O szlachcie czynszowej wspominałem wcześniej. Wspomniał o niej też i J.I. Kraszewski w Wyjątkach ze szlachtografii, „Orędownik Naukowy” 1841, nr 36, s. 289 (podaję za D. Beauvois, Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914, Lublin 2005, s. 327)
Panowie radzi są czasem pożartować z kogoś, mieć przy sobie istotę bez konsekwencji, wygodną jak skórzana poduszka, która zda się na krzesło i pod głowę, istotę która za nich pójdzie, pojedzie, wykłóci się, napisze (jeśli potrafi), znosi im plotki z całego świata, milczy gdy milczą, uśmieje się, gdy się śmieją, pije, gdy piją i gra, gdy grają. Oni raz poświęciwszy się na życie pasożytów, umieją stać się potrzebnymi w domu zupełnie tak, jak niejeden sprzęt w pokoju, na któren właściciel prawie nie zważa, a jednak przykro by mu się zrobiło, gdyby go wyniesiono i postrzegłby ten brak zaraz.
Posesjonaci, czynszownicy, szlachta bez ziemi. W Rosji walczono z tą grupą przez lata dążąc do jej zdeklasowania i obciążenia podatkami z których zwolnieni byli panowie szlachta zweryfikowani pozytywnie przez urzędy carskie, na czele z Heroldią. W okresie nasilonej weryfikacji dochodziło do fałszowania drzew genealogicznych (co wychwycono), do wypisywania przez zgromadzenia szlacheckie dowodów szlachectwa grupowo. Machina carska powoli wszystkie te dowody weryfikowała i często odrzucała. Dochodziło do samobójstw po negatywnej weryfikacji (a przynajmniej przykład jednej szlachcianki, posesjonatki został zanotowany). W gruncie rzeczy szlachta, ziemiaństwo, dążyła do deklasacji biedoty jeszcze od czasów sprzed Sejmu Wielkiego. Teraz ten zamysł wcielili w życie Rosjanie. A kłopotliwość „posiadania” czynszowników przejawiała się w tak błahych sprawach jak płacenie podatków. Czynszownik, jako szlachcic mógł bez przeszkód podróżować, ale podatek od alkoholu płacił właściciel ziemi na której stał dom czynszownika. Chłopi, przywiązani do ziemi byli tu zdecydowanie mniej kłopotliwi.
Akcja z różnymi nasileniami trwała od początku XIX w. Momentami przygasała, kiedy indziej ruszała z kopyta. W 1838 roku Petersburg otrzymał raport urzędnika spod Żytomierza, który po raz pierwszy spotkał „szlachtę okoliczną”. Dotąd, choć pojawiała się w spisach była traktowana jako inaczej określona szlachta czynszowa. Tu do rąk ministrów trafiła definicja i tej grupy. Dokładne badanie całej tej grupy prowadzono do 1850 roku i jak zwykle w sprawach urzędowych prowadzonych w guberniach zachodnich, nie doprowadzono go do końca.
Zgłaszający swoim przełożonym odkrycie Masłow tak opisał mieszkańców okolicy:
żałosny to widok że ludzie pogrążają się w tak grubej ciemnocie, w rozpuście, nie różniąc się od miejscowego chłopstwa ani mentalnością, ani sposobem życia i nie podlegają podatkom, ani służbie rządowej, korzystając ze szlacheckich przywilejów. Chociaż przywileje te nadali polscy królowie nie mają one więcej racji bytu, ponieważ ludzie ci nic przez wieki nie dali państwu.
D. Beauvois, Trójkąt… s. 328-329
Dalej w raporcie Masłow informował o odnalezieniu pod Owruczem wioski liczącej ponad 1000 dusz w której wszyscy noszą to samo nazwisko. Wszyscy mówili językiem małorusińskim i mieli żyć biednie, godnie i czysto (z wyjątkiem zamieszkujących w kurnych chatach w lesie). To co odróżniało szlachtę okoliczną od czynszowników to posiadanie ziemi. Marna to była własność ale była.
J. I. Kraszewski opisał jedną taką wioskę pod Sernikami, liczącą 240 rodzin.
nie ma prawie ulic, każdy mieszka i buduje się gdzie chce na swoim zagonie, każda obórka w inną się stronę obraca, każdy dom gdzie indziej patrzy, każdy dziedziniec w inny bok się otwiera, prawdziwy obraz nieładu i swobody szlacheckiej. Wśród tego kafarnaum budowli, włóczą się postaci podobne wieśniakom z ubioru, a czasem z twarzy, kobiety bose, żółte, chude, dzieci półnagie – to są wszystko panowie.
