Dawno dawno temu nie potrafiłem zrozumieć o co chodzi mojemu nauczycielowi języka polskiego, który nie chciał omawiać na lekcjach lektur napisanych jego zdaniem przez Żydów. To był jeden z pierwszych impulsów które pchnęły mnie w stronę tej historii. Historii Polski i nie tylko. Wymyśliłem sobie wtedy, że gdy pogłębię swoją wiedzę na ten temat znajdę przyczyny takich zachowań. Wiedzy do „pogłębiania” jest jeszcze wiele i na jedno życie mi na pewno nie starczy ale nic a nic nie przybliżyłem się do wyjaśnienia. Za to coraz bliżej jestem twierdzenia, że źródeł antysemityzmu należy szukać poza historią Żydów. W ogóle jest to powszechne zjawisko. Powszechniejsze niż by się wydawało.
W rozmowie ze znajomym dowiedziałem się, że „mieliśmy przed wojną problem żydowski”. Co więcej podobny „problem” mają dziś państwa Europy Zachodniej. Jego zdaniem istotą problemu jest istnienie dużej społeczności imigrantów nie akceptujących prawa państwa do którego przybyli. Nie udało mi się dowiedzieć jak to się ma do Żydów w Polsce międzywojnia. Byli lojalnymi obywatelami i stosowali nawet najbardziej niesprawiedliwe wobec nich prawa tego państwa. Za to usłyszałem, że ich błędem było to, że się nie asymilowali. Szkoda, że nie dano mi szansy pociągnięcia tej rozmowy. Może udałoby mi się przekonać go, że społeczność która wypracowała zasady chroniące ją przed asymilacją już ponad 2000 lat temu zasymilować się tak łatwo nie da. Że nie mogła wrócić „do siebie” bo takiego miejsca nie było. Że… tu najlepsza będzie historyjka:
Amerykański bankier, Otto Kahn, był z pochodzenia Żydem, ale przeszedł na chrześcijaństwo. Pewnego razu spacerował z garbatym przyjacielem.
– Jak zapewne wiesz – powiedział Kahn, gdy mijali synagogę – byłem Żydem.
– A ja byłem garbusem – odparł przyjaciel.
Cytat pochodzi z książki Josepha Telushina, Humor żydowski. Co najlepsze dowcipy i facecje żydowskie mówią o Żydach?, Warszawa 2010, s. 147.
Bo asymilacji nie ma. Na czym więc polegał ten „problem” który „mieliśmy”? Ja wciąż nie wiem. Wiem za to, że wielokrotnie prawa antyżydowskie czy działania wymierzone przeciwko społeczności żydowskiej dotyczyły pieniędzy. Czyżby i w tym wypadku sprawdzało się powiedzenie, że gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze? Pewnie tak. Tu przecież też pojawia się sprawa bojkotu gospodarczego. Dziś czasami pomysł ten odżywa w kontekście wyrobów chińskich. I jest równie skutecznie stosowany. Przecież i tak to co tańsze szybciej się sprzeda. Tak samo szybciej sprzeda ten kto oferuje towar taniej. I tej „oczywistej oczywistości” wielu ludzie nie chce przyjąć do wiadomości.
W okresie międzywojennym w Puławach odnotowano ciekawe zjawisko. Akcja bojkotu gospodarczego w latach trzydziestych była tolerowana przez władze. Odezwy wzywające do bojkotu dawano do roznoszenia młodzieży szkolnej. Wręczano je przechodniom na ulicach. Te fakty tylko odnotowano. Za to w okresie letnim gdy do Puław przybywali letnicy z dużych miast (Warszawa, Łódź) pojawiała się reakcja na prowadzony przez Polaków bojkot. Letnicy Żydzi bojkotowali handel polski. Wywoływało to oburzenie miejscowych handlarzy nawołujących do bojkotowania handlu żydowskiego. Dla takich miasteczek jak Puławy była to sezonowa akcja. Ale czy nie chodziło o pieniądze?
W rozmowie z kobietą pamiętającą okres międzywojenny w Puławach dowiedziałem się, że i ona brała udział w bojkocie. Mąż bojkot popierał, a ona się do tego dostosowała. Choć nie w pełni. Brak pieniędzy czasami zmuszał ją do łamania bojkotu w tajemnicy przed małżonkiem. Bo tak wychodziło taniej. A ubranie dla dziecka uszyte przez krawca żydowskiego i tak było nie do odróżnienia od uszytego przez krawca nie Żyda.
Antysemityzm w Niemczech, badany przez Wernera Jochmanna, miał podobne korzenie. Tam jednak szukano też kozła ofiarnego po wygranej na frontach, a przegranej gospodarczo i politycznie wojnie. W końcu Żydów zmitologizowano. To mogło mieć związek z hermetycznością społeczności żydowskiej. Wspaniale sami Żydzi przedstawili jak to naiwnie jest widziane i opisywane. Tu znów posłużę się cytatem z książki rabina Josepha Telushina (s. 125).
Pod koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku pewien Żyd jedzie metrem, czytając żydowską gazetę „The Forward” („Naprzód”). Nagle, wstrząśnięty do głębi, spostrzega, że przyjaciel siedzący naprzeciw niego czyta miejscową gazetę nowojorskich nazistów. Spogląda nań gniewnie. – Jak możesz czytać ten nazistowski szmatławiec?
Przyjaciel podnosi wzrok znad gazety. – A ty, co czytasz? – pyta niezbity z tropu. – „The Forward”? I co tam piszą? Że w Ameryce trwa depresja, Żydzi się asymilują. W Palestynie buntują się Arabowie i zabijają Żydów. W Niemczech odbierają nam wszelkie prawa. A ty siedzisz, czytasz o tym wszystkim i popadasz w coraz głębszą depresję. Ja czytam gazetę nazistowską, i ty popatrz na te nagłówki – „Do Żydów należą wszystkie banki”. „Żydzi kontrolują rząd”.
Żydzi od dawna mieli to czego brakowało polskim przedsiębiorcom. Instytucję udzielającą nieoprocentowane pożyczki. Dopiero pod koniec lat trzydziestych i polscy przedsiębiorcy taką instytucję stworzyli dla siebie. Czegoś się więc nauczyli.
To może kończąc zacytuję jeszcze jedną osobę, której pokazałem czym się zajmuję w sieci. Po obejrzeniu paru zdjęć cmentarzy żydowskich i synagog zapytała mnie ona – „Czy jest pan z nimi jakoś spokrewniony?”. Miałem dobry humor więc odparłem, że wszyscy jesteśmy spokrewnieni. Nie miało sensu tłumaczyć, że najczęściej przyczyną poszukiwań jest ten odczuwalny brak ludzi, którzy zostawili tak liczne ślady – nawet te niszczone z pedantyczną dokładnością – obok nas.