zapachy
dźwięki
obrazy
i słowa bez znaczenia
twarze
spojrzenia
ściany
i bramy pełne cienia
zanurzam się w krajobrazie miasta
zapachy
dźwięki
obrazy
i słowa bez znaczenia
twarze
spojrzenia
ściany
i bramy pełne cienia
zanurzam się w krajobrazie miasta
Kiedy miałam 18 lat, mój obraz miasta był nieco inny i mniej lakoniczny
Moje miasto
kocham moje miasto
w szeleście kołysanych wiatrem topoli
w blasku sączącym się między konarami
w śpiewie budzących się ptaków
w stukocie ulewy za oknem
przez wiele lat
było dla mnie jak poczekalnia
w oczekiwaniu na pociąg w dal
jak kajdany na nogach galernika
wiosłującego w znojny dzień
bardzo długo
przyszło mu czekać na moją miłość
podstępnie zasiewając we mnie ziarno
bez nadziei, że kiedyś wykiełkuje
aż wreszcie stało się
kocham moje miasto
którego chodników dotykają co dzień
stopy odnalezionych wreszcie przyjaciół
i tych, którzy już zawsze będą ze mną
jak wspomnienie chwil szczęścia
miasto ciszy
mroźnych kwiatów na szybach
młodych ludzi z serdeczną dłonią
zagubionych w bezimiennym tłumie
spieszącym w pustkę
kocham je za tych
którzy wciąż jeszcze w pośpiechu
szukają daleko tego
co jest tak blisko nich
-drugiego człowieka
To zupełnie inne miasta. To po którym spacerowałem było miastem obcym pełnym obcych ludzi. Byłem w nim turystą.
To chyba nie jest takie proste… Co jest bliskie a co obce, skąd jesteśmy a skąd czujemy że jesteśmy… Czasem zdaje nam się, że zaczynamy to rozumieć. Ale czy naprawdę rozumiemy? To wszystko jest tak subiektywne i niemierzalne.
To miasto w którym mieszkam nigdy nie budziło we mnie uczuć. Nawet nie mogę powiedzieć, że je znam. Przez ostatnie trzydzieści parę lat obserwowałem w nim głównie zmiany. I nadal się zmienia. A jeśli miasto = ludzie? Wtedy materia chodników i budynków traci znaczenie. I raczej tak odbieram moje miasto. Właśnie przez ludzi których znam.
Obce miasta przy pierwszym spotkaniu są dla mnie zagadką komunikacyjną. Gubię się. Mam problem z odnalezieniem drogi którą szedłem przed chwilą. Za drugim, trzecim razem już jest łatwiej. Obraz miasta powoli się humanizuje w miarę poznawania. Ale tylko gubiąc się mam szansę się odnaleźć . GPS to wynalazek dla tych co przemykają tylko z punktu do punktu pomijając to co w miastach jest ludzkie, zaplątane, nawarstwione. Czy widząc front domu mogę powiedzieć że go znam? Czy poznam go dopiero widząc podwórko, klatkę schodową? Jest w tym jakaś magia bo wchodząc w bramę wchodzi się do części ukrytej dla innych. Dla tych którym wystarczy widok ściany frontowej budynku.
A skąd jesteśmy?
Najwcześniejsze moje wspomnienia to podwórko kamienicy w Nysie. Rok temu zobaczyłem ją tylko od frontu. To miejsce tylko przypomina miejsce z moich wspomnień. Za podwórkiem był las, a teraz są inne domy. Nie jest więc to na pewno to samo podwórko. Drzwi do kamienicy są zamknięte i mają domofon. Nowoczesność. A ja pamiętam drogę w kocich łbach i przejście otwarte na przestrzał z ulicy na podwórko. Bardziej chyba to miejsce nie mogło się zamknąć na wspomnienia. Samej Nysy nie znam. Wspomnienia dotyczą tylko tej jednej kamienicy.
Niemal 40 lat siedzę w Puławach i nie potrafię się z nimi emocjonalnie związać. To tylko przyzwyczajenie. Znam niemal na pamięć plan miasta (poza najnowszymi dzielnicami). Najciekawsze bramy i drzwi już nie istnieją… Znajomych ludzi też ubywa… Wymiana uśmiechów z nieznajomymi to coś praktykowanego tylko poza miastem.
Miejsce, z którym się identyfikuję (chociaż ani się tam nie urodziłam, ani nigdy na stałe nie mieszkałam) już nie istnieje, pochłonęły go wody zalewu. Jestem więc wygnańcem z krainy, która żyje tylko w mojej pamięci. Ale wiem już, że nie jestem w tym odosobniona.
Kiedyś wędrowałam w tamtych okolicach. Zatrzymał się samochód, wysiadł nieznany mężczyzna i zapytał gdzie znajduje się właśnie ta miejscowość. Cóż miałam odpowiedzieć? Większa część była pod wodą. Wiem gdzie znajduje się tablica oznaczająca początek tej miejscowości, ale obrysu nie byłam pewna. Nie pytał o jakieś konkretne miejsce – czyjś dom, sklep, szkołę czy budynek straży pożarnej. W nazwie miejscowości kryło się dla niego wszystko. A kiedy spojrzeliśmy sobie w oczy zrozumiałam czego szuka – tego co ja – świata, który przeminął, czegokolwiek, co przywróci nam na chwilę przeszłość. I tak staliśmy, wygnańcy z raju. Może powinnam go o coś zapytać. Ale nie zrobiłam tego. Wartość ma tylko to, co nie jest wymuszone, to czym ktoś chce się z nami podzielić z własnej woli.