Samooczyszczenie

Tym razem na tapetę trafiły dwie książki. Właściwie książka i książeczka. Obie kręcą się wokół tematów opisanych przez Jana Tomasza Grossa w Sąsiadach i w Strachu. Jednak nie nawiązują do siebie nawzajem. Nie znają się.

Z 2007 roku pochodzi książka Marka Wierzbickiego Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim. Stosunki polsko-żydowskie na ziemiach północno-wschodnich II RP pod okupacją sowiecką (1939-1941). To wydanie poprawione i poszerzone. Nie sprawdzałem kiedy ukazało się wydanie I. Autor odnosi się bezpośrednio do Sąsiadów Grossa. Stawia Grossowi konkretne zarzuty, choć nie do końca sprawiedliwe sądząc po tym co sam napisał. Nawet stwierdzenie, że inne prace napisane pod wpływem Sąsiadów starają się usprawiedliwić sprawców zbrodni w Jedwabnem nie jest chyba trafione, bo sam też usprawiedliwia. Usprawiedliwia społeczność tego miasteczka, a winę przypisuje kilkunastu osobom i okupantom niemieckim. Zwalcza uogólnienia na rzecz szczegółowości. Tak jakby to warte było walki. Ostatecznie przecież i tak bez odpowiedzi pozostaje pytanie o odpowiedzialność zgromadzonych, którzy biernie się temu wszystkiemu przyglądali. Dlatego w książce tej nie uważam za jej mocną stronę ocen wyrażanych przez autora. Siłą tej pracy jest ukazanie w miarę możliwości szeroko serii wydarzeń w tej części okupowanej Polski, które prowadzą do stodoły w Jedwabnem.

Książkę nabyłem z ciekawości. Może niezdrowej ciekawości. Po wydanej przez Frondę książce spodziewałem się ataku na ustalenia historyków obarczających winą Polaków z Jedwabnego. Tu się zawiodłem, z czego jestem zadowolony. M. Wierzbicki rozpoczyna swoją narrację od września 1939 roku. Opisuje ruchy wojsk polskich i ich walki z Armią Czerwoną oraz z grupami komunistów prowadzących walkę partyzancką ze znajdującym się w sytuacji beznadziejnej Wojskiem Polskim. Większość rebeliantów walczących z bronią w ręku była pochodzenia żydowskiego. Oni też stanowią podstawę tworzenia nowej władzy i administracji na terenach zachodniej Białorusi. Na terenach tych przebywa też duża grupa uchodźców ze środkowej Polski. To też w większości społeczność żydowska. M. Wierzbicki widzi w tej ucieczce na wschód jedynie strach wywołany dokonaniami Wehrmachtu podczas zajmowania ziem RP. I chociaż zaznacza, że wśród uciekinierów znajduje się liczna inteligencja to jednak nie dostrzega, że ludzie ci znali też sytuację Żydów w samej Rzeszy. Choćby z prasy. Umyka mu też fakt nierównego traktowania Żydów w II RP. Wielokrotnie powtarzane przez Żydów słowa "Skończyło się wasze" nie mają odniesienia do przeszłości.

Dlaczego akurat Żydzi objęli władzę? Tutaj M. Wierzbicki wyjaśnia, że sowieckie władze nie mogły opierać się na Polakach. Pozostawali więc Białorusini i Żydzi. Ci drudzy byli lepiej wykształceni i zamieszkiwali głównie miasta. Ich niechęć do czasów II RP była oczywista (choć nie do końca chyba tak jest w odczuciu autora książki). W treści pojawiają się informacje o pomocy niesionej przez Żydów polskim ziemianom. Oczywiście przez Żydów, którzy przed wybuchem wojny utrzymywali z tymi ziemianami kontakty. A okres okupacji sowieckiej niesie wiele nieszczęść wszystkim mieszkańcom okupowanych terenów. Jedyną rekompensatą jest prawne równouprawnienie. Słowa rewanżu ze strony Żydów najczęściej pozostają bez odpowiedzi – za słowa nienawiści narodowościowej groziło 5 lat więzienia i z tego wszyscy zdawali sobie sprawę. Praca dla wszystkich – choć była jakimś rozwiązaniem dla rzeszy bezrobotnych przed wojną Żydów nie rekompensowała innych strat. Nacjonalizacja – uderzyła we wszystkich prowadzących prywatne przedsiębiorstwa. Zakaz uboju rytualnego, pracująca sobota – to ciosy wymierzone Żydom religijnym. Ciekawe, że choć autor opisuje te zdarzenia i parokrotnie zaznacza, że nie wszyscy Żydzi popierali władze sowieckie – to parokrotnie zdarza mu się wspomnieć o tym gremialnym poparciu by zaraz zaznaczyć, że jest to stereotyp powstały w oczach Polaków. Ostatecznie Żydzi przestają być potrzebni tak nowej władzy gdy przybywają zastępy pracowników ze wschodniej Białorusi. Zdarza się też że pracę otrzymują także Polacy, już mniej liczni i wciąż pacyfikowani. Ta normalizacja nie trwała długo. Wkrótce przecież miała wybuchnąć kolejna wojna. Trwają też akcje wysiedlania na wschód ludności niepewnej ideowo. Dotyka to polską inteligencję i ziemiaństwo oraz wielu żydowskich uciekinierów z terenów centralnej RP.

