Głównym celem tego wyskoku był przejazd po gotowym już chyba odcinku S17. Ta trasa odciąży drogi którymi czasami jeżdżę przez Garbów, Markuszów i Kurów. Rowery miały być wpuszczane od godziny 10. Deszcz planowano na godzinę 11 lub 12. Wypadało więc przejechać szybko i wracać. Czyli przed dziesiątą najlepiej było pojechać na drugi koniec drogi tak by po niej wracać w stronę Puław. Tak przy okazji chciałem sprawdzić jak działa aplikacja Endomondo. Od początku wiedziałem, że nie będę w niej wciskać pauzy – zapomniałbym ją ponownie uruchomić. Do tego nie wiedziałem czy telefon złapie sygnał GPS leżąc w torbie i czy się nie rozładuje mu bateria (ładowana w piątek rano). Zacząłem od… ścieżki rowerowej, którą obiecywałem sobie nie jeździć. I rzeczywiście nie pojechałem. Dojechałem blisko jej końca w Bochotnicy po asfalcie. Podobno już można przejechać przez Bystrą na drugi brzeg. Ale ta ścieżka nie wygląda na skończoną.
Mówiono mi o jakiejś kładce po której przejeżdża się na drugi brzeg. Wszedłem na wał by sprawdzić jak to wygląda. Jest to najwyraźniej jeszcze teren budowy. Nie pojechałem tam rowerem.
Zawróciłem do drogi asfaltowej. Po drodze pojedyncze maki. Ale już jest ich wiele. To chyba znak, że wiosna się kończy.
W Bochotnicy skierowałem się na podjazd w stronę Opola Lubelskiego. Około 700 m. Nachylenie 7 % czyli bez górskich rewelacji. Spokojnie wspinałem się pod górę by nie paść przed szczytem. Na drodze do Niezabitowa też było kilka podjazdów ale już krótszych, prawie bez znaczenia. Tylko patrząc na znaki informujące o wybojach zastanawiałem się czy nie byłoby taniej stawiać znaki informujące o braku wybojów. Pewnie nie. Bo gdy odbiłem do Obliźniaka już miałem równy asfalt. Podobnie z Obliźniaka do Kolonii Niezabitów. Do Obliźniaka odbiłem z przyczyny oczywistej – nigdy tam nie byłem. Za to słyszałem kiedyś opowieść klezmera, który grał tam na jakimś weselu w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych. Mówił, że jest to zupełny koniec świata. Jak na koniec świata jest tam wręcz rewelacyjnie. Gdy dojechałem do drogi Poniatowa – Wąwolnica zwróciłem uwagę, że mam jakąś drogę na wprost. I znów: wjechałem bo nigdy tam nie byłem. Droga równa, wąska, kończy się na skrzyżowaniu z drogą gruntową. Ale tej gruntowej jest nagle może 40 m i znów asfalt do skrzyżowania z drogą Niezabitów – Bełżyce. To przy tej drodze, w Łubkach zauważyłem jesienią znak wskazujący zabytkowy dworek. Teraz tam pojechałem. I okazało się, że dworek widać z drogi tylko jego tył jakoś z dworkiem mi się nie kojarzył.
Front (szkoła, przedszkole):
Tył widoczny z drogi.
Kolejna miejscowość na trasie to Wojciechów. Tu jest już parokrotnie odwiedzana przeze mnie "wieża ariańska" z muzeum kowalstwa w którym jeszcze nie byłem (chyba). Z drogi którą jechałem tej wieży wiele nie widać.
A stałem robiąc to zdjęcie nieopodal figury przydrożnej która mnie intryguje. Brakuje na niej inskrypcji. Nie wiem więc kiedy została postawiona. Wydaje się jednak, że stoi na kopcu. Może tylko mi się zdaje. To chyba jakieś skrzywienie, że wszędzie doszukuję się cmentarzy. Ale będę musiał poszukać informacji bo ile razy tędy przejeżdżam tyle razy wraca pytanie: czy to nie jest cmentarz epidemiczny?