J. I. Kraszewski, Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, t. 1 Wilno 1840, s. 53 za D. Beauvois, Trójkąt… s. 329
Ciekawe że opis tej nędznej kondycji ludzkiej autorstwa Kraszewskiego skupia się na klasie. W przypadku chłopstwa ten obraz nędzy już tak nie dziwił?
W dalszej części opisu Kraszewskiego D. Beauvois dostrzega być może ślad zaginionych gdzieś w dziejach bojarów putnych. Gdy Kraszewski zakłada ukrainizację biedoty szlacheckiej D. Beauvois pyta czy nie popełnia on błędu w swojej ocenie pochodzenia opisywanej szlachty.
Wszyscy są dziś wyznania greckiego, zabobony ich wspólne z chłopami, o których ocierają się, mimo duszy urodzonej przyjąć musieli od nich wiele mniemań i zwyczajów… szlachta mówi językiem ruskim chłopów wołyńskich, mieszając weń słowa polskie, a czasem i przysłowia stare, zabytek ich pochodzenia i ślad cywilizacji… Widok tych ludzi zajął mię i zaćmił zarazem. Stan ich barbarzyńskiej ciemnoty, a przytem pomieszane jakieś wspomnienia arystokratyczne lepszego rodu, duma w każdym ruszeniu i słowie, smutno od siebie i od ubóstwa ich odbijały. Przez jakież to koleje ci ludzie doszli do takiego stanu, takiej ślepoty…!
J. I. Kraszewski, Wspomnienia…, t. 1, s. 58 za D. Beauvois, Trójkąt…, s. 329
Dalej Kraszewski wspomina, że wszyscy ci ludzie używają tego samego herbu nadanego przez Bonę Sforzę ale nieobecnego w herbarzu Niesieckiego.
Badanie okolic Owrucza w 1839 roku pod kątem szlachty okolicznej wzbogaciło się o raport żytomierksiego gubernatora cywilnego:
zubożali szlachcie, ale żyją na swojej ziemi. Są tam, dla przykładu, 32 rodziny Biełoszyckich we wsi Biełoszyce, 38 rodzin Bolsunowskich wokół Bolsunia, 33 rodziny Biechów w Biechach, 27 Waszkiewiczów w Waszkowicach, 58 Kobylińskich w Kobylinie.
Gubernator oceniał liczby tej ludności na więcej niż 1100 rodzin (5987 dusz) w okolicach Owrucza, 63 rodziny w okolicach Łucka i 48 wokół Żytomierza.
CDIAU, Kijów, fond 442, opis 1, dieło 2508 za: D. Beauvois, Trójkąt… , s. 330
Ostatecznie szlachta z okolic Owrucza została zweryfikowana pozytywnie. Papiery miała w porządku i posiadała ziemię.
Ale doszedłem do miejsca w którym chcę opisać pewną analogię. Sam dałem się zwieść stereotypom na temat szlachectwa. Wielokrotnie przyjeżdżając przez wieś Niezabitów poszukiwałem śladów dworu, parku. Tymczasem jego istnienie jest wykluczone. Wieś przypominała opisywane wyżej okolice. Niezabitowscy posiadali małe działki ziemi i żyli jak większość włościan. Tyle tylko że posiadali wolność szlachecką i herb.
Wieś Niezabitów pojawia się w pismach w roku 1409 jako miejsce pochodzenia rycerza Drzewoznana. Z tego też okresu pochodzi jedyna wzmianka o dwóch kmieciach tam mieszkających. Później wszyscy mieszkańcy tego zaścianka są już szlachtą. Z czasem wszyscy przyjmują nazwisko Niezabitowski i herb Lubicz. W wieku XVII osoby używające nazwisko Niezabitowski w Niezabitowie nadal są większością mieszkańców. Powtarzające się imiona wymusiły używanie przydomków. Przeludnienie tej wsi i bieda skłaniała wielu Niezabitowskich do emigracji. Głównym kierunkiem był wschód. Tam wybiły się gałęzie litewska i czerwono-ruska. Ale to już nie ten temat. Więcej szczegółów o Niezabitowie w Dziejach Lubelszczyny na które powołuje się Samorządowy Portal Internetowy Poniatowej.
