Cmentarze wojenne w Guzowie

Cmentarze wojenne w Guzowie

Guzów w opisach wydarzeń roku 1915 znajduje się w cieniu Bolimowa. Tereny te podobnie jak na froncie zachodnim okolice Ypres w 1915 roku były miejscem prowadzenia eksperymentów. Eksperymentów okrutnych. Nie ma tu bowiem miejsca na prowadzenie ofensyw, ataków, zdobywanie terenu. Z prostej przyczyny. Niemcy część sił przenieśli na inny teren działań by wspomóc swojego sojusznika. Działania prowadzone pod Bolimowem i pod Ypres miały ten fakt ukryć przed przeciwnikami.

Na zdjęciu dzwon w Bolimowie wykonany z pojemnika na ciekły chlor (tak przynajmniej mówią na miejscu)

Obrazek

Pokaż Cmentarze I wojny światowej na większej mapie

Po ustabilizowaniu się frontu w okolicach Bzury powstały tu podobnie jak na zachodzie Europy rozbudowane linie obronne - po kilka linii okopów, umocnienia. Jeszcze nie opracowano skutecznej metody pokonywania tego typu przeszkód. Przecież ta wojna rozpoczęła się pod znakiem śmiercionośnej broni maszynowej. Raz zajęte pozycje zabezpieczone przed dojściem piechoty wydawały się nie do zdobycia. Jedyne co można było zrobić to umocnienia, okopy i ludzi zmielić bombardowaniem artyleryjskim. Ponieważ najważniejszym czynnikiem był w linii obrony człowiek Niemcy postanowili skupić się na jego wyeliminowaniu. Miały w tym pomóc środki chemiczne. Najpierw zastosowano gaz łzawiący w pociskach artyleryjskich. Pod Ypres może źle celowano, może wiał silny wiatr i rozproszył gaz? Dość, że alianci nie zauważyli użycia nowej broni. Zwłaszcza, że by ukryć fakt użycia pocisków z gazem strzelano nimi podczas nasilonego klasycznego ostrzału artyleryjskiego. Podobnie zrobiono pod Bolimowem. W lutym, podczas silnych mrozów. Z powodu panujących temperatur gaz z pocisków uwalniał się powoli. Za wolno by powstała skuteczna chmura. I chociaż huraganowy ostrzał artyleryjski, maskujący i tutaj użycie pocisków z gazem dokonał ogromnych zniszczeń linii obronnych nie zniszczono, okopów armii carskiej nie zdobyto. Liczba ofiar jednak na pewno nie była mała. Już wtedy funkcjonowały szpitale w Guzowie i w Żyrardowie. Powstawały też wtedy cmentarze.

Wykorzystanie środków chemicznych w działaniach wojennych bardzo interesowało jednego z niemieckich naukowców. Profesor Fritz Haber, twórca metody syntezy amoniaku za którą w 1918 roku dostał nagrodę Nobla forsował pomysł użycia ciekłego chloru. Gaz miał być uwalniany z pojemników i z wiatrem w postaci chmury wędrować nad pozycje nieprzejaciela. Jako cięższy od powietrza miał skupiać się w obniżeniach terenu - np. okopach. Postępujący za chmurą żołnierze zajmować mieli pozycje wroga już nie bronione. Wg słów przypisywanych profesorowi chodziło o odniesienie zwycięstwa Niemiec przy jak najmniejszych stratach własnych. Na linii rzek Rawka i Bzura przeprowadzono 3 ataki z użyciem chloru. Pierwszy w maju 1915 roku. Gaz na froncie o szerokości 12 km opadł dopiero poza pierwszą linią obrony. Niemcy napotkali więc silnie bronione pozycje pozbawione co prawda wsparcia na tyłach zniszczonych przez chmurę gazu ale dobrze przygotowane do odparcia ataku piechoty. Tak jak pod Ypres Niemcy nie użyli, bo nie mieli, dużych sił piechoty. Zupełnie jakby nie spodziewali się sukcesu. I prawdopodobnie tak właśnie było. Jedynym liczącym się w tym momencie terenem działań były okolice Gorlic.

