Płazy na drogach, śnieg na poboczach

W ubiegłym roku usiłowałem zrobić zdjęcia na cmentarzach żydowskich w Drohiczynie i Mordach. Może to usiłowanie to określenie trochę na wyrost. W Drohiczynie nie udało mi się dokładnie zlokalizować cmentarza w porastających skarpę nadbużańską zaroślach, a w Mordach nie wchodziłem na teren cmentarza ponieważ w zielonej gęstwinie i tak trudno byłoby cokolwiek zobaczyć. Odwiedzenie obydwu tych cmentarzy zostawiłem sobie na wiosnę. Wczesną wiosnę. I taka właśnie się zaczęła. Do planu dodałem jeszcze kirkuty w Międzyrzecu Podlaskim, Łosicach i Sarnakach. Z cmentarzem w Międzyrzecu Podlaskim jest tak, że od trzech lat szukam możliwości zupełnie poprawnego wejścia przez furtkę. Zdaje się, że zupełnie niepotrzebnie. Ludzie wchodzą tam przez mur. Tym razem i ja miałem zamiar tak zrobić. Najwyraźniej nie ma innej możliwości. Zaplanowałem też, że do samego Międzyrzeca podjadę pociągiem. Mam taki bardzo wcześnie rano odjeżdżający z Dęblina. Problemem jest tylko to, że kursuje on tylko od poniedziałku do piątku. A urlopu nie udało mi się wziąć. Znając moje plany Krzysiek piszący na Olszyńskiej Stronie Rowerowej podpowiedział mi jeszcze, że warto poszukać mogiły powstańca styczniowego w Łosicach na cmentarzu parafialnym. Miała znajdować się w pobliżu kaplicy cmentarnej. To wydawało się proste – odnaleźć kaplicę i poszukać nagrobka na którym napisano, że zmarły był powstańcem. Na samej Olsztyńskiej Stronie Rowerowej zauważyłem wakat w dziale cmentarzy powstańców listopadowych w miejscowości Manie. Dotarcie tam wymagało tylko niewielkiej modyfikacji trasy. Z przejazdem pociągiem nie powinienem nawet osiągnąć nawet 300 km. Gorzej będzie bez pociągu. A tak właśnie wyszło. Maksimum z planu zawsze można obciąć.

Prognozy pogody wskazywały opady deszczu i silny wiatr po południu. Wypadało więc ruszyć jak najwcześniej. Gdybym miał jechać pociągiem musiałbym wyjechać z Puław o trzeciej rano by dojechać na czas do Dęblina na pociąg. Ponieważ pociągu nie było tego dnia wymyśliłem, że wystartuję o pierwszej w nocy i pojadę do Międzyrzeca Podlaskiego przez Łuków. 107 km znanymi drogami. Nie pomyliłem się tylko w kwestii dystansu. Znikający śnieg odsłania niespodzianki na drodze. Na starcie miałem delikatną mżawkę. Temperatura powietrza była w okolicach 5 stopni. Godzina była druga – miałem na wstępie mały poślizg z czasem ale to chyba nie jest wielki problem skoro zdarza mi się bardzo często. Na początek była najkrótsza trasa do Baranowa. W tych godzinach raczej mało uczęszczana. Niespodzianki zaczęły się w lesie pomiędzy Puławami i Wronowem. Pierwszą była mgła. Unosiła się nad topniejącym śniegiem. W kolejnym lesie (Żerdź – Baranów) w reakcji na wstrząsy wywoływane przez dziury w jezdni zaczął mi hałasować błotnik. Od Żyrzyna padał też już większy deszcz. Ale sprawa błotnika mnie nieco rozdrażniła. Wyciągnąłem więc narzędzia i odkryłem, że mocując tydzień wcześniej błotnik zapomniałem założyć przeciwnakrętkę. Obluzował się korzystał z wolności. Dziwne, że nie robił tego podczas dojazdów do pracy. Miał na to przecież 5 dni. Naprawa w zaśnieżonym lesie podczas deszczu nie była tym co lubię najbardziej ale to tylko jedna śrubka. Poszło szybko i mogłem dalej wsłuchiwać się w szum deszczu i gum.