Do czego to wszystko zmierza? Do wytłumaczenia dlaczego doszło do masakr. Są tu więc opisy nadużyć władzy dokonywanych przez żydowskich milicjantów na ludności polskiej. A czytelnik ma uwierzyć, że to co później nastąpiło było odreagowaniem na te wydarzenia. Symbolem niech będą radosne powitania Armii Czerwonej w wrześniu 1939 roku (Żydzi) i przyjęte z ulgą (i też z radością) wkroczenie Wehrmachtu w 1941 roku (Polacy). Tylko by skomplikować ten stereotypowy obraz autor przytacza dla porównania opisy sytuacji na Wileńszczyźnie oraz pisze o rozkazie niemieckim dotyczącym postępowania na zdobytych terenach.

Na Wileńszczyźnie początkowo wszystko przebiega podobnie jak na Białorusi zachodniej. Sytuacja zmienia się diametralnie po wkroczeniu Litwinów. Od tego momentu zarówno Żydzi jak i Polacy stają się mniejszościami na takich samych prawach. W tym M. Wierzbicki dopatruje się przyczyny chętnie udzielanej sobie nawzajem pomocy. Wrogiem byli Litwini, a później Litwini i Niemcy.

Na świeżo zdobytych przez Niemców terenach przez kilka dni panuje sytuacja przejściowa – nie ma już władzy sowieckiej ani jeszcze nie ma władzy niemieckiej. W tej sytuacji dochodzi do wielu zbrodni. Nie są to jednak masowe mordy. Te mają się odbywać po wizycie oficerów niemieckich – dających ludności miejscowej czas na "rozliczenie się z Żydami". I tu ciekawostka. Ciekawostka z Radziłowa. M. Wierzbicki pisze bowiem:

Na obecnym etapie badań niewiele wiemy również o zbrodni na Żydach dokonanej trzy dni wcześniej, 7 lipca 1941 roku, w Radziłowie, odległym od Jedwabnego o kilkanaście kilometrów. Według relacji nielicznych świadków żydowskich, którzy przeżyli tę masakrę, już od momentu ucieczki wojsk i władz sowieckich w miasteczku rozpoczęła się seria samosądów, zbrodni i rabunków dokonywanych na Żydach przez bliżej nieokreśloną część ludności polskiej. Najprawdopodobniej rej wodzili byli więźniowie sowieccy, żołnierze polskiego podziemia i zwyczajni chuligani oraz bandyci. Ich pozycję w miasteczku wzmacniała pomoc, jakiej udzielili wojskom niemieckim w chwili wybuchu wojny.

Po kilku dniach znęcania się i terroryzowania radziłowskich Żydów przez "bliżej nieokreśloną część ludności polskiej" mieli do miasteczka przybyć gestapowcy i polecić przeprowadzenie likwidacji miejscowych Żydów. I aż szkoda, że M. Wierzbicki przerywa swoją narrację w 1941 roku. Tu bowiem można dopisać coś z innej książki, która nie jest opracowaniem historycznym.

W 2008 roku ukazała się książeczka Stefana Zgliczyńskiego Antysemityzm po polsku. Autor jest publicystą i dyrektorem polskiej edycji Le Monde diplomatique. Całość otwiera stwierdzenie z którym trudno jest się nie zgodzić. Zawiera ono w sobie popularne stereotypy, które nie zawsze są akceptowane w całości.

Polska jest krajem antysemickim. Jest również krajem katolickim. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy Polacy to antysemici lub katolicy. Albo że jedno i drugie. Znaczy to tyle, że antysemityzm, podobnie jak katolicyzm, zrośnięty jest od wieków z naszą tradycją, obrzędowością i wychowaniem.

S. Zgliczyński sięgnął w swojej książce do wielu opracowań związanych z tematem swojej książki. M.in. do pracy Anny Bikont My z Jedwabnego. Z tej pracy też zacytował następujący fragment:

Na tym terenie nie było zresztą organizacji podziemnej, która nie tolerowałaby w swoich szeregach ludzi mających na swoim sumieniu mordowanie Żydów. Różnica zdaje się polegać na tym, że w Narodowych Siłach Zbrojnych dyskwalifikował fakt ratowania Żydów i udzielanie im pomocy, gdy tymczasem Armia Krajowa udostępniała swoje szeregi i mordercom Żydów, i tym, którzy ich ratowali.

