Dwie nieudane próby

Dwa weekendy pod rząd próbowałem dojechać do Opoczna. Z następnymi próbami poczekam. Na dłuższe dni. Chyba, że zdecyduję się podjechać tam pociągiem. Ale próbowałem. Tydzień temu zatrzymał mnie ból głowy. Teraz przemokłem i zmarzłem. To nie znaczy, że nic nie widziałem :) . Trasy zawsze wytyczam przez miejsca w których chcę coś zobaczyć. A przy okazji odsapnąć. Dwa razy jechałem trasą Puławy – Radom. Ale z pewnymi modyfikacjami.

Za pierwszym razem sam nie wiem dlaczego już na początku drogę sobie wydłużyłem. Po dojechaniu z Puław do obwodnicy pojechałem do Gniewoszowa. Drugi raz to już jazda najkrótszą drogą do Czarnolasu. Co prawda sam Czarnolas niewiele ma w sobie ciekawostek. Dworek nie jest Jana Kochanowskiego, a lipa o której pisał już dawno zniknęła. Za to za drugim razem zatrzymałem się na chwilę na cmentarzu żołnierzy niemieckich w Polesiu. Od tego roku wiem, że nie spoczywają tu tylko żołnierze niemieccy polegli w II wojnie światowej. Dzięki temu czego dowiedziałem się o cmentarzu wojennym w Siedlcach. Tamtejszy cmentarz wojenny założony dla poległych w 1915 roku już jest od nich wolny. Teraz jest to cmentarz żołnierzy polskich (nawet powinno być tam chyba napisane „bardzo polskich” bo w armii niemieckiej podczas I wojny służyło wielu Polaków). Wystawiony im pomnik trochę przerobiono by nie przypominał o żołnierzach tu wcześniej pochowanych. Razem z nimi spoczywał niemiecki gubernator sprawujący władzę nad okupowanymi Siedlcami i ich okolicą. Jego też wykopano do Polesia. A nagrobek przeniesiono do lapidarium na terenie starego cmentarza w Siedlcach. Tak więc pomniki zostawiono, a ludzi dla których je wystawiono wyrzucono. Nie wszystkich. Zostało trochę ciał żołnierzy w sąsiedztwie współczesnych grobów powstałych na terenie kwatery pierwszowojennej w Siedlcach (nie chciano naruszyć nowych pomników) i pod chodnikiem, bo cmentarz kiedyś zmniejszono. Nie wiem czy w Polesiu informacje o tych poległych umieszczono na tablicach pamiątkowych z nazwiskami poległych. Zapewne nie. Ponieważ ich zapewne nie przekazano.

To takie moje wspominanie lata. Już jesień przecież. A w Czarnolesie jest kilka starych drewnianych domów. Jeden malutki szczególnie zwrócił moją uwagę. One znikają. Być może i ten zniknie wkrótce. Niech zostanie chociaż na zdjęciu.

Wrócę do tego pierwszego przejazdu. Po przedostaniu się przez drogę Sandomierz – Warszawa wjechałem w lasy (za drugim razem zrobiłem to samo). Tam zobaczyłem wreszcie wrzosy. Już nie mogłem się doczekać kiedy zakwitną. Albo miały opóźnienie albo ja się za bardzo spieszyłem. Teraz były. Tylko przejeżdżający drogą ludzie pytali czy są… No właśnie, dla nich było oczywiste, że szukam grzybów.

Bo człowiek powinien myśleć o jedzeniu. O przetrwaniu i o jedzeniu. Bez jedzenia nie ma życia. Tak jakby nie zabijano by coś zjeść. Zaplątałem się. Zostawię więc to jedzenie we wrzosach i pojadę dalej. A dalej była Suskowola ze zrujnowanym dworem. Latem też go oglądałem ale wtedy dopiero koszono wysokie trawy przy budynku. Teraz łatwiej było podejść. Tyłu dworu już praktycznie nie ma. Ale front jeszcze stoi. Jak długo?

Także w lecie widziałem przy drodze do Jedlni Letniska stary drewniany kościółek. To było w miejscowości Słupica. Jeszcze nie szukałem informacji na jego temat ale ponieważ we wsi jest murowana, nowa świątynia to ten drewniany kościółek skazany jest na zniszczenie. To już nie te czasy gdy drewniane świątynie wędrowały do nowych parafii zakupione przez ich mieszkańców. Teraz wszędzie buduje się nowe, murowane. Ciekawe czy w tej starej świątyni zachowały się jakieś polichromie. Na drewnie chętnie malowano i większość takich świątyń jest w środku kolorowa.

Teraz żałuję, ze w Sobieskiej Woli nie obfotografowałem starej świątyni. Szukałem dworu i ją zignorowałem. A też jest taka „prosta” w formie. Skromna. W przeciwieństwie właśnie do tych nowych świątyń. Które muszą być wystawne, przytłaczać. Tak jak robi to nowa świątynia w Słupicy.

W samej Jedni Letnisku też chciałem zobaczyć właśnie kościół. Częściowo jest drewniany. I to w tej większej części.