Wyjeżdżając z Puław i przejeżdżając przez miejscowości oświetlone latarniami ulicznymi (nie ma ich wiele) zauważyłem, że ptaki śpiewają tylko w tych rozświetlonych miejscach. Ciemność kazała im milczeć? Inną sprawą było to, że i dla mnie mała ilość wrażeń była powodem do rozmyślań. W ostatnich rozdziałach swojej książki Marcin Kula zastanawiał się nad stosunkiem do cmentarzy grup już nieobecnych lub znacznie mniej licznych niż kiedyś. Doszedł do wniosku, który i dla mnie wydaje się być oczywistym: dbamy o cmentarze gdy uznajemy, że ta grupa jest częścią naszej grupy. Moim zdaniem na poziomie społeczeństwa mamy najczęściej do czynienia z dominującym przekonaniem czy przekonaniem "poprawnym politycznie". Stosunek poszczególnych ludzi może być różny do cmentarzy. Dlatego na cmentarzach można obok zniczy znaleźć śmieci. Dlatego cmentarze z I wojny światowej są szczególnie zadbane gdy mówi się, że wśród poległych są Polacy.

Deszcz przestał padać gdy dojechałem do Baranowa. Dalsza trasa wiodła przez most na Wieprzu i Sobieszyn. Zatrzymałem się by zrobić zdjęcie zabudowaniom dawnego PGR-u. Tam w ciemności jest jeszcze pałac.

Jadąc do Lenda Ruskiego miałem trochę szczęścia. Głównie chyba dlatego, że we mgle używałem dwóch reflektorów. Jeden świecił nieco dalej i rozpędzony zdążyłem w Wolce Sobieszyńskiej ominąć wyrwę w jezdni. Była oznakowana biało-czerwoną taśmą rozciągniętą między słupkami. Zero elementów odblaskowych. Zarwał się fragment jezdni przy przepuście na rzeczce Śwince. Dalej na trasie przez las w światłach pojawiały się żaby. W większości ustawione do mnie przodem. Wyraźnie było widać ich jasne podbrzusza. Chyba nie przejechałem żadnej. Prawdopodobnie wędrowały do rozmarzających stawów.

Kolejna niespodzianka. W Lendzie Wielkim za zakrętem do Woli Gułowskiej znów drogę przecinały biało-czerwone taśmy. Tutaj też powstała dziura w przepuście. I to chyba na jego środku. Narzucono też wiele gałęzi by utrudnić przejazd. Znak zakazu wjazdu. Ale jakoś przeszedłem. Dalej już tylko trochę dziur w jezdni. Spokój cisza. Zaczęło mi się śpiewać: "droga daleka, noc taka ciemna, nikt na ciebie nie czeka…"

Nie wiem czy w Woli Gułowskiej kościół bywa nocami iluminowany. Chyba nie. Nie pamiętam bym go kiedyś widział w nocy rozświetlonym. Na jednej z wież w październiku 1939 r. byli żołnierze Kleeberga i ostrzeliwali nacierających Niemców.

Dalej pognałem do Adamowa. Chciałem zrobić zdjęcie tamtejszemu kościołowi. Architektonicznie nie jest szczególnie ciekawy ale interesowały mnie możliwości mojego aparatu. Tu zjeżdżając z głównej drogi wjechałem w kałużę. To prawda, że woda może skrywać głębinę. Tak było w tym wypadku. Szczęśliwie przejechałem.

A aparat niestety robi fatalne zdjęcia w nocy i nic na to nie poradzę. Na zdjęciu widać jedyne latarnie świecące całą noc w Adamowie. Są na rondzie. Poza nimi ciemność. Ale już się powoli rozjaśniało. W Wojcieszkowie był już prawie dzień. A na pewno dzień zrobił aparat rozjaśniając automatycznie zdjęcie. Tą jasność nieba potraktował już jako zachętę do robienia zdjęć bez szumu.

Na drodze do Łukowa już był ruch. Głownie w stronę Kocka. Ja jechałem w stronę przeciwną. Mgły unosiły się w lasach i ponad polami na których wciąż miejscami leżał śnieg

W Łukowie byłe już gdy było całkiem jasno. Drogi mokre. Niebo zachmurzone. Do Międzyrzeca jeszcze około 30 km. Droga którą pojechałem była mi trochę znana. raz jeden, w nocy zdarzyło mi się nią jechać. Dziwiłem się wtedy jak długo jedzie się przez Trzebieszów. Teraz licznik pokazał trochę ponad 6 km.

