Po dłuższej przerwie

Pomilczałem sobie. Trochę z braku czasu. Trochę z braku poczucia sensu istnienia tego blogu. Zanim jednak podejmę jakieś działania drastyczne mam parę innych pomysłów. Po pierwsze przeniosę tu część tematów ze starego blogu – on pierwszy zniknie. No i jeszcze może tu coś dopiszę. Np wczorajszy wyjazd. Bo jeżdżę co weekend. Wciąż też czegoś szukam. Od dwóch miesięcy szukam cmentarza z pierwszej wojny światowej w Nasutowie pod Lublinem. Podobno został wyremontowany. W pracach miała brać udział Fundacja Nowy Staw. Ale w samym Nasutowie pytani przeze mnie ludzie nic na ten temat nie wiedzą. Informacja o jego lokalizacji wskazuje na miejsce przy głównej drodze przecinającej Nasutów. Na pewno tam go nie ma albo się ukrywa. Będę szukać dalej. Przecież nie może być tak, że niedawno odnowiony cmentarz gdzieś zniknął.

Ostatnio rozglądam się za interesującymi mnie miejscami w miejscowościach znanych z czegoś zupełnie innego. Tak w Chęcinach nie interesował mnie zamek tylko synagoga i cmentarz żydowski. Teraz chciałem w znanym z muzeum Bełżcu odwiedzić cmentarze z I wojny światowej. Wydawało się to dość łatwe skoro napisano o nich na oficjalnej stronie Gminy Bełżec. Ale tak się tylko wydawało.

Podróż rozpocząłem od Chełma. Z Puław dojechałem tam pociągiem. Bo i w samym Chełmie miałem jedną niedokończoną sprawę. Chodziło o cmentarz wojenny na tzw. Patelni. Lokalizację określiłem już w zeszłym roku ale brakowało czasu by tam znów się pojawić. Teraz dotarłem na miejsce bez problemów. Wcześniej szukałem zbyt głęboko w lesie Borek.
Obrazek
W lesie jeszcze unosiły się resztki mgły. Na ziemi ślady biesiadowania.
W zeszłym roku szukając Patelni trafiłem na cmentarz znajdujący się dalej przy tej samej ulicy. Teraz znów tam zajechałem. Z krzyża na grobie zmarłego w 1939 roku strzelca Judy Grossa usunięto przymocowaną tam wcześniej taśmą klejącą gwiazdę Dawida. Może ktoś doszedł do wniosku, że gwiazda nie pasuje do krzyża? Chyba jednak nie tylko ja mam wątpliwości czy wypada wszystkim, bez względu na wyznawaną religię wystawiać krzyże. W Łukowie też widziałem krzyż na którym pod nazwiskiem poległego dopisano – mahometanin. Zrobiono to jednak od razu – robiąc krzyż. Tutaj zaś widać jeszcze ślad po naklejonej gwieździe nad tabliczką imienną.
Obrazek
Za mną na cmentarz weszła kobieta z dwoma psami. Zaintrygował ją rower zaparkowany przed bramą. Ponieważ nie był przypięta doszła do wniosku, że właściciel mógł zasłabnąć lub może stało mu się coś innego. Jej zdaniem okolica jest niebezpieczna i nikt roweru niezapiętego tu nie zostawia. Gdy już zaczęliśmy rozmawiać o tym cmentarzu dowiedziałem się, że jeszcze niedawno była to zarośnięta nekropolia, nieogrodzona. Ponieważ kości zmarłych częściowo znajdowały się na wierzchu interweniowano w Urzędzie Miasta. Po tym dopiero powstał płot i teren wykarczowano. Wydobyto też wtedy pochowanych tu żołnierzy niemieckich poległych w II wojnie światowej, by przenieść ich szczątki na cmentarz w Polesiu. Ciała posiadały nieśmiertelniki. Firma, która prowadziła tą ekshumację musiała wykazać, że wydobyła wszystkich poległych. Podobno nie ruszyła ciał zaplątanych w korzenie rosnących drzew. Podobno, bo tych drzew na kwaterze niemieckiej prawie nie ma.
Moja wzmianka o śladach po libacji na cmentarzach została skomentowana informacją o „szatanistach”, którzy mają spędzać noce na chełmskich cmentarzach i odprawiać czarne msze. Przemieszczają się oni w dużych grupach w okolicy lasu Borek, a mieszkający tu ludzie się ich boją. Jak dla mnie lokalny folklor ale znam wiele opowieści dawnych i nie dawnych o pobiciach osób goszczących w Chełmie. Nie wiem czy to miasto jest niebezpieczne. Mi nic się tu jeszcze nie przydarzyło. Może dlatego, że bywam tu zawsze bardzo wcześnie rano. Zło nie śpi – rano to chyba nie działa.