Straty rosyjskie po tym ataku są nieznane. Oficjalnie mówiło się o 1500 - 2100 zmarłych żołnierzy (cywilów nikt nie liczył). Nieoficjalne dane mówią o 9 - 11 tys. Rannych z braku miejsc w Żyrardowie musiano transportować do Warszawy. Najwięcej zmarłych w wyniku tego ataku pochowano w Guzowie, Wiskitkach i Miedniewicach.

Drugi atak gazowy przeprowadzono na szerokości 4 km. Tym razem chodziło chyba wyłącznie o badania naukowe na temat wykorzystania broni chemicznej. Wśród żołnierzy niemieckich znajdował się i profesor Haber oglądający i oceniający skutki działania chloru. Militarnie efektu nie było żadnego poza ofiarami ludzkimi.

Trzeci atak z lipca 1915 roku ujawnił słabą stronę użytej metody walki. Gaz wypuszczono znów na froncie o szerokości 12 km. Zniszczył on obronę w pierwszej linii okopów. Żołnierze niemieccy postępujący za chmurą właśnie w okopach pierwszej linii rosyjskiej zostali zaskoczeni zmianą kierunku wiatru. Sami stali się ofiarami tego ataku. Dowództwo nakazało zmarłych pochować w rosyjskich okopach wraz z wyposażeniem. Chodziło o zatajenie tej klęski przed opinią publiczną. Po ok. 2 tygodniach gdy Rosjanie opuścili swoje pozycje obawiając się okrążenia podjęto ekshumację. Podczas niej odzyskiwano wyposażenie pozostawione zmarłym. Samych zmarłych przenoszono na zakładane właśnie cmentarze wojenne. Ogólnie liczbę zmarłych w wyniku tych eksperymentów z chlorem pod Bolimowem ocenia się na kilkanaście do dwudziestu tysięcy. Najwięcej ofiar było po pierwszym ataku i cmentarze wtedy powstałe pozostają największymi na tym terenie działań wojennych.

W Guzowie w pałacu funkcjonował szpital więc w jego pobliżu też chowano zmarłych żołnierzy. Są tam dwa cmentarze poza terenem zespołu pałacowo-parkowego. Jeden na południe od parku. Drugi wśród pól na wschód od pałacu. W pewnym oddaleniu w kierunku zachodnim znajduje się jeszcze jedna mogiła zbiorowa. Ona też jest opisywana jako mogiła w Guzowie.

1.
Chyba największa z trzech mogił w których pochowano ofiary użytego przez armię niemiecką chloru. Zmarłych chowano warstwami przesypując je wapnem. Od strony pałacu umieszczono tablicę pamiątkową. Na końcu zaś znajdują się 3 duże metalowe krzyże. Widać je w oddaleniu na pierwszym zdjęciu.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Napis na tablicy:
Pamięci poległych żołnierzy
koło Szydłowieckiej Woli
dnia 1 i 2 II 1915 r.
/30.000 zabitych/
oraz zagazowanych
31 V, 6, 7 VII 1915 r.
/5000 zwęglonych/

Widok kolejnej masowej mogiły, a w oddali wysokie krzyże kończące ten cmentarz.

Obrazek
Rzut obiektywem w stronę parku

Obrazek

2.

Cmentarz widoczny z drogi do Janówki. Znajduje się naprzeciwko głównej bramy wjazdowej do parku w Guzowie. Nie było jak podejść do cmentarza bez tratowania zboża.

Obrazek
A tak wygląda droga przy której znajduje się ten cmentarz

Obrazek

3.

Mogiła przy drodze co Czerwonej Niwy - Parceli. Kapliczkę na jej szczycie z wizerunkiem twarzy Chrystusa ustawiono podobno w 2000 r. Głaz zapewne leży tu dłużej.

Obrazek