Z lektury „Pierwszej wojny światowej” J. Pajewskiego

Zaczytuję się w tej książce. Co prawda liczyłem na konkretne informacje o Lubelszczyźnie, a tych tu niewiele. Jednak przecież Lubelszczyzna to tylko niewielki fragment zmagań światowych, nawet gdy tylko skupimy się na Europie. Tak samo walki podczas wojny to tylko fragment wszystkich działań. Polityka. I życie ludzi w czasie wojny. Choćby „zima brukwiowa” w Niemczech. Okropna nędza w czasie gdy państwo którego dotknęła wygrywa na wszystkich frontach. I jeszcze potęga propagandy… Dlaczego tak wielkim problemem było wytłumaczenie społeczeństwu przegranej w wojnie? Bo skutecznie się to społeczeństwo przekonało do sukcesów.

Jest tu kawałek ze wspomnień niemieckiego oficera polskiej narodowości z okresu ucieczki w 1918 roku z Francji. Młode dziewczęta francuskie pytają żołnierzy niemieckich czy teraz już idą prosto do Paryża. Za sarkazm nie zabijano. Ale jak to musiało boleć.

W polityce od początku „problem polski”. Rosjanie najpierw chcą się worka polskiego pozbyć bo jest nie do obrony. Jednak w przypadku zwycięstwa chcą powiększyć Królestwo. Zakładają, że będą zmuszeni dać mu większą autonomię. Austriacy chcieliby powiększyć i swoją Polskę. Obawiają się tylko tego, że będą zmuszeni przez Polaków do zamiany państwa podwójnego (Austro-Węgry) na potrójne – i co na to powiedzą Czesi? Niemcy nie chcą Polaków ale kawałek ziemi chętnie by wzięli. Polaków widzą u cesarskiego sąsiada – on sobie z nimi poradzi, oni nie chcą ani jednego więcej.

Powstają więc Legiony w Austrii, powstają Legiony w Rosji. Ale i tak wielu Polaków ląduje w formacjach niepolskich. Potem na froncie dzieją się takie rzeczy jak opublikowane w Karcie spotkania na froncie po dwóch stronach. I okrzyk „Jezus Maria!” zatrzymujący bagnet który chciał przybić życie do ziemi. Polacy na wszystkich frontach i po wszystkich stronach. Czasem oszukiwani przez tych z drugiej strony by dać się wystawić na strzał, czasem uchodzący z życiem bo swojego się nie zabija.

Nawet wojny nie są czarno-białe. Palety postaw i zachowań wykraczają poza tęczę barw i nie ma tu nic stałego. Kanalia może okazać współczucie, a dusza człowiek stać się kanalią i to wszystko na zawsze lub tylko na chwilę.

Świat cywilny w tym czasie przeżywa to samo choć może mniej intensywnie. Tu za ojczyznę można umrzeć z głodu.

Wyszedłem poza książkę ale tak ją czytam z kontekstem wcześniej czytanych tekstów, z jakąś tam wiedzą o zdarzeniach których w książce nie ma. Choćby sprawa wsi niedaleko Puław. Borysów i Bałtów. Tam w lecie 1915 roku mieli się zakwaterować żołnierze armii carskiej. Mieszkańcy wsi zaś znaleźli schronienie w lesie, w ziemiankach. Młodzi mężczyźni byli wyłapywani i wcielani do armii – tych wcielonych nigdy już nie zobaczono. Relacja spisana przez zainteresowanego przeszłością pracownika samorządowego z Żyrzyna i zamieszczona w „Gościńcu żyrzyńskim” – piśmie internetowym gminy Żyrzyn. Pewnie istnieje jeszcze wiele innych podobnych relacji na które jeszcze nie wpadłem. Świadków coraz mniej. To tak dawno było…

I znów nie daje mi spokoju sprawa kwatery wojennej w Żyrzynie. 180 lub 130 żołnierzy, 40 krzyży drewnianych. Parę lat temu jeszcze były 3 kamienne stele pośród nowych pochówków przypominające o istnieniu kwatery w tym miejscu. A teraz? Być może część ciał ekshumowano i przeniesiono pod pomnik poświęcony powstańcom 1863 roku i żołnierzom BCh. Pamięć żyje wraz z ludźmi. A w archiwach pozostają ślady których już się nie odnajdzie na ziemi.