Z wizytą w świecie owadów

Z poprzedniego wyjazdu na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie pozostał mi do odwiedzenia Wereszczyn. O miejscowości jeszcze nic nie wiem ale na mapach z okresu międzywojennego są tam zaznaczone cztery cmentarze chrześcijańskie. Na mapach współczesnych są już tylko trzy. Najmniejszy zniknął z map ale na zdjęciach lotniczych jest to zagajnik, a działka nie została włączona do żadnej z sąsiednich. Na mapie więc zniknęły tylko krzyżyki. Od zeszłego roku też przymierzam się do odnalezienia cmentarza wojennego w Starym Orzechowie. Gdzieś w okolicy jeszcze powinien być cmentarz ewangelicki. Tak przynajmniej wynika z informacji zamieszczonych na strona gminy Sosnowica. Tam też są zdjęcia pomników stojących w tych miejscach. To samo dotyczyły cmentarza żydowskiego w Sosnowicy. I chociaż w ubiegłym roku spędziłem wiele czasu krążąc po lesie miałem problem z odnalezieniem tego cmentarza – drewniany słupek z tablicą informacyjną pokazywany przez gminę na zdjęciach już od lat leży i próchnieje. Odnalazłem go przypadkiem, wracając zrezygnowany z lasu. Teraz też spodziewałem się że w Orzechowie mogło się wiele pozmieniać. Jedyna mapa z zaznaczonymi cmentarzami jaką odnalazłem to zdjęcie tablicy z mapą stojącej na rynku w Sosnowicy. Ten sam obrazek był na stronie gminy ale już nie udało mi się go odnaleźć. A strona jest dziwna. Nie tylko zawiera zdjęcia sprzed wielu lat ale też równie stare informacje. Do tego zdjęcia są tylko miniaturkami. Tak jakby ktoś odwalił robotę tylko po to by pokazać, że dział turystyka na stronie istnieje. Ale są gminy które takie działy od lat mają w przygotowaniu. Wracając do tematu trasy… Miałem zajechać w Cycowie w okolice cmentarza żydowskiego. Miałem odwiedzić cmentarz wojenny w lesie koło Izdebna. To zaległości. Ale za mało ich na sensowną trasę dlatego uzupełniłem ją kilkoma cmentarzami, prawdopodobnie ewangelickimi w pobliżu planowanej trasy przejazdu z Cycowa do Trawnik. Dodałem też "mogiłę szwedzką" będący kurhanem sprzed ponad 2 tysięcy lat w pobliżu Sosnowicy. I wystartowałem z Puław skoro świt. Wcześniej nie miało sensu ruszać z powodu rosy – zapowiadało się chodzenie po trawie.

Jechało mi się dziwnie dobrze. Nie wiem czy to po czwartkowym wypadzie? Dość, że jechałem początkowo bardzo szybko jak na moje możliwości. Przy trasach, które mają mieć ponad 200km z zasady jadę ekonomicznie by starczyło sił na powrót. Prognozy pogody od kilku dni niezmiennie pokazywały opady deszczu i ochłodzenie "na jutro". Rano sprawdziłem je jeszcze raz. Tym razem mogłem się spodziewać opadów w nocy, po północy, czyli znów na jutro. Ale miało być gorąco. Bardzo. Dlatego by nie tracić czasu na sklepy po drodze zapakowałem do sakw na drogę 7,75 l napojów. Wróciłem z dwoma litrami i pisząc wciąż popijam z powodu lekkiego odwodnienia ;) Na starcie, około wpół do szóstej, termometr pokazywał 13 stopni. Temperatury wzrastały raczej powoli. Może 15 stopni było gdy stanąłem na moment pod pałacem w Kozłówce.

Zdjęcia pod słońce. Nie lubię takich.

W Lubartowie zamiast od razu pojechać w stronę Chlewisk skoczyłem na rynek. Tam nabyłem coś co nazywane jest pizzą. To taki cebularz z pieczarkami, papryką i żółtym serem. Nasycił mnie na przejazd od Lubartowa do Zienek. A w Lubartowie zatrzymałem się na moment na przeciwko tamtejszego pałacu (znów zdjęcie pod słońce).

