisze. Choć na tablicy informacyjnej wspomniano, że znajduje się na wzgórzu za tablicą to nie wiadomo jak tam wejść. Teren jest zabudowany. Płoty, domy. Udało mi się spotkać chętnego do pomocy mieszkańca jednego z domów. Poprosiłem go o pokazanie mi drogi na kirkut i żebym się nie zgubił zaprowadził mnie. Miło. Najpierw jednak wypytywał mnie po co chcę tam iść. Człowiek ten obawiał się, że chcę cmentarz w jakiś sposób zniszczyć. Podobno i tak jest zdewastowany. Nawet pomnik postawiony przez przybyłą z Izraela Żydówkę ku pamięci pochowanego tu jej ojca już jest zniszczony. Nie zdecydowałem się na wejście. Poczekam z tym na więcej zieleni i słońca. Skoro na zdjęciach nie będzie pomników to niech chociaż będzie ładna roślinność. Od przewodnika dowiedziałem się też, że wcześniej droga na kirkut prowadziła przez obecnie ogrodzone podwórka. Tam jest małe nachylenie terenu. Dziś można wejść tylko po stromym zboczu w lesie. Co do macew wspomniał, że zostały wykorzystane do wyłożenia kanału odwadniającego, czy ściekowego na rynku Wąwolnicy. Więc przepadły. Chyba, że ktoś je kiedyś wykopie ale czy wrócą na cmentarz? Muszę zapamiętać by pojawić się tu znowu pod koniec kwietnia lub na początku maja.

Dalsza droga przebiegała przez Drzewce (obok cmentarza wojennego), Klementowice, Pożóg, Końskowolę. Już słońce się chowało a ja zacząłem odczuwać zmęczenie. I nie mam planów na jutro. Prawie nie mam.