Zanim dojechałem do lasu troszkę w Chełmie zbłądziłem. W sumie straciłem godzinę naruszając plan wyjazdu. Gdy już wyjechałem w stronę Hrubieszowa wiedziałem, że to co chciałem zrobić jednego dnia będzie rozłożone na kilka dni. Nie pierwszy to taki przypadek. Wcześniej trzykrotnie jechałem do Terespola i Nepli. Może jeszcze o tym popiszę. Może…

Po raz pierwszy jechałem szosą Chełm – Hrubieszów. W pobliżu Chełma jest bardzo ruchliwa, a nie tylko nie ma tam pobocza lecz także nawierzchnia jest już mocno zużyta. Nie mogę powiedzieć bym miał wiele przyjemności z tego przejazdu. W samym Hrubieszowie zapominając o rzeczce przecinającej miasto wjechałem w ulicę przy jednostce wojskowej. Jest tam kościół garnizonowy. Jak sądzę była to kiedyś cerkiew. Przejazdu do centrum rzecz jasna nie ma, a jego tam szukałem. Po powrocie do szosy głównej pomknąłem chodnikami pamiętając, że szosą tak szybko do centrum nie dotrę. Tu podszedłem do ślicznej hrubieszowskiej cerkwi. Wciąż nie jestem zadowolony ze zdjęć wykonanych rok temu więc teraz znów fotografowałem.
Obrazek
Teraz trwa tam remont dachu.
Nie cerkiew była celem tych odwiedzin. Chciałem dotrzeć do cmentarza żydowskiego w Hrubieszowie. Choć wiedziałem gdzie go szukać i nawet przygotowałem sobie mapkę z trasą dojazdu to widząc mapę Hrubieszowa w centrum miasta sprawdziłem poprawność moich ustaleń. Kirkut jest tam zaznaczony. Wszystko pasowało więc bez zastanowienia ruszyłem ulicą Targową. Na jej końcu zastałem zamknięte na kłódki furtkę i bramę. Teren kirkutu w zasadzie jest pozbawiony nagrobków. Ich resztki umieszczono w lapidarium. Obok lapidarium są tam jeszcze dwa pomniki. Daleko od bramy ale właściwie widać. Odpuściłem więc proszenie o dostęp do kluczy i ograniczyłem się do zdjęć robionych przez kraty.
Obrazek
Z Hrubieszowa miałem wyjeżdżać o 11. Gdy wyjeżdżałem była 13. Na tą godzinę planowałem dojechanie do Tomaszowa Lubelskiego. Przeceniałem wyraźnie swoje możliwości. Do Tomaszowa miałem bowiem około 60 km. Po zjechaniu z szosy Hrubieszów – Zamość natknąłem się w Terebiniu na cmentarz z I wojny światowej. Właściwie jest to część cmentarza parafialnego. Część z pochówkami z Wielkiej Wojny znajduje się obok najstarszych nagrobków. Jest zaniedbana ale przynajmniej oznakowana. Może nie zniknie wykorzystana do nowych pochówków. Miejsca na cmentarzy wydaje się być wiele.
Obrazek
W tej samej wsi jest drewniany kościół. Ostatnio trochę mnie sakralna architektura drewniana znużyła. Ten jednak jeszcze zmusił mnie do zatrzymania i zrobienia zdjęcia. Coś w nim jest takiego co mnie zatrzymało ale jeszcze nie potrafię powiedzieć co to jest.
Obrazek
O ile do Tyszowiec jechałem w terenie względnie równym to już dalej krajobraz zaczął intensywnie falować. Zacząłem walczyć w kolejnych premiach górskich nie znając dalszej drogi. Ta zaś była mocno wzburzona. W jednym z obniżeń terenu dostrzegłem znak miejsca pamięci. Wskazywał na cmentarz w Wożuczynie. Znajduje się tam mogiła żołnierzy poległych we wrześniu 1939 roku. Opiekują się nim dzieci z miejscowej szkoły podstawowej. Skoro jednak wszedłem na teren cmentarza. Starego cmentarza. To musiałem się trochę porozglądać. Na wprost wejścia znajdują się dwa stare pochówki. Jeden z nich pozbawiony jest informacji o pochowanych osobach. Szczególnie przyciąga uwagę krzyż na grobowcu.
Obrazki
Tajemniczy wydał mi się słup na terenie cmentarza. Nie ma na nim żadnych napisów.
Obrazek
Po wizycie na cmentarzu w Wożuczynie rozpocząłem dalszą walkę z grawitacją. Te zjazdy i podjazdy. Potrafią dać w kość. No i mocno opóźniają przejazd. Do Tomaszowa dotarłem o wpół do piątej po południu.

