Wierzbica

Są takie miejsca do których dotrzeć jest trudno. Można oglądać z daleka. Można znać wszystkie drogi dojazdowe ale żeby dotrzeć na miejsce trzeba czekać na odpowiedni moment. Na przykład aż spadną liście, lub jeszcze się nie pojawią. Tak miałem kiedyś z cmentarzem żydowskim w Józefowie nad Wisłą. Gdy przyjechałem tam pierwszy raz stanąłem bezradny przed ścianą zieleni. Nie inaczej było tego roku gdy pojechałem pod cmentarz żydowski w Wierzbicy. Nie dość, że pola go otaczające były jeszcze nie wykoszone to jeszcze z daleka nawet było widać, że tam, w tych krzakach nic nie będzie widać. Odłożyłem więc odwiedzenie tego cmentarza na inną, lepszą okazję. W odległości nie przekraczającej kilometra od kirkutu jest w Wierzbicy jeszcze cmentarz epidemiczny. Ten już bez prób wejścia odłożyłem na później, na tą zaplanowaną na czas bezlistny wizytę na cmentarzu żydowskim. I chyba nadszedł ten czas.

Krótkie dni utrudniają planowanie trasy. Pamiętałem, że wyjazd do Osiecka zakończył się powrotem w nocy. Teraz mogło być podobnie. Odległość do przejechania mogła być krótsza o 20 – 30 km. Do tego miało być chłodniej. Start początkowo zaplanowałem na godzinę 5. Tzn. o piątej miałem zejść do piwnicy, do roweru i nasmarować łańcuch i amortyzatory. Dopompować koła. Tak miało być. Zszedłem jednak po godzinie siódmej. Wyjechałem może za dwadzieścia ósma. Nie byłem wyspany. To właściwie jest bez znaczenia. I tak podczas jazdy się wybudzam. Zimne powietrze orzeźwia. Wysiłek zwiększa tempo pracy serca. I chociaż chłód orzeźwił mnie zaraz po wyjściu z bloku to wysiłek okazał się być większy niż sądziłem. Jechałem na zachód, pod wiatr. W Zielonce Nowej pojechałem skrótem i brakowało mi jednak zieleni na przydrożnych wierzbach i innych rosnących tu drzewach.
W pobliżu mostu nad Zwolenką mijałem grupę przybyłych samochodami myśliwych. Poza tym jeszcze było pusto. Mijani wcześniej i trochę później rowerzyści najczęściej jechali do najbliższego sklepu. I to w przeciwną niż ja stronę. Trochę im zazdrościłem tego, że wiatr ich pcha. Tak walcząc z przeciwnym wiatrem zaliczyłem jedno nieprzyjemne zdarzenie. Gdy wjeżdżałem od strony Tynicy do Kłonowca-Koracza spod pierwszego domu z lewej strony dobiegł do mnie ujadając pies. Dołączył do niego zaraz pies z pierwszego domu z prawej. O ile dom z lewej strony był nowy i nie posiadał ogrodzenia to ten z prawej ogrodzenie miał tylko furtka była otwarta. Dwa rude, dość małe psy. Nie raz zdarzało mi się, że goniły mnie dwa lub trzy małe psy. I nie raz nie zwracałem na nie większej uwagi. Teraz musiałem zwrócić ponieważ oba psy złapały mnie za nogi. Jeden za lewą łydkę, drugi za prawą piętę. Już myślałem, że będę jechał z tak uwieszonymi na mnie psiakami ale to moment. Zaraz puściły, ja się zatrzymałem, psy uciekły. Właściciele nie pojawili się w zasięgu wzroku. Poza bólem łydki nie poniosłem żadnych strat. Czyli wszystko w porządku. Po prostu rudy jest wredny i chyba dotyczy to też psów. Gdy ponownie wsiadałem na rower przeklinając właścicieli psiaków jeden z psów beznamiętnie mi się przyglądał z pobocza drogi. Nie drgnął nawet.