A. Bikont opisała przypadek mordercy Dory Dorogoj, członka AK który za pozwoleniem swojego dowódcy w 1945 roku zamordował brata i ojca wspomnianej Dory (podczas okupacji niemieckiej obaj się ukrywali). Meldunki likwidacyjne znajdują się w posiadaniu IPN-u. Mordercą kierowała chęć usunięcia świadków swojej zbrodni z 1941 roku. Jeśli Dora Dorogoj jest tą samą osobą o której M. Wierzbicki pisze "Froma Dorogoj" (młoda komsomołka) to morderca odciął jej piłą głowę, którą następnie dla zabawy kopał. I działo się to jeszcze przed pojawieniem się Niemców w Radziłowie.

Zgadzam się częściowo z wnioskami M. Wierzbickiego. Szkoda, że nie wyszedł w swojej pracy poza wyznaczone ramy czasowe. Może wtedy łatwiej byłoby mu używać słowa antysemityzm, którego zdaje się unikać. Nie unika zaś go S. Zgliczyński w swojej książeczce. Zarzuca antysemityzm niemal całemu społeczeństwu. Dostrzega jego przejawy na ulicach, na co dzień. Przykłady na pewno każdy sam by odnalazł. Żydzi są wciąż obecni w mowie potocznej i zawsze występują w znaczeniu ujemnym. Poziom antysemityzmu ma być w Polsce tak duży i niedostrzegany przez jej obywateli, że zaskakuje obcokrajowców. Gdy na wieść o kolejnej książce Grossa prezydent Kwaśniewski stwierdza, że znów w Polsce wzrośnie antysemityzm – budzi konsternację izraelskich dziennikarzy. Dlaczego bowiem książka w której historyk przedstawia przypadki antysemityzmu ma być przyczyną wzrostu antysemityzmu? Nielogiczne? Nie w Polsce. Za stan obecny zdaniem S. Zgliczyńskiego odpowiadają zarówno Kościół jak i elity intelektualne (pojawiają się odpowiednie cytaty z wypowiedzi hierarchów i innych znanych osób publicznych). Nie dość, że nie próbują zwalczać tego zjawiska to same używają języka antysemitów. Korzeni ideologii antysemickiej Zgliczyński doszukuje się w pracach Dmowskiego i w mniejszym stopniu Konecznego. Wielu ideologów prawicowych zaprzecza istnieniu w Polsce antysemityzmu. Powołują się przy tym na przykład na żydowskie pochodzenie premierów III RP – ręce opadają.

Zgliczyński cytuje wiele fragmentów artykułów napisanych przez polskich antysemitów i opublikowanych w pismach tak prawicowych, że aż mi nie znanych z tytułów. Przypadek Bubla pominę – ten człowiek jest chory z nienawiści i nie tylko S. Zgliczyński dziwi się, że jeszcze L. Bubel może publikować swoje pisemka i książeczki. Z tym, że właśnie ta zgoda na istnienie tego zjawiska jakim się stały wydawnictwa Bubla jest charakterystyczna dla współczesnej Polski.

S. Zgliczyński sięga też do tematu oskarżeń o antysemityzm wysuwanych przez Izraelczyków wobec osób krytykujących politykę państwa Izrael. Być może właśnie groźba oskarżenia o bycie antysemitą sprawia, że politycy nie chcą krytykować posunięć antypalestyńskich? Nad tym też się zastanawiałem. Strasznie łatwo jest być nazwanym antysemitą gdy się krytykuje to państwo. Jest oczywiście środowisko rzeczywiście zgadzające się z polityką dyskryminacji Palestyńczyków w Izraelu. To to samo środowisko, które twierdzi, że w Polsce nie ma antysemityzmu. Nacjonaliści zawsze dobrze się dogadywali.