Z Jedlni za pierwszym razem kierowałem się w stronę Radomia z myślą o dotarciu do tamtejszego cmentarza żydowskiego. Coś się jednak ostatnio pozmieniało. Mapy jakoś mi nie pasowały do tego co widziałem. Zabłądziłem. Gdy już mimo tego dotarłem do Radomia pomyliłem kierunki (w końcu będę musiał kupić sobie i wozić kompas – obiecuję sobie to od paru lat). Gdy już dotarłem do cmentarza okazało się, że nie ma mowy o wejściu na jego teren. Nie tylko nie ma żadnych tablic informacyjnych ale też furtka jest zaspawana, a brama zamknięta na kłódkę. Teren cmentarza otacza wysoki mur. Jedyny wyłom w murze jaki zauważyłem znajduje się na terenie jakiejś firmy handlującej chyba kruszywem. A o cmentarzu wiem tyle, że początkowo był to cmentarz epidemiczny i że pochowano na jego terenie także Żydów biorący udział w powstaniu styczniowym. Ale mogłem jedynie popatrzeć na mur i bramę. Pomnik jest daleko. Za daleko by przeczytać co na nim napisano. To tak jakby to miejsce nie istniało. Odcięte od świata. Łatwo da o sobie zapomnieć.

Ten pierwszy wyjazd właściwie tu się zakończył. Spod cmentarza żydowskiego udałem się w drogę powrotną. Zanim dotarłem do miejsc mi już znanych zdążyłem dwa razy się zgubić. Te tereny dopiero będę musiał poznać. Choć nie wiem czy warto. W większości jest to nowa zabudowa podmiejska. Nic ciekawego tu chyba nie ma. Jeszcze w Zwoleniu zajechałem na cmentarz żydowski (lub do parku). Został oczyszczony z większości śmieci. Wycięto porastające go gęsto krzewy. I tyle. Zero informacji o zwoleńskich Żydach. A do parku tylko czasami chyba przychodzą amatorzy mocnych trunków mimo tego, że nie ma tam gdzie usiąść. Chyba że na którymś z dwóch głazów które tam się znajdują.

Za drugim razem od Jedlni Letniska postanowiłem trzymać się czarnego szlaku rowerowego. Dojechałem nim do wiaduktu pod szosą Puławy – Radom (krajowa 12). I znów się zgubiłem. Być może szlak gdzieś zakręcał? Może biegł dalej ścieżką wzdłuż torów kolejowych? Nie wiem. Pojechałem więc tą „dwunastką” w stronę Puław szukając jakiegoś zjazdu w stronę Radomia. A jak już znalazłem to odnalazł się też i szlak. Tylko nie wiem którędy biegł w okolice lotniska. Nie sprawdziłem…

W planie było przedarcie się przez centrum Radomia. Nawet nie wiedziałem, że będę w pobliżu „byłego zamku” i resztek murów.

Ambitnie planowałem przejazd przez Przytyk do Opoczna. W Przytyku chciałem wejść na teren cmentarza żydowskiego.

Później odnaleźć kirkut w Klwowie, w Drzewicy i wracając z Opoczna odwiedzić kirkut w Przysusze. Plan był nierealny. Podczas mojej wizyty na cmentarzu w Przytyku zaczął padać deszcz. Nie miałem z sobą nic na takie warunki pogodowe. Nie miałem także parasola by osłonić aparat podczas robienia zdjęć. Postanowiłem więc jechać do Potworowa i jeśli po drodze deszcz nie przestanie padać wracać do Puław. Nie przestało. Byłem przemoczony i żeby się nie przeziębić musiałem być cały czas w ruchu. Wytyczyłem sobie drogę do Mniszka. Stamtąd mogłem pojechać już znanymi drogami do Orońska i dalej przez Zwoleń do Puław. To była droga dłuższa od dotychczas przejechanej ale nie lubię wracać tą samą trasą. Gdy byłem kilka kilometrów od Mniszka deszcz przestał padać. Ale ja nadal byłem mokry. Jeszcze tak przy okazji pomyliłem drogi w pobliżu zalewu. Pojechałem drogami gruntowymi, a po dojechaniu do asfaltu szukałem drogi właściwej. Udało się tylko trochę było mi szkoda czasu. Nie wiem dlaczego. Co niby miałem z nim zrobić? I tak do Puław dojechałbym po zmroku. W Orońsku liczyłem na swobodne obfotografowanie pałacyku. Jednak przed frontem stali i odejść nie mieli zamiaru młodzi ludzie z szampanem. Sobota to czas ślubów i wesel. Może kiedy indziej się uda. Poprzednio trafiłem na festyn afrykański.

Droga biegła w pobliżu cmentarza wojennego. Odwiedziłem go by zobaczyć co się tam zmieniło. Na kilku mogiłach zamiast krzyży z szyszek są teraz krzyże z gruzu. A mi wciąż nie daje spokoju informacja o żeliwnych krzyżach, które były tam jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku. Zniknęły. Bez śladu? Były na nich nazwiska pochowanych żołnierzy. Ktoś je spisał?

Ze Skaryszewa do Tczowa pojechałem inną drogą niż zwykle. Mijałem dworek na terenie szkoły. Już było za ciemno na ładne zdjęcia. Ciekawe czy da się bez problemu podejść do tego dworku? Teren jest ogrodzony. Zwykle w weekendy w takie miejsca wejść się nie daje. To będę musiał jeszcze sprawdzić. Skaryszew nie jest daleko. W Zwoleniu byłem już w nocy. Tym razem pojechałem główną droga w stronę Puław. Tylko kilka kilometrów – do Szczęścia. I nadal nie wiem czy tak jest krócej. Dalej i tak pojechałem przez Zamość i Łaguszów. Z lekkim niepokojem obserwowałem rozbłyski na niebie na północ od Puław. Wyraźnie się przybliżały. Ale nade mną były gwiazdy i księżyc. Chyba się z nimi lubimy. W końcu to nie pierwszy raz gdy będąc pod gwizdami obserwuję burze gdzieś tam w oddali. W nocy takie rzeczy widzi się z większej odległości. Za drugim razem przejechałem 241 km. Za pierwszym około 140. I to już jest jesień. A mi jest szkoda lata.

=-=-=-=-=
Powered by Blogilo