Jadąc z Wojciechowa w stronę Miłocina mijałem kilka patroli policji. Trzy samochody pojechały w tą stronę co i ja. Dwa w przeciwną. Nie wiem czy miało to związek z przejazdem do Nałęczowa większej grupy rowerzystów z Lublina. Mieli jechać. Mieli też przejechać siedemnastką ku której jechałem. Im bliżej Bogucina, tym więcej rowerów na drodze. Trochę się zaplątałem i musiałem przejechać przez Pociechę po uczęszczanej trasie 12/17 do Lublina. Ale nie daleko. W Bogucinie był wjazd dla rowerów na nową drogę. Wyczekiwaną od lat obwodnicę Garbowa, Markuszowa i Kurowa. Wjazd tylko dla rowerów . Ta cisza… To jej ostatnie dni w tym miejscu. Ekrany niewiele pomogą.
Budowniczy obiecywali piękne widoki. I one są gdy nie ma ekranów.
Wiedziałem, że w stronę przeciwną jechać będzie zorganizowana grupa rowerzystów z Puław. Mają na fejsie swój fanpage. Grunt, że wiedziałem i wypatrywałem znanych mi ze zdjęć twarzy. Zobaczyłem. Zrobiłem zdjęcie i podjechałem się przedstawić. W końcu to, że ich "lubię" na fejsie nic nie znaczy.
Może tłumów na trasie nie było. Ale i tak od pozdrawiania jadących można było się zmęczyć Nie wszyscy odpowiadali. Młodzi szosowcy tradycyjnie nie, również nastolatki "pci menskiej" w strojach cywilnych. I jeszcze kilku nie pasujących do tych kategorii. Jechało się bajecznie. Przynajmniej w tą stronę w którą jechać chciałem. Tylko na jednym łagodnym podjeździe zwolniłem do 28 km/h. A tak 31 – 37 km/h. Wiatr pchał. Jadący w przeciwną stronę mieli więcej czasu na oglądanie drogi i okolic. Ostatnie kilometry siedemnastki były przegadane. Dogonił mnie wyprzedzony wcześniej rowerzysta w kurtce z napisem MTB Mazovia i pogadaliśmy o szlakach w Górkach Parchackich. Mówił o jakimś planowanym rajdzie ale chyba nie chodziło o ten który już zaraz ma się zacząć lub już trwa. Jak myślę chodziło o jakąś grupę rowerzystów z Lublina. Polecałem mu szlak zielony ale zapomniałem dodać, że to szlak pieszy. Może się domyśli? On parę razy łączy się ze szlakami rowerowymi ale w innych chyba kolorach. Sam nie wiem. Nie planuję tras po szlakach. Czasami tylko zwracam uwagę na to, że te szlaki są akurat na mojej trasie.
Na zdjęciu powyżej jest przedostatni wiadukt. Jeszcze parę kilometrów i koniec gładkiego asfaltu bez samochodów. Mogliby więcej robić takich ścieżek rowerowych. Po uczęszczanej siedemnastce przejechałem ok. 100 m i odbiłem do lasu. Tam po 700 m drogi szutrowej też jest asfalt. I zielony szlak rowerowy. Wystarczyło te 100 m w towarzystwie samochodów bym nie zastanawiał się nawet nad przejazdem i przejściem przez błoto do drogi która wydała mi się równie dobra jak przejechane 27 km nowiutkiego asfaltu.
Wkrótce znów byłem na siedemnastce ale na krótko i na odcinku z poboczem. A później Borysów, Bałtów i jazda przez lasy. Niewiele tego. Trochę ponad 3 km. Może szlakiem rowerowym więcej ale wiele osób jeździ przez las skrótem. No i są te fajne rowerowe ścieżki obok dróg gruntowych w których rowery się zakopują.
Zapowiadany na okolice południa deszcz najwyraźniej się opóźniał. I całe szczęście. Z przeciwdeszczowych ciuchów miałem z sobą tylko kamizelkę nieprzemakalną jedynie od przodu. Już pod ciemnymi chmurami przejechałem obok Zakładów Azotowych i tradycyjnie jak w dni robocze ścieżką rowerową do miasta. Zaraz zaczęło grzmieć i może po pół godzinie spadł deszcz. Zdążyłem. Wielu rowerzystów dziś nie miało tyle szczęścia.
Co do Endomondo – telefon rozładował się dopiero w domu. Trasa złapana raczej poprawnie. Tylko ta średnia… Postoje też w nią weszły. Licznik roweru pokazuje, że rower poruszał się przez 4 godziny i 38 minut. Na dłuższe wyjazdy toto się nie nadaje. Telefon przyda się np do telefonowania – to funkcja na której najbardziej mi w nim zależy.