Do Uścimowa dojechałem ze średnią prędkością na liczniku ponad 24 km/h. Odkąd zacząłem zwracać uwagę na ten parametr (czyli od 2 miesięcy) był to wynik rekordowy. Od tego momentu już ta prędkość miała maleć – rozpoczynałem poszukiwania. Jeszcze tylko postój przy cmentarzu wojennym w Uścimowie przy rozjeździe. W prawo Nowy Orzechów, w lewo Stary Orzechów. Cmentarz odkryto podczas budowy drogi. Na środku skrzyżowania pozostawiono kopiec zawierający najwięcej ludzkich szczątków. Część cmentarza która znalazła się poza terenem drogi ogrodzono i postawiono tablicę informacyjną.

Do Starego Orzechowa miałem kawałek drogi gruntowej. Sugerując się zapamiętanymi z mapy gminnej przeszukałem obszar lasu w pobliżu drogi. Dużo tego nie było – teren jest podmokły więc bagna odpadały. Ciężko jednak było się tam poruszać. Nie znalazłem nic. Spotkałem jednak mieszkańca tych okolic, który jak twierdził – wie gdzie ten cmentarz jest. Wskazał odcinek lasu położony na zachód od przeszukanego przeze mnie. Po wskazaniu najłatwiejszej do przejechania drogi narysował mi jeszcze w piachu plan sytuacyjny z zaznaczeniem lokalizacji cmentarza. Mówił też, że zanim cmentarzem się zainteresowała jakaś organizacja niemiecka były tam widoczne mogiły. Część z nich była rozkopana. Co rozkopane zasypano i postawiono pomnik. A teraz ja zapuściłem się te leśne ostępy. Część dróg zalana. Mimo tego jakoś udało mi się przedrzeć we wskazane miejsce. Ani śladu pomnika. Za to jest kilka prostokątnych wykopów w ziemi. Ułożone szeregowo. Czyżby jakiś kamieniarz wziął sobie materiał na pomnik, a poszukiwacze skarbów ograbili poległych? To możliwe. Z drogi dojazdowej na polu leżącym ugorem las z cmentarzem nie wyróżnia się niczym szczególnym. Brak oznakowania dróg dojazdowych do zabytkowych cmentarzy to wręcz norma. Nic dziwnego, że mało kto je odwiedza. Najszybciej robią to hieny cmentarne pewne, że nikt im nie przeszkodzi i przez lata nikt nie zauważy tego co zrobiono.

Po drodze lasy mi śpiewały. Ale jechałem szybko. Nie widziałem i nie słyszałem wszystkiego. Teraz gdy odstawiłem rower mogłem też usłyszeć, że lasy brzęczą. Obsiadły mnie setki komarów. To pierwsza w tym roku tak liczna armia wampirów, która się na mnie rzuciła. Ale i tak bardziej boję się gzów. Te też były ale udawało mi się je odgonić. Temperatury już sięgały 30 stopni. Wkrótce i ta trzydziestka została przekroczona. Jak co roku wiele mówi się o kleszczach i boreliozie. Długie spodnie wpuszczone w skarpety lub buty. Oglądanie ciała. Spryskiwanie się substancjami odstraszającymi. Tylko jak to zrobić gdy lata się w krótkich spodenkach i pot leje się niemal strumieniami? Z pomocą przychodzą komary. Tak często musiałem przecierać łydki zabijając po kilkanaście komarów na raz, że żaden kleszcz nie miał szans przedostać się na wysokość kolan i wyżej. Bywa jednak, że ukąszenia komarów przestają być odczuwane. Tak stało się gdy w lesie w Orzechowie do butów dostały mi się mrówki. Ból ich ukąszeń, który na szczęście dość szybko znika zagłuszył odczuwanie ukłuć komarów i szczypanie skóry po raz kolejny pociętej pędami jeżyn i gałęziami akacji. W lesie bardzo przydaje się kask więc go nie zdejmuję. Wiele gałęzi się po nim tylko ześlizguje. To taka norma jeśli chodzi o letnie poszukiwania cmentarzy. Te opuszczone są pokryte zawsze gęstą roślinnością i zamieszkują je zwierzęta. Wypłoszyłem kilka saren. Ale najliczniej zawsze występują tam owady. Podobno żyjemy w świecie owadów. Choć niszczymy i kształtujemy środowisko to owady w nim wciąż dominują. Występują najliczniej i są najbardziej zróżnicowane. Dla przyszyły pokoleń badaczy ta era w której żyjemy powinna być erą owadów. Możemy udawać, że my kształtujemy świat. Ale komary i tak nas pokąsają, mrówki pogryzą, motyle zachwycą. Jak żuczki toczące kule odchodów jesteśmy zajęci sobą nie widząc prawie tego świata. Można było oskarżać Amerykanów o zrzucanie stonki choć była to brednia totalna. Dziś nikt nie oskarża Chin o rozprzestrzenianie chińskich biedronek. Same załapały się na transport do Europy, Ameryki. Karaluchy znacznie wcześniej się rozprzestrzeniły wiążąc się z ludźmi. A gatunek ten pochodzi też chyba z Chin – najlepsze warunki do rozwoju ma podobno w tropikach Brazylii. A ja też miałem teraz amazońskie warunki. Bagna i upał.