Trochę się przed wyjazdem przygotowałem. Wiedziałem, że w Tomaszowie chcę zobaczyć kirkut, cerkiew i drewniany kościół. Wszystkie te miejsca znajdują się w pobliżu dawnego centrum Tomaszowa. Z powodu później godziny już zrezygnowałem z poszukiwania klucza na teren kirkutu, bo i w Tomaszowie się go zamyka. Miejsce przyciąga imprezowiczów. Miałem okazję sprawdzić to na własne oczy. Kirkut był zamknięty ale niedokładnie. Ktoś zapomniał zamknąć bramę. Wszedłem więc na teren i robiłem zdjęcia.
Obrazek
Zdziwiłem się nieco gdy zza bramy, z zewnątrz zaczęła do mnie wołać jakaś kobieta. Pytała jak tam wszedłem. Pytała stojąc przy bramie i nie widziała źle założonej kłódki. Wyjaśniłem więc i pomogłem podpalić zebrane śmieci. Kobieta ta opiekuje się cmentarzem i to ona ma klucze. Dzień wcześniej udostępniła klucze ekipie przysłanej przez miasto w celu uprzątnięcia terenu. To oni nie zamknęli bramy. W nocy podobno na terenie cmentarza już byli młodzi piwosze ale opiekunka sądziła, że przeszli przez płot co ponoć często im się zdarza. Pani poszła po klucze by zamknąć bramę, a ja dokończyłem fotografowanie i wyruszyłem pod widoczną z cmentarza cerkiew.
Obrazek
Cerkiew jest chyba w trakcie remontu. Dół jest pokryty z zewnątrz jedynie surowym tynkiem. Góra pomalowana. Osoby chcące zwiedzić cerkiew proszone są o kontakt z proboszczem – na kartce umieszczonej na drzwiach cerkwi podany jest numer telefonu.
Przy tej samej ulicy co cerkiew znajduje się drewniany kościół. Fotografowanie go jest dość trudne. Była sobota. Seryjnie udzielano ślubów. Kolejka nowożeńców i ich gości nie mieściła się na parkingu i w najbliższych uliczkach. Dwoje turystów wykonywało całe serie zdjęć frontonu świątyni stojąc na jezdni. Zrobiłem podobnie tylko nie seria, a jedno zdjęcie.
Obrazek
Ponieważ było już późno uznałem, że odwiedzę jeszcze tylko Bełżec i wracam. Wracam przez Zamość więc będę znów przejeżdżał przez Tomaszów. Może później będzie łatwiej fotografować? Byłem naiwny, wiem.