A masakry na ziemiach okupowanych przez sowietów od 1939 roku wpisują się w to, o czym napisał Lech M. Nijakowski w artykule Kiedy krwawa plama staje się białą. Polityka pamięci związana z masakrami XX wieku (w:) Współczesne Społeczeństwo Polskie wobec Przeszłości, T. 4 Pamięć zbiorowa jako czynnik integracji i źródło konfliktów, pod red. A. Szpocińskiego. W przypadku tych zbrodni mamy do czynienia z niemal wszystkimi chyba opisanymi przez L.M. Nijakowskiego strategiami mającymi ukryć winę i uporać się z traumą ofiar. Jedni bowiem informacjom o masakrach zaprzeczają lub je minimalizują, inni przerzucają odpowiedzialność na innych, jeszcze inni dokonują racjonalizacji pisząc i mówiąc o zmuszeniu do zbrodni. Rzadziej opisuje się te masakry (lub wcale) jako dopust boży, demonizuje się sprawców ("Prawdziwy czarny anioł śmierci w nienagannie wyprasowanym mundurze"). Nie słyszałem tylko o "syndromie sztokholmskim" w tej sprawie. U M. Wierzbickiego widzę nade wszystko próbę racjonalizacji zbrodni. W wielu jednak miejscach zdaje się on wskazywać na to, że ofiary same są sobie winne ponieważ wcześniej źle się zachowywały. Ponieważ "zdradziły Polskę".

Moja ocena jak i opisane dwie książki nie są obiektywne. W przypadku pracy M. Wierzbickiego jest to zarzut. Ale i tak polecam tą książkę zainteresowanym tym zagadnieniem. Nie czytałem dotąd tak obszernego opracowania poświęconego okupacji sowieckiej.

duch i krew

Obelżywe słowa, prześladowania ani nie wzbudzają miłości ani nie przekonują tych, wobec których są stosowane. Miłość wyzwala i wywyższa tego, który wyświadcza dobrodziejstwa i tego, który się tym dobrodziejstwem cieszy. W Średniowieczu nie dochodzi do wypowiedzenia ze strony Żydów słowa żalu za ogromną tragedię; Krzyż rozkłada ramiona by rozdzielić, bardziej niż by złączyć w imię miłości i bólu, które bratają i przebaczają

Na próżno wrzuca się w płonące na placach stosy księgi; w ten sam sposób wprowadzani są na stosy męczennicy. Płomienie pożerają zarówno ciała, jak i kartki papieru, ale przekonania i wiara pozostają.

Średniowiecze pozostawiło po sobie wspomnienie stosów. Z upływem czasu coraz częściej płoną na stosach same księgi. A wynalazek druku przyczynia się, do wzrostu dochodów drukarzy drukujących palone co rusz księgi. Wspomniał o tym w książce Mesjasze György Spiró. Cytat powyższy pochodzi zaś z Historii antysemityzmu Eugenio Zolli.

Antysemityzm z definicji łączy się z nacjonalizmem. Nie zastanawia się nad religią. Sięga do krwi, do ciała. Jego początki pojawiają się w wieku XIX. Trudno jest więc antysemityzmem nazywać nienawiść do wyznawców judaizmu i ich religii. Bez religii ta nienawiść wisi w próżni. Wiek XIX zrodził nacjonalizm, a ten zawsze potrzebuje wroga. Wiek XIX przyniósł też emancypację Żydów w krajach niemieckich i w Cesarstwie Austo-Węgierskim . Proces ten nie przebiegał bez oporów. Przyznawane prawa były cofane i znów przyznawane. Na drodze emancypacji stanęli antysemici.

W Cesarstwie Niemieckim na drodze emancypacji stanął nadworny kaznodzieja Adolf Stöcker (czytałem o nim wcześniej w eseju Antysemityzm w Cesarstwie Niemieckim w latach 1871-1914 autorstwa Wernera Jochmanna). Jego dziełem było przekształcenie Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Społecznego w Partię Chrześcijańsko-Społeczną. W licznych pismach inspirowanych jego działalnością i przez niego wspieranych przypisywano Żydom stworzenie liberalizmu. Partia Stöckera zwalczała ruchy liberalne i socjaldemokrację. W Cesarstwie Austro-Węgierskim podobną rolę odegrał deputowany do wiedeńskiego parlamentu Georg von Schönerer (wnuk Żydówki). Idee tych ludzi nie były wspierane przez władców, a nawet z nimi walczono. Jednak zasiane przez nich ziarno padło na podatny grunt. Ten antysemityzm był nie tylko złączony z nacjonalizmem ale też był częścią systemu politycznego, wielopartyjnego. Polityka i nacjonalizm nie potrafią się obyć bez podbudowy ideologicznej. Zolli wskazuje tu na takich filozofów jak: Fichte, Nietzsche i Hegel.