Po zrezygnowaniu z dalszych poszukiwań pomnika jeszcze przejechałem się trochę pomiędzy Orzechowami po drodze Łęczna – Sosnowica. Przy drodze na tej mapie z rynku w Sosnowicy był zaznaczony jeszcze jeden cmentarz – nie opisany. Ale tu też nic nie znalazłem. Mogłem już spokojnie jechać do Zienek. Tam przy drodze do Sosnowicy miałem odnaleźć wchodzący do lasu szlak turystyczny czarny. To najkrótsza droga do kurhanu. Najkrótsza nie znaczy, że najprostsza. Przed dojechaniem na miejsce powstrzymało mnie coś takiego:

A tak zastanawiałem się jak dotrę do kurhanu skoro na mapach jest po przeciwnej stronie jakiegoś cieku wodnego niż szlak. Przeszedłem boczkiem sprawdzając czy przedostanie się dalej ma w ogóle sens. Dalej było sucho. A dawało się też dostrzec, że tak boczkiem to tu się chodzi dość często. Były też ślady rowerów. Ale chyba nikt nie próbował przejechać. Ziemia za miękka i nie było głębokich śladów. Przeprowadziłem więc rower i pojechałem dalej. Na tabliczce jest napisane o wsi która istniała kiedyś w tym miejscu. Dalej jest kolejna tablica zabraniająca wstępu do ostoi zwierząt. Dziwne. W pobliżu Puław na granicy takiej ostoi jest dużo ambon myśliwskich. Bardzo przypomina to więzienia.

Na tablicy napisano, że wieś powstała w pobliżu kurhanu w wieku XVII po wojnach szwedzkich. To miało być powodem nazwania kurhanu mogiłą szwedzką. Obok założono cmentarz unicki. Po tym nowszym cmentarzu nie ma już niemal śladu. A kurhan jest miejscem pochówku związanym z kulturą trzciniecką. Mi jednak chodzi po głowie pewna teoria, którą poznałem czytając o Brandenburgii w okresie wojen szwedzkich i zaraz po nich. Chodzi o to, że na terenach spustoszonych wojną, głodem i zarazą pojawiali się nowi osadnicy. Dla nich historia tego miejsca zaczynała się podczas wojen szwedzkich. Wszystko co zastali (a nie wiedzieli co to jest) było dla nich mogiłą szwedzką lub szwedzkim szańcem. Skoro akurat w XVII wieku w pobliżu tej mogiły pojawili się nowi osadnicy sytuacja była bardzo podobna. Nie wiedzieli co to jest ale pamiętali najazd szwedzki.