W Skaryszewie krótki odpoczynek w towarzystwie zabawek „na miarę naszych możliwości”.
Kolejny postój zrobiłem już blisko Wierzbicy w lesie. Musiałem coś przegryźć a las dawał złudzenie ochrony od wiatru. Złudzenie. Stojąc i rozmawiając przez telefon wychłodziłem się. Postój trwał chyba troszkę za długo. Rozgrzać siebie i przepocone ciuchy ukryte pod wiatrówką udało mi się dopiero w samej Wierzbicy. Odwiedzanie cmentarz rozpocząłem od kirkutu. To dlatego, że do niego było bliżej z drogi asfaltowej. Do cmentarza epidemicznego planowałem dojechać drogą polną. To już miała być właściwie droga powrotna. Ale najpierw kirkut.
Na teren cmentarza przedostałem się po słabo widocznej miedzy od strony drogi do miejscowości Błędów. Podobieństwo do cmentarza w Józefowie nad Wisłą było uderzające. Gęste krzaki i zalegające od lat śmieci – w większości szklane. Różnicą są pozostałości muru kirkutu w Wierzbicy i fragment pomnikowej bramy wykonanej z cegły. Nie ma żadnych tablic informacyjnych, czy choćby tabliczki pamiątkowej. Zapewne dzięki temu, że cmentarz otaczają pola uprawne śmieci jest stosunkowo mało. W Józefowie widziałem ich więcej, a nawet więcej ich było na równie zarośniętym krzakami cmentarzu z I wojny światowej w Gardzienicach pod Piaskami.
Jest to jednak smutny obraz braku pamięci i szacunku dla zmarłych.
Do cmentarza epidemicznego przedostałem się drogą polną. Zapomniałem już, że całkiem niedawno padały deszcze. Udało się jednak bez większych problemów przejechać te kilkaset metrów. Bliżej miałbym od szosy, którą wjeżdżałem do Wierzbicy jednak jazda przez pola zawsze mnie pociągała. Na tych polnych drogach jest przecież zawsze mały ruch lub nie ma go wcale. To relaksuje. Cmentarz epidemiczny interesował mnie z dwóch powodów. Pierwszym było to, że interesują mnie wszystkie nieużywane już cmentarze. Drugim powodem było to, że rozległość cmentarza na mapach podsuwała mi podejrzenie, że mam do czynienia może z dawnym cmentarzem ewangelickim a nie miejscem pochówku ofiar epidemii. Na miejscu jeszcze okazało się, że cmentarz jest ogrodzony kamiennym murem – rzadkość jeśli chodzi o cmentarze epidemiczne.
Inskrypcja na jednym z pomników jasno wskazuje na to, że jest to miejsce pochówku ofiar epidemii cholery z lat 1831 i 1848. Hipoteza o cmentarzu ewangelickim legła w gruzach, tak jak mur cmentarza żydowskiego w Wierzbicy.
Nie wiem czemu ma służyć stos płyt z piaskowca widoczny na zdjęciu. Nie ma na nich żadnych napisów, a na stele nagrobne są za cienkie. Mogłem ruszać w stronę Puław.
Liczyłem na pomoc wiatru podczas drogi powrotnej. Tak było mniej więcej do Czarnej. Później wiatr wyraźnie osłabł i czułem się poszkodowany brakiem jego pomocy. W przeciwną stronę więcej mi dokuczył nić teraz pomagał. Ale i to lepiej niż gdyby zmienił kierunek, co już mi się zdarzało. Słońce zachodziło gdy miałem do domu jeszcze ok. 20 km. Nie udało się więc przejechać w blasku słońca. No ale słońca i tak tego dnie nie widziałem. Zakrywały je chmury.

2 thoughts on “Wierzbica

  1. Jestem, jestem :-) Ostatnio tylko brakuje mi czasu na pisanie. Miło mi widzieć, że ktoś jednak blog obserwuje. Dziękuję Pani.

Comments are closed.