Do Bełżca z Tomaszowa jest tylko 8 km. To więc szybki skok. Choć i tu ziemia jest rozbujana. Posiadałem zdjęcie z naniesionymi przybliżonymi lokalizacjami cmentarzy wojennych. Dokładniejsza okazała się mapka na tablicy przy Urzędzie Gminy. A jeszcze dokładniej to już musiałem pytać w okolicy. Starsze osoby trochę dziwiły się, że pytam akurat o te cmentarze. Tu przyjeżdża się do muzeum. Ale ja przyjechałem tak trochę przekornie. Właśnie nie do muzeum.
Stan cmentarzy i informacje Gminy o nich to jakby dwie różne sprawy. Skoro gmina podaje liczbę mogił zakładałem, że są one zlokalizowane i upamiętnione. Skoro podaje jakąś lokalizację cmentarzy to zakładałem, że dojazd jest oznakowany, a teren dostępny. Jest inaczej. Gmina strzyże trawę na terenie cmentarzy i postawiła na ich terenie tabliczki i to chyba wszystko co zrobiła.
Obrazek
By wejść na teren cmentarza na którym wykonałem powyższe zdjęcie trzeba przejść przez czyjś warzywniak. Tu jak w innych miejscach ludzie mieszkający w pobliżu pamiętają jak to wyglądało ale nie wiedzą jak wygląda teraz. Nawet nie wiedzieli, że teren jest ogrodzony i kierowali mnie na podejście od boku, które jest zagrodzone. Pewnie dałoby się zdobyć więcej danych o pochowanych tu ludziach ale i tego się nie chciało Gminie, która chce by to była atrakcja turystyczna.

Na koniec wizyty w Bełżcu zajechałem i pod muzeum. Wcześniej w rozmowie z jednym z mieszkańców Bełżca dowiedziałem się, że co prawda nikt nie próbował rozkopywać mogił na cmentarzach z I wojny światowej ale zanim powstało muzeum to po jego dzisiejszym terenie chodzili „poszukiwacze skarbów” i kopali.
Obrazek
Teraz już wybrałem się w drogę powrotną. W Tomaszowie pod kościołem sytuacja bez zmian. Ruszyłem więc dalej. Chciałem przed zmierzchem dojechać do Zamościa. Nie było łatwo. Tu można zdobyć koszulkę „górala”. Choć już schowałem głęboko aparat fotograficzny to wydobyłem go by sfotografować cmentarz wojenny w Dąbrowie Tarnawackiej. Pochowani tu są żołnierze z września 1939. Cmentarz jednak powstał wcześniej. Założono go dla poległych w pierwszej wojnie światowej.
Obrazek
Znów schowałem aparat głęboko do sakwy i ruszyłem w drogę. Ziemię spowijały dymy. Zaraz też zaczęły pojawiać się mgły. W Łabuniach na cmentarzu dostrzegłem figurę Nepomucena. Gdy wjeżdżałem do Zamościa zrobiło się ciemno. Początkowo chciałem przejechać obwodnicą. Jednak w ciemnościach nie czuję się pewnie na drogach tak ruchliwych i z wieloma pasami. Zjechałem więc w kierunku centrum. Tam do wylotu z miasta przeciągnięte są ścieżki rowerowe. Jedzie się po nich wolniej ale dużo bezpieczniej. Za Zamościem zboczyłem z głównej drogi i ruszyłem w stronę Żółkiewki. Poważną wadą nocnych wojaży jest ograniczona bardzo ilość bodźców. Taki przejazd potrafi być tak nudny, że można przysnąć. Szczęśliwie mocno świecił księżyc. Co jakiś czas goniły mnie spuszczone psy. Bociany w gniazdach gdy pod nimi przejeżdżałem zrywały się do lotu. Młodzież hałasowała. Wciąż coś się działo.

W Wysokiem chciałem pojechać do Bychawy drogą nieco okrężną. Trwa tam jednak remont dróg. Jak już się zgubiłem to w końcu znalazłem się na drodze krótszej ale już dobrze mi znanej. Nie o to mi chodziło. Chciałem poznać inną drogę ale zmęczenie nie pozwoliło mi zawrócić. Jechałem bez pośpiechu. Lepiej mi się jedzie gdy jest jasno więc powoli jadąc czekałem na wschód słońca albo przynajmniej na lekkie rozjaśnienie. Doczekałem się będąc już w Bochotnicy. Dalej już tylko 10 km i można wskoczyć do wanny. Choć noc była chłodna byłem na to przygotowany. W efekcie dojechałem na miejsce cały mokry ale ciepły. Tylko będę musiał pojechać jeszcze raz. Ze zbyt wielu planowanych miejsc zrezygnowałem. Zapowiada mi się więc kolejna seria wyjazdów w te same okolice. Żeby tylko pogoda dopisała.