Do drogi asfaltowej wróciłem tą samą trasą. I ruszyłem w stronę Urszulina. Po drodze drogowskaz szlaku "Obozu powstańczego". Wskazywał w bok więc nie sprawdziłem dokąd by mnie doprowadził. W tym upale strach było zatrzymać się w cieniu drzew. Utrata krwi gwarantowana. To lepiej już się trochę więcej spocić – przynajmniej nie będzie swędzić. Przejeżdżając przez Babsko mijałem cmentarz. Taki jakich wiele. Małe cmentarze. Kiedyś prawosławne, dziś katolickie. Tutaj zwrócił moją uwagę rząd takich samych krzyży.

Ofiary II wojny światowej i okresu powojennego. Walczący w podziemiu i przypadkowe ofiary, których wina polegała na pojawieniu się w nieodpowiednim czasie w drzwiach domu. Zupełnie normalny koszmar wojny. Bohater czy pechowiec – umierają tak samo. Do oglądania tego cmentarza namówił mnie człowiek porządkujący groby rodzinne. Krewnym jego żony był jeden z pochowanych na kwaterze wojennej. Zginął ponieważ stanął w otwartych drzwiach domu akurat gdy przechodzili w pobliżu niemieccy żołnierze. Miał 27 lat.

Ten sam człowiek powiedział, że dalej, w głębi cmentarza są starsze nagrobki, chyba rosyjskie. Sprawdziłem. Ale nie nazwałbym ich rosyjskimi. Są to nagrobki prawosławne. Zapisane cyrylicą ale to nie jest wg mnie kryterium "narodowości". Niewiele z okresu przed I wojną światową. Najwięcej z okresu międzywojennego. A później… później były urzędowe czystki etniczne i na koniec akcja "Wisła".

Tam dalej, w krzakach też są nagrobki. Tylko mało. Większość ludzi poprzestawała na drewnianych krzyżach po których dziś nie ma śladów. Widziałem też roztrzaskane nagrobki. I konwalie – już kwitną.

Gdy tak latałem z aparatem ugryzł mnie w szyję giez. Przez około godzinę piekło nieznośnie. Jeszcze po opuszczeniu cmentarza zatrzymałem się przy pomniku. Dawno usunięto z niego tablice intencyjne. Ale ktoś nie wytrzymał i uznał, że należy jednak upamiętnić to co miało być zapomniane – machnął białą farbą "UB".

W Urszulinie zatrzymałem się na chwilę. Jak często wzbudziłem czyjeś zainteresowanie. Gdy powiedziałem o poszukiwaniu opuszczonych cmentarzy najpierw zaproponowano mi jazdę w stronę Załucza, do Dębowca. To samo proponowano mi w Babsku. Coś w tym jest. Trzeba będzie się wybrać. Podobno tamtejszy cmentarz jest odwiedzany przez potomków dawnych kolonistów niemieckich. Ale i w Urszulinie podobno jest taki cmentarz. Informator tylko ręką wskazał kierunek. Pojechałem ale nie odnalazłem. Pytana o cmentarz osoba poinformowała mnie, że już nie jestem w Urszulinie :) Staliśmy pod samonapędzającymi się latarniami.

To już podobno Michałów. I w nim mają być dwa opuszczone cmentarze. W takich okolicznościach uznałem, że przyjadę tu jeszcze raz jak już sobie na mapach ponanoszę lokalizację. Czas leciał. A ja jeszcze nie byłem nawet w połowie trasy. Zatrzymałem się tylko jeszcze przy jednym z wielu krzaków bzu. Zrobiłem zdjęcie nie wiedząc, że po drodze będę miał ich jeszcze wiele.

Zaraz za Urszulinem przy drodze do Wereszczyna kapliczka i obok niej mogiła z czasów wojny polsko-bolszewickiej.

Cztery cmentarze w Wereszczynie. Jeden z nich miałem pominąć. To parafialny przy kościele. Ale i tak miałem koło niego przejeżdżać. Najpierw pojechałem w kierunku cmentarzy w pobliżu drogi do Chełma. Pierwszy. Przy drodze asfaltowej okazał się cmentarzem prawosławnym. Na jego terenie odnalazłem kilka uszkodzonych nagrobków.