"Jeżeli pewne prądy myślowe nagle wyparły się zależności od narzędzi logicznych, od rozumu – mówi Huizinga – działo się tak zawsze na rzecz czegoś co znajdowało się ponad rozumem. Kultura, która dzisiaj chce nadawać ton, nie tylko ma zamiar obejść się bez rozumu, ale również bez tego, co pojmowalne, na rzecz czegoś, co znajduje się poniżej rozumu, a mianowicie na rzecz impulsu, instynktu. Opowiada się za wolą, nie w sensie Jana Dunsa Szkota, które przyporządkowywało jej jako obiekt wiarę, ale jako wolę władzy, ziemskiej władzy, dla bycia, dla krwi i ziemi, zamiast dla wiedzy i ducha". Ludzie, którzy biorą udział w wielkich ruchach społecznych i politycznych, wyobrażają sobie swoje przyszłe działania za pomocą obrazów wojennych, systemu obrazów, który wymyka się analizie, i którego nie można rozłożyć na części pierwsze, trzeba go więc traktować jako jedność siły historycznej. Obrazy bitew zapewniają tryumf sprawy, trzeba jednak unikać porównywania dokonanych faktów z początkowymi wyobrażeniami.

Tak więc dzieło historyczne przedstawia się w umyśle temu, kto przygotowuje się, by go dokonać, jako seria obrazów bitew, a ponieważ są one obrazami, nie mogą więc być poddawane krytycznej ocenie rozumowej. Tak rozpoczęty ruch toczy swój bieg, kończąc go w jakiejś rzeczywistości historycznej, której to z kolei nie można zestawiać z początkowymi obrazami. Trzeba takiego porównania unikać. Tak oto wyeliminowany zostaje kolejny czynnik racjonalny. Razem z nim znika również związek przyczynowy. Wydarzenia historyczne biorą swój początek z czynnika irracjonalnego, przebiegają w łasce aktu wiary w ten czynnik i wypełniają się bez udziału rozumu.

Nie ma więc od XIX wieku reguł? Idee są irracjonalne i prowadzą do innych wyników niż zakładano na początku? O początkach się zapomina. Huizingę znam z pięknej Jesieni średniowiecza. Zolli korzystał z jego późniejszego Kryzysu cywilizacji. Ten obrazkowy przebieg realizacji idei dziwnie pasuje mi do dzieła syjonistów. To co miało być dziełem niesienia kultury i oświaty mieszkańcom Palestyny zaistniało jako państwo odrzucające całkowicie prawa Palestyńczyków. O idealistycznych początkach zapomniano albo nie należy pamiętać.

Zolli parokrotnie cytuje mało znanego chyba w Polsce filozofa klasyfikowanego jako wybitnego przedstawiciela niemieckiego pozytywizmu – Friedricha Jodla (1849-1914). W krótkiej notce zamieszczonej w przypisie wyczytać można że:

Wychodząc z założenia, że współczesna nauka zniszczyła zupełnie, albo w najbliższym czasie zniszczy podstawy tradycyjnej religii, że starożytny teocentryzm będzie musiał w konsekwencji ustąpić miejsca etycznej koncepcji świata o charakterze antropocentrycznym, i że nie ma żadnej wystarczająco mocnej siły, która mogłaby podporządkować narody autorytetowi ani historycznej wiary ani racjonalnej religii, wyraża nadzieję na moralną i religijną odbudowę społeczeństwa, opartą na nowej religii całkowicie pozbawionej jakiejkolwiek formy mitu.

Religia taka jeszcze nie powstała ale istniały nieudane próby zniszczenia religii (komunizm).

Byłoby fałszem wierzenie, że można robić politykę opierając się na pewnej, idealistycznej sprawiedliwości. Trzeba było skończyć z tą śmieszną fantazją.

Słowa te wg Huizingi wypowiedział Komisarz Sprawiedliwości Rzeszy. Jodl także uważał, że sprawiedliwość nie jest częścią dziejów historycznych. Utylitaryzm zastąpił etyczno-religijną koncepcję państwa, która mówi(ła), że:

państwo ma za zadanie zapewnienie wolności jednostki, która ograniczona jest etyką, i w konsekwencji, porządkiem społecznym, który również opiera się na moralności.

Nadszedł czas na trzech wcześniej wymienionych myślicieli:

Nietzsche wywyższył do rangi boskiej człowieka rządnego władzy. Fichte uczynił to samo z Narodem, "ponieważ to właśnie przez naród ukazała się boskość" w człowieku. Lud jest tą grupą ludzi, w której "jest boskość" żywa i działająca. Państwo jest obrazem samego Boga. Hegel naucza doktryny Państwa-Boga. Państwo jest "rzeczywistością fundamentalnej wolności (…), elementem racjonalnym samym w sobie i dla siebie, jest ono "celem samym w sobie, absolutnym"; jest ono wręcz istnieniem, w którym "wolność osiąga swoje największe prawo". Państwo jest "dla Boga zejściem do świata".