Przy drodze wiele gniazd z bocianami. W końcu to wiosna :)

W Strzakłach na skraju lasu zauważyłem grupę krzyży. Nie wiem jeszcze co to za miejsce. Jeden ze starych krzyży wygląda na karawakę (początkowo myślałem, że to krzyż prawosławny). Mogiła? Cmentarz? Na mapach geoportalu zaznaczono tylko krzyż przydrożny. Nie wiem jeszcze co oznaczono na starych mapach.

W Międzyrzecu się zgubiłem. Zamiast pojechać jak zwykle przez centrum dałem się poprowadzić znakom. Dotarłem w miejsce gdzie są nowiutkie ścieżki rowerowe ale nie ma cmentarzy. Ale ścieżka rowerowa zaprowadziła mnie szczęśliwie pod cmentarz choć nadłożyłem drogi. I żebym jeszcze wiedział, że przejeżdżałem obok drogi do do Huszlewa, którą miałem jechać dalej. Ale nie wiedziałem. Na razie podjechałem pod mur cmentarza żydowskiego i zobaczyłem, że na jego terenie są ludzie. Furtka i brama były zamknięte. A oni z piłami mechanicznymi wycinali krzewy. Zupełnie mnie ignorowali. I teraz jak mam się zachować? Niepostrzeżenie nie wejdę. Na ucieczkę przed facetem z piłą mechaniczną nie mam ochoty. Na czekanie na policję (gdyby ją wezwali) nie mam czasu. Muszę to więc odłożyć chyba na jeszcze inny wypad. Tak czułem, że 13 to nie jest najlepszy wybór na realizację planów.

Zapytany przeze mnie o dalszą drogę (Manie) człowiek powiedział, że mam wjechać na E8 i będę miał drogowskaz. Nie miałem na mapach zaznaczonej szosy E8. W sumie coś mi w tym nie grało. Pojechałem w inne miejsce zapytać kogoś innego. Znów przeciąłem drogę, którą miałem jechać dalej i dojechałem do krajowej dwójki (to o nią chodziło poprzedniemu pytanemu o drogę). Tu wskazano mi kierunek i powiedziano, że będzie drogowskaz. Faktycznie był. Tylko napisano na nim "Huszlew". To logiczne ponieważ Manie są między "po drodze". Dość, że choć nie udało mi się po raz kolejny obejrzeć cmentarza w Międzyrzecu Podlaskim to udało mi się z Międzyrzeca wyjechać w drogę, której nie znałem. W Maniach przywitała mnie kolorowa figura przydrożna. Teraz jeszcze tych kolorów brakuje przyrodzie.

W samej wsi pogoniło mnie małe stadko psów. A gdy już skończył się asfalt dojechałem do poszukiwanej mogiły.

Właściwie jest to cmentarz. Obok powstańców z 1830 roku spoczywają tu też polegli w I wojnie światowej. Informację o nich znalazłem na krzyżu obok pamiątkowego kamienia.

Dalsza droga miała mnie doprowadzić do Łosic. Zanim dojechałem do Huszlewa mijałem pamiątkowe kamienie pod Wygodą. Na jednym z nich umieszczono informację o bitwie oddziału AK z Niemcami. Na drugim jest jeszcze dla mnie tajemnicza liczba 1835.

W Huszlewie mijałem dwór. Nie wiem czy jest zamieszkały ale wygląda na wyremontowany.

Za Huszlewem zrobiłem sobie na leśnym parkingu krótką przerwę.

Później jadąc do Łosic mijałem pomnik pomordowanych pod Jeziorami podczas II wojny światowej.

Coś co wyglądało na dworek ale może wcale nim nie jest.

I na koniec drogowskaz wskazujący na znajdujący się wśród pól cmentarz z XVIII wieku. Gdyby nie błoto pewnie bym mu nie odpuścił. Ale dla niego chętnie przyjadę tu jeszcze raz. Przy wjeździe do Łosic mijałem cmentarz parafialny. Nie znalazłem na nim mogiły powstańca. Zabrakło… kaplicy cmentarnej. Może to nie ten cmentarz? Może jest jeszcze jeden? Zostawię to sobie na później. Teraz pojechałem do cmentarza żydowskiego.

