Losy Żydów z Ostrowi Mazowieckiej podczas okupacji niemieckiej |
Zeznania Heleny Najmark, urodzonej w Ostrowi Maz., spisane w dniu 14 sierpnia 1945 roku w Białymstoku. Źródło: Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma, Relacje Ofiar Zagłady nr 301/738. Zachowano oryginalną pisownię. |
Wojska niemieckie zajęły Ostrów Mazowiecką w piątek dnia 10 września (według innych źródeł: 8 września - przyp. K. Bielawski) 1939 roku. Dnia 7 września 1939 roku wszystkie władze cywilne i wojskowe opuściły miasto, a z nimi razem prawie wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni. Zostałyśmy w mieście my, kobiety i starcy. W piątek wieczorem wyszło kilku Żydów starców z brodami na przywitanie wojsk nieprzyjacielskich. Oczywiście, że wróg przyjaźnie ich przyjął, zapędzając ich do budynku, w którym mieściło się gimnazjum im. Ignacego Mościckiego. Dostali porządną porcję rózeg, obcięto im brody, wzięto do czyszczenia ubikacji, kilku z nich zastrzelili, a resztę po 14 dniach wypuścili. W sobotę zaczęło się rabowanie. Niemcy wchodzili do mieszkań i zabierali wszystko, co im się żywnie podobało. Sklepy żydowskie zrabowali doszczętnie. Samochodami towarowymi wywozili towary, a co im nie wydawało się warte transportu, wyrzucali na ulicę, a Polacy zbierali, np. jedwabne pończochy, bieliznę itd. Tegoż dnia wywiesili ogłoszenie, aby Żydzi oddali wszystkie swoje kosztowności na rzecz państwa. Jeżeli przy rewizji znajdą u kogoś złoto lub obcą walutę, będzie rozstrzelany. Żydzi nie spieszyli się z oddawaniem swego mienia. W niedzielę wyszło rozporządzenie, iż wszyscy mężczyźni od 15 lat muszą się zebrać na placu gimnazjalnym. Niemcy przychodzili do domów i nieposłusznych poganiali nahajkami. Na placu został im odczytany tzw. Regulamin, jak Żydzi mają się zachowywać, pracować i pilnować wszystkie przepisy władzy niemieckiej, w przeciwnym razie będą rozstrzelani. Nauka ta trwała do godziny 07.30, a godziny policyjne rozpoczynały się od 7-ej. Żydzi zaczęli biegać do domu, wiedząc, że ich żony oczekują ich z niepokojem. Tymczasem nadeszło nowe wojsko od strony ul. Warszawskiej i widząc biegających Żydów, zaczęło strzelać do nich z automatów. Poległo wtedy około 300 Żydów, między innymi Gliksman, Abramczyk itd. Wielu było ciężko rannych, którym Niemcy nie pozwolili udzielić pomocy, a ludzie bali się wychodzić z domów. Następnego dnia zawołali Niemcy kilku Żydów, najpoważniejszych obywateli miasta: rabina Singera, Lichtensztejna, rabina Słodkiego i nałożyli kontrybucję w postaci produktów, talerzy i naczyń. Do czasu dostarczenia produktów zatrzymali dwie osoby jako zakładników. Naznaczona ilość została dostarczona. Niemcy jednak nie zadowolili się tymi darami. Wtargnęli do bóżnicy, zniszczyli wszystko, co w niej znaleźli. Ze Świętych Ksiąg wyrwali kartki i przylepiali do swoich samochodów, rabinowi obcięli brodę i kazali mu Niemcom myć nogi. Następnie złapali młodych chłopców na robotę (z czasem wszyscy uciekinierzy wrócili do swoich miast), chłopców sadzali do sadzawki i kąpali ich w błocie. Tałesami kazali Żydom czyścić ustępy, w nocy rozbierali kobiety do naga i robili z nimi gimnastykę. W Ostrowi były dwa obozy koncentracyjne: jeden na ulicy Różańskiej (szosa), gdzie po największej części siedzieli Żydzi, których złapano w drodze uciekających. Aż jednego dnia przyszła wiadomość, że Ostrów będzie okupować Rosja Sowiecka. Burgermeister zwołał wszystkich Żydów i powiedział, iż radzi im, aby opuścili miasto, bo on może im płacić tylko 60 gr. dziennie i zaznaczył, że nie starczy to na utrzymanie. Zresztą - powiedział - waszego bezpieczeństwa nie gwarantuję. Uciekinierzy muszą natychmiast miasto opuścić, a miejscowi jak chcą. Mowa ta nie wywarła zbytniego wrażenia, gdyż wszyscy w nerwowym napięciu oczekiwali na przyjście bolszewików. Miasto nasze składało się przeważnie z elementu pracującego - fachowców, jak: szewców, stolarzy, mularzy, krawców itd. Jednego dnia zauważyliśmy, że Niemcy zdejmują druty telegraficzne. Zaczęło nam się w duszy rozjaśniać. Odetchnęliśmy wszyscy. Nareszcie pozbędziemy się oprawców hitlerowskich. Polacy natomiast byli przerażeni i prosili Boga (specjalnym nabożeństwem urządzonym na tę intencję), aby bezbożnicy nie wtargnęli do miasta. Niemcy zostali. Widząc, iż Niemcy zakładają z powrotem druty telegraficzne, zaczęli wszyscy uciekać na stronę sowiecką, najpierw do Prószewnicy. Obraz to był okropny: szli starcy, ciągnąc swoje tobołki; niektórzy ciągnęli fury, gdyż konie im po drodze odbierali. Niektórych dobytek stanowił jedynie bochenek chleba. Nienasycony wróg, pragnący ofiar, i tu miał jeszcze coś do powiedzenia. Rozbierał kobiety i mężczyzn do naga, szukając złota. Przy tym zabierali co mogli. W końcu wtrąciła się Komisja Sowiecka i Niemcy pozornie przestali odbierać. Przez Ostrów przejeżdżali ludzie z różnych miast zachodnich, gdyż było ono miastem granicznym. Na ul. Warszawskiej wybuchł pożar, prawdopodobnie przez nieostrożność mieszkańców. Niemcy wykorzystali ten moment i powiedzieli, że Żydzi uciekając palą swoje domy, aby nie zostawić ich dla Polaków. Dnia 10 października (według innych źródeł: 11 listopada 1939 r. - przyp. K. Bielawski) zebrali wszystkich na placu browaru, który należał do ob. Tejtla, kazali wykopać doły i strzelając do przerażonych z karabinów maszynowych, rzucali ich wpół żywcem do grobów. Między zamordowanymi znajdowali się moi znajomi: akuszerka Grossman Dora lat 43 i jej córeczka 6-letnia Mira Grosman, ob. Lipskier, zam. przy ul. Warszawskiej 1 i córka 22-letnia. Dnia tego zginęło 800 Żydów. Więcej o Żydach z Ostrowi Mazowieckiej do roku 1945 nie było słychać. Obecnie, nie licząc wywiezionych do Związku Radzieckiego bieżeńców, zostało około dziesięciu Żydów. |