Niektóre teorie mówią, że najpierw powstał naród. Dopiero naród stworzył państwo. Założeniem z którego się tu wychodzi jest państwo narodowe które nie może istnieć bez narodu. W ujęciu nazistowskim naród jest rasą. Rasę definiują na podstawie cech somatycznych. Nie ma w tej definicji miejsca na kulturę i jest tylko fizyczność. Hans Günther (antropolog z Jeny) zaznaczał by nie mylić pojęcia ludu z narodem. Lud w jego ujęciu to mieszanka ras. To on został określony Papieżem nauk o rasach. Sławił wszystko co nordyckie. Stwierdzał też, że w krajach niemieckich maksymalnie 10% ludzi posiada czyste cechy nordyckie. Jego zdaniem należało oczyścić naród z wpływów człowieka orientalnego.

Cechy człowieka orientalnego to: brak godności, brak honoru, aferzysta, demokrata, ma zwierzęce odruchy, opóźniony, rodzi się niewolnikiem i niewolnikiem umiera, człowiek stadny.

Cechy człowieka nordyckiego to: elegancka twarz, smukła sylwetka, blond włosy, jasna skóra, pod którą płynie boska krew, naturalne zachowanie, głodny ideałów, sprzeciwiający się merkantylizmowi, poszukujący zadań, które wykraczają poza własny interes, miłość do ryzykownych zadań, do heroizmu, urodzony arystokrata, typ człowieka przywódcy.

"Przywódca czy Führer – zgodnie z syntetyczną definicją Messineo – to człowiek, w którym bardziej niż w innych wciela się ideał rasy nordyckiej, w którym Boska krew pozostawiła swoje najlepsze związki". Jego wola, która nie ma żadnych ograniczeń, poza jego własnym sumieniem, jest prawem, ponieważ jest ona niezawodna. "Treść myśli prawnej trzeciej Rzeszy – stwierdza Frank – polega na władzy nad ludem, zgromadzonej w rękach jednego człowieka, a jedynym ograniczeniem jest jego własne sumienie". Tak samo: "Wola Führera musi być podstawą naszego systemu prawnego". Podobnie: "W zakresie prawa publicznego trzeciej Rzeszy nie istnieje pozycja niezależna od zasadniczej woli Führera". Göring: "My (narodowi socjaliści) wierzymy, że Führer jest niezawodny we wszystkich kwestiach dotyczących moralnych i społecznych spraw ludu". Tak samo: "Obecnie słowo Führera, oraz wszystkich jego bezpośrednich współpracowników, jest warte więcej niż jakiekolwiek zdobyte i legalnie określone prawo". Socjolog Hans Freyer: "Państwo, żeby naprawdę istniało wśród innych państw, potrzebuje wokół siebie strefy zdobyczy. Musi zdobywać, by istnieć". W okresie zawieszenia broni, nazywanym pokojem, Państwo musi ciągle wyczekiwać powrotu swojej normalnej rzeczywistości, czyli wojny. Oswald Spengler: "Historia ludzkości w okresie rozwiniętej cywilizacji, to historia sił politycznych. Wojna jest formą tej historii. Również pokój jest jej częścią. Jest on prowadzeniem wojny przy pomocy innych środków (…)". Podobnie: "Człowiek jest dzikim zwierzęciem… (…) Bestie z wyższych klas są szlachetnymi stworzeniami w dokładnym znaczeniu tego słowa, obce są im kłamstwa ludzkiej moralności opierające się na słabości". Carl Schmitt: "Wszystkie naiwne teorie polityczne uważają człowieka za złego, czyli za problematyczne, wprost niebezpieczne i dynamiczne stworzenie".

Skąd to wszystko się wzięło? Zolli szukając źródeł doszedł do antyku i arystotelesowskiego stwierdzenia: Człowiek jest zwierzęciem społecznym. W świecie antycznym zwracano uwagę na "czystość krwi" tak w miastach demokratycznych jak i w Sparcie. Sparta jest tu przypadkiem szczególnym. Spartiaci zorganizowani byli wciąż na sposób wojskowy. Nie dopuszczali do "mieszania swojej krwi" z krwią ludności okolicznej. Cnoty wojenne stawiali tak wysoko, że jak zwraca uwagę Zolli jedyni dwaj Spartiaci, którzy powrócili spod Termopil zostali przez społeczność odrzuceni – zupełnie niehonorowo przeżyli. Idealizm helleński został zmieniony w idealizm germański. Człowiek jest istotą społeczną ale w społeczeństwie liczy się tylko gdy jest w granicach swojego państwa narodowego/rasowego. Poza nim może być tylko niewolnikiem. Tak więc naziści postawili sobie za cel odtworzenie czystej rasy nordyckiej. W tym celu musieli oczyścić swoją krew. A zacząć od wypędzenia nosicieli wszystkich cech negatywnych. Czyli Żydów. Odrzucili chrześcijaństwo ponieważ czciło Chrystusa którego śmierć na krzyżu była oznaką słabości i uległości – a to są cechy "orientalne" czyli semickie.