Drugi na najnowszych mapach nie jest już cmentarzem. Zagajnik ze zdjęć lotniczych tworzą gęsto rosnące bzy.

Wejście utrudniają wrzucone do rowu otaczającego cmentarz wycięte gałęzie z sąsiadującego z cmentarzem sadu. Ale teren w pobliżu gęsto porastają rośliny bardzo lubiące cmentarze.

Bez to – jak wiadomo – chwast trudny do wyplenienia. Zagajnik w środku wygląda tak:

Zero nagrobków. Nie wiadomo co to za cmentarz. Jest na wzniesieniu. Otoczony jest rowem. Może wojenny? Ale dlaczego zniknął w takim razie z map? Cmentarz wojenny podlega ustawowej ochronie. Może więc nie wojenny? W takim razie jaki?

Po spenetrowaniu powierzchni cmentarza wróciłem do roweru.

Kolejny cmentarz w Wereszczynie znajduje się za cmentarzem parafialnym. Trzeba przejechać wzdłuż muru cmentarnego i … dalej są krzaki.

Po drodze taki pejzaż:

W krzakach czekają komary i śmieci. Nie odnalazłem żadnych nagrobków. Więc znów nie wiem co to za cmentarz. Są tam miejsca "trudno dostępne" – potrzeba wielkiej determinacji by tam wejść.

Ale to raczej nie jest teren cmentarza. Jego teren i tu wskazują niebieski kwiaty. A oczy czepiają się innych kwiatów. Chyba zdziczała jabłoń. Na mapach były zaznaczone sady w sąsiedztwie cmentarza.

Niewiele się dowiedziałem. Ale jeszcze może coś odnajdę, już zza biurka.

Dalsza trasa to przejazd drogą krajową do Cycowa (5 km). Próbowałem do cmentarza żydowskiego dotrzeć od drugiej strony. Wg map WIG da się. A ponieważ się nie dało przedostałem się drogą tą co zawsze (boczna od ul. Kościelnej).

Po dojechaniu zobaczyłem, że droga kończy się 100 m od terenu dawnego cmentarza żydowskiego. Nie ma przejazdu. Teren cmentarza nie wyróżnia się niczym. Zieleni się zaorany i obsiany.

W drodze do Trawnik miałem zobaczyć trzy cmentarze prawdopodobnie ewangelickie. Pierwszy z nich znajduje się w Stręczynie. Wejście niemal nie możliwe. Po przedarciu się przez przydrożne bzy czekają na odwiedzających jeżyny i pokrzywy. Nagrobków, krzyży nie ma. A przynajmniej ja ich nie widziałem.

Następny cmentarz miałem odnaleźć w Adamowie. Miałem. Musiałem pomylić drogi ponieważ miałem problem z przejazdem. Świat mi nie pasował do mapy. Drogi były nie na swoich miejscach. Ale dojechałem do miejscowości Barki przy drodze do Trawnik. Tu wśród pól też miał być cmentarz. Nie odnalazłem go. Prawdopodobnie dlatego, że szukałem w złym miejscu. Trochę mi się sytuacja wyjaśniła gdy zobaczyłem jeszcze jedną drogę do Adamowa. To nią miałem wyjechać. Może spróbuję później jeszcze raz ale jadąc w stronę przeciwną – tak będzie łatwiej. Teraz Trawniki. Tam chciałem zobaczyć mural upamiętniający więźniów obozu w Trawnikach. W mniej więcej tydzień po powstaniu mural został pomazany swastykami i częściowo zamazany. Wandal (idiota? nazista? gimnazjalista?) zniszczył to co kilka osób z Trawnik tworzyły przez kilka tygodni. Podobno naprawy jeszcze trwają. Chciałem zobaczyć na własne oczy. I dojeżdżając na miejsce uświadomiłem sobie, że przecież nie wiem gdzie mam szukać. Na początek postanowiłem zrobić pętlę wokół części przemysłowej. Zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Gdybym chciał jechać w stronę przeciwną znalazłbym po 100 m. Ale się przejechałem. Spodobało mi się, że gdy robiłem zdjęcia zainteresowałem muralem kilka przechodzących osób. Oglądali, czytali. Sam mural to za mało by do nich dotrzeć. Trzeba jeszcze im pokazać, że jest i że warto się nim zainteresować.