W I RP szlacheckiej mieli jeszcze prawo głosu i wyłączne prawo do posiadania ziemi, posiadali dowody szlachectwa, i byli w księgach zapisywani jako szlachta, wielmożni itp. część z nich dzięki wykształceniu piastowała urzędy i dawała awans swojej linii rodziny, i to właśnie różniło w sposób zdecydowany tą grupę społeczną, myślę, że w sposób zdecydowany od chłopów. W artykule wspomniane jest Niezabitowo, autor stwierdza, że linie, które awansowały to już zupełnie inny temat ja bym się z tym nie zgodził uważam, że to dalszy ciąg tego samego tematu. Jeżeli chodzi o te opisy, które są cytowane, XIX wieczne, to trzeba wziąć pod uwagę mentalność ludzi, którzy byli ich autorami. Chodzi o to , że traktowali szlachtę okoliczną, jak antropologowie czarne plemiona, które określali terminem dzicy, a dziś już wiemy, że takie określenia są nieadekwantne. Warto z tym polemizować bo nie ukazuje całej złożoności zagadnienia. Oświeceniowa Europa nauczyła specyficznego myślenia o obcych, autorzy zamieszczonych cytatów opisywanych mieszkańców wsi szlacheckich uważali za sobie obcych i dorabiali im często taką właśnie gębę, nie chcąc zobaczyć tego co stanowiło istotę tych społeczności, a zatem np. głębokiej pobożności, patriotyzmu, silnego poczucia wspólnoty, zaradności życiowej, znajomości pokrewieństw, znajomości medycyny ludowej, szacunku dla zamożnych ale także obrony własnego stanu posiadania, a często byli też na pasku zaborców albo zamożnego ziemiaństwa, które chciało tą szlachtę wykarczować by powiększać majątki bądź sprzedawać ziemie, powtórka z działu: budowa folwarku szlacheckiego w 16, 17 w. tylko wtedy karczowano chłopskie włóki, lub byli na usługach imperium, które starało się obniżyć liczbę szlachty, by ściągać podatki i pozyskiwac rekruta, wygodniejsze było zatem przedstawianie tej grupy jako złej, ciemnej, po to żeby wykorzystac tą dominację w przyszłym ustawodawstwie i działaniu, by legitymizować niszczenie tradycyjnej ostoi polskości chociazby.
Tekst w niemal w całości odnosi się do wieku XIX. Wspomniani Niezabitowscy z Niezabitowa koło Poniatowej przypomnieli mi się podczas lektury „Trójkąta ukraińskiego”. Zastanawiało mnie, że nie ma tam pałacu czy dworu.
Szlachectwo zwykle kojarzy się z zamożnością. To stereotyp który jak widać i w XIX wieku funkcjonował. Specyfika polskiej szlachty to także jej niezależność. Z tym brakiem przywiązania do władzy zmagali się wszyscy zaborcy.
Polecam Panu książkę Krzysztofa Ślusarka Bilina Wielka, to co jest w tej ksiazce ciekawego to min to ze zgodnie z tablicami prestacyjnymi i innymi danymi archiwalnymi w Bilinie mieszkali w wiekszosci Bilinscy i wiekszosci byla to szlachta spokrewniona ze soba ale byli wsrod nich tacy co mieli po kilkanascie wlok i dwory no bo przeciez mozna powiedziec ze wlascicieli np 150 ha mial dwor, i tacy Bilinscy ktorzy mieli po kilka morgow, a to w konsekwencji nie znaczylo wcale ze ci co mieli te kilkanascie morgow tak bardzo sie roznili od tych co mieli po kilkanascie wlok i czesto to ich potomkowie zajmowali wysokie pozycje spoleczne.
Moge dodac ze pokutuje w Polsce obraz dworow wcale nie tak czestych i nie tak rozpowszechnionych jak bylo w rzeczywistosci, w 17 w. czesto pan kilku wiosek mieszkal w niemal chacie drewanienej z kominem z lykow drewnianych ulepionym, i te zascianki byly czesto takim przedluzeniem tej starszej formy dworu. Mozna polecic ksiazke Malgorzaty Rozbickiej Siedziby sredniej i drobnej szlachty na polnocno zachodnim Mazowszu. To bardzo dobra merytoryczna lektura na temat zabudowan wznoszonych przez szlachte wlasciceli calych wsi czy ich czesci.