W dalszej części książki Zolli rozważa pochodzenie rasy semickiej sam jednak już wcześniej dał do zrozumienia czytelnikom że poszukiwanie cech określających rasę to droga prowadząca na manowce. Nie ma czegoś takiego jak rasa semicka, czy rasa nordycka. Na samym końcu pracy podaje krótkie informacje o działaniach podjętych przez Kościół w celu ratowania Żydów. Nie podaje wprost odpowiedzi na pytanie: czym jest antysemityzm. I nie robi tego chyba celowo. Nie można bowiem zdefiniować czegoś tak irracjonalnego inaczej niż nienawiść do "obcych", która była niezbędna nazistom by utrzymać się u władzy. A wcześniej do zdobycia tejże władzy.

powszechnie to wiadomo

Powszechnie wiadomo, że raz do roku (wg innej wersji – raz na siedem lat) Żydzi zabijają Greka i zjadają jego trzewia. Pisali o tym starożytni Grecy. A przeczytał Eugenio Zolli i przypomniał w pracy "Historia antysemityzmu". I to wcale nie są jedyne oskarżenie wysuwane wobec wyznawców judaizmu. Częstym oskarżeniem był ateizm. Związane to było z brakiem posągu boga w świątyniach żydowskich. W Egipcie czasami dodawano jednak jeden posąg jako przedstawienie boga Żydów. Był to posąg osła. By wyjaśnić dlaczego akurat osioł trzeba sięgnąć do mitologii egipskiej. Seth – zabójca Ozyrysa – w swojej najpotworniejszej postaci (miał ich wiele jak i inni egipscy bogowie) ma właśnie postać osła. Przekładając to na dzisiejsze wyobrażenia – oskarżano Żydów o oddawanie czci diabłu. Ale z Egipcjanami problem był jeszcze inny. Składanie ofiar ze zwierząt zawsze było sprawą delikatną przy tak bogatym panteonie wyposażonym w postacie zwierzęce. Zawsze ktoś mógł uznać (i zwykle uznawał), że w ofierze składa się jednego z bogów egipskich.

Te oskarżenia zawsze miały podtekst religijny. Tak było w starożytności. Tak było i w średniowieczu w Europie. Okres prześladowania chrześcijan też można tu włączyć. Chrześcijaństwo było traktowane początkowo jako herezja judaistyczna. Jednak w przypadku chrześcijan już zjadanych Greków zastąpiły zjadane dzieci i picie ich krwi (te oskarżenia powrócą ale użyte przez chrześcijan przeciwko Izraelitom). Ciekawe, że można w dziejach Europy odnaleźć okres w którym o prześladowaniach Żydów się nie mówi. Może tylko brakuje źródeł? Wydaje się jednak, że do XII wieku panuje względny pokój w stosunkach między religiami. Religiami. To ważne. Sama nazwa "antysemityzm" odnosi się bowiem do nacji semickiej. To pojęcie w tych czasach jeszcze nie istniało.

Poza tymi oskarżeniami o rodowodzie starożytnym E. Zolli wymienia też przypadki prześladowania Izraelitów. Wnioski jakie wysnuwa z tych przypadków nie dowodzą istnienia w starożytności szczególnej nienawiści do Żydów. Burzenie świątyń, wypędzenia – mają zawsze podtekst polityczny. Podobne nieszczęścia spadały na ludy wśród których żyli Żydzi. Dziel i rządź to idea znana i stosowana od dawna.

Autor nie poprzestaje na tych negatywnych opisach i zdarzeniach. Wymienia też z gruntu inne przykłady wysokiej oceny myślicieli żydowskich czy przyciągania judaizmu tak odmiennego od dość powierzchownego politeizmu antycznego. Nie zawsze jednak trafiało do przekonania politeistów to, że Żydzi nie muszą otaczać religijną czcią wizerunków cesarzy i wystarczy, że składają w ich intencji ofiary w swojej świątyni.

Nie napisałem nic o autorze tej książki. Zapoznanie się z biogramem zostawiłem sobie sam podczas lektury na koniec. Jak wspomniałem w innym poście książka nie budziła mojego zaufania. Nie tylko ze względu na wydawnictwo. W przedmowie zaznaczono, że książka napisana jest w języku już przestarzałym. To mógłbym pochwalić gdyby chodziło o zachowanie wierności oryginałowi. Jednak uporczywe używanie określenia "ariański" gdy powinno być "aryjski" skłania mnie do myśli, że to nie jest wierność przekładu. Podobnie "syjoński" zamiast "syjonistyczny", a na koniec królestwo/państwo "nordyckie" gdy chodzi o starożytne państwo Izrael leżące na północ od Judei. Ze szkoły pamiętam, że przed przystąpieniem do lektura warto sprawdzić czy książka posiada indeksy (osobowe, rzeczowe). "Poważne" opracowania je posiadają. To już jest tradycja. Ta książka posiada na końcu jedynie reklamy innych publikacji z wydawnictwa "Bratni zew".