Tutaj na szczęście jeszcze nie ukończono ogrodzenia więc mogłem spokojnie wejść. A warto. Na wewnętrznej stronie muru umieszczono wiele macew z zachowanymi resztkami polichromii. No i jest to przykład cmentarza na który powróciły macewy użyte podczas wojny do utwardzania uli, chodników czy placów.

Na popołudnie zapowiadano opady deszczu i silny wiatr. Gdy wróciłem do roweru z cmentarza była godzina 11:30. Do Sarnaków miałem ponad 30 km. Na dwunastą planowałem początek powrotu. Wiatr już był dokuczliwy. Zrezygnowałem więc z Sarnaków i Drohiczyna. Tym łatwiej było mi to zrobić, że ziemia jeszcze jest trochę za miękka do udeptywania. Śnieg dopiero niedawno z niej zniknął. Skierowałem się do Mordów. To nie jest daleko. Ale jednak przejazd tego odcinka oznaczał jazdę pod wiatr bez osłony. Do tego jest tu całkiem duży ruch samochodów. Zatrzymałem się raz by rzucić okiem na kopiec przy drodze. Kopiec Piłsudskiego. O kulcie Marszałka po 1926 r. też wspominał M. Kula. To był kult wspierany przez administrację państwową. Propagowany w prasie i w szkołach. Coś z tego zostało. Nie tylko kopce.

Cmentarz w Modach znajduje się przy drodze do Łosic. Założony na wzniesieniu obok terenów podmokłych. Niegdyś ogrodzony. Teraz miejscami nie ma siatki na słupkach. Teren porastają gęsto krzewy i drzewa. Jest tu trochę macew. Głównie wykonanych z kamieni polnych. Takie macewy nie nadawały się do utwardzania dróg. Więc zostały. Prawdopodobnie pozostają w swoich pierwotnych miejscach. Większość (choć są wyjątki) skierowana jest na zachód. Miejscami można natrafić na śmieci. Miejscami na doprowadzające do białej gorączki ortodoksów znicze ze znakiem krzyża.

Od strony centrum miejscowości cmentarz nie prezentuje się okazale.

Zanim skierowałem rower na trasę do Łukowa rzuciłem jeszcze okiem na pałac w Mordach.

Wydawać się może, że nic się przez rok nie zmieniło. Budynek nadal grozi zawaleniem i trwają prace remontowe w pałacu i parku (takie napisy są na tabliczkach). Ale brak zmian jest pozorny. Zmieniła się bowiem firma nadzorująca ten teren. Ciekawe czy czekamy aż się to wszystko rozsypie?

Za Mordami zakręciłem w drogę do Wielgorza. To kilka kilometrów jazdy przez łąki. Teraz są zalane. W zeszłym roku ale chyba w maju dałem się tu przyłapać opadom gradu. Teraz spokojnie. Tylko miejscami woda zalewa skraj jezdni. Za Zbuczynem chciałem sprawdzić czy już są bociany w ogromnym gnieździe w miejscowości Grodzisk. Można powiedzieć, że tak i nie. Nie – ponieważ drzewo na którym było gniazdo zniknęło. Tak – ponieważ w jego miejscu postawiono słup z kołem na szczycie i para bocianów właśnie wiła na nim gniazdo.

Jednak to nie to samo. Zdjęcie z zeszłego roku (była trójka młodych).

W okolicach Dziewul chwilę popadał deszcz. Ale choć pojawiły się chmury, a czasami wiatr silniej dmuchnął dawało się jechać. Zatrzymałem się na moment na parkingu leśnym 5 km od Wojcieszkowa. Strasznie tu ludzie naśmiecili przez zimę.

W Adamowie zrobiłem nie po raz pierwszy zdjęcie cmentarzowi o którym nic nie wiem. Krzyże na płocie sugerują, że to cmentarz chrześcijański.

Ciemniejsze chmury pojawiły się na niebie gdy wyjeżdżałem z Woli Gułowskiej. Zatrzymałem się na moment by zrobić jej jedno zdjęcie.

Ta ciemność za moment zrobiła się mokra. Nawet grzmiało. Błyskały pioruny. Gwałtownie ale krótko padał deszcz. Zdążyłem jednak zmoknąć zanim znalazłem wiatę przystankową. Gdy już tylko kropiło ruszyłem dalej. Udało mi się dojechać do wiaty w Kalinowym Dole gdy znów lunęło.