A tak myślałem wcześniej by zapytać kogoś na drodze gdzie mam szukać tego muralu. Na miejscu przekonałem się, że dla wielu osób on przez 2 tygodnie był niewidoczny i nie wiedzieliby gdzie go szukać.

Było już późno. Trochę obawiałem się, że w nocy może mnie jednak dopaść ten obiecywany od paru dni deszcz. W drodze do Fajsławic postanowiłem jednak nie jechać do Izdebna. Cmentarz poczeka. Ja zaś póki jest jasno pojadę drogami na których może być po zimie wiele dziur. W Siedliskach podjechałem pod kościół. Na miniaturkach zdjęć wyglądał interesująco. Nowy ale ma coś takiego… A przynajmniej myślałem, że ma. Na miejscu już mi się tak nie podobał.

Zmrok zastał mnie pod Bychawą. Do Puław miałem około 70 km. Zbliżając się do Niedrzwicy Dużej obserwowałem niebo przed sobą. Nade mną były gwiazdy. Przede mną były chmury i częste oraz liczne rozbłyski. Tak jakbym jechał prosto w burzę. Wiatr, brat burzy, momentami bardzo mi dokuczał. Zanim jednak się pojawił dostałem parę razy w twarz od chrabąszczy majowych. Już nie tak liczne jak tydzień temu w Nasutowie ale na tyle liczne by zwracać na nie uwagę. Gdy wiatr był już większy chrabąszcze pozostawały na drzewach. Nie wszystkie. Co jakiś czas jakiś spadał na ziemię. Kilka razy, gdy na raz spadło ich kilka już myślałem, że to zaczyna padać. Rozbłyski miałem cały czas przed sobą. Wąwolnicy już miałem je prawie nad głową. Albo przeszło bokiem. Albo tak tylko jakaś dyskoteka w niebie. Nawet nie było słychać grzmotów. Od osiemnastej było coraz przyjemniej – chłodniej. Dało się ten dzień jakoś przeżyć w trasie. Czy za tydzień ruszę dokończyć tą trasę? Nie wiem. Na północ od Puław dawno nie jeździłem. Ciągnie mnie teraz tam.

5 thoughts on “Z wizytą w świecie owadów

  1. Rzuciłem okien na wskazane serwisy. http://historia.urszulina.net – fantastyczna strona regionalna.
    http://sladami-przeszlosci.pl – portal w dziedzinie cmentarzy niedopracowany. Miejscami razi fuszerką. Ma problemy z obsługą poprzez przeglądarkę Microsoftu (ale to normalne bo MS używa własnych „standardów”). Brakuje wielu miejsc do których chcę dotrzeć. Nie ma też miejsc w których byłem. W sumie: albo portal jest w trakcie budowy albo dział cmentarny jest traktowany po macoszemu. Razi przewaga formy nad treścią, a bardzo szkoda potencjału jaki posiadają zastosowane tam rozwiązania. Sam bym chętnie używał takiej mapy jaką tam zastosowano zamiast googlowej w złych miejscach dla ślimaków

  2. Czy zrobiłeś może zbliżenia na mural w Trawnikach? Po lewej stronie chyba widać plan obozu. A jaka jest treść napisu po prawej stronie obrazu z barakami?
    Zastanawiałam się też co tak ładnie kwitnie jasnym fioletem między pasami rzepaku. Przypomina mi to moje zdjęcie z polem kwitnących ostów :-) Ale na osty chyba za wcześnie, na niezapominajki za wysoko, a lawenda to już w tym miejscu zakrawa na czystą fantazję :-)

Comments are closed.