W przedmowie zaznaczono też, że autor pisząc książkę nie słyszał jeszcze o genocide dokonanym przez nazistów na Żydach. Nie wiem czemu ta uwaga ma służyć. E. Zolli pisał książkę będąc samemu Żydem, po napisanie przyjął chrzest. Nie sądzę by miało to wpływ na treść książki. Treść której ciężar rośnie w miarę czytania.

W XII wieku w Europie zachodzą zmiany. Kościół podejmuje dzieło chrystianizacji Izraelitów mieszkających wśród chrześcijan. Jednocześnie zmusza się ich do noszenia wyróżniających znaków lub elementów odzieży (Zolli nie wysuwa z tego wniosku, że Żydzi niczym nie wyróżniali się spośród innych mieszkańców miast – nie to jest obiektem jego zainteresowania). W Anglii oskarżono Żydów o rytualne zabójstwo – pierwsze oskarżenie z serii która ciągnąć się będzie aż do końca XIX wieku. Akcja misyjna prowadzona przez Kościół wśród Żydów przybrała formę co najmniej dziwną. Wymyślono bowiem, że będą to dysputy religijne. Były to dysputy publiczne, którym przysłuchiwać się mieli przymuszeni do tego wyznawcy judaizmu. Po przegranej dyspucie (innego wyniku nie brano pod uwagę) wyznawcy judaizmu mieli przyjąć chrzest. W przeciwnym razie groziła im śmierć. Po stronie chrześcijańskiej wielokrotnie stawali konwertyci. Ich oponenci zaś często wybierali emigrację by uniknąć kar. Celem emigracji nie raz była Palestyna. Tam też kończyli żywot wybitni europejscy talmudyści.

Cała rzesza konwertytów przedstawiona w książce Zolli przedstawiała sobą przeróżne postawy. Obok uczonych byli wśród nich i ludzie rzucający bezpodstawne oskarżenia, których obalenie było niemożliwe w obliczu indolencji w tym temacie ich patronów. Wbrew zaleceniom Rzymu decydowano się często na przymusowe chrzty. Opornych zabijano. Wiele nowych "nawróceń" było czysto pozornych. Na Półwyspie Iberyjskim powstał liczna grupa marranów – oficjalnie chrześcijan potajemnie jednak pozostających przy dawnej wierze. Ostatecznie rozwiązania siłowe które prowadziły do fałszywych nawróceń Rzym potępił. Wciąż jednak obracano się wokół zagadnień religijnych. Zolli zalążki zmiany podejścia dostrzegł w dziejach filozofii.

Dlaczego w filozofii? Tu już musiałem zapoznać się z biogramem autora książki.

Eugenio Israel Zolli urodził się w Brodach (tereny dzisiejszej Ukrainy) 17 września 1881 r., jako najmłodszy z grona licznego rodzeństwa. Po krótkim okresie nauki we Lwowie przeniósł się do Florencji, gdzie podjął studia najpierw w Istituto di Studi Superiori (Uniwersytet publiczny), a następnie w Collegio Rabbinico Italiano we Florencji, kontynuując w ten sposób starą, rodzinną tradycję. Ukończył studia w zakresie filozofii, a jego zainteresowania skierowane były w stronę rodzącej się nauki o psychoanalizie. W 1911 roku został mianowany wice-rabinem w Trieście, a następnie naczelnym rabinem. Poza działalnością rabina zajmował się nauczaniem języka żydowskiego i literatury żydowskiej na Uniwersytecie w Padwie. Od 1911 r. opublikował wiele artykułów i monografii. Dwie najsłynniejsze książki jego autorstwa to Israele (1935 r.) i Nazareno (1938 r.). W 1939 ro. został mianowany naczelnym rabinem i dyrektorem Kolegium Rabinów w Rzymie. Po wyzwoleniu w lutym 1945 r., poprosił o udzielenie mu chrztu i przyjął imię Eugenio. Zmarł w Rzymie 2 marca 1956 r. W 2004 r. została opublikowana jego autobiografia Prima dell’ Alba.

O nowoczesnym antysemityzmie i gdzie szukał Zolli jego źródeł napiszę nieco później. Nie chcę tego zepsuć, za bardzo mnie wciągnęło.