W sakwach miałem wiele zwykle niepotrzebnych rzeczy, które mogą się przydać. Była tam np. peleryna przeciwdeszczowa. Bardzo dobra gdy nie ma silnego wiatru (więc nie dzisiaj). Były też ochraniacze na buty. Nie chciało mi się ich zakładać gdy rozpocząłem wyjazd. A było mi zimno w stopy. Teraz założyłem je by nie przemoczyć nóg. I ruszyłem w znów słoneczny dzień. Już się niestety jednak kończył.

Przed Lendem Wielkim Zobaczyłem już prowizorycznie naprawiony przepust na drodze (ten sam który w nocy był zamknięty).

Przez Zielony Kąt do Nowodworu. Przy pomniku Romów zamordowanych na terenie lotniska odbiłem w stronę Trzcianek.

W Sarnach ze stawu pokrytego jeszcze lodem unosiła się mgła. Zalewała drogę biegnącą obok niego. A ja rzuciłem okiem na zachód słońca.

W Gołębiu już kościół oświetlają w nocy. Ale się nie zatrzymywałem. Już było blisko. Już chciałem zmyć z siebie cały ten pot. I chyba przyroda postanowiła mi pomóc. Gdy wjeżdżałem do Puław zaczął padać deszcz. Ale to już może 4 km w deszczu. I koniec.

3 thoughts on “Płazy na drogach, śnieg na poboczach

  1. Łosice… Czy zwróciłeś uwagę na tekst z tablic umieszczonych na bramie cmentarza? Często znajduję w takich miejscach nieoczekiwane odpowiedzi.
    „Tylko strzeż się bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy: by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i wnuków”.
    (PWT 4:9)
    Nieraz spotykałam na kirkutach grupy żydowskiej młodzieży lub ślady ich bytności. Pytałam samą siebie, jaka siła ich tu sprowadziła tyle lat po wojnie, w dodatku z tak dalekiego kraju. Skąd bierze się taka żywa pamięć? Te słowa dały mi odpowiedź.

  2. A jak to się stało, że nie sfotografowałaś kolorowych macew? Gdybym wcześniej wiedział, że tam są już dawno bym odwiedził Łosice.

    Powstaje wrażenie, że Polska jest wielkim cmentarzem, miejscem cierpienia, ludobójstwa. Taką właśnie Polskę poznają ci młodzi ludzie jeśli ich nauczyciele nic więcej nie pamiętają. Ale co mają im tu pokazać? Dom w którym mieszkał dziadek? Dom który mu odebrano? Pamięć ma problem z Polską i z polskimi Żydami.

  3. Sfotografowałam głównie te obwiedzione czarną farbą. Na paru zdjęciach coś tam przebija, ale nie zrobiłam zbliżeń. Do barwy żółtej i zielonej nie miałam pewności czy to nie sprawka mchów i glonów, które były w rozkwicie. A jeśli chodzi o kolor niebieski – to mea culpa – chyba tę macewę przegapiłam :-( Wszystko to dlatego, że wciąż czekałam na tak piękne i dobrze zachowane polichromie jak na macewach sfotografowanych przez Ciebie w Mogielnicy.

    Myślałam też o tym jak to jest z tą pamięcią. Ci, którym udało się przetrwać Holocaust uważają, że przeżyli, aby dać świadectwo prawdzie. To słuszne i zrozumiałe. Tylko czy sprawy nie poszły za daleko, czy zamiast zamiast wyciągania wniosków z tragicznej przeszłości nie jest pielęgnowane przede wszystkim poczucie doznanych krzywd? Poczucie doznanych krzywd, które wszystko usprawiedliwia. Czy pokolenie „średnie” nie wpaja młodzieży nieco wypaczonego i jednostronnego obrazu świata, czy do głosu nie dochodzą też pobudki inne – nacjonalizm lub komercja? Tego nie wiem. Nigdy nie miałam okazji porozmawiać z tą młodzieżą. Jaki jest ich obraz, tych, którzy nie zetknęli się na żywo z Holocaustem? Czy wyciągają samodzielnie wnioski i czy wpływa to np. na ich widzenie konfliktu palestyńskiego? Czy „NIE” dla Holocaustu jest też tym samym zdecydowanym „NIE” dla współczesnych czystek etnicznych?

Comments are closed.